Podczas biesiady Klemens przechadzał się między ławami, aż usłyszał Hansa opowiadającego dzieciakom historię potyczki. Zbliżył się aby posłuchać. W pewnym momencie przerwał opowieść i rzucił z uśmiechem:
- Nie wierzcie we wszystko co mówi... - Bielau zobaczył jak nagle twarze dzieci posmutniały lub przybrały wyraz głębokiego zdziwienia - Tego pierwszego goblina dźgnąłem szpadą a nie mieczem. - Dokończył śmiejąc się. - Reszta jest prawdą - Dodał żeby nie pozostawić dzieciom wątpliwości i poszedł dalej.
Po chwili podszedł do niego Hans proponując mu "lekarstwo" na udrękę szlachcica. Ów zastanowił się nad tym, a przyjaciel odszedł aby mu nie przeszkadzać. Pomysł nie był zły. Jakiś tydzień temu Klemens nawet by o tym nie pomyślał, ale sytuacja się zmieniła. Zadanie od pana von Zvirgau wiele zmieniło. Dawało szansę na przygodę, a ta była najlepszą możliwą rzeczą, która nie pozwala za dużo myśleć o czymś... o kimś. Obraz Joanny nadal był gdzieś w głowie szlachcica. Pojawiał się tam co jakiś czas, ale z każdym dniem zdawał się oddalać. Już nie bolał, już tylko szczypał. Niedługo powinien przestać dawać o sobie znać. Pozostać tylko wspomnieniem, co najwyżej przykrym wspomnieniem.
Bielau dopiero po chwili spojrzał na dziewczynę. Ta od razu odwróciła wzrok i zarumieniła się, ale tylko na chwilę. Potem uśmiechnęła się do szermierza, który ruszył w jej stronę. Po niezbyt długiej rozmowie, szlachcic znowu ruszył, tym razem jednak był prowadzony przez, jak się okazało, Gretę w kierunku stodoły.
Kiedy wrócił do towarzyszy był weselszy niż wcześniej, ale i nieco bardziej obolały. Podszedł do Hansa i podając mu kufel z piwem rzekł:
- Dziękuje. Sam nie zwróciłbym na nią uwagi. Ba, tydzień temu nawet by mi to do głowy nie przyszło, a teraz... W każdym bądź razie jest lepiej. Jeszcze raz - dzięki! Napijmy się! - Zakończył wznosząc kufel. |