Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2010, 10:21   #17
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Post wpólny - andramil i Kerm

Kenning siedział przy stole, w karczmie, z pucharem pełnym wina. Nieco lepszej jakości, niż poprzednie popłuczyny. Albo karczmarz uległ jego urokowi osobistemu i wymowności, albo też - skoro i tak za wszystko płacił Gaccio - nie miał nic przeciwko temu, by zarobić kosztem stawiającego poczęstunek.

Myśli Kenninga skupione były na kobietach w ogóle i jednej kobiecie, Angelice, w szczególności.
Zawziętość kobiet różnego stanu, wieku i urody nie była dla Kenninga niczym obcym, musiał jednak przyznać, że wśród licznych znanych mu przedstawicielek tejże płci ta właśnie niewiasta plasowała się na dość wysokiej pozycji. Łatwo można się było domyślić, że panna Angelika uznała Romualdo za swą osobistą własność i zamierzała za wszelką cenę doprowadzić do tego, by taki stan nie uległ zmianie. Bez względu na to, ile będzie to kosztować. Lub ile padnie trupów, bowiem jasne było, że taki drobiazg, jak usunięcie żywej przeszkody stojącej na drodze do osiągnięcia celu nie stanowiłoby dla niej żadnego problemu.

Kenning wypił kolejny łyk wina, dochodząc do wniosku, że powinien jeszcze raz porozmawiać z karczmarzem. To, że lokal specjalizuje się w piwie nie oznacza, że wino ma być kiepskiej jakości. No... kiepskiej to może już nie. Aż takie złe to wino nie było. Mimo tego karczmarz powinien przewidzieć, że niekiedy pod ten dach może trafić jakiś prawdziwy miłośnik i znawca wina. W końcu to nie Kenninga wina, że ma nieco bardziej wyrobione podniebienie niż zwykły zjadacz chleba czy też byle piwożłop.

Rozmowa z Gacciem również by się zdała. Co prawda, teoretycznie przynajmniej, Gaccio, jako człowiek doświadczony, powinien znać charakter takich kobiet, jak Angelika, i wiedzieć, do czego są zdolne, ale... równie dobrze mógł nie pomyśleć o ewentualnych konsekwencjach, jakie spadną na Romualdo, jego panienkę, oraz wszystkich, którzy przyłożyli rękę do całej sprawy.
Nie jest zbyt rozsądne stawać między tygrysicą a jej zdobyczą.

Hibbo wszedł do karczmy. Jednak nie zrobił tego, jak poprzednio. Nie wkroczył dumnie i ciekaw wnętrza nie rozglądał się dookoła. On wręcz wleciał. Niewielkie skrzydełka u jego butów machały zawzięcie, utrzymując żołnierza kilka centymetrów nad ziemią. Nie wiadomo czy była to magia, czy coś znacznie potężniejszego...

Jednak nie tylko to w nim było “inne”. Dokładnie jego ślepka, zwykle lustrujące wszystko, co choć trochę jest interesujące bądź nie typowe, były zamglone niczym u nieboszczyka. Lub dumającego artysty. Lub zakochanego. Ewentualnie wszystko na raz. Jednak zakochany i martwy artysta dumający nad sensem istnienia, nie mógłby mieć takich krwisto czerwonych rumieńców kwitnących na licach. No, chociaż w sumie... jeśli przyczyną zgonu były głębokie rany na twarzy... nie zbaczajmy jednak z tematu.
Tak więc, rozanielony maluch skierował swe powietrzne kroko-podskoki euforii w stronę stolika, przy którym jeszcze do niedawna urzędował ich najemca. Niestety Gaccio tam już nie było. Jedyną żywą i widzialną osobą był ten dziwny człowiek w elfich butach. Nie zważając na niego, usiadł na krześle i głośno westchnął.
- Echhhhhhh. Cudo, nie kobieta... Jakże ona śliczny nos posiadała. A piersi?! Niczym dwie dorodne kalarepy w słoneczny dzień - rzekł w eter nie patrząc na mężczyznę.

Kenning poczuł się rozbawiony, ale w najmniejszym stopniu nie zlekceważony.
- Którą masz na myśli? - spytał, zastanawiając się, która z trzech pań, które przewinęły się przed jego oczami, tak zafascynowała malucha. Pytanie to nie było - wbrew pozorom - czystą formalnością i zadane było nie tylko dla tak zwanego podtrzymania rozmowy. To, kim zainteresował się Hibbo, mogłoby mieć kiedyś, w jakieś mniej czy bardziej odległej przyszłości, znaczenie, chociaż w tym momencie aż tak ważne nie było.
- A nieee. Żadna z tych - Hibbo jakby na chwilę wrócił na ziemski padoł, machnął ręką, po czym mówił już do człowieka - Anioła na ulicy spotkałem. No normalnie, jakby nie z tej sfery. Serce mi przebiła strzałą miłości i wnet nawet teraz czuję przyjemne kłucie w klatce piersiowej, niczym grot zbłąkany na polu bitwy... - rzekł rozmarzony, z oczami wbitymi w sufit. A co by udowodnić materialność swych metafor odpiął paski od napierśnika i uchylił go na tyle, że kamyk wypadł. Lśniący tysiącami barw i kolorów odbitych w idealnie ściętych krawędziach kryształ, potoczył się po blacie ich stołu.
- Łaaaaał. Serce w diament mi zmieniła... - wypowiedział powoli, sięgając po cacuszko.
- O, faktycznie... - wycedził Kenning, spoglądając na leżące na podłodze lśniące... jajo i rozejrzał się dokoła by sprawdzić, ile osób jest świadkiem tego zdarzenia. - Albo tak bardzo cię polubiła - powiedział, ściszając głos - albo też wprost przeciwnie. Schowaj to głęboko i nikomu nie pokazuj. Nie widziałem twej ukochanej, ale równie dobrze to może być złodziejski łup. I wyrok skazujący dla osoby, która ma w swym posiadaniu ten drobiażdżek.
 
Kerm jest offline