Draugdin w duchu podziwiał opanowanie Bliznookiego. Ich obecny mistrz w mgnieniu oka i w kilku prostych poleceniach zapanował nad zaistniałą sytuacją. Widać było w tym wieloletnie doświadczenie, które przeradza się już wtedy w nawyki i odruchy.
Po kilku chwilach już biegł ramię w ramię z Trivelem w kierunku wioski. Za nimi w niewielkim odstępie biegli Pavos i Ravarr. Biegli za nimi z racji, że musieli się trochę bardziej kompletnie odziać przed wyjściem w chłód zimowej nocy, a dwa ze wzglądu na nieco cięższe pancerze.
W końcu gdy wszyscy lekko zdyszani wybiegli z lasu przed sobą zobaczyli wioskę, której tak pospiesznie gonili na pomoc. Coś tu się jednak nie zgadzało. Na pewno nie zgadzało się z relacją młodzieńca, który obudził ich wszystkich z błaganiem o pomoc.
Wioska wyglądała całkowicie normalnie. Pogrążona była w błogiej ciszy panującej dookoła. Żadnych wrzasków ani śladów ataku goblinów.
Mimo, że nigdy jeszcze nie współdziałali jako jedna drużyna – dziś wydawało się jakby byli trybami jednego doskonałego urządzenia – każdy znał swoje zadania i je wykonywał. Draugdin zareagował podświadomie – ledwie wyszli na skraj lasu, rzucili okiem na spokojna wioskę – wypuścił w górę jastrzębia. Mimo ciemności ptak zerwał się zgrabnie do lotu – był to przecież nie byle pierwszy jastrząb tylko chowaniec czarodzieja. Zrobił dwie szybkie pętle tuż nad dachami domów wioski i zanim ponownie usiadł na ramieniu swego pana zdążył już przesłać mu bezgłośny komunikat: - „Nic tu niema Draugdin. Cisza i spokój. Żadnych śladów ataku.”
- Definitywnie coś tu nie gra – przytaknął Draugdin słowom półelfa.
- Jastrząb niczego nie znalazł. Ktoś nas wrabia, albo... Bliznooki jest w niebezpieczeństwie.
__________________ There can be only One Draugdin!
We're fools to make war on our brothers in arms. |