Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2010, 13:17   #3
Apkey
 
Apkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Apkey nie jest za bardzo znany
Podczas „wykładu” Ronon rozglądał się po twarzach innych uczestników wyprawy. Oceniał z kim ma do czynienia jak będzie się im współpracowało... Po prawdzie wolał pracować sam ale teraz nie miał większego wyboru. Po tym jak człowiek w kitlu skończył mówić Dex siedział jeszcze przez chwile wygodnie rozparty zastanawiając się nad tym co usłyszał, dopóki nie weszła kobieta w kraciastej koszuli. Za nią udał się do swojej kwatery...
Ośrodek w jakim przebywali cały utrzymany był w stylu jaki dało się zauważyć na sali konferencyjnej – sterylnie białe ściany, lampy jarzeniowe, nawet minimalistyczne kwatery. Wszystko to nie budziło w przyzwyczajonym do przyrody i otwartych przestrzeni pół Hawajczyku. Nie czuł tu się dobrze a wręcz obco, na szczęście nie musiał się przyzwyczajać to w końcu tylko 4 dni...

Zanim dotarł do swojej kwatery postanowił się trochę rozruszać przed snem – lot samolotem nie należał do najwygodniejszych zwłaszcza przy ponad 2 metrach wzrostu Ronona. Cóż samoloty projektowane są dla mas.
Gdy wszedł do malutkiego pokoiku zobaczył swoje torby podróżne co wywołało w nim nieprzyjemne skojarzenia z dawnym życiem. Rzeczy nawet nie rozpakowywał – przez lata spędzone z ojcem nauczył się „żyć na walizkach” i nie przeszkadzało mu to zbytnio. Posiłek obrzucił tylko obojętnym spojrzeniem po czym zaczął się przebierać wszakże strój powinien odpowiadać sytuacji a on miał zamiar odbyć wieczorny trening. Po wyjściu na korytarz zaczął rozgrzewać zastane mięśnie prostymi rozciągającymi ćwiczeniami. Potem potruchtał w stronę wyjścia z kompleksu zapamiętując rozkład korytarzy by nie pogubić się w tej przytłaczająco minimalistycznej orgii bieli jaka dominowała w tym kompleksie.
Po przekonaniu strażnika, w pokoiku przy wejściu głównym, iż chce tylko pobiegać a nie wynosi żadnych supertajnych informacji o projekcie, zdołał w końcu wydostać się na otwartą przestrzeń.
Lubił wysiłek fizyczny i teraz mu go brakowało. Po paru godzinach forsownego biegania po terenach otaczających ośrodek zakończonych krotka gimnastyka tai-chi wrócił do swojej kwatery by spożyć zimną już kolację.
Usiadł na łóżku krzyżując nogi i zapatrzył się w rąbek księżyca w nowiu za oknem. Ogarnęło go dziwne uczucie, którego nie znał jak dotąd.
Dotarło do niego ze już na zawsze żegna się z Ziemia, że już nigdy nie będzie oglądał rodzinnych stron. Zaczął wspominać rodzinny Boston, swoje włóczęgi po kraju i poza nim, buntownicze dzieciństwo, rodzinę matki w Honolulu dzięki której poznał cześć swojego dziedzictwa…
„Nie tutaj nic mnie już nie trzyma” pomyślał uśmiechając się krzywo. Jego spojrzenie wcześniej nieobecne nabrało wyrazu gdy podjął wewnętrzną decyzję. Po chwili zsuwając z siebie ubranie położył się do łózka, pogładził swoje dredy „Będę musiał wymyślić jakiś sposób na to żeby je zostawić na te 200 lat” uśmiechnął się do swoich myśli i wyciszył umysł do tego stopnia ze po chwili spał głęboko.
W nocy miał bliżej nieokreślone koszmary które napełniły go niepokojem. Zapamiętał tylko tyle, że śniła mu się matka i siostra po wypadku…


Rano obudził go szelest otwieranych drzwi i niewyraźne odgłosy skradania się. Momentalnie odżyły w nim stare nawyki – teraz był w dżungli południowoamerykańskiej i był ściganym zwierzęciem. Ktoś stanął przy jego łóżku i pochylił się nad „śpiącym” Rononem… tylko po to by momentalnie znaleźć się w pozycji horyzontalnej z głową wgnieciona w zmierzwioną pościel a rekami skrepowanymi zabójczo skuteczna dźwignią. Hawajczyk zareagował instynktownie – czując niejasne zagrożenie był gotów wyłamać tej kobiecie obie ręce w barkach. Po krótkiej chwili doszło do niego gdzie jest i co robi, potem uświadomił sobie że jest nagi i obezwładnił prawdopodobne oficera ochrony tej bazy.
- Wybaczy Pani ale nie jestem przyzwyczajony do tego że ktoś obcy budzi mnie chyłkiem – zaczął tłumaczyć się nieskładnie, pomagając wstać kobiecie.
Gdy do niej dotarło w jakiej sytuacji się znajduje zaczęła się nerwowo śmiać.
- Wybaczy mi Pan, że zakłóciłam odpoczynek ale czas wstawać a to miał być pierwszy z dzisiejszych sprawdzianów. Ma pan za chwilę śniadanie a potem pierwsze testy.
Pani oficer przez cały czas patrzyła się prosto w twarz Hawajczyka masując ponaciągane barki a potem szybko wycofała się chyłkiem z jego kwatery starając się nie zwracać uwagi na to iż Dex był przez cała ich rozmowę zupełnie nagi. Ronon chwilę stał kontemplując całą sytuację a potem ubrał się w wygodny strój treningowy i opuścił swoją tymczasową kwaterę cały czas uśmiechając się pod nosem.
Po dotarciu do małej mesy i odebraniu swojej porcji Ronon siadł przy pierwszym z brzegu stoliku. Po chwili los obdarzył go towarzyszem i to dosłownie ponieważ przysiadł się do niego Rosjanin którego widział na wczorajszym „wykładzie”.
- Witajcie. Razem spędzimy pewnie resztę życia, może lepiej się poznać. Jestem Aleks Bilicki.
Ronon obojętnym spojrzeniem obrzucił Rosjanina który nie najlepiej jeszcze mówił po angielsku. Odburknął
- Mhhmm. Ronon Dex. Po czym wrócił do posiłku.
- Ja jestem .. byłem żołnierzem, wy czym się trudnicie? – Ruski nie dawał za wygraną
- Biochemią, bioinżynierią i ekologią. – znów zdawkowo odpowiedział
- Oho, kolega zielony? - pomyślał Aleks po czym zwrócił się do nowego znajomego - mam nadzieję ,że nie przywiążesz się łańcuchem do jakiegoś drzewa na tej planecie? Hehe ... a tak na poważnie, to mógł byś to jakoś ...prościej ująć? Zawsze się zastanawiałem co może robić ktoś z takim wykształceniem ... poza przypinaniem się do drzew skomplikowanymi zamkami...
Dex tylko uśmiechnął sie krzywo „Inteligencik się znalazł” Zawsze zachodził w głowę jaki cel mieli spece z NASA w wysyłaniu na misje ludzi którzy maja ziemniaki zamiast istoty szarej.
- To miedzy innymi dzięki mnie Twój mozg nie straci nic ze swojej zawartości i konsystencji podczas tego lotu.
- Pracowaliście nad sarkofagami ? - Wtrąca Rosjanin
- Oględnie mówiąc nie zrozumiałbyś co przy nich robiłem. Wystarczy powiedzieć ze ja wymyśliłem te miksturę, która na prezentacji nazywa się “Octem”.
Po chwili przysiadł się do nich Azjata
Jiro zaśmiał się po czym wtrącił się do rozmowy rzucając tą swoją angielszczyzną z dziwnym ruskim akcentem
-Aaa nice to meet you my friends! Im glad i can see you today! Tak na poważnie śmieszną prowadzicie rozmowę, a po z tym to taki biochemik może choćby wódę wydestylować.
- No towarzyszu, w końcu jakieś konkrety. Teraz toś mi to po ludzku wytłumaczył - Rosjanin zaśmiał się - Ale mogli byście się przedstawić, panie mądry.
Spojrzał na Rosjanina po lekko zdziwiony, taki zwyczaj chyba dziwni ci azjaci.
-To mówcie mi Jiro...nazwisko jest na tyle trudne, że sam mam problemy z jego wymową.
- Dobrze ... Jiro ... wy czym się trudnicie, jeśli wolno wiedzieć ?
-Też destylaty robię - Powiedział po czym uśmiechnął się lekko
- No tak, stąd rosyjski akcent - wtrącił pod nosem Rosjanin
Dex przysłuchując się ich dyskusji nie okazywał specjalnego zainteresowania. Ot nie czuł potrzeby konwersowania o tak trywialnych sprawach jak destylowanie wódy.
- Jak tam trening, towarzysze? Mocno was już przeciągnęli? - Rosjanin zaśmiał się
Wzruszył ramionami - Nic ciekawego, bardziej się już w laboratorium nabiegałem.
... „Jajogłowi” pomyślał Rosjanin. „Co oni mogą wiedzieć o zmęczeniu?” Spojrzał na zegarek
- Wybaczcie towarzysze, mam jakieś testy czy jakiś inny trud - Rosjanin poplątał się w słowach po czym wstał, skinął głową i opuścił stołówkę.
Dex wstał przeciągnął się poprawiając imponujące dredy. Wziął tackę z pozostałościami po posiłku w ręce i kierując się w stronę bufetu rzucił przez ramie:
- Trzymajcie się.
Po wrzuceniu resztek do kosza udał się do swoich zajęć.

Pierwsze testy sprawnościowe według rozpiski miał dopiero po południu więc wolnym krokiem skierował się do laboratorium chemicznego. Jako ze miał mnóstwo czasu zaczął kombinować przy formule octu tak żeby uratować swoje dredy (do których był bardzo przywiązany). Po paru nieudanych próbach wpadł na genialny pomysł - zsyntetyzował po prostu pewien organiczny polimer który miał ochronić jego fryzurkę przed gniciem w sarkofagach i potem już na planecie. Wstępne testy wykazały ze środek powinien wytrzymać reakcje z „octem” ale potrzebny był czas żeby cały polimer powstał. Ronon włączył automatyczny proces „ważenia” (jak lubili nazywać syntezę chemiczna jeszcze za czasów studenckich) ustawił wszystkie parametry w komputerze i zadowolony udał się w kierunku sal treningowych gdzie miały odbyć się testy.
Pierwsze miały być testy aerodynamiczne i symulacje przeciążeń podczas lotu wahadłowcem. Wchodząc do sali z „wirówka” (jak w ośrodkach treningowych żartobliwie nazywa się maszynę do symulacji przeciążeń podczas przebijania się przez niższe warstwy atmosfery) zobaczył jak „wirówkę” chwiejnym krokiem opuszcza poznany wcześniej Rosjanin.
Ronon podszedł do znajomo wyglądającego technika który obsługiwał testy kosmiczne. Technik odpowiadając na pytające spojrzenie Hawajczyka stwierdził krotko
- On właśnie kończy… teraz jest Twoja kolej.
Po testach kosmicznych przyszedł czas na sprawnościowe i badania organizmu. Na koniec podstawowe bojowe w których asystowała Dexowi „poznana” rano Pani Porucznik. Zwłaszcza odpowiadało mu wykładnie przez nią podstawowych zasad walki wręcz przy których nie zniknął jej ani na chwile figlarny uśmieszek.

Po całodniowym wysiłku Ronon skierował się do swojej kwatery z myślą o prysznicu i odpoczynku.
Zanim udał się do łazienki wyjął z torby laptop i dwa małe głośniki z których za chwile popłynęła spokojna nastrojowa muzyka

YouTube - Louis Armstrong - A Kiss To Build A Dream On

Gdy Hawajczyk wszedł do kabiny zaczął zmywać z siebie trud całodziennych testów ktoś otworzył drzwi do jego kabiny. Zaskoczony zobaczył, że to ta blond Pani Porucznik z pobudki i późniejszych zabaw z bronią.
Weszła do kabiny zrzucając z siebie ręcznik i zamykając za sobą drzwi, a na zmieszane spojrzenie Ronona odpowiedziała pocałunkiem który rozwiał wszelkie jego wątpliwości.

Wczesnym rankiem gdy już wyplątał się z objęć Jennifer ubrał się i udał w kierunku laboratorium celem sprawdzenia czy jego eksperyment wyda jakieś owoce. Po paru minutach stwierdził ze polimer będzie gotów na czas. Potem udał się na szybkie śniadanie po którym odszukał kogoś z obsługi naukowej ośrodka i wziął wszystkie możliwe do zdobycia materiały na temat samego Glise 581 g, z którymi udał się do swojej kwatery. Lekkim rozczarowaniem było to że nie zastał tam Jennifer. „Trudno widać ma dziś inne obowiązki” skwitował to w myślach. Pocieszeniem jednak była karteczka przyklejona do laptopa na której równymi literami, była wypisana godzina 20 i opisane miejsce w którym mieli się spotkać wieczorem. Z doskonałym humorem Ronon wziął się za przyswajanie sobie wszelkiej wiedzy na temat jego nowego domu.
Wieczorem udał się na umówione spotkanie. Czuł się jak licealista który przekrada się w nocy po szkole co wywołało w nim miłe wspomnienia. Gdy dotarł na miejsce
Rano gdy tym razem milo pożegnał się z Jennifer udał się do mesy a potem na testy psychologiczne. Badali jego odporność na stres szybkość reagowania i wiele innych. Po obiedzie udał się na dalsze testy. Gdy obsługa dala mu spokój zahaczył jeszcze o laboratorium w którym zaksięgował wszystko co robił przez te 3 dni i odebrał gotową próbkę swojego nowego „żelu do włosów”, która dziwnie przypominała mu masło orzechowe. Wieczorem do pokoju zapukała Pani Porucznik z która spędził miły wieczór przeciągnięty w poranek i cały następny dzień. Od reszty swoich towarzyszy stronił żeby wykorzystać każda chwile pobytu na Ziemi z Jennifer.
 
__________________
Chaos is the only true answer...
Apkey jest offline