Tony zawsze miał mieszane uczucia, gdy musiał siedzieć w takich knajpach. Nie można wtedy normalnie porozmawiać, a dzisiejsza muzyka niezbyt przypadła mu do gustu. Niby był jeszcze młody, ale jeżeli chodziło o pewne kwestie, to był on bardzo staroświecki. Uwielbiał kluby z klasycznym jazzem, gdzie w spokoju, z drinkiem w ręku, można posłuchać delikatnych brzmień. Postanowił, że pobyt w tej dyskotece potraktuje czysto zawodowo.
Czysto zawodowo było do momentu, kiedy razem z Ivanem nie zaczęli zamawiać kolejnych kieliszków mocnego trunku. I tak właśnie mieszane uczucia Tonego Armone, jak zawsze w takich momentach, były topione w co raz większych ilościach alkoholu.
Chłopak cieszył się, że ma dobry kontakt z szefem. Wiedział, że z kim jak z kim, ale z szefem trzeba mieć dobre stosunki, a że jeszcze na dokładkę uwielbiali mocną wódkę...
Gdy Ivan wyszedł na chwilę do łazienki, Tony wrócił myślami do pobytu w małej restauracji i rozmowy z dilerem. Gówniarz porządnie go zdenerwował. Dorwie go, na pewno. On jeszcze nie wie z kim zadarł.
Po kilkunastu minutach podszedł do nich murzyn ubrany w czarny garnitur. Z pewnością był to Lopez, właściciel klubu. Po chwili rozmowy z Nikkim, Lopez zwrócił się do nich.
- Ściągnąłeś ze sobą wszystkich swoich znajomków? Słuchaj młody, lubię cię, ale ich nawet nie znam. Bez obrazy koledzy, ale wolałbym pogadać z Nikkim na osobności, w porządku? - powiedział spokojnym głosem. Tony lekko się zdenerwował, jak zawsze z resztą w takich momentach. Czuł się znowu jak gnojek, który nie wzbudzał szacunku wśród innych. Miał przynajmniej nadzieje, że Fiodor zareaguje jakoś na te słowa. W końcu jest szefem i ktoś taki jak Lopez musi się z nim liczyć.
- Jeżeli o mnie chodzi, to nie ma problemu. - powiedział z wymuszonym uśmiechem Tony. Gdyby to on był szefem, nigdy nie dał by tak siebie traktować.
Nie obchodziło go, co dalej zrobi Nikki i Lopez. Bez słowa odwrócił się i ruszył w stronę baru. |