Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2010, 01:14   #11
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thomas wrzucił swoją walizkę do bagażnika niewielkiego busa, który miał ich zawieźć do celu. Oczywiście, jak wszystko tutaj, miał na sobie logo NASA. Po chwili zajął miejsce w jego wnętrzu i przygotował się do podróży. Obok niego siedział jakiś pracownik Agencji, z którym Tom jakoś nie miał ochoty rozmawiać. W ogóle wolał unikać zawierania znajomości z kimkolwiek spoza parszywej dwunastki astronautów. Nie chciał ryzykować, że przez te kilka dni zdąży się do kogoś przywiązać. Na dobrą sprawę nie było ludzi, na których by Tomowi zależało i póki co lepiej było, żeby tak zostało.

Podróż minęła zadziwiająco szybko jak na odległość, którą pokonali. Bus wjechał przez bramę w wysokim ogrodzeniu pod napięciem, wzmocnionym dodatkowym drutem kolczastym na szczycie i minął budkę strażniczą i szlaban. Ciekawe, czy to zabezpieczenie przed włamaniami, czy przed ucieczkami. Ośrodek, do którego dotarli był dość rozległy i ponoć ściśle tajny. Możliwe, Tom nigdy nie słyszał, ani nawet nie przypuszczał, że NASA ma jakąkolwiek siedzibę w Nevadzie. Ale to w sumie dobrze. Wiedział, że jeśli komuś bardzo zależy to go tu znajdzie i przedostanie się przez straże. Liczył głównie na to, że pokaźna odległość od Bostonu i tajność tego miejsca kupią mu wystarczająco dużo czasu. Potrzebował czterech dni, później już mu raczej nikt nie zagrozi. Gdy wysiadł powiedziano mu, że bagażem na razie ma się nie przejmować i wręczono mu program jego pobytu tutaj. Okazało się, że praktycznie cały czas jest zapełniony wykładami, ćwiczeniami i testami. "Trudno, jeszcze zdążę się wyspać w drodze" pomyślał z przekąsem. Za chwilę miał rozpocząć się wykład wprowadzający. Tom poprosił więc kogoś z obsługi kompleksu o zeszyt i ołówek do notowania, a gdy to otrzymał udał się do sali wykładowej.

Wnętrze budynków przypominało mu nieco niektóre ośrodki badawcze w jego własnej uczelni, albo szpital. Czuł, że bez problemów się tu zaaklimatyzuje.

W czasie pokazu slajdów i przemówienia niejakiego Henry'ego Dranka cały czas skwapliwie notował, nawet to czego teraz nie rozumiał, albo co wydawało mu się bez sensu. W końcu miały to być chyba najważniejsze wiadomości w trakcie ich pobytu na obcej planecie. Pojawiło się kilka wątpliwości, ale ponieważ prelegent nie zaprosił do zadawania pytań, Tom postanowił je zapisać w zeszycie i zapytać o to kiedyś na samotności.

1. Czy da się wylądować mniej więcej na granicy słońca i cienia?
2. Czy mamy się spodziewać jakichś transmisji z Ziemi wysłanych za 180 lat, czy wyłącznie nadajemy?
3. Czy po lądowaniu statek będzie się nadawał do przemieszczania po planecie, czy już nie wystartuje?
4. Czy składzik statku zawiera jakieś pojazdy lądowe/wodne, tudzież dobre namioty oraz dużo przyrządów badawczych i mocy obliczeniowej?
5. Kto formalnie dowodzi misją po wylądowaniu?

Po wykładzie odprowadzono ich do pokoi. Były ciasne, ale dość ładnie urządzone i przytulne. Tom miał nadzieję, że te na statku będą miały zbliżony standard. No, może z wyjątkiem własnej łazienki, której nie spodziewał się nawet tu. Ale skoro była, to z przyjemnością skorzystał w niej z długiego, gorącego prysznica i, upewniwszy się, że drzwi są dobrze zamknięte, w samych bokserkach wskoczył do łóżka. Jeszcze raz przeczytał notatki z wykładu tego dnia, przejrzał kilka wcześniejszych notatek w swoim palmtopie, po czym zgasił światło i położył się spać.

Obudził go wrzask:
- Baczność! Co się lenicie, natychmiast do roboty, macie już kwadrans spóźnienia, będziecie podłogę za karę szorować! itd.
Tom aż podskoczył na łóżku, próbował wstać, ale tylko zawinął się w pościel i runął jak długi na podłogę. Budzący go oficer nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Ty nie masz tutaj ćwiczyć "duck and cover", tylko wstawać i brać się do roboty - powiedział już ciszej, ciągle hichocząc. - Dzisiejsza pobudka to jeden ze sprawdzianów. A teraz wstawaj na śniadanie i bierz się za następne testy. Powodzenia - rzucił na odchodnym i wyszedł.
Tom zaklął pod nosem. Miał wielką ochotę wrócić jeszcze do łóżka, ale wolał nie narażać się szefostwu. Wstał, ubrał się szybko i poszedł na posiłek. Później testy, badania itd. W czasie przerwy obiadowej już był wyprany z sił. Nie był może słabeuszem, ale jednak przyzwyczaił się do pracy biurowej i zaniedbał kondycję. Na szczęście wszystkie testy jakoś zaliczał.

W czasie obiadu miał niewątpliwą przyjemność nawiązać znajomość z jedną z kobiet z załogi. Płatną morderczynią z ruskim akcentem. Jakie jest prawdopodobieństwo? Kobieta co prawda odeszła nie wyrządząjąc mu żadnej krzywdy, ale Tom postanowił sobie mieć się na baczności. Chciał znaleźć jakieś inne wytłumaczenie niż takie, że go znaleźli i teraz się z nim bawią, albo chcą go zamordować spektakularnie na orbicie (w końcu tego jeszcze nikt nie dokonał). Chciał, ale nie potrafił. Wiedział tylko, że chłód sarkofagu przyjmie jak wybawienie. Nota bene optymistyczną nazwę nadali tym urządzeniom. Od tej pory był dość spięty i co chwilę rzucał spojrzenia na wszystkie strony, bojąc się, że Iga postanowi załatwić go jednak przed odlotem. Unikał miejsc ustronnych i starał się mieć cały czas w okolicy kogoś z obsługi.

Reszta dnia była nieco przyjemniejsza niż przedpołudnie. Trzeba było zapoznać się z elektroniką jakiej będą używali na obcej planecie. Z tymi prostszymi Tom radził sobie bez najmniejszego problemu. Te bardziej skomplikowane skłaniał do robienia takich rzeczy, o których ich twórcy nawet nie śnili. W końcu obsługa doszła do wniosku, że wolno mu obsługiwać co najwyżej komputer i nadajnik, a od reszty, bardziej kluczowych urządzeń niech się trzyma z daleka, żeby nie spowodował buntu maszyn. Gdy udał się na spoczynek znowu zamknął starannie drzwi, zablokował klamkę krzesłem, wziął gorący prysznic i usnął gdy tylko przyłożył głowę do poduszki.

Drugi dzień to kolejne testy fizyczne i treningi. Na szczęście część z nich przeprowadzano na strzelnicy, gdzie już mógł się czymkolwiek wykazać.

Gdy udał się do stołówki, wziął swoją tacę z obiadem i upatrzył stolik na uboczu, zajęty już przez jakiegoś murzyna. Tam właśnie skierował swoje kroki z nadzieją, że to nie kolejny najemny zabójca.

- Dzień dobry, można się przysiąść? - zagadnął.
Murzyn odwrócił wzrok od kotleta i zmierzył Toma od stóp do głów.
- Tak, pewnie.
Tom położył tacę na stoliku i podał rękę siedzącemu przy nim mężczyźnie:
- Thomas Jackson. Myślę, że warto by się poznać trochę, zanim będziemy zmuszeni spędzić razem dwieście lat - powiedział z uśmiechem.
Sebastien spojrzał na rękę nieznajomego.
"Odważny białasek..."
Uścisnął jego dłoń.
- Sebastien Bona've. Miło mi. Możemy się poznać, ale nie bądź zbyt nachalny. Bardzo tego nie lubię.
Tom się trochę zmieszał, ale usiadł. W taki sposób, żeby nie dało się go łatwo zajść od tyłu i na wszelki wypadek co chwilę lustrował pomieszczenie.
- Rozumiem, przepraszam. Ja jestem nauczycielem akademickim. Botanika, anatomia, chemia. Sam kończyłem medycynę, więc myślę, że się przydam na obczyźnie jako lekarz.
Tom zamilkł i zajął się swoim posiłkiem, czekając aż jego towarzysz się odezwie.
Sebastien uśmiechnął się pod nosem. Przeżuł powoli kawałek mięsa.
- Ja jestem mechanikiem i elektrykiem samochodowym. Tyle. Nic wspaniałego. Mam nadzieję, że nie zatarłem Twoich nadziei na ekscytującą rozmowę.
- Ależ skąd. Myślę, że warto, żebyśmy dowiedzieli się czegoś o sobie, żeby później wiadomo było kogo o co prosić i czego przy kim nie robić. No i oczywiście jestem teraz spokojniejszy o los naszego sprzętu na wyprawie. Mogę spytać co Cię skłoniło, żeby się zgłosić do tej misji?
- Przykro mi, ale nie chcę opowiadać. Mogę jedynie powiedzieć, że straciłem kogoś bliskiego i naraziłem się komuś bardzo ważnemu i niebezpiecznemu. A co z Tobą?
Tom uśmiechnął się smutno.
- Podobnie. Bliski mi był praktycznie tylko ojciec. Reszta rodziny gdzieśtam sobie żyje, ale rzadko z nimi rozmawiam. Więc na Ziemi niewiele mnie trzyma. A ciekawość naukowca pcha mnie naprzód. To chyba jest jakiś rodzaj paradoksu, że zapisujemy się na niemalże samobójczą misję, bo uważamy, że będziemy bezpieczniejsi, prawda? - zaśmiał się nieznacznie.
- Robimy to po to, by nasi potomkowie żyli lepiej, mieli większą wiedzę od nas. No i przykro mi z powodu ojca...
Poklepał lekko Toma po ramieniu.
- Ja straciłem żonę i dziecko - dodał.
- Współczuję. Wypadek? A z resztą, nie rozdrapujmy starych ran. - Zastanowił się przez chwilę - Pochodzisz z Hiszpani?
- Nie, skąd ten pomysł? Jestem francuzem... Hm. Sugerując się charakterystycznym akcentem wnioskuję, że Ty pochodzisz z Wielkiej Brytanii.
- Nazwisko wydało mi się hiszpańskie. Cóż, nigdy nie podróżowałem po świecie, więc nie znam się za bardzo. Ja jestem tutejszy. No, może nie do końca, bo z zachodniego wybrzeża, ale ze Stanów.
- A więc się pomyliłem. Po raz kolejny. Myślałem, że skoro jesteś naukowcem, to sporo podróżujesz. Zadziwiające, jak niewiedza może zmylić zmysły.
- Życie naukowca nie jest wcale takie ciekawe, jak niektórzy sądzą. Całe dnie w laboratorium. Choć jeśli się to lubi, to nie jest uciążliwe.
Tom przez chwilę milczał.
- Czy sądzisz, że coś nam tu grozi? Mam na myśli ten ośrodek, nie misję - zapytał nieśmiało.
- O co dokładnie chodzi? Niesprawny sprzęt? Czy może o inne osoby? Zapewne znajdzie się tu paru psycholi. Kto normalny chce się zapuszkować na 200 lat ze sporą szansą już nie otworzenia?
- Raczej, czy ktoś ważny i groźny, kto ma do Ciebie uraz mógłby Cię tu dopaść? Albo czy któryś z tych psycholi może Ci zrobić krzywdę, zanim unieszkodliwi go ochrona?
- Ta ważna osoba może sięgać swoimi mackami nawet tutaj, ale pewności nie ma. Dlatego jestem zawsze przygotowany... Znam się na walce wręcz, więc dałbym sobie radę z każdym tutaj, o ile nie zaatakowałby z zaskoczenia.
- Szczęściarz. Jak się na mnie ktoś rzuci, to po mnie. Ale nie sądzę, żeby ktoś zechciał.
Nachylił się konspiracyjnie do swojego rozmówcy:
- Uważaj na tamtą kobietę - wyszeptał Tom wskazując samym spojrzeniem na Igę. - Nie wiem o niej nic pewnego, ale wydaje mi się dziwna. I ma ruski akcent, a po ruskich można się wszystkiego spodziewać... Ale jakby co, to nic o niej nie mówiłem.
- Chyba nie żyjesz jeszcze w czasach zimnej wojny, co? Oni mówią dokładnie to samo o Amerykanach - odpowiedział z uśmiechem. - znam paru ruskich i to naprawdę dobrzy ludzie. Potrafią wypić.
- Nasze narody nigdy się nie lubiły i nie sądzę, że polubią się w najbliższej przyszłości. Ale może masz rację, może ulegam paranoi.
- Wszystko wyjaśni się podczas podróży. A teraz przepraszam, muszę udać się na testy - powiedział Bona've wstając.
- Mi wystarczy, jeśli dojdzie do podróży - wyznał szczerze - Miłego dnia zatem życzę - pożegnał swojego rozmówcę uśmiechem.

Resztę dnia spędził głównie na testach psychologicznych. Podobnie jak wszyscy uważał je za idiotyzm, ale potulnie odpowiadał na wszystkie pytania, starając się nie okazywać irytacji. Kolejna noc i kolejny dzień minęły podobnie do poprzednich, oprócz tego, że zajęcia skończyły się nieco wcześniej. Tom wykorzystał tę okazję i poszedł zdobyć odpowiedzi na swoje pytania. Później, kierowany nagłym impulsem poszedł poszukać jakiejś kaplicy. Najwidoczniej nie było czegoś takiego w tym ośrodku, ale udało mu się znaleźć księdza i wyspowiadać się. Nigdy nie był zbyt religijny, w kościele pojawiał się od przypadku do przypadku (głównie śluby i pogrzeby), ale teraz pomyślał, że jeśli lada moment ma dobrowolnie położyć się w grobie, to może warto coś zmienić. Wrócił do pokoju, pomodlił się jeszcze ze zdobytą przed chwilą książeczką do nabożeństwa (trzeba kuć żelazo póki gorące) i poszedł spać.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline