Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2010, 14:00   #11
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Roland ze spokojem mierzył wzrokiem pirata, który podkładał mu umowę, i tym bardziej mierzył, strzelca siedzącego za nim.
Cała tawerna w której się znajdowali, była zwykłą, drewnianą speluną z chlejącymi na umór marynarzami. Nikt by nie zwrócił uwagi na jego rozstrzelane truchło. Niestety nie był pewien, czy to zadziałało by w drugą stronę, kiedy on by strzelał.
Mierzony wzrokiem pirat, dawał się coraz bardziej irytować wzrokiem Anglika, co okazywał klnąc jak szewc. Sam Roland szukał roboty, nie powodów do burdy w tawernie. Zapewne nie miał by trudności do położenie trupem obydwóch żeglarzy, niejako tego nie chciał. Wziął do ręki lezącą przed nim umowę i zaczął powoli czytać, nieumiejętnie postawione znaki. Mimo to, treść była rozumna, a co ważniejsze, przedstawione warunki umowy wydawały się Corleyowi nad wyraz dobre, jak na piratów i nie spodziewał się dostać na innym statku, warunków lepszych.
Podpisał ją, najlepiej jak umiał. Nie miał ostatnio czasu na pisanie i przypomniały mu się angielskie szkoły, w których spędził młodość. Świeżo podpisaną umowę, wyrwał mu z rąk pirat, gdzie teraz on mierzył go wzrokiem.
- Staw się o świcie przed statkiem... I żadnych spóźnień - powiedział tylko Jones.

A że było przed południem, swe pirackie dupsko Roland musiał czymś zająć.
Na początek postanowił odwiedzić kowala i dokończyć to co zaczął, czyli rapier ze znaczącym ostrzem i kord. Sporo zapłacił za stal, ale nie liczył na uczciwych kowali w Port Royale. Mógł ich co prawda rozpruć szablą, albo zastrzelić, ale po co to mu? Nie chciał sprawiać kapitanowi kłopotów, jako nowy załogant. Skończenie broni, którą robił już dość długo, zajęło mu trochę czasu. Skończył wieczorem, kiedy w końcu mógł obie, nowe broni, schować za pas. Przed podróżą musiał się jeszcze zaopatrzyć. Nie liczył na to, że jako nowemu, wszystko będą mu podawać na tacy. Wydał kilka ostatnich monet na suszone mięso, cytrusy i jakieś skórzane ubranie. Zakupy zajęły mu sporo czasu, nawet sam był zaskoczony. Na szczęście był nie małym mistrzem targowania się i wiedział że ta sztuka wymaga skupienia i nie lichego charakteru. Ale prawie każdy obniżał ceny z pistoletem przy głowie. Dla sprzedającego zawsze było to lepsze, niż zabranie towarów za darmo i kulki w łeb sprzedanie. Choć rzadko kiedy zdarzało mu się grozić sprzedawcom. Przy kupnie ubrań i zapasów przynajmniej nie musiał. Wystarczyła osobowość. Tak też i została mu znaczna ilość florenów w sakiewce.

Nim wybiła północ, był już z Mojo. Z dziwką z dzielnicy portowej, lecz tak pięknej i z bogatym charakterem, że nie sposób było się jej oprzeć. I jak się wydawało się Rolandowi, ona czuła coś do niego. Za dzieciaka był wychowywany na działach Szekspira, to też cenił sobie to uczucie. A jeśli nawet robiła to po to, żeby zarobić, to Rolandowi to najzupełniej nie przeszkadzało.
Była zjawiskowo piękna i to się tylko liczyło. A za ostatnią noc jaką spędzili, nim Roland odpłynął na pokładzie statku kapitana Cricka, nie chciała nawet pieniędzy. Jak na dziwkę z dzielnicy portowej w Port Royale, był to nie lichy gest. Mimo wszystko, kiedy Roland się obudził i zmierzał do doków, zostawił śpiącej Mojo garść monet na stole. Ucałował ją czule w śpiące usta i odszedł po cichu, starając się nie zrobić nawet najmniejszego szelestu.
Kiedy tylko wyszedł, od razu udał się ze swoimi tobołami na pokład Cricka.
Był ciekaw, jak potoczy się jego przygoda teraz. Jego poprzedni kapitan, Lopez skończył niechybnie na dnie oceanu. Miał nadzieję że Crick, nie pójdzie w jego ślady.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline