Odpoczynek minął dla krasnoluda szybko. Stał a właściwie siedział w miejscu obserwując wszystko dokoła. Jednak szybko okazało się to zbyt nudne, więc zaczął się bawić swoim toporem. Z utęsknieniem patrzył na kilofy, które jak stwierdził od początku podróży na niewiele się zdały. Nie mógł się wręcz doczekać aż będzie znów przebijał w podziemiach skały swoimi diamentowymi kilofami. Po tej całej wyprawie wracam do kopalni. - Zadecydował. -Dość mam już tych otwartych przestrzeni. Kopalnie, jaskinie, podziemia, nawet lochy byłyby lepsze od gór, w których atakują barbarzyńcy, od mostów, przy których lądują demony i wreszcie od lasów, które nagle znikają. Po decyzji powrotu do kopalni, czas odpoczynku się skończył
W trakcie podróży mijali jakieś pobojowiska, ale nie interesowały one Kolgrima. Zainteresowała go jednak bardzo długa karawana, na którą natknęli się po chwili. A najbardziej interesowała go krasnoludka wydająca komendy niczym prawdziwy dowódca.
Jako pierwszy zwrócił się do niej Duningan.
-Witamy. Nie lękajcie się nas, nie mamy złych zamiarów. Jesteśmy jedynie grupą podróżnych, szukających szczęścia i fortuny.- rzekł z uśmiechem na twarzy.
-Fortuny... -Powtórzył cicho Kolgrim wpatrując się w głupim uśmieszkiem na krasnoludkę. Wiedział, że jego topór na plecach, który lekko przewyższał krasnoluda nie zrobi na niej wrażenia. Oparł ręce na zatkniętych za pasem kilofach i uśmiechając się do krasnoludki, puścił do niej oko. |