Znowu droga przez rozmyty deszczem las i wymagająca skupienia szutrowa droga. Jechali tak jak ustalił David. Najwyraźniej już zdążyli się przyzwyczaić, że kiedy detektyw z Everett wydaje polecenia reszta wykonuje się je bez szemrania.
W samochodzie panowała cisza przerywana jedynie jednostajnym szumem wycieraczek. Zarówno ranny White jak i Nathan pogrążyli się we własnych myślach, pozostawiając Liberty czas na dalsze roztrząsanie sytuacji i ostatnich zmian.
Trochę im się powiększyła grupa. Podobno jak to mówią: "W kupie siła", ale z drugiej strony większą łatwiej było zlokalizować. Z trzeciej strony kilku więcej potrafiących posługiwać się bronią ludzi, w sytuacji otwartej wojny z siłami zbrojnymi Stanów Zjednoczonych, a przecież jak by nie było w takiej właśnie się znajdowali, było sporą pomocą.
Zaśmiała się gorzko w duchu z sytuacji w jakiej wylądowała: Miała zostać profesorem została anarchistką... szaleństwo!
Z kolejnej strony niektórzy mieli znacznie gorzej...
chyba...
Bo może przemiana w martwego trupa nie była taka straszna? Brak świadomości, bytu, zero cierpienia i uczuć i nieśmiertelność.
Taaaak! Pieprzona nieśmiertelność! Pewnie niejeden by się dał za nią pokroić. No to teraz wystarczyło dać się ugryźć... albo wypić z kielicha mszalnego wina. Obraz z Lochsloy stanął jej przed oczami. Tłum ludzi w parodii procesji idących na śmierć...
Odruchowo zacisnęła dłonie na kierownicy. Kątem oka zobaczyła ze Nathan przygląda jej się uważnie. Odetchnęła i rozluźniła mięśnie. Nie chciała denerwować chłopaka bardziej niż było to konieczne. Miał dosyć mrożących krew w żyłach przeżyć ze strony tego co działo się na zewnątrz. Nie powinna dokładać mu własnych lęków.
Dojechali w końcu do magazynu, ktoś jednak dotarł tam pierwszy. Jak się wkrótce okazało szef tutejszego motocyklowego gangu.
W czasie konfrontacji motocyklistów nie wysiadła z samochodu. Nathan także pozostał na miejscu, podobnie jak pasażerowie Land Rovera. Nie wszyscy jednak najwyraźniej potrafili usiedzieć na dupie. Nie wszyscy też mieli cenną właściwość trzymania ozora za zębami.
- Nie martw się, Mario – Murzyn mówił na tyle głośno, że trudno go było nie usłyszeć i w pozostałych, stojących obok samochodach. – Każdy z nas popełnia błędy i za nie płaci. Takie już jest życie.
- Boże, ale palant - Powiedział Nathan do Liberthy – Powinniśmy go byli zostawić w rezerwacie. Jeśli jest zarażony...
- ...jeśli pojawią się u niego objawy – Liberty weszła mu w słowo – będziemy mieli potwierdzenie tezy, że wojsko rozprowadza wirusa. Marie powiedziała że przez kilka godzin nie pojawią się żadne oznaki zarażenia.
- W co on się bawi? W jakiegoś pojebanego psychodoktorka? - Chłopak wyraźnie potrzebował dać upust swoim frustracjom.
Uśmiechnęła się krzywo. Nie skomentowała jego słownictwa. Nie była Dorothy i nie musiała nikogo wychowywać. Miała nadzieję że w najbliższym czasie to się nie zmieni. Po za tym znała moc wentylacyjną dobrego przekleństwa:
- Popatrz na to od innej strony: Mamy wielką, czarną, ochotniczą mysz laboratoryjną.
Co zaś do świrołapa... chyba jakiś bardzo by się nam teraz przydał.
Nathan zamilkł nie miała pojęcia o czym myśli, ale sądząc po tym co działo się w koło raczej nie były to przyjemne myśli. Nastolatek, któremu gwałtownie odebrano dzieciństwo i tak był w lepszej formie niż jego bratanica, która od wydarzeń na łodzi wczorajszego dnia, nie powiedziała nawet jednego słowa. Libby miała spore wątpliwości czy rany jakie powstały na ich psychice byłby w stanie zaleczyć nawet najlepszy na świecie psychiatra.
Widząc że Thompson wyciąga mapę wysiadła z samochodu i podeszła do niego. Przyjrzała się trasie która zaproponował:
- Wygląda na to, że musimy zaryzykować Rockport choć osobiście wolałabym unikać miast... z drugiej strony może trafi się nam tam jakaś czynna stacja benzynowa.
__________________ The lady in red is dancing in me. |