Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2010, 10:57   #111
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Szło opornie i długo. Udo gadał dopiero jak zawartość wiaderka zaczęła mu przeżerać skórę na głowie. Makabryczny widok, no ale sam się skurwiel prosił. Pytali grzecznie i kulturalnie na początku? Pytali. I co? Musiał twardziela zgrywać… W końcu dowiedzieli się wielu ciekawych rzeczy. Kristoff i Hammer mają się dobrze? Baron Czarnooki jest pieprzonym strzygoniem wywołującym demony. Demon który rozpieprzył samochód Jimmiego (zdecydował, że tej wersji się będzie trzymał przed kumplem) nie chciał wcale rozsmarować Uda po ścianie, ale najwyraźniej go uwolnić… Gary uśmiechnął się wrednie.

- Wiedziałem, że ten czarnooki skurwysyn jest w to umoczony! –
wytrzymał jakieś dwie sekundy po tym jak wyszli za drzwi celi w Komorze. Wreszcie jakiś cel. Najchętniej ruszyłby od razu na ten lokalik barona, tylko że był problem. Strzygoń. Coś tam wiedział o takich gnojach jak on, CG wspominała… No i widział jak on się szybciutko porusza. Ale dadzą przecież rady, palił się do roboty, wreszcie jest kogo kopnąć w dupsko.
- Trzeba najpierw nakaz zdobyć, żeby wszystko było zgodnie z papierkami.
- I co? Wpaść tam na pełnej kurwie? - Lola była jeszcze odrobinę zielona po tym, jak niemal zupełnie rozpuścili wampira. - To wasze 'get rich or die trying'. Spokojnie. Jest silniejszy od nas, więc zamiast się na niego rzucać, powinniśmy się z nim zaprzyjaźnić, hm?
- A tak! Na pełnej kurwie z gazem łzawiącym dla klienteli i srebrem dla jego przydupasów. Jemu podobni wykończyli kilku naszych dzisiaj. CG ledwo się wyłgała. – Gary ledwie panował nad wściekłością. Z reguły miał sporo tolerancji dla Nieżywych, ale w ciągu ostatnich kilku godzin najlepiej by mu spasowało zrównanie Rewiru z ziemią. – Nie uważasz że mała pokazówka, że my też umiemy przypierdolić by się przydała? Wskazał go – podniósł spisane zeznania Uda – według niego on wywołał to pieprzone tornado. Moim zdaniem nakaz, sprawdzenie tego że Udo nie łże, a potem rozpylenie ich wszystkich w powietrzu jak dezodorancik zapachowy w kiblu. Baron Garbyiel z lekką nutką kwiatów na wiosennej łące.
- Garrry, spokojnie - ujęła jego ramię, próbując ściągnąć egzekutora na ziemię. Ostre 'r' zdradzało jej zdenerwowanie - Uważasz, że mnie nie zależy na zemście? Że nie chcę wypłacić należnego temu, kto wysadził CG? Zastanów się. Un momento. Musimy dobrze zaplanować każdy rrruch. Przewidzieć każdą możliwość. A nie dać się zabić jak pierrrwszy lepszy pies.
- No to co chcesz zrobić? – Wiedział że miała rację, ale złość nie chciała odpuścić. – Czekać aż zadekuje się w jakiejś dziurze? Lola, mamy tylko blade pojęcie gdzie może przebywać wieczorem. Bardzo prawdopodobne jest to, że nie będzie siedział w klubie gdy się dowie że koło niego węszymy. A wiedząc że mamy Uda musi zakładać, że go wsypie. Tak więc być może to będzie jego ostatni wieczór w tej tancbudzie. Tak wiem, trzeba to zaplanować dokładnie i ze wszystkich stron, ale to nasza jedyna szansa. Do wieczora możemy pogrzebać dyskretnie w Rewirze. Sprawdzić miejsce przyzwania demona. Potwierdzić co mówił nasz wampirek. Sprawdzić czy Hammer i Kriostoff jeszcze żyją, ale po zmroku powinniśmy mu złożyć, kurwa wizytę.
- Właśnie o to chodzi! Liczmy na łut szczęścia. Spróbujmy z nim porozmawiać. Z rrrozrrróbą zawsze zdążymy. Jeśli chcemy się z nim spotkać, musimy sobie zorrrganizować wsparrrcie. Sprrrawdźmy to, co nam rzucił. Odbierzmy CG ze szpitala. Kawałek po kawałku, ok?
- Ok, ok. – podniósł ręce do góry geście poddania się. Widział przecież, że Dolores też jest podenerwowana. – Masz rację. Po kolei, wsparcie… Pogadam z Alą, niech szykuje chłopaków na wieczór. GSRy, może ktoś z łowców, każdy cyngiel w zasięgu wzroku. Może być kiepsko, sporo roboty po tych atakach, ale to kurwa priorytet! No i musi nam pomóc załatwić nakaz.
- Musi - uśmiechnęła się promiennie. - Dajmy rekonwalescentce jeszcze trochę czasu, pojedźmy na Rewir. Co Ty na to?
- Chica… – Gary wyszczerzył ząbki i puścił oczko – ja dla ciebie i w ogień.

Zaraz potem szturmowali pokój Kopaczki. Gary machał zeznaniami Uda już od progu
- Alu potrzebujemy nakazu na tego skurwysyna – nie hamował się zbytnio. – Baron, strzygoń, wywoływacz demonów, był przy rytuale – odginał kolejno palce mówiąc chaotycznie. Opowiedział po krótce wyniki przesłuchania. Vorda przeglądnęła zeznania i skinęła tylko głową.
- Dajcie mi dziesięć minut. Macie tutaj wystarczająco wiele by załatwić nakaz.
- No i potrzebujemy chłopaków z bronią. Najlepiej ze dwa plutony. Do obstawy tego klubu, zamierzamy złożyć panu Gabryielowi wieczorną wizytę. Jeśli dasz radę przekaż naszym łowcom, że zabawę na wieczór zapewnia grupa „Rytuał” Przyda nam się każde wsparcie.

- Dobrze, z GSRami nie będzie problemu, pomogą wam zabezpieczyć teren, ale wiecie że strzygoń to głównie wasz problem? Tutaj nawet najlepsi zwykli ludzie nie pomogą…
- Wiemy. -
Gary uśmiechnął się do Ruiz – dlatego Lola chce koniecznie najpierw z nim pogadać. Pewnie o pogodzie, Chelsea wygrało z Liverpoolem… Dopiero potem odstrzelimy mu dupsko.

Gary skoczył jeszcze do pokoi innych grup śledczych i nabazgrał na tablicach zaproszenie na imprezkę wieczorową porą. Adres napisał i że strzygoń zaprasza i że ubaw będzie. Po chwili wpadł jeszcze do chłopaków z technicznego i pobrał amunicję. Pod marynarkę założył lekką kamizelkę kevlarową, trzy kolejne wziął dla Loli, CG i łaka. Pewnie nie będą chcieli, ale na wszelki wypadek niech leżą w bagażniku wozu z służbowego przydziału. Razem z dwoma karabinkami szturmowymi H&K. Poprosił też przydybanego na korytarzu stażystę aby odwiózł kradzioną taksówkę Angusowi. Udało się nawet nie rozpieprzyć „pożyczonego” autka co było chyba dobrym omenem przed akcją.
Telefon od Mike’a go zaskoczył. CG już na nogach… Lola się wścieknie. Triskett powiedział że po drodze sprawdzą jeszcze te adresy Kristofa i Hammera i zaraz do nich dołączą w knajpce.
Pojechali. Konkretny cel w zasięgu wzroku, Gary momentalnie przeszedł z wkurwienia w tryb bojowy. Układał sobie plan zabezpieczenia terenu klubu, rozmieszczenie GSRów, przypominał sobie układ wnętrza lokalu, ilość wyjść, ochronę. Dolores może mieć nadzieję na pokojowe rozwiązanie i przegadanie skurwiela, ale gotowym być trzeba. Szybko dojechali do podanych przez Uda adresów, w obu miejscach wampirków jednak nie znaleźli. Porządne meliny, dobrze urządzone, niemalże luksusowo – Gary zgrzytał zębami. Często ostatnio używane, ale śladów po walce czy popiołku z krwiopijców zamiecionego na szybko pod dywan nie znaleźli. Potwierdzało się, że Strzygoń znowu łgał, a przypalony Udo mówił prawdę. Gary sprawdził dokładnie obie mety, coś tam jeszcze z policyjnej roboty pamiętał. Ciężkie, żelazne rolety na oknach, szyby przejechane dokładnie czarną farbą, wzmacniane zamki, teraz wykopane butem egzorcysty. Meliny przygotowane specjalnie na noclegownię dla zdechlaków. Noclegownię? Trochę nie pasujące słowo, w nocy to oni tu nie siedzieli…

Po półgodzince podjechali pod knajpę, gdzie siedzieli CG i łak. Dolores chciała się już w czwórkę rozglądnąć za miejscem przywołania demona. Do wieczora była jeszcze kupa czasu, Gary wciągnął więc na szybko obiad (mmm włoska kuchnia będzie mu nawet w piekle smakować) i wtajemniczył poharataną część drużyny w treść zeznań Uda i szczątkowy plan ułożony na szybko.
 
Harard jest offline  
Stary 23-10-2010, 15:15   #112
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Archiwum Ministerstwa, okazało się chyba najlepiej chronioną częścią siedziby Łowców.
"Jakby akurat ożywieńców interesowały lektury." - pomyślał Egzekutor.
Musieli nie raz pokazywać strażnikom, swoje za laminowane przepustki i odznaki. Droga do biblioteki była długa, ale w końcu udało im się dotrzeć. Nad wielkimi drewnianymi drzwiami, widniał połyskujący w świetle jarzeniówek napis "ARCHIWUM BIBLIOTECZNE".
Weszki tam. Drzwi zamiast otworzyć się z oporem i zaskrzypieć, otworzyły się gładko bez najmniejszego szmeru. We drzwiach już stał jakiś uśmiechnięty staruszek, wpatrując się w swoich gości.
- Witam panowie. Jestem Victor Danford. Główny archiwista wydziału. Panowie są nowi. Poproszę panów o legitymacje służbowe i numery odznak. Każde wejście do archiwum jest skrzętnie odnotowywane. Uprzedzam też panów, że w pomieszczeniach nie wolno palić, spożywać posiłków poza wyznaczonymi do tego miejscami i należy zachowywać ciszę ułatwiającą skupienie innym użytkowników zawartej tutaj wiedzy. Czy to jest jasne?
Xaraf, jak i Wiliam skinęli głowami.
Potem staruszek chyba chciał ich uśpić, czy też zahipnotyzować. Przez 10 minut mówił coś niezrozumiale o jakiś katalogach, systemach i chuj wie o czym jeszcze...
- Więc – zakasłał staruszek na zakończenie – Czy wszystko jasne? Czy mogę w czymś panom pomóc?
- Tak. Chciałbym się dowiedzieć w kilku, ludzkich słowach, jak to działa?
Staruszek popatrzył z wyraźnym gniewem na Łowcę, ale nic się nie odezwał. Po prostu go zignorował, przenosząc całą swoją uwagę na Wiliama, który wyglądał na ostro rozdrażnionego.

Po godzinie, system katalogowania w końcu został rozgryziony. Szybko znaleźli kilka książek, opisujących Mythosa i inne demony, mniejsze, pomniejsze i te większe. Było tego bez liku, bo w zasadzie każda książka w tym nietypowym archiwum zawierała coś o demonach.
Bardzo do gustu przypadła Xarafowi książka niejakiego Rolanda Corleya, "Leksykon demonów". Była okuta w drewniano skórzaną okładkę i napisana, jak się mogło by wydawać, krwią.
Opisywała chyba wszystkie demony wraz z ich symbolami, znakami i szkicem postaci. Jakiej broni należy na nich używać, czego się boją, jak je odesłać itp. Naprawdę wciągające lektura. Był tak zaczytany, że o mało nie zauważył nadchodzącej Emmy. Podniósł na nią wzrok, ale szybko wrócił do książki. Czytał akurat o Azazelu, upadłym aniele.
"Kawał skurwysyna" - pomyślał.

- Jak wam idą poszukiwania? - zagadnęła Emma.
- Zajebiście. Załóż maskę bo kurz unoszący się tutaj może zatkać Ci płuca i zginiesz jak ryba bez wody - odpowiedział niezbyt uprzejmie Wiliam.
Zresztą miał powody. Zostać sam na sam z myślami wśród kurzu i książek. Niezbyt dobrane towarzystwo.
- Znaleźliście coś ciekawego? - zapytała Emma.
- Tak. Karalucha A tak na poważnie to mamy gdzie szukać - Wiliam wskazał dłonią walające się po stole księgi, książki i zwoje.
- Świetnie ale teraz jeden z was musi na razie dać sobie spokój z książkami i pojechać ze mną na miasto - Emma wskazała ręką na otwarta stronę w notesie gdzie widniała spora ilość adresów i przy każdym była jakaś liczba zakreślona w kółeczku - Mamy dziesięć adresów do sprawdzenia.
- Jakieś nowe info od Tchórzofretki czy Trojaczki? - zapytał Wiliam.
- Tak. Emily czyli tchórzofretka powiedziała ze wybrały się w dziewiątkę na Rewir a my mamy osiem ciał w kostnicy. Ta której brakuje Patti czyli Patricia Wallin namówiła je do zmiany lokalu. Kiedy bawiły się w “Pocie i krwi” ona zaproponowała im pójście do “Sztolni demona”. Na miejscu okazało się ze to podły lokal wiec chciały wrócić do “Krwi”, no i to ostatnie co pamięta Emily. Przypuszczam ze ta cała Patti jej po prostu wystawiła. Musimy ją znaleźć. Jest świadkiem, a możliwe że też współsprawcą. Emily nie za dobrze ją znała i nie była w stanie podać jej adresu. Podzwoniłam trochę i ustaliłam miejsce zamieszkania dziesięciu Patricii Wallin w mieście i trzeba się teraz kopnąć w każde z tych miejsc. Oczywiście może się okazać że ona nie mieszka pod żadnym z tych adresów bo np. zamieszkuje u kogoś kątem albo coś w tym stylu ale mam nadzieje że ją znajdziemy. Jeśli trafimy na nią to trzeba ją zatrzymać i dowieść do MR'u na przesłuchanie. Jak pod którymś z tych adresów nie będzie nikogo to wejdziemy i przetrzepiemy komuś chatę bo mam nakaz rewizji in blanco. Któryś z was zna się na przeszukiwaniu i tego typu pierdołach? No i w razie czego trzeba będzie otworzyć zamek bez klucza. - Xaraf wyraźnie był pod wrażeniem. Jak można powiedzieć tyle słów na jednym oddechu? Bowiem wydawało mu się, że dziewczyna gdy to mówiła, nawet nie oddychała. Jakieś dodatkowe płuco?
- Mam wrażenie że siedzenie tutaj to strata cholernego czasu ale kurwa trzeba to zrobić, nikt tego nie odwali za nas. Najgorzej będzie jak się wkurwię tak ze coś niechcący zapalę. Wtedy pomyślą ze bylem kretem-samobójcą. Cholera jasna. I co Panie X ksiazki czy domokrążca? - powiedział Wiliam przenosząc wzrok z książek na stole, na Egzekutora.
Sam Egzekutor miał w nosie gdzie go dadzą. Był myślami ze swoim samochodem z rozbitymi szybami, który zapewne nadal stał na parkingu. Xaraf przerwał lekturę i zamknął książkę.
- Mi to obojętne, chcesz to jedź, nie chcesz to ja pojadę. Co do otwierania drzwi bez klucza, wystarczy je solidnie kopnąć koło zamka. A same przeszukiwania... Hmm... Przetrzepać szafki to nie jest wielka filozofia, gorzej coś z tych śmieci wybrać.
- Stary to nie są kalambury. Pytanie było proste. Wolisz siedzieć tutaj czy naginać na miasto? Proste pytanie prosta odpowiedz - widocznie Wiliam miał ciężki dzień.
- Proszę o zachowanie spokoju - syknął starzec ostrzegawczo.
- Kurde jesteście jeszcze gorsi niż ja w sklepie z butami. To zrobimy tak jak ja zawsze robię jak nie wiem, którą parę butów wybrać. Biorę wtedy wszystkie. Także ruszcie się obaj. Idziemy wszyscy razem. Książki sobie innym razem poczytacie. - wtrąciła się Emma pojednawczo.
Po chwili zwróciła się do staruszka.
- Panie starszy archiwisto, zabezpieczy pan dla nas te książki? Teraz mamy inną robotę do wykonania ale za parę godzin wrócimy i wtedy weźmiemy się ostro do czytania, dobrze?
- Widać Żagiew, że w dobrym humorze jesteś. Aż dziw - Egzekutor popatrzył na wstającego Wiliama. Krótko po nim, on sam się poniósł i ruszył za Emmą.
- A co w tym dziwnego? Zresztą nieważne.Nie chce mi się gadać - dał za wygraną Wiliam.
W czasie drogi i słysząc tą krótką, ale najeżone męską dumą która do różnych czynów prowadzi, rozmowę Emma postanowiła to przerwać.
- Dobra posłuchajcie. Nie dlatego uznałam że jedziemy wszyscy razem żeby mieć więcej towarzystwa do pogadania. Po prostu uświadomiłam sobie że ta cała Patricia mogła nie tylko wystawić te panny ale być też jednym z napastników. Jednym z tych trzech wampirów, łakiem albo strzygą. Każdy z nas prędzej czy później rozpoznałby Zdechlaka ale te dziewczyny niekoniecznie. Czyli możemy natrafić albo na zwykłą kobietę albo na Nieumarłego. I co więcej ona może nie być sama. Dlatego jedziemy w trójkę. Jasne? Aha. Wallin jest drobną brunetką, ma 22 lata i często ubiera się na czerwono. To żebyście wiedzieli kogo szukać. No i oczywiście niezależnie od tego kim jest musimy ja złapać żywcem. Dlatego musimy wziąć odpowiedni sprzęt gdyby nam przyszło łapać Umarlaka. Zajmiesz się jego zorganizowaniem Xaraf? Wiesz najlepiej co się może przydać.
Wypowiedziane do Egzekutora ostatnie słowa, znacznie go ożywiły.
- Aye, aye sir! - odpowiedział i ruszył w kierunku MR'owskiego zbrojmistrza.
Przez drogę z archiwum, zastanawiał się co może się im przydać. Kiedy podszedł do kontuaru, miał już całkiem długa listę potrzebnych im rzeczy.
- Witam. Sporo rzeczy będę brał, więc daj mi kartkę. Zapiszę Ci wszystko.
Zbrojmistrz tylko pokiwał głową i wyrwał kartę z jakiegoś notesu.
- Palcem mam pisać? - zapytał się, kiedy zauważył że nie ma niczego do napisania tej listy.
Po chwili znalazł się i długopis, a Xaraf zaczął notować:

Miotacz sieci (najlepiej stalowa)
Dwa karabinki myśliwskie z końską dawką środka usypiającego (około 10 pocisków)
Gaz łzawiący (granat) x3
Granat hukowy-błyskowy x4
Jakieś paralizator, najlepiej strzelający
Materiały wybuchowe C2 do wysadzania zamków x2


Zbrojmistrz z jawnym zdziwieniem popatrzył na listę, ale wszystko przyniósł co było wymienione. Dodał tylko:
- Łapiecie kogoś żywcem?
Xaraf tylko pokiwał głową i odszedł, ładując wszystko do podróżnej torby. Na szczęście ze zbrojowni do garażów nie było daleko, tak też szybko spotkał swoich towarzyszy.
Ale nich odjechali, po wręczał swojej kompani zabrane przedmioty. Emmie dał paralizator. Tylko. Zresztą dziewczyna więcej się nie domagała.
Wiliamowi przypadł karabinek myśliwski na środki nasenne, granat z gazem łzawiącym i dwa granty hukowo-błyskowe. Resztę zatrzymał sobie, przypinając to do pasa i kamizelki. Miotacz sieci rzucił na tylne siedzenie.
Byli gotowi do drogi.

Przez pierwsze mieszkania siedział tylko w samochodzie i czekał na towarzyszy. Obserwował drogę i pilnował, aby ta Patricia nie próbowała uciekać inną drogą. Przy piątym mieszkaniu wyszedł z samochodu, żeby zaczerpnąć powietrza. Stanął przy drzwiach i czekał na ich powrót. Niestety znowu nic.
Przy szóstych drzwiach wszedł z nimi do kamieniczki.
Jedna rzecz dziwnie rzuciła się w oczy Xarafowi, a mianowicie jedno.
Drzwi nie były pokryte symbolami ochronnymi, przed drzwiami nie widać był choćby śladowej ilości soli.
- Dziwne - powiedział sam do siebie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 24-10-2010, 08:53   #113
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Wszystko kurwa mnie drażniło. Pan X, archiwum, kurz unoszący się wokół, dziad archiwalny. Wszystko. Myśli wędrowały w kierunku szpitala. W kierunku operowanej żony. Może już nawet było po. Czy żyje, czy ten pajac w białym kitlu mnie nie oszukał wciskając swoja gadkę dnia „Wyjdzie z tego” bym i ja dał mu święty spokój. Kurwa.

Wejście do jebanej skarbnicy wiedzy było chronione, lepiej niż niejeden polityk tego zasranego królestwa. Odznaka świstała w górę raz po raz. Można się od tego jakiejś choroby nabawić. Jakiegoś łokcia tenisisty czy innego gówna. Jeszcze kilka takich miejsc i wybuchnę. Na szczęście mijając kolejny korytarz nie trafiliśmy na kolejnego guardiana a na drzwi broniące dostępu do miejsca które było naszym celem.

Archiwum. Jebana biblioteka Łowców w której zgromadzono chyba wszystkie księgi z całego Królestwa Wielkiej Brytanii. Wraz z całym kurzem… Tutaj nawet powietrze było gęste od tych pyłków. Dodatkowo panował wszechobecny smród stęchlizny. Nie wiedziałem czy to przez książki czy to ten dziadek który przylazł uprzykrzać nam Zycie. Główny bonzo tego miejsca. Kurwa jak nic, tego mi było trzeba. Nie będę mógł zająć niczym swoich chorych myśli, będę krążył wokół szpitala i wymyślał sobie w jakim stanie jest Lily i czy w ogóle jeszcze jest…. Kurwa

Dziad tez był irytujący jak gówno w przeręblu. Przez jebane dziesięć minut napieprzał o tym gdzie jesteśmy, jak mamy się zachowywać, jak cokolwiek tutaj znaleźć. Jak w jakimś przedszkolu.

- A ta szafa to co? – zadałem pytanie choć staliśmy już przed nią jakiś czas

- Nie słuchał mnie Pan. Tutaj znajdują się hasła numeryczne, które pozwalają nam znaleźć poszukiwany cel wizyty, albo – poprawił swoje grube okulary – przybliżyć nas do tego celu. My nazywamy ją potocznie klaserem

- Klaserem? – zapytałem

Boże dawaj te książki, im szybciej je dostaniemy tym szybciej stąd wyjdziemy – myśl przemknęła mi przez głowę ale na glos jedynie dodałem dodałem – Na chuj nam pudło na znaczki

Gość się obruszył, machnął na mnie ręką. Nie pierwszy i nie ostatni, taki już miałem zajebisty urok osobisty.

- Co Panowie chca znaleźć dokładnie? Powiecie to wam poszukam i podrzucę najbliższe waszym wątpliwością tytuły

Przez całą jebaną godzinę zaczęły spływać na nasze biurka tytuły od Lexicum Demonicum po zwykłe notatki pisane przez łowców czy artykuły wycięte z gazet. Mnóstwo papieru… i kurzu. Ja pierdole. Zwariuje tutaj. Siedzę w jakimś posranym miejscu a mógłbym przy żonie. Zdechlaków powinno się palić a nie pisać o nich. Rozmasowałem obolała z napięcia szyje i otworzyłem jedna z ksiąg pokasłując pod nosem. Zerknąłem na Pana X. Albo lubi obrazki albo czytać nie umie. Taka myśl mnie naszła kiedy zauważyłem, że przypatruje się jakimś grafikom. Zajebiście.
Mythos, Synaris, Mythos, Synaris. Powtarzałem jak mantrę ale na razie znalazł proste NIC. Wgłębiałem się w jakieś kręgi piekielne, jebaną hierarchię demonów… ot kurwa piekielna polityka. Kolejna książka, kolejna notatka, znowu książka. Umrzemy tutaj i zajebiście szybko zgnijemy a i tak chuja znajdziemy.
Kolejna księga, kolejny ból głowy.
Na szczęście przyszła Emma do pomocy. Przynajmniej tak myślałem z początku ale okazało się, że chce zabrać jednego z nas na miasto bo dzięki Tchórzo loup srup fretce ustaliła, że zaciukanych w zaułku dziewczyn było dziewięć a nie osiem. Jedna albo wzieli sobie na wynos jako żywy bukłaczek albo przyjaciół należy trzymać tak blisko jak wrogów. Na zasięg strzału
Byłem tak zajebiście kulturalny, że nie wstałem od stołu i nie zabrałem się z Emma na małe polowanko tylko zapytałem czy może Pan X sobie kurwa nie życzy i nie zamierza tego zrobić. Starzeje się chyba. No ale Pan X jak to Pan X komplikował sprawę nie chcąc odpowiadać tak lub nie. Miałem mu narysować zapytanie? Wkurwia mnie gościu. Człowiek siedzi ciężko oddychając od powagi spraw tutaj zebranych, jest kurwa grzeczny, nie wie co z żoną, jarać mu się chce a temu kurwa wszystko jedno.
Emma postanowiła wziąć nas obu. Opiekuńcza mama. Chyba widziała jak jestem nabuzowany tym jakże nieobcym łowcom uczuciem wiecznego wkurwienia .
Poprosiła dziada archiwalnego by nie chował przekazanego nam materiału bo niedługo wrócimy by zanurzyć się w bezmiarze wiedzy jaką gromadzą. Jebana demonia polityka
Kiedy byliśmy na zewnątrz mogłem w koncu zapalić. Odetchnąć pełną piersią. Pan X poleciał z prośby Emmy po sprzęt dla nas. Czy ona wie co zrobiła. Gość się zaraz zabierze z jakimiś taczkami by tylko łyknąć tego jak najwięcej. Trafił się nam jebany fan militariów.

-Emmo nie traktuj mnie jak swojego własnego kudłacza – wydmuchałem powietrze

- Że co?

- Z tymi butami to przegięłaś – spojrzałem na nią urażony – tam w archiwum

- E tam. Tak sobie powiedziałam. Chodziło mi o coś zupełnie innego.

- Dobra... - machnąłem ręką - Mam prośbę. Jak będziemy wracać od tej dziołchy to uderzymy na szpital dobra? Mam tam sprawę

- Ok – przytaknęła - Jakby ona sprawiała problemy – znowu wskoczyła na tory naszej sprawy - to najwyżej wezwiemy GSRy i ją oni zabiorą

- Naprawdę chcesz ja wziąć żywcem?

- Tak chcę ją brać żywcem żeby sypnęła całą resztę - zamilkła na chwilę - A teraz – nie na długo - druga sprawa. Xaraf...

-Taaa? Co z nim?

- To nie jest zbyt popularne imię , prawda?

Przytaknąłem głową - Stad pojawił sie Pan X

- Mówiłam ci że Kantyk twierdził że jednym z napastników była strzyga a właściwie strzygoń o imieniu Xaraf?

- Nie przypominam sobie. Nie… - uśmiechnąłem się - nie żartuj. Świeciłby jak latarenka tutaj wśród łowców

- Czyżby? Strzyga poza wyjątkową siła i szybkością nie ma żadnych nadnaturalnych mocy. Wypisz wymaluj jak Egzekutor.

- Jakby był strzygoniem moja droga Emmo to by posrał sie ze strachu kiedy stawiałem ścianę ognia przed demonem. Nie wydaje mi sie.... –zamyśliłem się przez chwile -Zawsze jednak możemy rzucić trochę ociekającego krwią mięsa na tylne siedzenie to może sie przebudzi

- Przecież nie stawiałeś jej tuz przy nim. A poza tym jak ja stawiałeś to nawet nie wysiadł z samochodu. Zrobił to dopiero później.

- Ha ha – paranoja Emmy coraz bardziej mi się podobała. Musiałem jednak przyznać, że podobał mi się pomysł przypalenia troszkę pięt Pana X. Emma mogła mieć rację

- A nie wydaje ci się że Mythos mógłby próbować wstawić swojego "człowieka" do MRu? Żeby trzymać rękę na pulsie.

- Kurwa jakby sie okazało ze to on jest kretem to ma przejebane

- Masz na myśli tego który sprzedał nasze adresy?

Skinąłem potakująco głową

- Bo ja uważam że jeśli nawet jest przez kogoś podstawiony to nie ma związku z tamta sprawą tylko robi dla Mythosa.

- A cholera wie czy te zamachy to nie robota Mythosa skoro to takie posrane mega zajebiste demoniszcze z głębin piekła

- Nie wydaje mi się. On na razie działa mega tajniacko, to po co mu by była taka jawna akcja. A co do…

- Właśnie co do...- spojrzałem w korytarz za nami - Masz poświęconą wodę?

- … Mythosa – wyraźnie nie trafiłem w tok rozumowania Emmy - to wbrew twojej radzie porozmawiałam sobie z Egzekutorem przydzielonym do sprawy trojaczek

- Mi chodziło o Pana X, no ale co ustaliłaś Panno wbrew radzie z tym mięśniakiem?

- Do czego mi święcona woda? w moich rekach mało skuteczna. Lepiej działa srebrny nóż a na Strzygę ogień - uśmiechnęła się

- Słyszałem ze jak wlezie w krąg z poświęconej wody to nie czuje się komfortowo – odpaliłem kolejnego papierosa - Dodatkowo możemy nażreć się czosnku i na niego nachuchać

- Ten egzekutor, Tim, a tak przy okazji to niezłe ciacho z niego , - Emma znowu już zaczęła o czymś innym - powiedział mi że na miejscu zbrodni znaleźli zdjęcie dziewcząt, sióstr trojaczek takich blondynek w wieku 20-25 lat i na drugiej stronie ktoś napisał Mythos.

- A widzisz miałem racje – nie pociągnąłem tematu ciastek

- Jak jesteś głodny to coś zjedz ale czemu od razu czosnek? Śmierdzi niemiłosiernie – teraz dopiero nawiązała do tematu strzyg by zaraz się z niego wycofać - Tzn? W czym miałeś rację?

- Czyżbyś spała na lekcjach nowego życia? Strzygi nie lubią tego zapachu – odpowiedziałem na pierwsze pytanie - Miałem racje – zacząłem odpowiadać na drugie - ze to może mieć związek na nasza sprawa, ale skoro dziewczyny nie żyją to jest to zgodne z Twoją wizją

- Te blondynki pewnie żyją - wyjaśniała Emma - zginęły na razie trojaczki te sześcioletnie siostry.

- Masz rację – w końcu mnie olśniło - Sprawa Trojaczek dotyczyła zabójstwa dzieci a nie pannic na wydaniu. Tylko na chuj wystawili taki zajebisty drogowskaz w postaci zdjęcia?

- Myślę że ktoś zabójstwami trojaczek próbuje wywabić Mythosa

Przecisnęliśmy się przez korytarz pełen łowców i wyleźliśmy na zewnątrz. Nie powiem, ze tutaj mieliśmy ciszę i spokój do dalszej konwersacji ale przynajmniej nie było z nami podejrzanego Pana X. Jakiś gość gazował ostro silnik samochodu którego dopiero co odpalił więc Emma poczekała aż ucichnie i kontynuowała rozmowę

- I nie wiem czy tym kims nie jest nasz Zamaskowany informator - demon

- To jest możliwe – przytaknąłem dziewczynie siadając przy schodach - i coraz bardziej się skłaniam do tej Twojej wizji, że gość jedzie na całego by łyknąć trochę esencji Mythosa

- Tylko jak to potwierdzić? Zapytać go? Bo wiesz on mógłby nam odpowiedzieć, w końcu to demon a one myślą trochę inaczej.

Wzruszyłem ramionami
- Cholera wie co demony myślą i czym.

- W każdym razie to zdjęcie blondynek trojaczek to może być następna ofiara wzięta tak po prostu jako pierwsza lepsza z brzegu albo ktoś wie ze to dzieci Mythosa.

- Może to jakiś łowca na nie poluje. Ktoś kto chce się dobrać do dupy Mythosa tak bardzo jak my

- Tak czy inaczej… - Emma poczekała aż jeden z łowców przejdzie i zniknie za drzwiami - ktoś chce zmusić Mythosa do działania. Tim i te dziewczyny które z nim pracują będą się starali znaleźć te dziewczyny ze zdjęcia ale z tym może być różnie. Nie wiadomo nawet czy one są stąd.

- Zatem to musimy zostawić im. Nie będziemy odpierdalać roboty za wszystkich – zgasiłem niedopałek pod butem – Tim? No naprawdę musiało być z niego niezłe ciacho

- Nie podoba mi się to wszystko dziewczyna się zaczerwieniła czy to jedynie poblask łuny pożarów nad Londynem - Nie mówiłam ci tego ale umknęłam mojemu napastnikowi dzisiaj rano tylko dlatego ze ktoś go zaatakował i urwał mu głowę. Czegoś takiego mógł dokonać tylko Nieumarły a ja nie mam przyjaciół wśród Nieumarłych.

- Ja tez nie mam.... Emmo a jak to był Skrzypek z dachu? Pilnuje Cie bo liczy na to ze dzięki nam dostanie się do Mythosa

Emma przytaknęła żarliwie
- Że liczy na to że coś dla niego zrobimy i że mu tak bardzo na tym zależy że aż pilnuje żeby mi się nic nie stało. A to bardzo, bardzo źle.

Nie zdążyłem pociągnąć dalej tematu bo pojawił się Pan X. Taczki co prawda nie miał ale co do liczby gnatów się nie pomyliłem. Były jednak święta bo dostałem karabinek z jakimś usypiającym gównem i granaty. Emmie też nie popuścił wciskając jej do ręki paralizator. Ja pierdolę, gość się cieszył, że jest wieczna wojna.

Zapakowaliśmy dupy do wozu. Usiadłem z tyłu z Emmą ale nie kontynuowaliśmy gadki na temat kreta z wiadomych powodów, mogliśmy z nim właśnie kurwa jechać. Poprosiłem jeszcze raz o adresy na jakie uderzaliśmy. Jeszcze raz ustaliliśmy ich kolejność co do odwiedzin. Mogła się mnie nie słuchać. Trafiliśmy pięć jebanych pudeł chociaż w piątym przy rozmowie z dziadkiem była jeszcze nadzieja że to tutaj, ale trafiliśmy jedynie na gówno pokrapiane miłością staruszków.
Kolejny z kolei adres okazał się starą kamieniczką z odłażącym w wielu miejscach tynkiem. W niektórych oknach ziały dziury. Stałem kilka kroków od Emmy i Pana X rozglądając się po oknach i zastanawiając się co z Lily, kiedy Emma zapukała do drzwi….
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 24-10-2010 o 20:43.
Sam_u_raju jest offline  
Stary 24-10-2010, 19:08   #114
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
Burn Witch Burn!
Do jasnej cholery, ktoś miał tu groteskowe poczucie humoru. Groteskowe i wyjątkowo mało zabawne. W całej aferze Audrey i tak miała wiele szczęścia ze skończyło się tak jak się skończyło. Mogło być gorzej. Wycie syren, zgiełk na korytarzu szpitala, nerwowo wykrzykiwane komendy lekarzy; ktoś rozpętał im tu właśnie piekło inkwizycji, a ona poszła na pierwszy ogień polowania na czarownice!
Burn Witch Burn, cholera...

Poparzone plecy, rana postrzałowa nogi.... taaa , fakt, miała cholerne szczęście! Chyba zaraz z tego szczęścia zacznie skakac i wybijać pieprzone hołubce! Fakt, omal zapomniałaby: poparzone plecy i przestrzelona noga!

Leżala na brzuchu, bo tak mniej bolało. Choć uśmierzacze bólu jakimi nafaszerowano ją niczym bożonarodzeniowego indyka i tak odwalały kawał dobrej roboty. Od chwili gdy Tim przywiózł ją na oddział intensywnej terapii i przekazał w ręce specjalistów w zielonych kitlach, świadomość Audrey zaczęła zaliczać wzloty i upadki, redukując się do jednego wielkiego chaotycznego bełkotu. Spała, budziła się, dostawała głupiego Jasia, znowu spała, budziła się i tak w kółko Macieju. Jaś, Maciej, w sam raz doborowe towarzystwo dla takiej sierotki Marysi jak ona... swoją drogą czy ktoś jej wytłumaczy co ona do cholery ma z tymi imionami?
Megan.
Ktoś mówił o Maggie. Właściwie to nie tyle o niej mówił co zwracał się do niej jakby nią była... i zrobiła coś czego nie powinna... lub była tam gdzie być nie powinna... lub powinna być gdzie indziej... gdzie? Poczuła że robi jej się gorąco... Trop?
A może jednak halucynacja?
Znów obudziła się z drzemki usiłując poskładać do kupy co do tej pory wiedziała.
Co się wydarzyło?
Pamiętała granat i ucieczkę. Strach, panikę i iskierkę nadziei... a potem wybuch który cisnął nią na podwórko...Znowu strach... myślała już że tam zginie, spłonie niczym żywa pochodnia...
Wzdrygnęła się na samo wspomnienie. Było blisko, blisko jak cholera.
Potem przybył Tim niczym jakiś rycerz na białym koniu. Chyba załatwił zamachowca, tego który do niej strzelał. Chyba wziął też jej torbę... a może nawet ona sama go o to prosiła... choć równie dobrze od tego momentu mogły już się rozpoczynać majaki, bo czy faktycznie myślałaby w tamtej chwili o jakimś głupim zdjęciu? Brzmiało troche nierealnie. No dobra, będzie musiała go o to zapytać przy okazji.

- Niezły pieprznik no nie? – na dźwięk głosu za jej plecami niemal podskoczyła a włoski na jej karku stanęły dęba.
Milutko.
Dała się zaskoczyć jak byle amator.
Gdyby była czujniejsza wiedziałaby o jego obecności dużo wcześniej. Wystarczyło zwrócić uwagę na nagły spadek temperatury w pomieszczeniu i towarzyszące temu nieprzyjemne zawirowania eteru
Bezcielesny.

- Sporo was tutaj dzisiaj, łowcy – w rękach ducha pojawia się widmowy papieros i zapalniczka, a w ślad za tym najprawdziwszy dym i smród tytoniu.

Audrey zmarszczyła nos czując dochodzący do niej swąd papierosa.
Zmieniła nieznacznie kąt ułożenia na łóżku na pozycję strategiczniejszą do obserwacji gościa.
Bezcieleśnak wyglądał na wyjątkowo zadowolonego z siebie i zdecydowanie podejrzanego palanta.

- Wielu przekonuje się, co jest po drugiej stronie bariery. – dramatyczna pauza przerwana sztachem fajki - Jestem Finch O’Hara. – teatralny gest - I będę miał do ciebie prośbę, śliczna.

Masters uniosła lekko brew zachowawczo powstrzymując się od komentarza i zamieniając się w słuch.

- Widzisz, słodziutka – kolejna przerwa na zaciągnięcie się papierosowym dymem – Potrzebuję na chwilę jakiegoś ciała. I mam nadzieję, że taka Wiedźma jak ty, zgodzi się być przez chwilę moim płaszczem. Co ty na to? Muszę zrobić coś ważnego. I nie bój się, słodziutka, jestem łowcą, podobnie jak i ty. To jak? Zgadasz się?
Audrey łypnęła na bezcielesnego z niskości szpitalnego łóżka
„Kpi czy o drogę pyta?”
Prychnęła z niedowierzaniem
„Facet ma tupet, nie ma co”.
– Normalnie kazałabym ci wsadzić sobie głęboko w twój bezcielesny zadek taką prośbę – mruknęła pod nosem - , choć zwarzywszy na okoliczności i rodzaj prośby jesteś pewnie kolejną moją halucynacją którą rozsądniej będzie zlekceważyć... – dodala już ciszej ni to do siebie ni to w próżnię

Przemyśl to dobrze słodziutkka. To co nie zostanie dane po dobroci można wziąść siłą - wypuscił dym z papierosa

„Dobra, to już przestaje być zabawne”
Audrey nieznacznie przesunęła się na łóżku zasłaniając ciałem ręce

- Mówisz że byłeś... jesteś łowcą? – mruknęła starając się odwrócić uwagę ducha od tego co właśnie zaczęła robić hmm... pod kołdrą. Pogaduszki pogaduszkami, halucynacje halucynacjami ale tego typu gróźb nie wolno jej lekceważyć. Wkurzyła się.
Duch ostro sobie pogrywał. Pytanie o co w tym wszystkim chodzi? Jeśli dobrze to rozegra może uda jej się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu; wzmocnić swoją zdolnośc obronną na wypadek gdyby duch wprowadził swoje słowa w czyn, a równocześnie zdobyć jakąś informację... Naiwny to trochę plan, bazujący na hollywoodzkim założeniu że każdy złoczyńca jest gadułą nie potrafiącym oprzeć się pokusie opowiedzenia o swoim arcygenialnym pomyśle dając tym samym fory głównemu bohaterowie a sobie niedźwiedzią przysługę... No dobra, plan naiwny, życie to nie film, lecz nadzieja matką głupich, więc...
– Jeśli mam już coś rozważyć to muszę wiedzieć coś więcej niż to że masz chcicę polansować się w moim ciele - nieznacznie wyciągnęła z nadgarstka weflon i wbiła igłę ponownie pod skórę – Mniemam że nie chodzi wyłącznie o ubranie się w nową skórkę... więc o co? – zacisnęła zęby ryjac igłą w skórze znak... krew przypieczętowująca rytuał, krąg który wzmacniała w swoim umyśle, otaczający jej ciało, rosnący, zabezpieczony stalą, płomieniami i całym gównem jakie jej przychodziło do glowy ...
 

Ostatnio edytowane przez Merigold : 25-10-2010 o 17:18.
Merigold jest offline  
Stary 24-10-2010, 23:19   #115
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przesłuchanie Uda przybrało wyjątkowo nieprzyjemny obrót. Swąd tkanek, wciąż poniekąd ludzkich, musiał przesiąknąć ich na wskroś, bo wciąż go jeszcze czuła. Stała w przydzielonej im klitce porządkując na tablicy zebrane fragmenty układanki. Metodycznie przeglądała trzymany w garści gruby plik niedawno wywołanych zdjęć. Pomyślała o tym, że Udo nie musiał tak skończyć. Dlaczego nie chciał z nimi rozmawiać, póki byli mili? Bał się, czy naprawdę wierzył w ten swój zasrany Ragnarok? Wolną ręką uniosła włosy na karku. W układzie znajdowało się wciąż zbyt wiele niewiadomych. Kilka tropów zbiegało się na progu zbyt grzecznego barona Gabryiela. Pytanie, jak go ugryźć, żeby nie połamać sobie zębów. Nie zdołała wymyślić zbyt wiele przed powrotem Gary'ego. Miała w garści kilka luźnych wątków i kupkę domysłów. I jak tu zrobić z tym porządek?

Pomysł zbrojnego najazdu na barona nie podobał jej się ani odrobinę. Poruszanie się w niezauważalnym dla ludzkiego oka tempie mogło być ledwie wierzchołkiem jego możliwości, jeśli facet naprawdę był strzygoniem. Jeden nierozważny ruch i cała wyprawa może się zakończyć nie tylko śmiercią ich czwórki, ale i każdego żołnierza GSR, który weźmie udział w zabawie. Na szali leżało zbyt wiele ludzkich istnień, by Lola mogła myśleć o tym szaleństwie bez cienia zmartwienia. Coś w spojrzeniu Vordy sprawiło, że Ruiz zastanowiła się po raz sto tysięcy pięćdziesiąty trzeci.
Gdy wrócili do swojej nory, siadła za biurkiem i krzywym, lekarskim pismem wybazgrała na karteczce wszystko, co tylko była sobie w stanie przypomnieć w temacie strzyg. W ramach prób opanowania nerwów wyjęła z wielkiej torby wszystko, co mogło się jej wydać choćby trochę potrzebne. Prawdziwe obrzydliwości, włączając zasuszoną niemowlęcą głowę zawiniętą w kawałek czarnego jedwabiu. Na tę okazję postanowiła sobie przygotować torebkę mniejsza, niż noszona zwykle torba lekarska wielkości przeciętnego kontenera. Upychała to jeszcze w pobrany z magazynu plecak, gdy zadzwonił telefon.

*

Wycieczka na Rewir nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Podane przez torturowanego wampira adresy nie wniosły do ich śledztwa niczego nowego. Sama nie wiedziała, co sprawiło, że uwierzyła w możliwość odszukania miejsca rytuału w miejscu takim jak zamieszana przez trupy wszelkiej maści dzielnica. Ślady na ulicy, na której omal nie umarli zeszłej nocy, zaprowadziły donikąd. Duchowy trop był zbyt ulotny, by mogła nim podążyć. Po raz kolejny postanowiła skorzystać z pomocy coup poudre. Niedobrze, jeśli tak dalej pójdzie, w ciągu tygodnia wysiądzie mi wątroba – pomyślała spadając w głąb króliczej nory. Ciało funkcjonariuszki Ruiz, skwapliwie jak nigdy przytrzymywane przez Trisketta zadygotało w konwulsjach. Czas i przestrzeń rozdwoiły się, i Lola znalazła się dokładnie w tym samym punkcie, w którym poprzedniej nocy stawiła czoła Abishaiowi. Znów było gorąco i duszno. Zawołała loa. Skłębiły się wokół zaciekawione. Gdy zdawała swoje pytanie, po plecach kobiety spłynęła stróżka potu. Duchy nie wiedziały. Poszeptywała zdezorientowane. Choć chciały pomóc, jednakże wczorajsza interwencja zbyt dokładnie zatarła ślady po demonie. Dolores, podziękowawszy duchom z głębi serca, wróciła na górę bez żadnych wskazówek. Żaden powód do dumy.
Z nietęgimi minami powlekli się na umówione spotkanie.

*

Widok tamtej dwójki ją naprawdę ucieszył. Rzuciła się na Mike'a i uściskała go z okrzykiem „Ty żyjesz!” na ustach. Miała ochotę pogrozić CG palcem, za zerwanie się ze szpitala. Wolałaby oglądać ją w innych okolicznościach. Stres sprawił, ze na moment straciła kontrolę nad swoimi emocjami i kręciła się w kółko z poczuciem, że zaraz wybuchnie jej głowa, jak dziecko zabrane do wesołego miasteczka. Solidna kawa o gęstości porównywalnej z roztopionym asfaltem pomogła jej dojść do siebie. Strach został zepchnięty pod powierzchnię, jego miejsce musiało zająć opanowanie. Inaczej jest ugotowana.
Do kawy o mocy 220V zamówiła hot-doga, którego spożyła nader zachłannie, po wszystkim oblizując palce. Sponiewierany organizm domagał się kalorii. Gdy już z grubsza załatała energetyczną czarną dziurę w swoim ciele, wraz z Garym przedstawili reszcie swoją propozycję na wieczorną imprezę.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline  
Stary 25-10-2010, 07:34   #116
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Londyn przypominał strefę wojny. Czarne furgonetki i vany, z oddziałami uderzeniowymi GSR-u, widział bardzo często. Znał kilku z tych chłopaków, jeszcze ze służby w wojsku. Część z nich szkolili jako instruktorzy, przed Wydarzeniem Noworocznym. Mieli wtedy być jednostkami policji do zadań antyterrorystycznych, ewentualnie wspierać gliny przy cięższych zatrzymaniach. Teraz świetnie sprawdzali się jako ekipy do robienia cieniej demolki, choć, co Tim przyznawał ze smutkiem, przy Łowcach wymiękli.
Pożary, ryki syren, blokady drogowe policji na każdej większej ulicy i drogach wyjazdowych. Ministerstwo Regulacji chyba wzięło sobie do serca sprawę z atakami. On sam miał nadzieję, że skopią porządnie kilka nieumarłych tyłków. Już dawno ktoś powinien zrobić z tym burdelem porządek.


Kiedy mijał ostatnią blokadę i pokazywał ubranemu w nomeksowy strój taktyczny oficerowi GSR-u, swoją odznakę Łowcy, na odchodne powiedział: - Wyślijcie ich z powrotem do piekła.

Droga za miasto w kierunku wiochy, gdzie byli wczorajszego wieczora nie była taka prosta. Poprzednio to Audrey mówiła mu gdzie ma jechać, znała bowiem drogę do „Kotła”, teraz w dzień dwa razy zawracał, bo źle skręcił czy pomylił rozjazdy. Wkrótce jednak ujrzeli sielski wygląd miasteczka i znajomy szyld z kociołkiem.



Spojrzał jeszcze raz na dwa zapisane na kartce adresy, zdobyte wczoraj podczas rozmów z miejscowymi wiedźmami. Póki Masters była w szpitalu, jemu i Hellen pozostało tylko przeszukanie domów wiedźmy i Bane. Do przesłuchania rodziców zabitych dziewczynek potrzebowali wiedźmy, „ich” baba jaga leżała w szpitalu, a MR nie przydzielił im nikogo innego. Musieli sobie jakoś poradzić i zając się tym co akurat mogli wykonać.
Domek wiedźmy zamieszanej w morderstwo trojaczków, stał nieco na uboczu. Z zewnątrz pokryty był tyloma znakami ochronnymi, że dla Ka Mate wydawały się być plątaniną bazgrołów.



Ubrał się w kamizelkę kevlarową, zabrał pistolety i ruszył w kierunku wejścia. Zatrzymała go jednak Hellen. Jej zmysły wyczuwały, że w środku czai się strażnik… najgorsze czego Tim mógł się spodziewać - Bezcielesny. W takiego skurwysyna nie mógł wpakować kilka kulek, mógł go na kilka sekund unieszkodliwić żelazem. Popatrzył na swoja partnerkę i po chwili powiedział:
- Znajdę coś żelaznego, kiedy wkroczymy, zaatakuję go i będę się modlił, żebyś zdążyła to coś odegnać, spętać lub zniszczyć?

- Dobra partnerze… - powiedziała trochę niewyraźnie egzorcystka. Widać jej podobnie jak jemu, nie uśmiechało się kolejne starcie z Bezcielesnym.
Egzekutor obszedł dom w poszukiwaniu czegoś wykonanego z żelaza, w końcu wyrwał z metalowego ogrodzenia sąsiedniej posesji, metalowy, kuty pręt.



Stanął przed drzwiami do domku wiedźmy, spojrzał na stojącą z tyłu Hellen, skinął głową i zmierzył się kopniakiem na drzwi. Adrenalina znowu odżywczo buzowała w jego żyłach a w głowie rozbrzmiewały słowa pieśni "Kwiaty Lasu":


I've seen the smiling*
Of fortune beguiling,
I've tasted her pleasures,
And felt her decay;
Sweet is her blessing,
And kind her caressing,
But now they are fled
And fled far away.

I've seen the forest
Adorned the foremost,
Wi' flowers o' the fairest
Baith pleasant and gay,
Sae bonnie was their blooming,
Their scent the air perfuming,
But now they are withered away.

I've seen the morning,
With gold hills adorning,
And loud tempests storming,
Before parting day,
I've seen Tweed's silver streams,
Glitt'ring in the sunny beams,
Grow drumlie and dark,
As they roll'd on their way;

O fickle fortune!
Why this cruel sportin?
Oh! Why thus perplex
Us poor sons of a day?
Thy frown canna fear me,
Thy smile canno cheer me,
Since the flowers o' the forest
Are a' wede away.



 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 25-10-2010 o 07:35. Powód: * szkocka pieśń wojenna upamiętniająca bitwę pod Flodden Field 1513 roku
merill jest offline  
Stary 25-10-2010, 09:40   #117
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

GRUPA „RZEŹNIA”

Pukanie do drzwi rozeszło się echem po drugiej stronie. Odpowiedziała wam cisza. Żadnych odgłosów. Skrzypienia podłogi, oddechów, kroków. Niczego.

Jednak Emma poczuła to, co zwykle towarzyszy jej, kiedy w pobliżu znajduje się jakiś Martwy. Jej zmysł śmierci zapłonął pod czaszką gwałtownym płomieniem. Odczucie to było przytłaczające i wyjątkowo silne. Ostatnim razem podobne emocje towarzyszyły jej w klubie „Krew i Pot”, lub kiedy rozmawiała z królem loup – garou. Cokolwiek znajdowało się po drugiej stronie drzwi było silne. Przytłaczająco silne.

Nagle cała broń wzięta przez Xarafa zdawała się być ... dziecinnymi zabawkami. To, co właśnie przebudziło się w mieszkaniu przytłaczało swoją istotą. Emma czułaś zimne fale emanujące na całe twoje ciało.

Xaraf i William. Wy niczego takiego nie odczuwaliście. Może poza Xarafem, który nagle stał się dziwnie niespokojny. Czuł, jak włoski jeża mu się na karku. Jak hyperadrenalina wtłacza się do żył. Czuł zagrożenie. Instynkt podpowiadał mu, że cokolwiek mieszkało za tymi drzwiami nie było człowiekiem i było śmiertelnie groźne. Kto wie? Może nawet zbyt groźne dla waszej grupki.

Po chwili usłyszeliście, że ktoś stanął za drzwiami i melodyjny, charakterystyczny głos opisany przez „Tchórzofretkę” zapytał wyraźnie:

- Kto tam?

Pozostało teraz podjąć decyzję, co dalej. Tylko kto ją podejmie?

Emma – która wyczuwała przytłaczającą obecność właściciela głosu, jako lodowate podmuchy samej śmierci. Xaraf – który wiedział, ze cokolwiek stoi za tymi drzwiami moze przerosnąć jego możliwości Egzekutora. Czy też może William zupełnie nieświadomy tego, co czują jego partnerzy.

Ta decyzja mogła zaważyć na dobrze prowadzonego śledztwa oraz – co najważniejsze – na ich życiu lub śmierci.

Kto odważy się ją podjąć?




GRUPA „RYTUAŁ”

Dym unoszący się z papierosów wykręcał się w niemożliwe smugi. Czwórka pracowników Ministerstwa Regulacji siedziała w wybranym lokalu i jedzeniem maskowała strach, który każdy odczuwał przed oczekującą ich konfrontacją.

Snucie planów ma to do siebie, że jest bezpieczne.
„Zrobimy tak i tak, a następnie ten skurwiel zrobi tak i tak”. „Jak on nas tak, to my go tak”. Jest tylko jeden problem. Większość planów ma tą zadziwiającą właściwość, że jak przychodzi co do czego to zwyczajnie biorą w łeb.

Strzygoń! Szybkie i silne bydlę, dla którego nawet wściekły loup – garou może nie stanowić wyzwania.. Dolorez i CG widziały jak gnojek się ruszał. Niezauważalnie dla ludzkiego oka. Nawet nawalony swoim Egzekutorskim „czymś tam” Gary porusza się przy Baronie niczym leniwy chomik w kółku.

W pewnym momencie jednak zabrakło argumentów. Zabrakło jedzenia na talerzach i fajek w paczkach. I zabrakło po prostu ochoty na gadanie.
Jedno jest pewne – jeśli wejdziecie we czwórkę nocą do gniazda pijawek oraz strzygi raczej żywi stamtąd nie wyjdziecie. Dobry Egzekutor poradzi sobie z jednym, nawet dwoma wampirami. Loup – garou podobnie. Siostrzyczka może przypiec tyłki sporej bandzie tych kreatur, a Egzorcysta będzie jedynie wsparciem dla ekipy – ewentualnym „języczkiem u wagi”, który przechyli szalę w jedną lub drugą stronę. Liczycie na to, że odezwie się więcej Łowców. Oby.

- Czy mogę się dosiąść? – melodyjny głos przebił się przez wasze myśli i dopiero teraz CG, Dolorez i Michael poczuliście łagodną i dość słabą aurę śmierci jaką emanowała dziewczyna, która przystanęła przy waszym stoliku.



- Jestem Vanessa Mac Tawish, lecz znajomi mówią na mnie Van.

Smutny uśmiech pojawił się na jej twarzy.

- Przysłał mnie baron Gabryjel. Jestem jego rzeczniczką. Możemy pogadać?


GRUPA „TROJACZKI”

Audrey Masters

Krąg ochronny został zamknięty. Jego moc rozlała się wokół twojego ciała dając poczucie bezpieczeństwa. Finch O’Hara uśmiecha się przez kłęby papierosowego dymu. Jest to dość paskudny uśmiech.

- No tak – mruczy do siebie. – Wejście w dziewczynę na pierwszej randce można potraktować jako zachowanie niezbyt grzeczne.

Zaciągnął się wydmuchując dym.

- I gdybym nie był zdesperowany, słodziutka, to bym odpuścił. A tak, wybacz, zle będę nalegał.

Poczułaś nacisk jego mocy na twój krąg. Bolesny, intensywny, narastający. Poczułaś się tak, jakby ktoś jednym szarpnięciem zerwał ci opatrunki z pleców. Jakby ktoś ścisnął ci głowę ogromnymi łapskami. Ciepło na plecach zaogniło się. Czaszka pulsowała tępym bólem. Nie wiesz ile to trwało. Sekundę, czy godzinę, ale oparłaś się.

Już chciałaś mu coś powiedzieć złośliwie, lecz Finch zaatakował ponownie. I znów poczułaś się tak, jakby ktoś przypiekał cię żywym ogniem. Czułaś się jak bokser na ringu, któremu ktoś dokumentnie oklepał ryja. Ale nie znokautował.

Znów się oparłaś.

A potem nastąpił kolejny atak.... Ten sukinsyn miał naprawdę niemałą moc.


* * *

Zapach dymu. Smak tytoniu w ustach. Chłodny powiew na twarzy. Zachwiałaś się. O mało nie upadłaś lecz zdążyłaś chwycić dłonią ściany. Dłoń trafiła na coś lepkiego i gumiastego. Zaschnięta plwocina lub guma do żucia. Chociaż istniały również bardziej niepokojące alternatywy.

Przetarłaś oczy. Stałaś przed drzwiami, na których ktoś kredą wymalował ochronne znaki. Ubranie, które miałaś na sobie nie należało do ciebie. Długi, śmierdzący tytoniem, wodą kolońska i krwią prochowiec. W kieszeniach wymacałaś klucze, pistolet i wymiętą paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Jakiś portfel. Stałaś na boso przed drzwiami oznaczonymi numerem 26 w jakiejś kamienicy. Bóg jeden wie gdzie.

Najwyraźniej cholerny Finch O’Hara osiągnął to, czego chciał.




Helen Butler i Timothy „Ka Mate” Mac Douglas

Wdarliście się do domu starą, dobrą metodą – „na kopa”. Wiedźma może i dobrze zabezpieczała swoje domostwo przed intruzami, którzy nie mieli ciała, lecz fizycznej napaści nie była w stanie sprostać. Jeden kopniak Egzekutora i drzwi wleciały do środka wraz z ościeżnicą.

Znaleźliście się w korytarzu pachnącym suszącymi się u powały ziołami. Na pierwszy rzut oka dom sprawiał wrażenie czystego i zadbanego. W jakiś sposób kontrastował z waszym wyobrażeniem domu wiedźmy zaklinającej upiory i być może paktującej z demonami.

Bezcielesnego, którego wyczuwał Helen nie było nigdzie widać. Ale jej „wewnętrzny radar” prowadził do pomieszczenia po lewej.

Ostrożnie otworzyliście drzwi do pokoju. Nie tego się spodziewaliście.

Dziecięce tapety w misie i słoneczka. Półki zastawione misiami, lalkami i pluszakami. I kolorowe łóżeczko w rogu pokoju. Łóżeczko, wokół którego wymalowane symbole powstrzymujące coś w środku.

Bezcielesny tam był. Wyglądał jak chorowita, góra sześcioletnia dziewczynka. Wpatrywała się w was intensywnie z kamienną miną. Zaniepokojony, możliwe że zagniewany, lecz nie agresywny.

Ujrzeliście także zdjęcia postrzelonej przez Audrey wiedźmy przytulającej tą dziewczynkę. Obie – zapewne matka i córka – szczęśliwe i pogodne.

- Nie wszystko co wydaje się złe, takie jest – usłyszeliście nagle głos za sobą, w wejściu do domu.

Helen - kolejna fala śmierci przetoczyła się po tobie. Bez trudu poznaliście właścicielkę owego głosu. "Haczykowato-nosa" i ciemnowłosa Zmiennokształtna z „Kotła Moiry”. W świetle dnia wygląda ... lepiej.



- Czego od niej chcecie? – głos nadal ma jednak paskudny.- Od niej i od Nasturcji. Żadna z nich nie zrobiła niczego złego. I gdzie jest Bane? Co z nią zrobiliście?

Po tym pytaniu „Ka Mate” czujesz, jak twój zmysł zagrożenia zaczyna budzić się z uśpienia. Jeśli nawet ten loup – garou nie miał złych zamiarów, to wasza reakcja może sporo zmienić w tym zakresie.
 
Armiel jest offline  
Stary 30-10-2010, 01:22   #118
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Słyszeliście kiedyś o bohaterach? Pewnie nie raz. Niejedna babcia albo dziadek zanudzali was wieczorami opowieściami o takich dupkach. Widzieliście kiedyś bohatera? A tam, pierdolicie. Nie ma takich. I właśnie nikogo takiego nie było kiedy Emma zapukała do drzwi.
Bo wtedy, moi mili wiedzcie, że każdy jebany bohater wziąłby dupe w troki i spierdolił. O tak, to byłoby wówczas zajebiście bohaterskie, a to co się stało pod numerem mieszkania 13 było jedynie głupie i nieprzemyślane.

Jak większość mojego życia.

Emma zrobiła miłe stuk puk. Normalnie, tak jak przystoi każdemu cholernemu pracownikowi MRu kiedy robi wjazd na melinę swojej domniemanej ofiary. Odpowiedziała nam cisza. Stałem kilka kroków od Emmy i Pana X, walczyłem z ochotą sięgnięcia po fajkę. Myślami byłem przy Lily leżącej w szpitalu. Może już była po operacji?
Kurwa.
Skup się koleś.
Pewnie kolejny nieciekawy nam adres. Kurwa mać. A jednak…
Emma zrobiła kilka kroków w tył. Była blada. Pan X patrzył tępo to na nią to na mnie. Nie wiedział kurwa czy włazić czy stać tak dalej na tym jebanym korytarzu i nie czekać na kurwa niewiadomo co. Pewnie na manne z nieba. Taki z niego Egzekutor jak ze mnie Ojczulek.
Co robi normalnie Żagiew w takiej chwili? Nic, kurwa. Czeka. Przecież jest jebanym wsparciem dla mistrzów kung fu sru – Egzekutorów. Jebanym straszakiem albo katem większości umarlaków, szczególnie tych co srają w swoje nieumarłe gacie ze strachu przed ogniem. No ale jak się jest tak posraną Żagwią jak ja to się podchodzi do drzwi i pomimo ostrzezenia Emma wyszeptanego po drodze, iż ma się do czynienia z kurewsko potężnym łakiem, na pojawiajace się w końcu przemiłe, przesłodkie dziewczece „kto tam?” sprzedaje się bajkę, że się szuka jebanych nielegalnych imigrantów.
O tak to był jeden z powodów dla którego nie miałem dzieci. Opowiadałem nudne bajki bez ładu i składu.
Pan X się uzbroił. W rączce zabłysnał pistolet. Gadka szmatka płyneła z mych ust odbijajac się od zamknietych drzwi. Nie chciała Łakowa Panienka wpuścić gości… Wal się szmato.
A tak liczyłem, że się nie pozna że ma do czynienia z Łowcami, że zaprosi do środka, poda herbate z mlekiem i ciasteczka. Jebane ciasteczka…
Ale nie, trzeba było się w koncu przyznać, że się jest z Ministerstwa Regulacji, że przyjechaliśmy pogadać a tak sobie zartujemy z kolegą bo się założyliśmy. Głupie to było jak nie wiem co ale w tamtej chwili miałem to w dupie. Trik na sięganie po legitymacje tez się nie udał bo zanim Pan X otrzymał ode mnie sygnał na migi to… drzwi się w końcu otworzyły. Przedpokój był pusty ale charakterystyczny głos Łakowej Panienki powiedział, że zajebiście się cieszy z odwiedzin i że tak w ogóle to się nas spodziewała.
To na chuja, ja się pytam, tak się pociłem i plotłem te wszystkie pierdoły?
Potem sprawę spierdolił Pan X. Swoim tekstem „Panie przodem” wydał bądź prawie wydał Emme. Czy go pojebalo? Nie pracował nigdy z Fantomem? Żółtodziób jeden.
Trzeba było ratować sytuacje

- Sam jestes sobie “Pani”, baranie – klepnąłem sie w czoło wchodząc do środka - Pani wybaczy tą farsę ale załozyłem sie z kolegą. Strasznie nudna ta robota a ...

No i chuj. Koniec gadki. Łakowa Panienka to w sumie nie była Łakowa Panienka ale o tym nie musiałem wiedzieć, zresztą nawet gdyby się okazała tym kim miała być, pewnie skończyłbym tak samo.

Zanim dokończyłem mowić cokolwiek poczułem uderzenie pełne bólu i ciepła rozlewajacego się po moich bebechach. Łeb eksplodował mi wyobrażeniem ognia. A potem kurwa. Potem…
Była… C i e m n o ś ć
Bez ognia

Muszę Wam powiedzieć, że gdybym jeszcze cokolwiek wówczas czuł to żałowałbym jednej kurwa rzeczy. Żałowałbym, że nie słysze jak zajebiscie fajnie Emma krzyczy. Kurwa. Taka strata….

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=p5JJy8Z4dNM[/MEDIA]



Na Boga. Lily…!?




Pamiętajcie jeszcze o jednym moi drodzy Łowcy….

Ostatni gasi światło...
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 01-11-2010 o 17:29. Powód: korekta zajefajnych błędów ortograficznych
Sam_u_raju jest offline  
Stary 30-10-2010, 11:01   #119
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Kiedy poczuł to wielkie gówno które siedziało za drzwiami, poczuł się strasznie nieswojo. Całe zdecydowanie, prysło niczym za sprawą magicznej runy. Z Egzekutora, stał się w sekundach na dobrą sprawę bezbronnym cywilem. Ostatkami skupienia jednak złapał za granat gotowy do rzutu i sięgnął po klamkę ma srebrno-ołowiane pestki.


Emma, widocznie też wiedziała co tam siedzi, bowiem od razu cofnęła się w przerażeniu od drzwi. Za to widząca to Żagiew, z charakterystyczną dla niej nonszalancją przyglądała się temu, niezdecydowaniu. Pewnie w myślach psioczył i złorzeczył im, a na pewno Egzekutorowi.
Ten typ tak miał. I nie było się czemu dziwić.
- Szczęść Boże Panienko. Ministerstwo się kłania. Możemy porozmawiać? – zagadnął do osoby po drugiej stronie drzwi William.
W tym czasie Emma szepta jeszcze coś Żagwi do ucha, ale Egzekutor nie słyszał co. Mimo wszystko super adrenalina napływa sobie do żył. Southgate na te szepty, pokiwał tylko głową.
- Jakie ministerstwo? – padło z drugiej strony drzwi.
- Aaa…, proszę mi wybaczyć moją niekompetencje. Ministerstwo do spraw cudzoziemców. Czy mam przyjemność z właścicielką lokalu? – wypalił z grubej rury Żagiew. Aż Egzekutorowi opadła szczęka. Nisko, aż do samej podłogi.
- Tak, a o co chodzi? – dziewczyna okazała się jednak mądrzejsza od Williama.
Co pewnie nie było dużym wyzwaniem…
- Z naszych informacji wynika, ze przechowuje Pani u siebie nielegalnych imigrantów. Przybyliśmy, aby to sprawdzić. Jeżeli to jednak nieprawda, to sprawdzimy Pani lokum za pozwoleniem i juz nas nie ma. – Żagiew cały czas brnął w tą farsę.
”Co za idiota…” – przeszło przez myśl Egzekutorowi.
Emma wyraźnie też sądziła podobnie, bo patrzyła na Williama z niemałym zdziwieniem.
- Zaręczam, że nie ma tutaj żadnych nielegalnych emigrantów. A jeśli faktycznie jest Pan tym, za kogo się podaje, proszę wsunąć legitymację pod drzwiami.
- Ależ proszę uprzejmie - zaczął gmerać przy płaszczu, równocześnie dziwnie gestykulując na nogi Egzekutora. Ten popatrzył na nie.
”Co, pobrudziłem się?” – zastanowił się nad gestami Żagwi. Ale po chwili kobieta podniosła legitymację Williama i cały misterny plan Southgate’a spalił na panewce.
- To ja znikam – powiedziała pocichutku Emma i jeszcze mocniej się cofnęła.
- Ministerstwo regulacji? A to nawet się dobrze składa. Czekałam na was. Proszę. – dziewczyna podniosła odznakę. Ale nie takiego zachowania się spodziewał. Mimo wszystko liczył, że łak pójdzie na współpracę.
- Panie przodem – powiedział Egzekutor wskazując na Emmę. Kary godny błąd.
- Sam jesteś sobie “Pani”, baranie. – uratował sytuację Willi - Pani wybaczy ta farsę, ale założyłem się z kolegą. Strasznie nudna ta robota... – mówiąc to Żagiew wchodził do mieszkania łaka.
Niestety, pierwszych gryzą łaki.

Fala krwi z brzucha Williama chlasnęła na drzwi i ścianę mieszkania loupa. Egzekutor jakby dostał kopa od swojej adrenaliny. W jednej chwili cała niepewność i wahania, znikły. W ułamkach sekund do mieszkania wleciał granat, za nim dwa pociski. Ale kobieta była już na klatce schodowej i chciała zrobić Egzekutorowi, to co przed chwilą zrobiła Williamowi.
Wybebeszyć go…
Ślady po kulach zaczęły zasklepiać się. Oczy łaka goreć ogniem… Może Xaraf nie był demonologiem, ale wiedział z kim mają do czynienia.
I cholernie mu się to nie spodobało.
Nie miał nic przeciw demonom. To nie była jego broszka. On bił po łbach wszystko co inne, co ma materialne korzenie. Nie mógł skrzywdzić piekielnego pomiota.
Do Firebridge’a sunęła z szybkością mrugnięcia oka, zakończona szponami łapa tej łakowej demoniszczy. W ostatniej chwili odskoczył plecami w dół schodów, spadając na klatkę niżej na łeb, na szyję. W locie wykrzyknął tylko:
- PARALIZATOR!, a w myślach dodał ”Do kurwy!.
Ale nim jeszcze skoczył, widział jak Emma zaczyna wrzeszczeć.
”Panikara…” – pomyślał.
Ale gdy wylądował, krzyk sprawił, że stracił przytomność. I całą super adrenalinę w żyłach. W ułamku sekund. Coś niezwykłego. Niezwykle śmiesznego.
A więc tak ona walczyła. Ludzi zagadywała na śmierć, a demony zakrzykiwała?
Moc naprawdę groźna.

- Firebridge ! Chodź tu do cholery! Pomóż Southgatowi! – wyrwało go z krótkiego snu, ostre polecenia Emmy.
Podniósł się, po ostrym kacu. Podszedł do Williama.
Ahh… Gdyby miał tylko jakieś ziółka, mógł by zrobić z nich jakiś prowizoryczny lek. Taki jak robiła jego matka. A jeśli o pierwszą pomoc chodzi, był w tym kompletnym cepem. Jedyne co zrobił, to ustawił Williama w pozycję ustaloną.
Zauważył na szafce w przedpokoju demona, jakąś roślinę. Wiedział od razu, że jest to Noni. Tropikalna roślina, której owoce dają sok który łagodzi wszelkie dolegliwości. Nie czekając i nie zwracając uwagi na Emmę, Xaraf chwycił kilka owoców z niewielkiego drzewka. Rozciął je bagnetem i przyłożył do ran Żagwi.
Chociaż tyle mógł zrobić.

Gdy usłyszał karetkę, wziął Żagiew na ręce i zniósł go na dół. Widzący to kierowcy karetki, zatrzymali się prawie w miejscu i wyskoczyli jak oparzeni z noszami.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 30-10-2010, 16:28   #120
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zdarzenia płynęły bezlitośnie niby rzygowiny po przełyku. Nie w tym kierunku, w którym powinny.
Nie pojawiały się żadne odpowiedzi. Śledztwo grzęzło w brudzie i syfie. Pośród fekaliów demonów, pijawek i niejakiego Mythosa, który był tylko pustym, obco brzmiącym imieniem. Paskudne rzadkie gówno lało im się na głowy jak deszcz po oberwaniu chmury. A oni nie mieli przy sobie parasola.
Trzy martwe dziewczyny, rytuał, trzech wampirzych amantów. Udo, który sypnął barona. Baron, który wezwał demona i zafundował im przygodę z abishaiem. Brzmiało niby logicznie ale Lawrence miała przeczucie, że nadal widzą zbyt mało. Mają rzut na skrawek ogromnej całości i tracą globalną perspektywę. Z drugiej strony... Jebać to. Jeśli Baron jest winny powinni go przyskrzynić, umyć ręce, zamknąć teczkę sprawy i iść dalej nie oglądając się za siebie. Tyle, że Lawrence nie uznawała fuszerki. Chciała mieć pewność. To, że Udo zwalił winę na barona, po terapii tlenkiem srebra, nie znaczyło jeszcze, że to czarnooka pijawa była sprawcą zamieszania. Potrzebowali czegoś więcej niż tylko przypuszczeń i bladych teorii. Potrzebowali faktów. Albo przyznania się do winy. Ale w tym celu musieli zgarnąć Gabryjela a to mogło być problematyczne nawet z pieprzonym Dead Squadem w kominiarkach przy boku.

Od tych przemyśleń aż ją zemdliło. A może to od naleśników z podwójną porcją czekolady? Nie mogła sobie przypomnieć kiedy jadła ostatnio solidny posiłek. Zupełnie jakby choroba wyssała z niej wszystkie normalne ludzie odruchy. Nie czuła łaknienia, prawie nie sypiała... To może jeszcze rzuci fajki?
Zaśmiała się z własnego pomysłu. Odsunęła stanowczo talerz i wetknęła do ust papierosa.

Wtedy dosiadł się do nich emo-nastolatek. Może chłopiec zgubił się w drodze na koncert jebanego Tokio Hotel? Już miała rzucić jakimś komentarzem w stylu „makijaż ci się rozmazał dziecko” ale wyrostek ów przemówił głosem dojrzałej kobiety. To ci heca... Niczego w tych czasach nie można być pewnym. Nawet czy idziesz do łózka z facetem czy kobietą wychodzi dopiero wtedy jak ktoś ściągnie gacie.

- Przysłał mnie baron Gabryjel. Jestem jego rzeczniczką. Możemy pogadać? - dziewczyna spojrzała na nich pytająco.
- Mów - zaczęła lakonicznie Lawrence i zaciągnęła się tak mocno, że dym dotarł chyba do palców stóp.
- Baron przysyła mnie bym porozmawiała o sprawie, która prowadzicie – kontynuowała rzeczniczka. - Bardzo możliwe, że zdobył troszkę informacji na temat istot w nią zamieszanych. Jednak interesuje go, jakie korzyści zaoferują mu łapacze za cenne, bądź co bądź, informacje. Sądzi, że jego trzej poddani, a może i więcej, są zamieszani w spisek przeciwko łapaczom, znaczy Ministerstwu Regulacji. Moze to załatwić sam, lecz sądzi, że będziecie zainteresowani samodzielnym wymierzeniem kary. Ale pyta, co otrzyma w zamian.

Zawiesiła wzrok na CG, która odezwała się pierwsza.
- Może na dobry początek wyjaśni nam dlaczego wprowadził nas w błąd twierdząc, że dwaj znajomi Uda spłonęli?

- Nic mi na ten temat nie wiadomo – odparła pani Vanessa dyplomatycznie.
- Wobec tego proszę przekazać pracodawcy, że chętnie porozmawiamy – przytaknęła Lawrence. - Wracając natomiast do pytania “co baron otrzyma w zamian” zasugeruję jedynie, że w interesie pana Gabryela powinno być złapanie winnych. Ostatnie wydarzenia z klubu, przyzwanie demona w środku Rewiru, który znalazł się tam z powodu Udo, tuż po tym jak wywlekliśmy go z Ggrzesznych Rozkoszy”... To wszystko nie stawia barona w najjaśniejszym świetle czego zapewne jest doskonale świadom skoro przesyła do nas swojego rzecznika. Proszę przekazać baronowi, że się pojawimy - spojrzała jeszcze na współpracowników upewniając się, że żaden z nich nie chce zaprotestować. W zasadzie to niedawno właśnie ustalili. Że trzeba złożyć baronowi wizytę. Nawet lepiej, że pojawią się tam z zaproszenia zainteresowanego.

Rozmowa biegła leniwie, jakby obu stronom niespecjalnie chciało się gadać. Jeszcze niedawno rozważali zbrojny wjazd do wampirzego gniazda a teraz plany uległy drastycznej zmianie i miały przerodzić w rozmowy przy okrągłym stole.

Do spotkania z baronem zostało jeszcze sporo czasu a Lawrence nie mogła się zmusić aby bezczynnie siedzieć na dupie.
- Spotkamy się na miejscu, pójdę coś załatwić – powiedziała, rzucając na stolik kilka banknotów, które powinny pokryć z nawiązką jej część rachunku.

Pozostała jeszcze jedna opcja. Tradycyjne zaciągnięcie języka. Do diabła, abishai pojawił się w środku Rewiru, ktoś musiał mieć na ten temat mniejsze lub większe pojęcie!
Mr. Boyd był ulubionym informatorem CG. Prowadził na Rewirze burdel z gatunku tych najpodlejszych, gdzie ludzie przychodzili spełnić swoje najskrytsze i najbardziej wyuzdane fantazje. Raj dla nekrofilów, którzy mogli przygruchać sobie na wpół rozłożonego zombie, masochistów i wszelkiej maści perwersów. Pan Boyd prowadził swój biznes nieszczególnie legalnie. Lawrence nie miała jednak nic przeciwko jego lukratywnej działalności. Dopóki klienci i pracownicy przychodzili tam dobrowolnie i nie mieszano w to dzieci to mogli się chlastać biczami, zakładać kagańce i wieszać głową w dół. Niech im idzie na zdrowie.

Ogromny wykidajło, o genach ewidentnie wzbogaconych zwierzęcym akcentem, wpuścił ją do środka po tym jak skonsultował się z szefostwem.
Mr. Boyd siedział na swoim skórzanym obrotowym fotelu. Armia odświeżaczy powietrza leżała porozstawiana dookoła ale nawet ona nie mogła zabić słodkawego fetoru rozkładu. Aj, tak. Nie wspomniałam, że Mr. Boyd to zombie? Wyjątkowo elegancki, zadbany i kasiasty facet. Ale nawet on nie potrafi walczyć z prawami biologii. Omijać je dyskretnie, owszem. Ale nie zniwelować całkowicie ich wpływu.

- Witaj Lawrence. Co cię do mnie sprowadza? - spojrzał na nią splatając dłonie niby cholerny ojciec chrzestny. - Posłuchałaś wreszcie mojej rady i skusisz się na figle z nieumarłym?
- Raczej nie, Boyd.
- Dam ci rabat – uśmiechnął się zachęcająco ale CG to zignorowała.
Usiadła na krześle naprzeciwko biurka z zamiarem odpalenia papierosa ale zombie powstrzymał ją stanowczym ruchem ręki.
- Przecież wiesz. To mi szkodzi na cerę.
Schowała grzecznie papierosy i zapalniczkę i przeszła do rzeczy.
- Wczoraj ktoś wezwał abishaia w środku pieprzonego Rewiru, wiesz coś o tym?
- Nic poza tym, że to miało miejsce.
- A Mythos? Mówi ci coś to imię.
- A powinno?
- Sama nie wiem... - rozparła się na krześle przecierając zmęczone oczy. - Coś dziwnego dzieje się w tym mieście.
- Doszły mnie słuchy, że kroi się jakaś wojna pomiędzy demonami. Że w okolicy pojawił się ktoś wyjątkowo paskudny i cała rzesza umarlaków chce mu wejść w dupę bez mydła.
Lawrence spojrzała na niego z ciekawością.
- Ten ktoś nie nazywa się może Mythos?
- Nie wiem – wzruszył ramionami ale zaraz dodał. - Ale dla ciebie mogę się dowiedzieć.
- Coś jeszcze wartego uwagi obiło ci się o uszy?
- Nic. - Lawrence już miała się zbierać kiedy Mr. Boyd dodał – Chociaż... Loup Garou od Bernarda zrobiły się mocno poddenerwowane. Lepiej omijaj „Duch i Mrok” szerokim łukiem.
- A ci co knują? - zapytała już przy drzwiach. Boyd tylko wzruszył ramionami.
- Wyniuchaj coś dla mnie Boyd, dobrze? Wpadnę jutro. Albo zadzwonię.

Boyd nie rozwiał żadnych wątpliwości. Nadal tkwiła w tym samym dołku niewiedzy. Pozostawało mieć nadzieję, że rozmowa z baronem rzuci jakieś nowe światło na sprawę.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-10-2010 o 16:34.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172