Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2010, 00:36   #19
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ruszyli we czwórkę. Corwin, który według mamy kręcił, niczym wirujący bąk na podłodze. Aleksander, doskonały wojak oraz niewątpliwe oko Benedykta. Piękna Lilavati, mająca seksowne ciało nimfy, doskonale widoczne przez cokolwiek swobodny strój, oraz tajemniczą minę sfinksa. Oraz oczywiście on, Machiavelli Wzorca oraz Doktor No Amberu. Uwielbiał sytuacje, w której wszyscy myśleli, że wie więcej, niż wie. Ogólnie nie było to trudne, wystarczało robić często „mhm”, strzelać tajemniczym spojrzeniem oraz wspominać mamę Fionę przy towarzyskich rozmowach. Jej imię działało na dyskutantów niczym czerwona płachta na byka zapalająca światełko. Takie pstryk, które powodowało, że wszyscy byli przekonani, że przeprowadza jakąś niesamowita intrygę oraz podpiera się tajną siatką szpiegowską. To, że ani intrygi, ani siatki nie było widać, to świadczyło tylko, jak doskonale jest zakamuflowana.

„Na ratuszu bije druga,
Na tajniaka tajniak mruga,
Na widowni i w sznurowni
I pod dachem i w kotłowni
I pod sceną i w bufecie,
Na galerii i w klozecie,
W kancelarii i w malarni,
W garderobach i w palarni
I w dyżurce u strażaka
Mruga tajniak na tajniaka ...”

Rodzicielka miała rację. Kiedy uważają cię za prawdopodobnego durnia lepiej siedzieć cicho, niżeli odezwać się rozwiewając wszelkie wątpliwości. Identyczna zasada dotyczy każdej niepewnej sytuacji, również tej, w której uważają cię za kłamcę, krętacza oraz oszusta. Widział doskonale podczas odjazdu, jak spojrzenie Benedykta mówiło: co tam kombinujesz? Nawet gdyby mu powiedział, że nic, nie uwierzyłby. Sytuacja identyczna, jak przy owym słynnym polityku, który uwielbiał łgać. Kiedy go zapytano, jak rozpoznać, czy kłamie, czy mówi prawdę, odparł: kiedy mówię „przysięgam”, na pewno kłamię, kiedy mówię „na honor”, to przysięgam, że wtedy mówię prawdę.

Cóż, Benedykt nie ufał mamie. Trudno mu się wprawdzie dziwić, ale popatrzmy na to inaczej: jak powinna się zachować kobieta w takim kręgu intryg oraz rozgrywek pomiędzy mężczyznami. Królem mianowana być nie może, ale jako wsparcie jest pożądana przez wszystkich. Jednym słowem: dodatek, chociaż trzeba przyznać, że istotny dodatek. Jednak olbrzymia ilość kombinacji politycznych powoduje, że można stracić nawet ową rolę „dodatku.” Dlaczegóż się więc dziwić, że zdarzało jej się wymieniać stronnictwa? Podobnie, jak ów proboszcz z „Charakterów i anegdot” de Chamforta. Opisuje tam w jednej z nich proboszcza we wsi Bray, sama zaś akcja dzieje się podczas wojen religijnych. Wioska akurat była miejscem starć we Francji oraz przechodziła kilkakrotnie w ręce walczących stron. To zdobywali ją protestanci, to odbijali katolicy. Gdy tylko Bray znajdowało się w rękach katolików, proboszcz ogłaszał się katolikiem, gdy trzymali je protestanci, stawał się protestantem. Kiedy więc przyjaciele zarzucili mu po wielu takich zmianach niestałość, duchowny odpowiedział: „Niestały? Wręcz przeciwnie. Jestem bardzo stały. Stale chcę być proboszczem w Bray.” Podobnie postępowała mama, która chciała być owym „proboszczem” w każdym układzie, chyba zaś trudno jej zarzucać to, że układy się trochę razy zmieniały.

Przed wyjazdem jeszcze trochę czasu Connley poświęcił przygotowaniom. Najpierw kilka miłych liścików do ciotek oraz wujków, którzy pewnie mieli własne sprawy. Nie chciał im przeszkadzać, ale kilka miłych słów na perfumowanej karcie nie zaszkodziło. Poprosił sekretarza lorda szambelana, żeby przekazał jej krewnym. Chwilę poświecił atutowi kuzynki. Oprócz tego nie ma jak posiadanie umiejętności, które trochę ułatwiają oraz uprzyjemniają. Tworzenie kieszonkowych wszechświatów jest takim przykładem. Kilka kieszeni bez dna pozwoliło mu stworzyć we własnym plecaku całkiem nieźle wyposażany magazynek, pełen zapasowych ciuchów oraz sympatycznego prowiantu.

Jechali. Całkiem nieźle szło. Od czasu do czasu kontaktował się z mamą. Jak milusio mieć pewne proste umiejętności, które pozwalają na ukrycie rozmaitych faktów. Nawet ujeżdżając corwinowego konika potrafił się skoncentrować na mamie. Słusznie zresztą, miała nowiny, sporo nowin. Dworkin wspominał coś dawno nie widzianych aktorów.
- No to wymieńmy – mówił cichutko. - Brand, Dierdre, Oberon, Bleys, Osric, Finndo, przy czym Brand, Oberon, Bleys byliby zdolni do stworzenia takiego sztormu, jak wcześniej oraz mają doskonale pojęcie na temat Wzorca. Oberon zaś także Logrusa.
- Właśnie. Ktoś jeszcze?
- Nie wiem, ale jeżeli mogłabyś …
- Dobrze, pozastanawiam się – stwierdziła Fiona. - Uważaj na siebie.

Minęły kolejne chwile. Potem pojawili się owi humanoidzi, Corwin zadecydował, że powinni się rozdzielić oraz że póki co nie powinni nikogo zawiadamiać. Dopiero, kiedy przejdą do innego cienia. Łaskawie jednak nie powiedział dlaczego. Cóż takiemu wujkowi wierzyć, to niczym jazda na łyżwach mając na nogach narciarskie obuwie. Czysta ekwilibrystyka.

Wujaszek sobie zażyczył, doskonale. Prowadzenie poprzez ciebie było dla Connleya niczym trop sarny dla psa gończego. Jednak niedługo po wyjściu z owego cienia zatrzymał się na chwilę.
- Przepraszam – zwrócił się do towarzyszy wyprawy. - muszę na chwileczkę skorzystać. Jeśli chcesz, Aleksandrze, porozmawiaj teraz z Benedyktem.
Po czym zsiadł z konia, rozłożył na ziemi plecak, który zabrał z zamku, po czym nie przejmując się kompletną teoretyczną niemożliwością takiego przypadku, z niewielkiej kieszeni, którą nagle rozciągnął, wydobył miłą oraz stylową wygódkę.


- Przepraszam państwa, ale to potrwa tylko chwilę – stwierdził otwierając drzwi owego miejsca, gdzie nawet królowie chodzą piechotą. - Korzystając z chwili okazji, pozwolę sobie nieco pokombinować z cieniem. Nic tak nie sprzyja koncentracji, jak to wspaniale miejsce.

Rzeczywiście, jakże miał dobry pomysł zabrać ze sobą Toitoikę. Teraz spokojnie zamknięty, zajmując się najważniejszymi sprawami, mruczał sobie LaCumparitę, jednocześnie manipulując cieniem. Czas. Wydłużał się, rozciągał, giął pod wpływem nacisku jego woli. Spowalniał, spowalniał coraz bardziej, jakby wybrzmiewające rytmy tanga miały na niego tak dziwny wpływ. Wreszcie był taki, jak oczekiwał diuk.

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/R7_rnucyZg8?fs=1&hl=pl_PL[/MEDIA]

Szybko załatwił co trzeba i już kompletnie ubrany oraz po umyciu dłoni specjalną chusteczką przywołał Morgainne. Czasem dobrze umieć obejść się bez klasycznej talii atutów, choć, niezaprzeczalnie ładny obrazek ma swoją specyficzną urodę.

***

Rozmowa. Miła, sympatyczna, zaś później, no cóż, klasycznie. Wedle zwyczaju, wszystkich wytwornych oraz pięknych arystokratek, Morgainne dała kuzynowi delikatną sugestię, żeby wyniósł swoje cztery litery za drzwi, co też on niezwłocznie uczynił. Oczywiście podparłszy się swoim tradycyjnym, wieloznacznym uśmiechem, co by nie stracić resztek godności oraz osobistego poczucia własnej jakiej takiej wartości.

Chciał jeszcze zaczepić mamę oraz wuja Benedykta. Najpierw trafiła się Fiona, jak zwykle zafrasowana sytuacją Amberu. Opowiedział jej wszystko ze szczegółami. Uznała, że osoba w Cieniu to nie Bleys. Było zbyt blisko Amberu, by w czasie próby wywołania Atutem wyczuła go tak słabo, jak to się zdarzyło. Można było jednak, według niej, podejrzewać, że jednym z naszych przeciwników okazywał się właśnie Bleys oraz że nie działa sam.
- Ktoś cały czas - jak wyjaśniła - zakłóca działanie Wzorca. Jest to bardzo subtelne i ma ograniczone działanie, na przykład dotyczące Atutu Dworców. Jednak trzeba zająć się wykryciem, czym to jest spowodowane.

Co do próby otrucia Mandora, to wysnuła dwie możliwości: po pierwsze, dosyć oczywiste, ktoś prawdopodobnie próbuje faktycznie skłócić Amber z Dworcami, jednakże po drugie, teoretycznie atak mógł być wymierzony w samego Mandora. Być może była to próba porwania. I chyba tylko interwencji Morgainne udało się jej zapobiec. Oczywiście, mogło to dotyczyć opcji przedstawionej najpierw, ale ktoś mógł się również próbować pozbyć lorda Sawalla przy okazji niejako. Bowiem kombinator Mandorek zdołał sobie nabruździć chyba wszędzie, gdzie się tylko dało. Jakaś osoba mogła uznać podtrucie go za wspaniałą okazję do wyrównania rachunków.

Trzeba odszukać, uznała, służącą, ale Fiona wątpiła, by ta osoba była jeszcze na zamku. Nie mniej, zawsze dokładne sprawdzenie okoliczności mogło ukazać jakieś dodatkowe ślady. Oznacza to także, że ktoś stojący za zamachem: albo jeszcze jest, albo był do niedawna w Amberze. Bowiem normalna służąca, nawet nielubiąca lorda Sawalla, nie działałaby sama. Właściwie zgadzał się z jej uwagami oraz przyjmował ostrzeżenia przed Corwinem. Niewątpliwie postąpił nadzwyczaj dziwnie próbując samemu wytropić owego samozwańczego kacyka. Uznała, że jest sprzymierzeńcem, ale do czasu, jak zwykle zresztą.

Natomiast Benedykt wydał się szczerze zaniepokojony i zmartwiony tym co się dzieje.
- Może faktycznie mama ma racje, co do niego? Może działa rzeczywiście na korzyść Amberu, albo jest wykorzystywany przez kogoś, ale osobiście pragnie dobra Wzorca? To możliwe – zastanawiał się syn czarodziejki Fiony.
- Postaram się wykryć szpiega, który niewątpliwie jest na zamku – oświadczył regent. - Dobrze, że przyniosłeś wieści. Teraz potrzeba nam wsparcia każdego mężczyzny, każdej kobiety naszego rodu. Musimy uniknąć wojny, musimy, zarówno przeciwko Dworcom, jak również między sobą. Nie chcę tego, co działo się za mojego szalonego brata – wspomniał.
- Chyba nikt normalny nie chce – trudno było nie zgodzić się. Wszyscy wiedzieli, jak fatalnie skończyła się poprzednia krwawa wojna oraz jaką daninę uiściła rodzina, aby ją skończyć. Wymienili jeszcze parę uwag, a potem kolejny skok, prosto do wnętrza toitoiki oraz wyprostowanie przebiegu strumienia czasu. Szybsze niż poprzednio, gdyż wiedział, co oraz jak uchwycić manipulując cieniem.

***

Nie upłynęło wiele. Wyszedł uśmiechnięty.
- Cóż, jeśli ktoś chce skorzystać, zapraszam. Posiada specjalny odświeżacz. Pachnie konwaliowo – wyjaśnił księżniczce Lilavati i diukowi Aleksandrowi. - Korzystając z okazji posiedzenia, porozmawiałem bezpośrednio z Benedyktem, Fioną oraz Morgaine przedstawiając im sytuację. Podczas naszego pościgu, ktoś próbował otruć lorda Sawalla. Szczęśliwie nadeszła Morgainne, toteż Mandor prawdopodobnie wywinął się cało. Wiem, że lord Jesby wspomniał tobie, księżniczko, przez atut, jak miała się sytuacja. Ktoś szczerze pracuje nad skłóceniem nas. Dlatego specjalnie trzeba się postarać, żeby mu się nie udało tego właśnie dokonać.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 21-10-2010 o 00:43.
Kelly jest offline