Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2010, 23:19   #115
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przesłuchanie Uda przybrało wyjątkowo nieprzyjemny obrót. Swąd tkanek, wciąż poniekąd ludzkich, musiał przesiąknąć ich na wskroś, bo wciąż go jeszcze czuła. Stała w przydzielonej im klitce porządkując na tablicy zebrane fragmenty układanki. Metodycznie przeglądała trzymany w garści gruby plik niedawno wywołanych zdjęć. Pomyślała o tym, że Udo nie musiał tak skończyć. Dlaczego nie chciał z nimi rozmawiać, póki byli mili? Bał się, czy naprawdę wierzył w ten swój zasrany Ragnarok? Wolną ręką uniosła włosy na karku. W układzie znajdowało się wciąż zbyt wiele niewiadomych. Kilka tropów zbiegało się na progu zbyt grzecznego barona Gabryiela. Pytanie, jak go ugryźć, żeby nie połamać sobie zębów. Nie zdołała wymyślić zbyt wiele przed powrotem Gary'ego. Miała w garści kilka luźnych wątków i kupkę domysłów. I jak tu zrobić z tym porządek?

Pomysł zbrojnego najazdu na barona nie podobał jej się ani odrobinę. Poruszanie się w niezauważalnym dla ludzkiego oka tempie mogło być ledwie wierzchołkiem jego możliwości, jeśli facet naprawdę był strzygoniem. Jeden nierozważny ruch i cała wyprawa może się zakończyć nie tylko śmiercią ich czwórki, ale i każdego żołnierza GSR, który weźmie udział w zabawie. Na szali leżało zbyt wiele ludzkich istnień, by Lola mogła myśleć o tym szaleństwie bez cienia zmartwienia. Coś w spojrzeniu Vordy sprawiło, że Ruiz zastanowiła się po raz sto tysięcy pięćdziesiąty trzeci.
Gdy wrócili do swojej nory, siadła za biurkiem i krzywym, lekarskim pismem wybazgrała na karteczce wszystko, co tylko była sobie w stanie przypomnieć w temacie strzyg. W ramach prób opanowania nerwów wyjęła z wielkiej torby wszystko, co mogło się jej wydać choćby trochę potrzebne. Prawdziwe obrzydliwości, włączając zasuszoną niemowlęcą głowę zawiniętą w kawałek czarnego jedwabiu. Na tę okazję postanowiła sobie przygotować torebkę mniejsza, niż noszona zwykle torba lekarska wielkości przeciętnego kontenera. Upychała to jeszcze w pobrany z magazynu plecak, gdy zadzwonił telefon.

*

Wycieczka na Rewir nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Podane przez torturowanego wampira adresy nie wniosły do ich śledztwa niczego nowego. Sama nie wiedziała, co sprawiło, że uwierzyła w możliwość odszukania miejsca rytuału w miejscu takim jak zamieszana przez trupy wszelkiej maści dzielnica. Ślady na ulicy, na której omal nie umarli zeszłej nocy, zaprowadziły donikąd. Duchowy trop był zbyt ulotny, by mogła nim podążyć. Po raz kolejny postanowiła skorzystać z pomocy coup poudre. Niedobrze, jeśli tak dalej pójdzie, w ciągu tygodnia wysiądzie mi wątroba – pomyślała spadając w głąb króliczej nory. Ciało funkcjonariuszki Ruiz, skwapliwie jak nigdy przytrzymywane przez Trisketta zadygotało w konwulsjach. Czas i przestrzeń rozdwoiły się, i Lola znalazła się dokładnie w tym samym punkcie, w którym poprzedniej nocy stawiła czoła Abishaiowi. Znów było gorąco i duszno. Zawołała loa. Skłębiły się wokół zaciekawione. Gdy zdawała swoje pytanie, po plecach kobiety spłynęła stróżka potu. Duchy nie wiedziały. Poszeptywała zdezorientowane. Choć chciały pomóc, jednakże wczorajsza interwencja zbyt dokładnie zatarła ślady po demonie. Dolores, podziękowawszy duchom z głębi serca, wróciła na górę bez żadnych wskazówek. Żaden powód do dumy.
Z nietęgimi minami powlekli się na umówione spotkanie.

*

Widok tamtej dwójki ją naprawdę ucieszył. Rzuciła się na Mike'a i uściskała go z okrzykiem „Ty żyjesz!” na ustach. Miała ochotę pogrozić CG palcem, za zerwanie się ze szpitala. Wolałaby oglądać ją w innych okolicznościach. Stres sprawił, ze na moment straciła kontrolę nad swoimi emocjami i kręciła się w kółko z poczuciem, że zaraz wybuchnie jej głowa, jak dziecko zabrane do wesołego miasteczka. Solidna kawa o gęstości porównywalnej z roztopionym asfaltem pomogła jej dojść do siebie. Strach został zepchnięty pod powierzchnię, jego miejsce musiało zająć opanowanie. Inaczej jest ugotowana.
Do kawy o mocy 220V zamówiła hot-doga, którego spożyła nader zachłannie, po wszystkim oblizując palce. Sponiewierany organizm domagał się kalorii. Gdy już z grubsza załatała energetyczną czarną dziurę w swoim ciele, wraz z Garym przedstawili reszcie swoją propozycję na wieczorną imprezę.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline