Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2010, 14:42   #70
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Czwarty lipca.

Nie mogło być lepiej. Przynajmniej jedna rzecz była dobra - telefon od Panny Amandy. Kim byłem, by odmawiać takiej lalce jak ona - obiecałem solennie, że spełnię Jej prośbę i odbiorę faceta. Do tego czasu powinienem pozałatwiać moje bieżące sprawki w NYC. Na razie jednak czekała mnie partia szachów z nie byle jakim przeciwnikiem...


* * *


Garrett po raz nie wiadomo który przyglądał się znad figur postaci Jasona Branda. Szczupły, sprawiał wrażenie surowego i zamkniętego w sobie człowieka i taki bywał dla obcych. Inteligentny, twardy i zawzięty - bardzo starannnie dobierający słowa, ważący każdą myśl i każdy swój gest. Na dłuższą metę jego perfekcjonizm i chłód mogły męczyć.

Chopp zobaczył już z daleka charakterystyczną postać detektywa. Przynajmniej nie musiał się już martwić, jak rozpozna Jasona. Obawiał się natomiast reakcji Garretta, pamiętając spięcie w szpitalu. Miał nadzieję, że jego obecna fizjonomia trochę uspokoi ewentualne zapędy Dwighta, ale na wszelki wypadek podszedł zachowawczo do sprawy.

-Garrett, wiem, że to dziwnie wygląda, ale ja wcale cię nie szpieguję. Potrzebowałem konsultacji z tobą, a Stypper miał numer akurat do Jasona - ostatnie słowa skierował do drugiego mężczyzny i wyciągnął do niego dłoń. -Witam, jestem Walter, rozmawialiśmy przez telefon.
- Witam serdecznie - powiedział Jason uśmiechając się uprzejmie. Uścisk ręki ma solidny i twardy. - Bylem przekonany, że pan przyjedzie. Widzę, że się naprawdę znacie.

Garrett popatrzył do góry i chwilę przyglądał się twarzy Waltera. Potem wystawił rękę i uśćisnął dłoń Choppa.

- Chryste, Walt, wyglądasz jak gówno wpuszczone w wentylator...- padło ciepłe powitanie z ust detektywa - Siadaj i mów, co się stało.

Walter usiadł ciężko. Noc spędzona w pociągu nie pozwoliła mu mu odpocząć. Ale reakcja Dwighta była dla niego pocieszeniem: -Tołoczko. Trzeba zapamiętać to nazwisko. Wywiózł mnie do lasu...
Dwight nie przerywał... Kłęby dymu wirowały wokół jego poważnej twarzy. Chopp opowiedział im wszystko...

...i to cała historia. Potrzebowałem rady od ciebie, a kontakt z Jasonem dał nadzieję na jakieś nowe informacje. Powiedzcie mi o co tu chodzi. Jasonie, czy ty wiesz coś więcej? Dlaczego wynająłeś Dwighta? - nie wiadomo czemu, ale jak Chopp po raz kolejny wylał z siebie tę opowieść, nagle poczuł się taki bezsilny i bezradny. Do tego ból i to cholerne zmęczenie. Oczy Waltera się zaszkliły, ale nie pozwolił łzom wypłynąć na zewnątrz, tylko zamaskował je zapalając papierosa.
- Nie rozklejaj się Chopp...- odezwał się cicho Garrett - Żyjesz. To się liczy.

- Może pojedziemy do mnie. Bedzie pan mógł coś zjeść i nie zwrócimy niepotrzebnej uwagi. Pana twarz, panie Chopp, aczkolwiek to nie pańska wina, przyciąga wzrok. Co panowie na to? Niedaleko stąd zaparkowałem auto.

Detektyw na razie nie skomentował słów Jasona. Obserwował... Ludzi w Parku było dużo, zwłaszcza w taki dzień jak dzisiaj. Garrett przebiegał wzrokiem po twarzach, postawach, miejscach z których dało się dobrze prowadzić obserwację tego miejsca...Czy ktoś wlókł się niczym cień za Walterem?

-Przepraszam was panowie, ale to dlatego, że pierwszy raz od dłuższego czasu, poczułem się wreszcie bezpiecznie. Ja z chęcią skorzystam z pana gościnności - zauważył, że Garrett się uważnie rozgląda. - Myślę, Dwight, że jeżeli miałem ogon, to prawdopodobnie pomyśleli sobie, że ten Chopp to rzeczywiście jakiś zakochany kundel. Przestraszył się i uciekł.
- Nie wydaje mi się. - detektyw kontyunował uważną lustrację wszystkich spacerujących po parku - Jedynym powodem, dla którego wypuszczenie cię żywego miałoby sens dla tych ludzi, to byś doprowadził ich do kolejnych ptaszków... Ja bym tak zrobił.
- Garrett - powiedział Jason. - Ja zabieram Waltera do siebie, a ty wiesz, co masz robić. Upewnij się, czy nie mamy jakiegoś ogona. Jedziemy, Walterze?
- Jasne. Pojadę za wami i będę dyskretnie obserwował. Pierwsza rzecz - musimy upewnić się, że stracili Waltera z oczu...Wtedy musi zniknąć, zapaść się pod ziemię. Oto moja rada, po którą przyjechałeś, Chopp.
Popatrzył jeszcze na szachownicę.
- Cholera...Że też musiałeś się pojawić akurat dziś, Walter. Dobrze mi szło...
- Nie tak dobrze, jak sądzisz Garrett - uśmiechnął się Jason tajemniczo. - Ale faktycznie, dobrze zacząłeś.

- Trzymam jeszcze parę sztuczek w zanadrzu, Brand...- zauważył detektyw, podnosząc się od stolika - Dobra. Jeśli to ma wyglądać naturalnie, to posiedźcie jeszcze chwilę, a ja pójdę sobie i ruszę za wami później w odpowiedniej odległości.

Walter również przyjrzał się szachownicy: -Nie za bardzo się wyznaję na szachach, ale umysł mam ścisły i wydaje mi się, że jakby tego skoczka przestawić tutaj - wykonał ruch - to Jason mógłby mieć problem.

- Niezła myśl...- Dwight położył na wardze kolejnego papierosa - ...dokończ za mnie. Będzie wyglądało, że jesteś kolejnym śmiałkiem. Ale uważaj... Mój zleceniodawca to sneaky bastard... Panowie wybaczą...
Machnął kapeluszem i odszedł powoli ku najbliższej alejce, z trzaskiem zapalając zapałkę o draskę na pudełku...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline