Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2010, 23:48   #22
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Gdy wychodził z apartamentowca na łowy, nie zaprzątał sobie głowy sprawami tak przyziemnymi, jak włoki rozrzucone po korytarzu. Teraz jednak, gdy wiózł windą kolację, wspomnienie wszechobecnych zwłok wdarło się do jego świadomości, brutalnie przerywając uczuci triumfu i zadowolenia z siebie. Z jednej strony, obaj Starsi byli na tyle rozsądni, że powinni domyślić się, iż trzeba posprzątać rezydencję przed przyjęciem gości. Z drugiej jednak, mogli uznać, że to Kurt powinien zając się wszelkimi przygotowaniami do uczty, również posprzątania po poprzednim posiłku... Druga opcja wydawała mu się mało prawdopodobna, w końcu gdyby dostojne wampiry nie chciały robić tego same, miały do pomocy ghuli, jednak cień zwątpienia nadal krył się w zakamarku umysłu młodzieńca.
Nie zwrócił nawet uwagi, jak przedmiotowo myśli o tych dziewczynach.

Gdy zatrzymali się na odpowiednim piętrze, już czekał na nich Wasyl, gotów zaprowadzić "szanowne panie" do salonu. O dziwo, te "szanowne panie" wręcz rzuciły się z zachwytem na siwowłosego mężczyznę, który tylko pochwalił swojego podopiecznego, jeśli to nie za mocne słowo, i pomaszerował wgłąb korytarza, otoczony zgrabnymi dziewczynami.
MacArthur szybko zaakceptował fakt niesamowitej charyzmy Stwórcy, zakładając że musi w tym być nieco wampirzych sztuczek, i ruszył za grupką, wodzony za nos zapachem krwi. Czuł pragnienie, i choć nie było nie do powstrzymania, w towarzystwie żywych trudno było mu powstrzymać rosnące kły.

Zachowanie dziewczyn w salonie było takie samo, jak w aucie czy przed klubem- głośne, beztroskie, wesołe, ale w ten idiotyczny sposób. Patrzyły na świat przez różowe okulary, nie zauważając przez to zbliżającego się niebezpieczeństwa, biorąc je omyłkowo za kolejną przygodę. Na ich nieszczęście, nieświadomość zagrożenia nie powoduje jego zniknięcia. Były tak blisko końca, że straciły możliwość odwrotu. Właściwie, straciły ją wsiadając do windy. Gdyby przed hotelem się rozmyśliły, Kurt nie mógłby ich zatrzymać. Nie mógłby wbić kłów w szyję niskiej brunetki, nie mógłby cieszyć się słodyczą jej krwi, nie mógłby jej zlizywać z ciała kobiety...

Głos Wasyla pozwolił mu się otrząsnąć, jednak nie dał rady się opanować, kły były dwukrotnie dłuższe i nie zamierzały się chować, zanim nie zostaną nakarmione. Stary Tzimisce jako pierwszy zaspokoił swój głód, na oczach reszty. Jednak kobiety jeszcze nie pojęły, co tak na prawdę się dzieje, dopiero pojawienie się nieobecnego dotąd gospodarza wywołało u nich panikę. Zaczęły biegać po mieszkaniu, szukając drogi ucieczki, na daremno oczywiście.
Nowicjusz nie czekał na przyzwolenie Wasyla, rzucił się w pogoń za upatrzoną wcześniej brunetką, przy okazji przewracając inną dziewczynę, co bezlitośnie wykorzystał Constantin. Swoją wybrankę dopadł przy drzwiach prowadzących na korytarz, gdy siłowała się z zamkiem. Przyparł ją do drzwi i, ciągnąc brutalnie za włosy, odchylił głowę na bok. Uczucie ekstazy było równie mocne co za pierwszym razem, rozkosz żywienia się kainitów nie dorównywała żadnym kulinarnym rarytasom znanym ludzkości. Z resztą, krew działała znacznie szerzej, niż tylko na ośrodki smaku. Dawała energię i przeświadczenie, że można niemal wszystko.
Po kilku minutach nikt już nie krzyczał.

Po krótkiej sjeście, której kainici nie mogli sobie odmówić, zaczęto mówić o interesach, a dokładniej o samej roli Kurta w jakimś planie. Nim jednak się czegoś dowidział, zadzwonił telefon Petrescu, informujący o jakichś problemach. Chłopak mało się tym interesował, w końcu to nie jego sprawa, skupił się bardziej na księdze, której treści miał się wykuć na pamięć. Jakież było jego zdziwienie, gdy na otwartej przez starego mężczyznę stronie zobaczył ilustracje przedstawiającą mężczyznę wyglądającego niemalże tak samo, jak on. Zaniemówił aż do chwili, gdy Wasyl skończył rozmawiać przez telefon.

- To... Kto to? Jest bardzo podobny do mnie- spytał mężczyzna, nie odrywając wzroku od ilustracji.
- To właśnie Paulinio Visconiti. Miałem ci o tym powiedzieć, ale przerwał nam telefon, wybacz. Jak mówiłem ktoś dałby wiele, gdyby dane mu było ujrzeć Paulinio Visconiti'ego żywym. To będzie właśnie to twoje zadanie. Przekonać Giuseppe Visconiti'ego, że jesteś jego zmarłym synem.
- Eee... Łał, tego się nie spodziewałem... Ciekawe, czy jest jakoś ze mną spokrewniony. Ale, mam nadzieję, że mam dużo czasu na przygotowanie się do tego? Bo póki co niewiele wiem o sobie jako o wampirze, a w końcu, gdyby jego syn żył, byłby już st... doświadczony, prawda? W końcu to było lata temu... Jakim wampirem jest Giuseppe? I w ogóle, możesz mi teraz opowiedzieć o innych klanach?

Przemowa Tzimisce była konkretna i przedstawiała istotę wszystkich wampirzych klanów, oraz dwóch ugrupować, Camarilli oraz Sabatu. Tok rozumowania tych drugich faktycznie był sensowny, w końcu lepiej jest nauczyć się kontrolować coś, czego pozbyć się nie da, niż tylko to ograniczać i tłumić, dużym nakładem sił. Jednak co do dominacji ludzkości Kurt miał mieszane uczucia, w końcu kilka dni temu sam był tylko człowiekiem.
Następnie, na prośbę chłopaka, Constantin udzielił mu małej lekcji historii, dotyczącej przeszłości klanu Tzimisce, tej potwierdzonej, jak i tej bardziej mitycznej, owianej mgiełką tajemnicy. Szczególnie ciekawe były właśnie legendy o kainitach, którzy tworzyli ghule i monstrualnych sługusów, łącząc ze sobą kilak ciał i odpowiednio je kształtując. Czy MacArthur też posiądzie taką moc?
Wykład Nosferatu trwał znacznie dłużej niż Wasyla, jednak mówił on bardzo ciekawie i płynnie, przez co czas płynął nad wyraz szybko. Gdy skończył, zamówił jeszcze kilka słów z Petrescu, i goście opuścili apartament, zostawiając po sobie pozbawione krwi ciała kobiet.

Chłopak jeszcze przed wejściem do windy upewnił się, że woreczek z piaskiem znajduje się w kieszeni, wziął sobie do serca ostrzeżenie Stwórcy.

- Wasylu... Nie chciałem jakoś pytać o to przy Constantynie, ale... Czy musimy zabijać ludzi? To znaczy, jak ich gryziemy i ssiemy krew... Da się utrzymać ugryzionego człowieka przy życiu?- spytał gdy tylko weszli do limuzyny.
- Można - odparł Tzimisce, ale spojrzał podejrzliwie na Kurta - Tylko po co? Śmiertelni są naszym pokarmem i nie ma się co nad nimi litować.
- No, w sumie tak, ale jakby kiedyś... było trzeba...- chłopak był zakłopotany faktem, że zadał tak bezsensowne, z punktu widzenia starego Tzimisce, pytanie. Postanowił więc zmienić temat na inny, lecz równie dla niego ważny.
- Jak byłem w mieście to nad głowami niektórych osób były... takie łuny jakieś, jakby aura, czy coś w tym stylu, w różnych kolorach... To jakaś wampirza moc, umiejętność, tak?
- Tak, w taki właśnie sposób objawia się wampirza nadwrażliwość. To o czym mówisz to czytanie aury. Zapewne zauważyłeś także że lepiej słyszysz, widzisz i czujesz. Jeżeli chodzi o aury, to ich widzenie to bardzo użyteczna umiejętność. Pomaga rozpoznawać emocje śmiertelnych. Z wampirami jest troszkę trudniej, ale tego też się nauczysz. Spróbuj rozpoznać moją aurę.

Kurt nie wiedział, ile czasu to trwało, jednak nie było mu łatwo nauczyć się rozpoznawać aury. Widzieć, to jedno, ale zinte4rpretować, to drugie. Z pomocą Wasyla pojął jednak podstawy i właściwie całą teorię w tym temacie, pozostawała jedynie praktyka. Zrozumienie i opanowanie, przynajmniej w stopniu podstawowym, nadludzkiej umiejętności nakręciło chłopaka.

- A mam jakieś inne moce? Przemiana w nietoperza, czy coś?
- Oczywiście, że masz. A sądząc po tym jak twoja twarz zmieniała się przez cały wieczór to jesteś gotów zmieniać swoje ciało.
Wasyl uprzejmie wyjął ze schowka lusterko i podał Kurtowi. To co zobaczył poraziło go. Jego uszy były szpiczaste i pokryte gęstym włosiem.
- Powstrzymaj się przynajmniej na razie z eksperymentami na sobie. Potrzebuję cię w nienaruszonym stanie. Jeżeli chcesz dostarczę ci materiału do ćwiczeń - wampir zaśmiał się rubasznie.
- Aby jednak zaspokoić twoją ciekawość już teraz to spójrz.
Wasyl wyciągnął dłoń przed siebie. Na oczach MacArthura ręka zaczęła się zmieniać. Mięśnie zaczęły rosną, palce łączyć ze sobą. Mężczyzna słyszał trzask kości i widział jak blada skóra wampira zmienia się w twardy chitynowy pancerz. Po kilku minutach przemiany, dłoń Wasyla wyglądała jak szczypce kraba. Kainita z uśmiechem na twarzy podsunął przemienioną dłoń pod nos Kurta.
- Dotknij, to nie żadna iluzja. - szczypce otworzyły się i zamknęły kilkakrotnie.
Po kilku następnych minutach Wasyl odwrócił przemianę.
Chłopak był wyraźnie pod wrażeniem pokazu Wasyla. Stuknął w pancerz i dotknął go, póki nie zorientował się, jak głupio musi to wyglądać.
- A co teraz z moimi uszami? Mógłbyś je... naprawić? I jak mam to kontrolować, żeby się to nie powtórzyło?
- Skup się i postaraj sobie przypomnieć jak wyglądały wcześniej - powiedział wampir - Teraz dotknij ich i cofnij zmiany. Wszystko jest w twoim umyśle i zależy od siły woli.
Kurt poczuł jak jego własne uszy pod dotknięciem palców zmieniają się. Uczucie było niesamowite, ale na szczęście pozbawione bólu.
- Uprzedzę twoje pytanie - wtrącił Wasyl - Przeważnie zmiany bolą.. Bolą i to cholernie.

Nowicjusz jeszcze przez moment dotykał czubków uszu, które przed chwilą były owłosione, po czym usiadł spokojnie, wyprostowany i dumny, tak jak Petrescu. Miał nadzieję, że tak mu będzie wygodniej? Chciał się ponabijać ze starego wampira? A może poczuł przelotną chęć stania się takim, jak on?
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline