Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2010, 21:48   #20
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wrzaski, kobiety w skąpych strojach różnych ras i pomiędzy nimi szalejący zwierzotknięty.
Przewrócone stoły i stołki, rozbite kufle, pobici klienci. Chaos, chaos... pogłębiany jeszcze zaklęciami młodego zaklinacza.
Tłusty smar magicznie rozlał się po podłodze, powodując zarówno upadek wściekłego mnicha jak i...upadki przerażonych kobiet. Upadki które powodowały często podwinięcie ich spódnic i odsłonięcie bielizny...gdyby jakąś nosiły. Na szczęście albo niestety... Vincent nie miał czasu uczyć się sekretów żeńskiej anatomii, bo mnich dość szybko wstał na nogi i pokonał obszar, pokryty śliską mazią. I gonił młodzieniaszka, by„przetrzepać skórę szczeniakowi”, jak się wyraził pomiędzy jednym stekiem inwektyw, a drugim.

Vincent wypowiadał kolejne słowa zaklęcia, po zawołaniu Gaspaccio i cisnął w ruchem dłoni, przenoszonym telekinetycznie sporym wazonem w głowę zwierzotkniętego. Powstrzymało go to na chwilę. Bowiem jak tylko sprawdził, że z czoła leci mu krew i ryknął niemal.- Powyrywam ci nogi... ty mała jaszczurko!
Vincent znał bardziej bojowe czary, ale ich użycie w tym miejscu, mogło by się skończyć tragedią. Zresztą mógł nie zdążyć rzucić cokolwiek, bo mnich zaatakował z rozpędu. Szybko i błyskawicznie
- Co jest!- głos Gaspaccia był wzburzony, gdy schodził na dół, z pięknie zdobionym rapierem przy pasie... Niewątpliwie bronią rodową. Zauważył mnicha nacierającego, na Vincenta ...i rzucił się na smokowatego, powalając go na ziemię. Chwilę potem, pazurzasta dłoń zwierzotkniętego przecięła powietrze w miejscu, gdzie przed chwilą była szyja Vincenta.
Przerażony Gaspaccio dobył rapiera, krzycząc nieco panicznym głosem.- Uciekaj dzieciaku, ja go...eee.. spowolnię.
Vincent nie zdążył się oburzyć, gdyż Gaccio natarł na rozwścieczonego mnicha. Ostrze rapiera przecięło kilka razy powietrze, próbując dosięgnąć mnicha. Bez skutku. Szlachcic choć umiał machać mieczem, nie dorównywał zwierzotkniętemu gibkością.
A potem mnich zaatakował, z półobrotu.
Kopniak w brzuch sprawił, że Gacciowi „wyszły oczy z orbit”, on sam upuścił rapier i łapczywie łapiąc powietrze osunął się na ziemię. A zakrwawiony na twarzy mnich ruszył na Vincenta z rykiem.
Odpowiedział jego rykowi, inny ryk...głośny i donośny. Tuż zza Vincenta szykującego się do walki z mnichem.
Bowiem w wejściu do przybytku pojawił się olbrzymi osobnik o smoczych rysach.


Dwumetrowy smokowaty z wielkim półtorametrowym mieczem i olbrzymią tarczą.
Spojrzał na Vincenta, potem na mnicha, następnie zaś rzekł donośnym głosem.- Ze mną spróbuj, chojraku.
-Skoro chcesz i ty oberwać. Myślisz że się przestraszę bahamutianina w zbroi. Wasz lud nie jest taki twardy.-
odgryzł się mnich i skoczył w jego kierunku.
A stwór nazwany bahamutianinem, zaszarżował używając tarczy, by grzmotnąć nią pijanego zwierzotkniętego z góry. Ciężka tarcza dosięgła skaczącego mnicha i opadając przygniotła go do desek podłogi, skutecznie uspokajając. Gdy smokopodobny uniósł tarczę, zwierzotknięty leżał już na nich nieprzytomny.
Tymczasem Gaccio powoli zaczął wstawać, zerkając na typka który uspokoił nadpobudliwego zwierzotkniętego. Uśmiechnął się kwaśno do bahamutianina. –Elargoth, jak miło widzieć wielkiego mistrza Zakonu Tempusa w takim przybytku.
-Masz szczęście, że tu byłem. Panna Belacrouix...-
odparł bahamutianin, zaś Gaccio mu przerwał.- Angie się martwi o mnie, jak miło.
-Dobrze wiesz, że panna Belacrouix wynajęła Zakon by uniemożliwić ewentualne porwanie poety znanego jako Romualdo. Jako przyjaciel twego ojca ostrzegam cię więc...-
tę rozmowę zagłuszyło jednak coś innego.

Otóż bowiem....Vincent stał się bohaterem dnia. Panny w obcisłych, półprzeźroczystych kieckach obskoczyły młodzieńca, komplementowały jego odwagę i urodę, głaskały go po głowie co niezbyt odpowiadało Psikusowi. Oraz tuliły, co zważywszy że zwykle sięgał im głową do biustu, oznaczało wetknięcie głowy między ich piersi.

I wtedy też podeszła kobieta, której pojawienia przerwało rozmowę Gaccia z Elargothem. Była rasy bahamutianina, tylko szczupła i zgrabna. I ... cóż... pomijając skąpą przepaskę biodrową i piersiową. A na jej widok mieczowi wyrwało się coś o zgrabnym kuperku.
Szła lekko kołyszącym chodem, który wydawał się niemal hipnotyzować otoczenie.
-Pomogłeś nam w potrzebie zacny rycerzu. W nagrodę, twój pierwszy raz tutaj, będzie za darmo.- rzekł lekko mrukliwym głosem, po czym pochyliła się i gdy jej twarz była na wysokości twarzy Vincenta dodając żartobliwym tonem.- Oczywiście, jak już będziesz na tyle duży, by móc docenić uroki naszego domku.
I przywarła pyszczkiem do ust Vincenta, całując zaskoczonego zaklinacza z wielką wprawą.
I tak młody heros poznał smak pocałunku. A potężny bahamutianin mruknął tylko.- Handlujesz swym ciałem, zdrajczyni rasy i swego powołania.
-I kto to mówi.-
odparła z wściekłością kobieta do Elargotha.- Nie masz na tarczy symbolu naszego boga. Tylko Tempusa. Sprzedajesz swe umiejętności, komu popadnie... Ja przynajmniej nie zarabiam na chleb rozlewając krew innych.
A Gaccio, który już doszedł do siebie po kopniaku, chwycił rapie, potem zaczerwienionego chłopaka mówiąc.- To my już...idziemy. Oni tu mają stare sprawy do omówienia.

Cios zwierzotknięte mnicha okazał się mniejszym problemem, niż się z początku wydawało. Bowiem Gaspaccio dość szybko odzyskał wigor i dobry humor.
Na miejscu w karczmie czekali już gawędzący ze sobą Kenning i Hibbo. Parka wyraźnie nad czymś debatowała. Szlachcic rozejrzał się dookoła szukając kobiet, mruknął po chwili do chłopaka.- Kobiety...jak już pójdą na zakupy.
Wzruszył ramionami.- No ale... mają wiele innych zalet. O jednej miałeś okazję się przekonać.
Po czym podszedł do stolika z oboma najemnikami, pytając wesoło.- No i jak tam Angelika? Dobrze się wam rozmawiało?

Dziewczyny zjawiły się dużo dużo później, w towarzystwie zmartwionego nieco Romualdo i rozanielonego niziołka. Dziewczynom bowiem udało się skompletować strój do planu, który... poecie niespecjalnie odpowiadał. Robił więc dobrą minę do złej gry (a raczej kilka teatralnych, od Romualda melancholijnego... po Romualda załamanego). Od czasu do czasu użalał się podczas wędrówki na tym, jak wiele niedoli przed nim, jak wiele musi wycierpieć w imię swej miłości. I że okrutni bywają bogowie. Przy okazji wymsknęło się mu że w Evertown jest znakomity perukarz. Tak więc dziewczyny nie tylko upolowały suknie dla siebie i dla poety, ale też i perukę. Było to niewątpliwie dobra wiadomość.
Pozostało omówić plany i zdobyte wieści... A potem Romualdo miał się udać do swego pokoju, by dopasować suknię do swej postury. I poeta wolał to zrobić sam...bez osób trzecich.
Gaspaccio radził opuścić miasto jutro, ale dopiero tuż przed zmierzchem. Wtedy strażnicy są zwykle zmęczeni i mniej czujni. Albo... w południe, gdy jest największy tłok.

A po naradzie...

Cóż, obie panny skłonne były negocjować z Gaspacciem na osobności. W tym przypadku wiadomym było, że te „negocjacje” odbędą się w jakimś ekskluzywnym lokalu. I wiadomym też było, jaki cel tych negocjacji zamierzał osiągnąć pracodawca. Panny K. wydawały też się domyślać „niecnych” planów Gaccia. Niemniej poszły z nim, po każdej stronie jedna.
I widać było, że szlachcic jest tą sytuacją, więcej niż zadowolony. Ale... kto by nie był?

Półelf zamknął się w swoim pokoju, zapewne przygotowując się do swej ucieczki. A jak zamierzała spędzić resztę wieczoru i nocy, pozostała czwórka?
Kenning miał jeszcze w opcjach wizytę w "Portowej" i spotkanie się z... kimś od Angeliki.
Gnom miał swój klejnot...może niekoniecznie swój, ale miał go. Wiedział, że ta gnomka się po niego zgłosi, a sama ta myśl wprawia skrzydełka jego butów w radosny trzepot.
Niziołek miał Romualdo...co prawda obecnie miał go zamkniętego w pokoju, ale czymże są takie przeszkody jak drzwi dla fana numer jeden.
A Vincent miał dobre chęci, pierwsze dorosłe doświadczenie za sobą, i tony entuzjazmu oraz chęci do pomocy.
Zaczynał się ciekawy wieczór.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-11-2010 o 21:23.
abishai jest offline