Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2010, 16:39   #4
Ghoster
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
- Też pójdę. - Rzucił w międzyczasie Githzerai, widząc jak pół-smok kieruje się do wyjścia.
Zaczęło się robić ciemno, gdy wszyscy opuścili karczmę, motłoch przycichnął, ludzie zeszli z ulic, zostali jedynie ci co odważniejsi, lub ci, którzy po prostu nie mieli czego się bać. Szczególnie zwrócił wam uwagę wysoki Baatezu, którego skrzydła były podziurawione, rdzawa cera pobrudzona jakimś śmierdzącym olejem, a węgielkowate oczy nerwowo spoglądały na przechodniów. Był jeszcze gang, Sieroty, ale nawet nie podchodzili, trzymali się z daleka, musiały coś te trepy przewinąć, bo zazwyczaj chodziły i żebrały, ewentualnie napadały na takich, co nie mogli się obronić.
Githzerai westchnął, zawijając rękawy w siebie nawzajem, wkładając rękę do jednego z nich i czekając na ruch pozostałych.
Araksjel, bo ten wyszedł pierwszy, już zdążył wsiąść na wierzchowca, siedzącego tu przypiętym przez jakiś czas. Nosił wyraźne oznaki przetrzepania przez kogoś, na pewno ktoś chciał go ukraść gdy był wewnątrz karczmy, ale raczej przez nieudolnych skurli bez wyobraźni. Parsknął jakby z obojętnością sam do siebie, odjeżdżając na galopie w kierunku Ula. Nieduża odległość, całe to miasto nie było duże, ale to był główny powód, dla którego było zatłoczone. Tylko po co on tutaj przybył? Nie pomoże nikomu w taki sposób...

- Idziesz? - Zaskrzypiał Gith, wykonując ręką jakiś groteskowy gest, najpewniej chcąc, by Ra'aza towarzyszyła mu w wędrówce do najobskurniejszej dzielnicy Klatki, skoro wieczór zawitał w tym mieście. - Jestem z powołania Vilquara. Zaadëshu intu, Ra'aza. - Zastanawiało ją, skąd znał jej imię. Niewielu je znało, nawet wolała się nie przedstawiać, tylko pozostać "tą różową z rogiema". Jedno było pewne, ona już go gdzieś widziała. Githzerai nie ukrywali się, nigdy zresztą nie potrzebowali, nie byli kimś, kogo się nienawidziło. Wprowadzili się do Sigil, nawet nie tworzyli społeczności, a jedyne co można było o nich powiedzieć to to, co usłyszało się od tych trochę mniej tajemniczych i bardziej gadatliwych braciszków, Githyanki. - Chodź, każdy potrzebuje pieniędzy. - Zachęcił ją, dając czas na decyzję.
Ktoś wewnątrz Migoty zapalił więcej świeczek, wtedy ujrzała jego twarz, żółta, przez którą przebiegało mnóstwo matowych, niczym wyrwanych z ciała zwykłego człowieka pasków. Nie blizn, to raczej były jakieś farby bądź tatuaże, trudno powiedzieć. Zewnętrzne krawędzie jego uszu, które teraz wystawały lekko spod kaptura, wyglądały jak ząbkowane ostrze noża, w dodatku stamtąd szedł cieniutki pasek szatynowych włosów, ciągnących się aż po brodę, gdzie chyba ktoś bawił się w rysowane we włosach brzytwą do golenia. Najgorsze jednak były oczy. Mimo że widziała je świetnie, odbijało się w nich nawet światło świeczki, nie potrafiła stwierdzić, czy to jeszcze tęczówka, czy już rzęsy. Całkowicie czarne, nie dostrzegała, że patrzą na nią, ale wiedziała to.
 

Ostatnio edytowane przez Ghoster : 24-10-2010 o 16:43.
Ghoster jest offline