Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2010, 14:50   #30
szarotka
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Nie patrz na śmierć, jeśli nie musisz. Kiedyś i tak cię znajdzie i spojrzy ci w oczy; mówił jej niegdyś Viggo. Dlatego, gdy grupa zatrzymała się przy skale, Issa zerknęła na pole bitwy tylko raz. A potem odwróciła się i zatopiła wzrok w linii horyzontu. Odgłosy walki denerwowały ją tak czy inaczej, toteż była zła na wszystkich, że tak po prostu sterczą tam i się gapią. Ale była cierpliwa. Uważała, że cierpliwość to cecha ułatwiająca przetrwanie. Toteż przeczekała również rozgrzebywanie piasku przez uczestników wyprawy i fascynację znalezionymi przedmiotami (po pobieżnych oględzinach nie stwierdziła, by cokolwiek ze ‘skarbów’ przydało się jej do czegokolwiek). Z niejaką ulgą powitała w końcu widok jaskiń i obietnicy cienia. Oczywiście pustynia jak na złość wydłużała dystans do celu, toteż gdy w końcu dotarli do groty, dziewczyna była wymęczona i śpiąca.
I gdzie ty chciałaś się wyrwać w świat, głupia; ganiła siebie w myślach; Jak nawet kilkudziesięcio kilometrowa podróż cię zniechęca.
Naraz zorientowała się, że Rufus wpada na nią całym ciałem i leci na ziemię. Ręce odruchowo podtrzymały nieszczęśnika, przy aktywnej pomocy brata. Dopiero gdy spojrzała na swój własny nóż pomiędzy stopami naukowca, sapnęła cicho. Chodzący talizman działał. Nie roześmiała się, jak wszyscy, ale nie powstrzymała uśmiechu. Poczochrała dzieciaka po głowie i po rozsznurowaniu plecaka wręczyła małemu jeden z dużych placków, przekonując że naprawdę to będzie duża pomoc, bo placek jest przecież taki ciężki i malec może go ponieść. Nie liczyła co prawda na zwrot właśności, ale wszak po to przyniosła tu jedzenie.

Gdy tylko wszyscy się rozpakowali i w miarę ‘rozgościli’ jeśli można tak ująć owo spotkanie, rozdała większość żywności, lwią część oczywiście dając na przechowanie Morganom. Plecak od razu zrobił się lekki, ale nie odmówiła poczęstunku nawet psu. To wtedy pofatygował się do niej Dang, chyba z wielkich nudów i zaproponował swoiste szkolenie przed wejściem do jaskini. Wróciła z tej mini wyprawy z wężem bez głowy (upolowanym rzecz jasna przez Danga) i wysokim samoniezadowoleniem. Mogła iść o zakład, że kiedy tylko wróci do Bluff, będzie pluła sobie w brodę, za przepuszczenie takiej okazji do nauki, ale teraz jakoś nie potrafiła przestawić się na tryb łowcy, drapieżnika, samotnego wędrowca, co sugerował Zero. Jedynym pocieszeniem wydawała się perspektywa smacznej zupy, którą zamierzyła uszczęśliwić tego wieczoru wszystkich obecnych. Siebie uszczęśliwić nie umiała.

Mięso węża zostało spożytkowane w całości, spoczywając - pokrojone w kostkę - na dnie garnka. Wkrótce jego los podzieliła fasola oraz cherlawa, krucha kapusta w dużych ilościach. Nie minęło pół godziny, gdy w jaskini rozchodzić się począł zapach gotowanego jadła, sugerujący co prawda bardziej kapuśniak niż zupę wężową, aczkolwiek tak czy inaczej zachęcający. Issa, przypominająca wiedźmę skupioną nad kotłem z tajemną miksturą, dosypywała do swego dzieła szczyptę tego, parę ziaren tamtego, tak iż woń unosząca się z dymem przybrała wyrazu i pikanterii. Dopiero gdy całość została zamieszana i pozostawiona już tylko na działanie temperatury, dziewczyna zauważyła siedzącego obok Rufusa, patrzącego się w ogień. A może w garnek? Czyżby był tak głodny?
Zajrzała do gara, obliczając w myślach na ile porcji starczy tej zawartości i rachunek wypadł chyba niezbyt pomyślnie.
Najwyżej zadowolę się plackiem; pomyślała strapiona; A innym ponalewam mniej.
- Jeszcze dwa kwadranse i będzie można jeść - poinformowała dla porządku kolegę naukowca.
- Ciekawe, jak oni przyrządzają taką zupę ... - odparł mimochodem, nadal wpatrzony w płomienie.
- Na pewno w garnku - odparła rzeczowo - I bez przypraw się nie obejdzie, bo to tak jakby jedli węża na surowo. Nie wydobędzie się smaku przez samo obgotowanie. Prawdziwym kucharzem jest przyprawa. Podobnie chyba jak z twoimi badaniami? Bez jednego znaczącego składnika na nic doświadczenie? - zaryzykowała porównanie, by mężczyzna zrozumiał jej wywód
- Przyprawy wydobywają smak? A jak? Znaczy ... jak działają na receptory w języku ... ale zaraz smaki są tylko cztery. Jaki smak ma wąż? - najwyraźniej zbaraniał - Jak się rozróżnia węża od bramina? - Patrzy na kobietę najwyraźniej oczekując odpowiedzi.

Wydęła usta lekko, słuchając głośnych rozważań, pytań i wątpliwości... wszystko jedno. I tak znała odpowiedź na ostatnie z nich. I bynajmniej nie ułatwiającą zrozumienia niczego.
- Wąż smakuje trochę jak jaszczurka - wyjaśniła z namaszczeniem - Mięso bydlęce jest twardsze, nie rozpływa się tak na języku. Zresztą sam skosztujesz, to się przekonasz. Nawet możesz przeprowadzić te twoje badania, skoro pomoże ci to zaspokoić głód... no jakikolwiek głód. Chętnie potem posłucham do czego doszedłeś - wsadziła łyżkę do zupy, podmuchała na to co wydobyła i spróbowała - A z tymi smakami to wydaje mi się, że jest jak z kolorami. Też są ponoć jakieś trzy, a jak pomieszasz, to wyjdzie cała tęcza.
Dosypała jakichś suchych, pachnących listków do tajemniczego kotła i zamieszała znów. Teraz była bardziej ukontentowana.
- Spróbujesz? - podsunęła mężczyźnie łyżkę.
- Nienie ... to nie o to chodzi ... to nie jak z kolorami ... - zaprzeczył odruchowo biorąc do ust całą łyżkę i ... nagle wytrzeszczając oczy. Mina naukowca przez moment zmieniała się ukazujac przerażenie tym co nagle znalazło się w jego ustach w końcu ... przełkął. W końcu to jedzenie ...
- Gorące - wytłumaczył się cicho otwierając usta i chłodząc się niczym pies ...
Obserwowała jego miny z uwagą widza, chłonącego spektakl. Już prawie się zmartwiła, że za ostre, czy niedosolone, lecz końcowa deklaracja rozbawiła ją szczerze. Uśmiechnęła się sympatycznie i pokręciła głową, jak nad małym dzieckiem.
- Zapomniałam ci powiedzieć, Rufusie, że najpierw należy podmuchać. Czy ty czasem jesteś myślami tu na ziemi? Czy wciąż gdzieś tam wśród wzorów, pytań i możliwości?
Przyjrzał się jej przez moment, jakby dopiero teraz docierało do niego, gdzie właściwie się znajduje. Potem przemyślał jej wypowiedź i ... o dziwo zauważył w nim nawet tą lekką kpinę.
- Sporadycznie. Tu jest buro, szaro, biednie i nudno. A tu - popukał się w skroń - jest ciekawie i pod kontrolą.
- Załóżmy, że pod kontrolą - sprostowała delikatnie, mając przed oczyma wszystkie pechowe doświadczenia kolegi - Ale tak po prawdzie to ci zazdroszczę. Też bym chciała być gdzieś ‘tam’, gdzie nie trzeba myśleć co włożyć do garnka dnia jutrzejszego, ani nie bać się o rodzinę, zwierzęta, o siebie - oplotła rękoma kolano i popatrzyła w sufit groty - Oczywiście mówiąc ‘tam’ niekoniecznie mam na myśli twoją głowę, ale w ogóle... - westchnęła, nie potrafiąc znaleźć słowa - ... coś innego.

Przyglądał jej się, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. No ... w zasadzie też czasem zastanawiał się co będzie jadł czy pił następnego dnia ... ale zawsze potem dochodził do wniosku, że rozwiązanie problemu jest trywialne i nie wymaga dowodu. Zazwyczaj w takich sytuacjach pojawiała się Issa, albo szedł do Pana Wonga ... no - jedzenie i picie się jakoś pojawiało gdy było potrzebne. Rodzina ... żyła przecież w wiosce. Czemu miałby się o nią martwić. Idee przekazywane mu przez dziewczynę były bardzo obce ale ... zaczął podchodzić do niej jak do obiektu doświadczalnego. Obiekt ów bał się. O rodzinę (faktycznie, chyba jakiś czas temu straciła brata), zwierzęta (coś z żarzyskiem i spalonym braminem?) i jedzenie ... jeżeli obiekt przynosił mu jedzenie to ... to dlaczego sam się martwił o siebie? To było ciężkie do analizy. Ludzie byli tak nielogiczni. No ale dalej - obiekt się boi. Strach przeszkadza i najczęściej albo demotywuje, albo motywuje do głupot. Tem trzeba zapobiegać. Jak!? Nie do końca wiedział. Zaraz ... gdy on się bał to ... mama go przytulała! Doskonale.
Nie czekając dłużej objął dziewczynę ramieniem i przyciągnał do siebie po bratersku. Miał naprawdę ogromną nadzieję, że jej to pomoże. Mama zwykle jeszcze mówiła, że zawsze ma ją. No to do dzieła, trzeba przecież uratować ten obiekt przed strachem ...
- Ej ... Nie martw się ... Issa. Nie jesteś przecież sama. Masz wszystkich w Bluff, nas tutaj ... mnie. Cała masa ludzi, którzy mogą pomóc, prawda? - Całe swoje umiejętności włożył we współczująco - pocieszający usmiech.
Gest ten tak ją zaskoczył, że nawet nie zareagowała, tylko patrzyła na towarzysza, jak na nową odmianę pomidora, całą w ciapki. Zaś jego słowa zdumiały ją dokumentnie. Zerknęła na zupę bulgoczącą wolno na ogniu, potem na Rufusa.
No Issa; pomyślała; sporządziłaś właśnie eliksir człowieczeństwa. Jeden łyk i Rufus stał się ludzki.
Nie odsunęła się, ani nie zrobiła niczego, co zasugerowałoby, że obecna sytuacja jej nie odpowiada. To było takie... rodzinne. Przyjacielskie.
- Mam całe Bluff, Rufus, ale czasami mam wrażenie, że jestem sama. Tylko ty jesteś takim oknem... a właściwie okiem, które patrzy na wszystko pod innym kątem. No i czy to nie dziwne, że przy mnie ci się wszystko udaje? Nawet ten nóż dzisiaj... szłabym o zakład, że beze mnie trafiłby w twój palec.

To było nielogiczne. Przecież to jakieś magiczne, nielogiczne myslenie. Wierzenia idiotów! Już cisnęło mu się to na usta ale ... nie powiedział tego. Znowu wyraz namysłu zagościł na jego twarzy. Uzmysłowił sobie, że takie zdanie sprawiło by jej przykrość. I coś w nim nie chciało, sprawiać jej przykrości. W ogóle - krzywdzenie ludzi nie leżało w strefie jego zainteresowań. A ona przynosiła mu placki i była miła. Czy prawda warta jest jej bólu? Zwłaszcza, że prawdę on zna ... a jej jest niepotrzebna. Czy stanie się coś złego, jeżeli on potwierdzi tą jej totalnie imbecylską teorię? Nic. Uśmiechnał się.
- Coś w tym jest ... pewnie gdy jesteś bardziej sie skupiam na tym co przyziemne i uważam na różne ... drobne sprawy. - powiedział, nie orientując się, jak blisko otarł się o prawdę ...
Dokonałam cudu; przebiegła jej przez głowę zadowolona myśl; To zupełnie jak obserwacja nowo kiełkującego nieznanego nasiona. Nie wiadomo co z tego wyrośnie, ale wzeszło! I rokuje się naprawde obiecująco. Ale trzeba mieć je na oku, by korygować ewentualne choroby i regres postępów.
- Więc najlepiej, jak będziesz się trzymał blisko mnie, zanim nie wrócimy do Bluff. Nie wiadomo co tu w nocy łazi po grocie, a nie chcę byś znów skończył z gorączką czy innym paskudztwem. Nie sądzę by Hyra zabrała cały worek ziół na wszelkie dolegliwości
- zaproponowała z przekonaniem równym niemal naukowemu.
- To ... dobry pomysł. - totalnie nie wiedział, czy już powinien zabierać reke czy nie. Dlatego na wszelki wypadek ją trzymał. W zasadzie było to przyjemne no i ... przypominało mu chwile z przed kilku lat, jak trzy razy udało mu się siedzieć już tak blisko z dziewczyną. Tylko zawsze potem coś szło nie tak ... najgorzej było z ta dachówką i gwo ... Zamarł. Znowu uciekał gdzieś myślami, a chyba toczyli jakąś rozmowę. O czym? Panicznie przeszukiwał pamięć. O trzymaniu się razem! Uff ... to teraz tylko powiedzieć coś sensownego ...
- Zdecydowanie powinniśmy wszyscy trzymać się razem. Duża grupa to bardziej bezpiecznie. - wtedy przypomniał sobie więcej z tematu i szybko dodał - A twój ... eeee .... wplyw? Cieżko to określić, więc załóżmy, że to jakiś rodzaj wpływu ... na mnie, jest nie do przecenienia. - tak, ta fałszywa teoria miała coraz ciekawsze rezultaty ...
Dziewczyna szybko wybawiła Rufusa z dylematu “co z tą ręką”, bowiem po pobieżnej lustracji zawartości kociołka oświadczyła:
- Już chyba będzie dobre - i po degustacji umieściła w rękach mężczyzny blaszaną miskę, nalewając w nią największą chyba porcję. Potem zajęła się resztą towarzystwa i po kilku chwilach cała grota pachniała zupnym bukietem. Issa zaś, najskromniej ze wszystkich, siadła przy ognisku, zadowalając się resztkami placka.

Do snu szykowała się jako jedna z pierwszych, przy czym wymownym spojrzeniem niemal zmusiła Rufusa, by przeniósł swoje posłanie bliżej jej legowiska, w kulturalny zasięg wzroku. W nocy budziła się tylko raz. Hyra coś chciała.

***
Dokonano przy współudziale Bothariego
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.

Ostatnio edytowane przez szarotka : 21-10-2010 o 16:05. Powód: poprawki dot. fauny
szarotka jest offline