Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2010, 19:23   #16
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cóż rzec mógł Cypio gdy niespodzianie przypadła mu zaszczytna rola osobistego ochroniarza Romualda Boskiego?
Otórz Cypio nie rzekł nic. I to przez całą drogę.
Zamiast tego maszerował dumnie na początku kawalkady, rozglądając się groźnie na boki, napinając mięśnie i szerokimi wymachami hoopaka torując swemu bożyszcze drogę. Co prawda w porównaniu z ludźmi mięśnie miał mikre, jednak na kendera były całkiem-całkiem. W końcu samotny mężczyzna musi umieć się bronić! A że Swiftbzyk puchnął teraz z dumy, były one jeszcze większe.

Gdy jednak zostali sami - tak całkiem, zupełnie sami, jeśli nie liczyć kilkudziesięciu osób przewijających się ulicą oraz wyglądających z okolicznych drzwi i okien - mocne postanowienie Cypia zaczęło się kruszyć. W końcu Romualdo był tak blisko... na wyciągnięcie ręki niemalże i w zasięgu głosu. Stał w cudownie wysublimowanej pozie, wachlując się husteczką (Cypio postanowił przy najbliższej okazji kupić wielki wahlarz z piór) i smutnym spojrzeniem omiatając okolicę. Ani chybi rozmyslał ze współczuciem o tutejszych ludziach, którzy nie mieli w życiu tyle szczęścia co on. Cypio też im współczuł - że nie mieli tyle szczęscia co Cypio w tej chwili. Jedyne co go martwiło to fakt, że może przynosić wstyd swemu pracodawcy, który nazwał go przecież swoim małym przyjacielem! Ale kubraczek Cypioa był znoszony, wielokrotnie cerowany i łatany - zwykle zupełnie przypadkowymi łatami - spodnie poplamione a kołnierz koszuli wystrzępiony i naderwany po lewej. W porównaniu z Romualdem i pannami - gdy opuszczą wreszcie gościnne progi pracowni Fabrizzia - wyglądał pewnie jak ubogie dziecko! Nieślubne do tego. Czuł silną potrzebę sprawienia sobie nowych ubrań, jednak nie mógł przecież zostawić poety samego na ulicy!

Cypio powstrzymał się przed sprawdzeniem czy Romualdo spogląda na niego z zawstydzeniem. W końcu twardy był, nie miętki! Ochroniarz nie musi być piękny, ma przecież wmieszać się w tłum! O, jak ten tam - kender od niechcenia machnął hoopakiem a podkradający się z bocznej drogi rzezimieszek wywinął kozła i runął jak długi, wybijając sobie zęby o bruk. Romualdo spojrzał z przestrachem w stronę hałasu.
- Co się stało? - poeta spojrzał na leżącego osobnika, mimowolnie przykładając perfumowaną chusteczkę do ust. Sytuacja ta wydawała się mu tak, brudna i groteskowa... że cofnął się odrobinę, by uniknąć posądzenia o związek z nią.
- Co? Ach, nic, nie musisz się troskać, Romualdo - kender spojrzał z zachwytem na swego podopiecznego. - Ten pan się wywrócił, ale nie martw się, nie nakurzył na ciebie.
Nieco teatralnym ruchem poeta dotknął czoła dodając.
- Och nieszczęsny, jakże potyka się boleśnie człek na drodze do nieosiągalnego piękna. Do tej która spojrzeniem... hmmm... dobre, to trzeba zapisać.
Po czym sięgnął sięgnął po małą książeczkę i rysikiem zaczął zapisywać słowa

Cypio otworzył usta, wpatrując się półelfa w niemym zachwycie. Romualdo TWORZYŁ - a Cypio był tego świadkiem! Ach, co za wiekopomna chwila! Dusza kendera wzlatywała na wyżyny spełnienionych marzeń, uskrzydlona natchionym wyrazem oblicza poety. O N T W O R Z Y!!!

Kender stanął na baczność, poprawił kubraczek (który, nawiasem mówiąc, robił się tym cięższy, im dłużej stali na ulicy), chwycił mocniej hoopak i zaczął energicznym krokiem patrolować przestrzeń wokół poety. Nie mógł przecież pozwolić, by cokolwiek zakłóciło święty proces twórczy! Starał się przy tym nie tupać zanadto, skończyło się więc na wykonywaniu dziwnych podskoków i wymachów, dzięki którym przechodnie omijali ich szerokim łukiem (najpewniej biorąc za wariatów). Proces twórczy pozostał jednak niezakłócony.
 
Sayane jest offline