Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2010, 01:14   #11
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thomas wrzucił swoją walizkę do bagażnika niewielkiego busa, który miał ich zawieźć do celu. Oczywiście, jak wszystko tutaj, miał na sobie logo NASA. Po chwili zajął miejsce w jego wnętrzu i przygotował się do podróży. Obok niego siedział jakiś pracownik Agencji, z którym Tom jakoś nie miał ochoty rozmawiać. W ogóle wolał unikać zawierania znajomości z kimkolwiek spoza parszywej dwunastki astronautów. Nie chciał ryzykować, że przez te kilka dni zdąży się do kogoś przywiązać. Na dobrą sprawę nie było ludzi, na których by Tomowi zależało i póki co lepiej było, żeby tak zostało.

Podróż minęła zadziwiająco szybko jak na odległość, którą pokonali. Bus wjechał przez bramę w wysokim ogrodzeniu pod napięciem, wzmocnionym dodatkowym drutem kolczastym na szczycie i minął budkę strażniczą i szlaban. Ciekawe, czy to zabezpieczenie przed włamaniami, czy przed ucieczkami. Ośrodek, do którego dotarli był dość rozległy i ponoć ściśle tajny. Możliwe, Tom nigdy nie słyszał, ani nawet nie przypuszczał, że NASA ma jakąkolwiek siedzibę w Nevadzie. Ale to w sumie dobrze. Wiedział, że jeśli komuś bardzo zależy to go tu znajdzie i przedostanie się przez straże. Liczył głównie na to, że pokaźna odległość od Bostonu i tajność tego miejsca kupią mu wystarczająco dużo czasu. Potrzebował czterech dni, później już mu raczej nikt nie zagrozi. Gdy wysiadł powiedziano mu, że bagażem na razie ma się nie przejmować i wręczono mu program jego pobytu tutaj. Okazało się, że praktycznie cały czas jest zapełniony wykładami, ćwiczeniami i testami. "Trudno, jeszcze zdążę się wyspać w drodze" pomyślał z przekąsem. Za chwilę miał rozpocząć się wykład wprowadzający. Tom poprosił więc kogoś z obsługi kompleksu o zeszyt i ołówek do notowania, a gdy to otrzymał udał się do sali wykładowej.

Wnętrze budynków przypominało mu nieco niektóre ośrodki badawcze w jego własnej uczelni, albo szpital. Czuł, że bez problemów się tu zaaklimatyzuje.

W czasie pokazu slajdów i przemówienia niejakiego Henry'ego Dranka cały czas skwapliwie notował, nawet to czego teraz nie rozumiał, albo co wydawało mu się bez sensu. W końcu miały to być chyba najważniejsze wiadomości w trakcie ich pobytu na obcej planecie. Pojawiło się kilka wątpliwości, ale ponieważ prelegent nie zaprosił do zadawania pytań, Tom postanowił je zapisać w zeszycie i zapytać o to kiedyś na samotności.

1. Czy da się wylądować mniej więcej na granicy słońca i cienia?
2. Czy mamy się spodziewać jakichś transmisji z Ziemi wysłanych za 180 lat, czy wyłącznie nadajemy?
3. Czy po lądowaniu statek będzie się nadawał do przemieszczania po planecie, czy już nie wystartuje?
4. Czy składzik statku zawiera jakieś pojazdy lądowe/wodne, tudzież dobre namioty oraz dużo przyrządów badawczych i mocy obliczeniowej?
5. Kto formalnie dowodzi misją po wylądowaniu?

Po wykładzie odprowadzono ich do pokoi. Były ciasne, ale dość ładnie urządzone i przytulne. Tom miał nadzieję, że te na statku będą miały zbliżony standard. No, może z wyjątkiem własnej łazienki, której nie spodziewał się nawet tu. Ale skoro była, to z przyjemnością skorzystał w niej z długiego, gorącego prysznica i, upewniwszy się, że drzwi są dobrze zamknięte, w samych bokserkach wskoczył do łóżka. Jeszcze raz przeczytał notatki z wykładu tego dnia, przejrzał kilka wcześniejszych notatek w swoim palmtopie, po czym zgasił światło i położył się spać.

Obudził go wrzask:
- Baczność! Co się lenicie, natychmiast do roboty, macie już kwadrans spóźnienia, będziecie podłogę za karę szorować! itd.
Tom aż podskoczył na łóżku, próbował wstać, ale tylko zawinął się w pościel i runął jak długi na podłogę. Budzący go oficer nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Ty nie masz tutaj ćwiczyć "duck and cover", tylko wstawać i brać się do roboty - powiedział już ciszej, ciągle hichocząc. - Dzisiejsza pobudka to jeden ze sprawdzianów. A teraz wstawaj na śniadanie i bierz się za następne testy. Powodzenia - rzucił na odchodnym i wyszedł.
Tom zaklął pod nosem. Miał wielką ochotę wrócić jeszcze do łóżka, ale wolał nie narażać się szefostwu. Wstał, ubrał się szybko i poszedł na posiłek. Później testy, badania itd. W czasie przerwy obiadowej już był wyprany z sił. Nie był może słabeuszem, ale jednak przyzwyczaił się do pracy biurowej i zaniedbał kondycję. Na szczęście wszystkie testy jakoś zaliczał.

W czasie obiadu miał niewątpliwą przyjemność nawiązać znajomość z jedną z kobiet z załogi. Płatną morderczynią z ruskim akcentem. Jakie jest prawdopodobieństwo? Kobieta co prawda odeszła nie wyrządząjąc mu żadnej krzywdy, ale Tom postanowił sobie mieć się na baczności. Chciał znaleźć jakieś inne wytłumaczenie niż takie, że go znaleźli i teraz się z nim bawią, albo chcą go zamordować spektakularnie na orbicie (w końcu tego jeszcze nikt nie dokonał). Chciał, ale nie potrafił. Wiedział tylko, że chłód sarkofagu przyjmie jak wybawienie. Nota bene optymistyczną nazwę nadali tym urządzeniom. Od tej pory był dość spięty i co chwilę rzucał spojrzenia na wszystkie strony, bojąc się, że Iga postanowi załatwić go jednak przed odlotem. Unikał miejsc ustronnych i starał się mieć cały czas w okolicy kogoś z obsługi.

Reszta dnia była nieco przyjemniejsza niż przedpołudnie. Trzeba było zapoznać się z elektroniką jakiej będą używali na obcej planecie. Z tymi prostszymi Tom radził sobie bez najmniejszego problemu. Te bardziej skomplikowane skłaniał do robienia takich rzeczy, o których ich twórcy nawet nie śnili. W końcu obsługa doszła do wniosku, że wolno mu obsługiwać co najwyżej komputer i nadajnik, a od reszty, bardziej kluczowych urządzeń niech się trzyma z daleka, żeby nie spowodował buntu maszyn. Gdy udał się na spoczynek znowu zamknął starannie drzwi, zablokował klamkę krzesłem, wziął gorący prysznic i usnął gdy tylko przyłożył głowę do poduszki.

Drugi dzień to kolejne testy fizyczne i treningi. Na szczęście część z nich przeprowadzano na strzelnicy, gdzie już mógł się czymkolwiek wykazać.

Gdy udał się do stołówki, wziął swoją tacę z obiadem i upatrzył stolik na uboczu, zajęty już przez jakiegoś murzyna. Tam właśnie skierował swoje kroki z nadzieją, że to nie kolejny najemny zabójca.

- Dzień dobry, można się przysiąść? - zagadnął.
Murzyn odwrócił wzrok od kotleta i zmierzył Toma od stóp do głów.
- Tak, pewnie.
Tom położył tacę na stoliku i podał rękę siedzącemu przy nim mężczyźnie:
- Thomas Jackson. Myślę, że warto by się poznać trochę, zanim będziemy zmuszeni spędzić razem dwieście lat - powiedział z uśmiechem.
Sebastien spojrzał na rękę nieznajomego.
"Odważny białasek..."
Uścisnął jego dłoń.
- Sebastien Bona've. Miło mi. Możemy się poznać, ale nie bądź zbyt nachalny. Bardzo tego nie lubię.
Tom się trochę zmieszał, ale usiadł. W taki sposób, żeby nie dało się go łatwo zajść od tyłu i na wszelki wypadek co chwilę lustrował pomieszczenie.
- Rozumiem, przepraszam. Ja jestem nauczycielem akademickim. Botanika, anatomia, chemia. Sam kończyłem medycynę, więc myślę, że się przydam na obczyźnie jako lekarz.
Tom zamilkł i zajął się swoim posiłkiem, czekając aż jego towarzysz się odezwie.
Sebastien uśmiechnął się pod nosem. Przeżuł powoli kawałek mięsa.
- Ja jestem mechanikiem i elektrykiem samochodowym. Tyle. Nic wspaniałego. Mam nadzieję, że nie zatarłem Twoich nadziei na ekscytującą rozmowę.
- Ależ skąd. Myślę, że warto, żebyśmy dowiedzieli się czegoś o sobie, żeby później wiadomo było kogo o co prosić i czego przy kim nie robić. No i oczywiście jestem teraz spokojniejszy o los naszego sprzętu na wyprawie. Mogę spytać co Cię skłoniło, żeby się zgłosić do tej misji?
- Przykro mi, ale nie chcę opowiadać. Mogę jedynie powiedzieć, że straciłem kogoś bliskiego i naraziłem się komuś bardzo ważnemu i niebezpiecznemu. A co z Tobą?
Tom uśmiechnął się smutno.
- Podobnie. Bliski mi był praktycznie tylko ojciec. Reszta rodziny gdzieśtam sobie żyje, ale rzadko z nimi rozmawiam. Więc na Ziemi niewiele mnie trzyma. A ciekawość naukowca pcha mnie naprzód. To chyba jest jakiś rodzaj paradoksu, że zapisujemy się na niemalże samobójczą misję, bo uważamy, że będziemy bezpieczniejsi, prawda? - zaśmiał się nieznacznie.
- Robimy to po to, by nasi potomkowie żyli lepiej, mieli większą wiedzę od nas. No i przykro mi z powodu ojca...
Poklepał lekko Toma po ramieniu.
- Ja straciłem żonę i dziecko - dodał.
- Współczuję. Wypadek? A z resztą, nie rozdrapujmy starych ran. - Zastanowił się przez chwilę - Pochodzisz z Hiszpani?
- Nie, skąd ten pomysł? Jestem francuzem... Hm. Sugerując się charakterystycznym akcentem wnioskuję, że Ty pochodzisz z Wielkiej Brytanii.
- Nazwisko wydało mi się hiszpańskie. Cóż, nigdy nie podróżowałem po świecie, więc nie znam się za bardzo. Ja jestem tutejszy. No, może nie do końca, bo z zachodniego wybrzeża, ale ze Stanów.
- A więc się pomyliłem. Po raz kolejny. Myślałem, że skoro jesteś naukowcem, to sporo podróżujesz. Zadziwiające, jak niewiedza może zmylić zmysły.
- Życie naukowca nie jest wcale takie ciekawe, jak niektórzy sądzą. Całe dnie w laboratorium. Choć jeśli się to lubi, to nie jest uciążliwe.
Tom przez chwilę milczał.
- Czy sądzisz, że coś nam tu grozi? Mam na myśli ten ośrodek, nie misję - zapytał nieśmiało.
- O co dokładnie chodzi? Niesprawny sprzęt? Czy może o inne osoby? Zapewne znajdzie się tu paru psycholi. Kto normalny chce się zapuszkować na 200 lat ze sporą szansą już nie otworzenia?
- Raczej, czy ktoś ważny i groźny, kto ma do Ciebie uraz mógłby Cię tu dopaść? Albo czy któryś z tych psycholi może Ci zrobić krzywdę, zanim unieszkodliwi go ochrona?
- Ta ważna osoba może sięgać swoimi mackami nawet tutaj, ale pewności nie ma. Dlatego jestem zawsze przygotowany... Znam się na walce wręcz, więc dałbym sobie radę z każdym tutaj, o ile nie zaatakowałby z zaskoczenia.
- Szczęściarz. Jak się na mnie ktoś rzuci, to po mnie. Ale nie sądzę, żeby ktoś zechciał.
Nachylił się konspiracyjnie do swojego rozmówcy:
- Uważaj na tamtą kobietę - wyszeptał Tom wskazując samym spojrzeniem na Igę. - Nie wiem o niej nic pewnego, ale wydaje mi się dziwna. I ma ruski akcent, a po ruskich można się wszystkiego spodziewać... Ale jakby co, to nic o niej nie mówiłem.
- Chyba nie żyjesz jeszcze w czasach zimnej wojny, co? Oni mówią dokładnie to samo o Amerykanach - odpowiedział z uśmiechem. - znam paru ruskich i to naprawdę dobrzy ludzie. Potrafią wypić.
- Nasze narody nigdy się nie lubiły i nie sądzę, że polubią się w najbliższej przyszłości. Ale może masz rację, może ulegam paranoi.
- Wszystko wyjaśni się podczas podróży. A teraz przepraszam, muszę udać się na testy - powiedział Bona've wstając.
- Mi wystarczy, jeśli dojdzie do podróży - wyznał szczerze - Miłego dnia zatem życzę - pożegnał swojego rozmówcę uśmiechem.

Resztę dnia spędził głównie na testach psychologicznych. Podobnie jak wszyscy uważał je za idiotyzm, ale potulnie odpowiadał na wszystkie pytania, starając się nie okazywać irytacji. Kolejna noc i kolejny dzień minęły podobnie do poprzednich, oprócz tego, że zajęcia skończyły się nieco wcześniej. Tom wykorzystał tę okazję i poszedł zdobyć odpowiedzi na swoje pytania. Później, kierowany nagłym impulsem poszedł poszukać jakiejś kaplicy. Najwidoczniej nie było czegoś takiego w tym ośrodku, ale udało mu się znaleźć księdza i wyspowiadać się. Nigdy nie był zbyt religijny, w kościele pojawiał się od przypadku do przypadku (głównie śluby i pogrzeby), ale teraz pomyślał, że jeśli lada moment ma dobrowolnie położyć się w grobie, to może warto coś zmienić. Wrócił do pokoju, pomodlił się jeszcze ze zdobytą przed chwilą książeczką do nabożeństwa (trzeba kuć żelazo póki gorące) i poszedł spać.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 25-10-2010, 12:35   #12
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Po skończonym wykładzie jakaś kobieta zaprowadziła go do jego pokoju. Szli dość długo gąszczem korytarzy. Czekał już tam niego ciepły posiłek, były tez jego rzeczy. Max rozejrzał się-cóż za przytulnie to nie jest ale bywało gorzej-pomyślał. Był nieco zmęczony różnica czasowa dała się we znaki mimo ze to tylko parę godzin. Wykład był nawet ciekawy, tylko ta cała hibernacja nieco go przerażała…cóż chyba wybrał najbardziej wyrafinowany sposób samobójstwa na świecie .No ale jutro czekały go jakieś testy ,trzeba było dobrze się wyspać, o ile w ogóle uda mu się zasnąć…po szybkim zimnym prysznicu, przebrał się ,położył i o dziwo dość szybko zasnął.

Obudził się wcześnie rano, mimo usilnych prób nie udało mu się zasnąć ponownie, ale postanowił że na razie nie będzie wstawał. Tymczasem usłyszał że ktoś otwiera drzwi i zmierza w kierunku jego łóżka! Otworzył oczy zerwał się na równe nogi, gotów do ataku. Napotkał przerażone spojrzenie nieznajomego faceta.
-Jeee..stem Tom twój oficer prowadzący, chciałem..-wydukał nieznajomy
-Max,miło mi,dziwne tu macie zwyczaje tak się skradać do obcych wcześnie rano…o widzę że cos tu dla mnie masz ,o grafik! Mogę? Dzięki –Max odebrał grafik od zupełnie już zmieszanego gościa, to chyba wszystko ?-zapytał wyminąwszy go i otworzywszy drzwi
-Ale ja miałem zaprowadzić..-odparł Tom
-Dzięki poradzę sobie, tylko się ogarnę…-Maks obdarzył niespodziewanego gościa wymownym spojrzeniem
-Cóż -westchnął Tom-jak Pan sobie życzy ,oby pan nie żałował-tym razem spojrzenie Toma było lodowate, widać odzyskał zimną krew-jeszcze się spotkamy…po czym wyszedł.
-C U!-zawołał jeszcze Maks-cóż za irytujący gość-pomyślał-poczym uśmiechnął się pod nosem i udał pod prysznic.

No dobra chyba się zgubiłem-pomyślał Max stojąc na rozstaju korytarzy-trzeba było jednak iść z tamtym…ale w sumie u każdego hetero faceta skradający się w jego kierunku obcy gość budzi co najmniej niechęć.. Wtem ujrzał że jednym z korytarzy zmierza wysoki gość z dreadami-tak widział go już na wykładzie! ,poszedł za nim i dotarł do stołówki. Zjadł śniadanie, po czym poczuł chęć na papierosa. Znowu będę błądził zanim znajdę palarnie-pomyślał ale cóż mus to mus- gdy już miał wychodzić dostrzegł kątem oka wielki naścienny plan bazy-Bingo!-zakrzyknął w myślach. Zrobił fotkę telefonem i ruszył w kierunku najbliższego wyjścia z kompleksu. Zapalił i zauważył w prowizorycznej popielniczce dwa niedopałki. Cóż nie tylko ja jestem więźniem nałogu-uśmiechnął się zgasił peta i ruszył z powrotem, czekały go testy-sprawnościowe wytrzymałościowe itp. Poszły dobrze. ale fakt niezle się zmęczył. Następnie był obiad ,znów posiłek w towarzystwie tej dość ciekawej zbieraniny. Coś dużo tych ruskich…aż podejrzane,ale chyba jankesi ich sprawdzali…Nie miał z nimi pozytywnych doświadczeń w końcu oni zabili Jake’a ,ale nie należy kierować się uprzedzeniami-zganił się w duchu ,a tamci zapłacili za swoje i to najwyższą cenę...Od czasu do czasu odzywał się żeby nie wyjść na buca, ale głównie obserwował, analizował. Potem strzelnica-relaksik, potrenował tylko strzelanie z karabinków i PM-ów-rzadko miał okazje na co dzień. Co mamy potem w grafiku ..a tak podstawy walki wręcz ,no cóż trening nigdy nie zaszkodzi. Czekała go jednak niespodzianka gdy wszedł do Sali zobaczył już znajomego Toma.
-Witam ponownie-powiedział Tom-zajarzałem do twoich akt,wynika z nich że jesteś całkiem niezły,może mały sparing?-uśmiechnął się krzywo
-Jasne-odpowiedział Max -proponuje na zasadach MMA-no wiesz walki w klatce
-Ok .ale sam tego chciałeś-odpowiedział Tom śmiejąc się pod nosem.
No teraz mam problem-pomyślał Max-facet był świetnie zbudowany ,nieco wyższy i na pewno cięższy . Nadomiar złego Max był już zmęczony, lecz miał już plan a nawet dwa.
-Długo mam jeszcze czekać?!-spytał ze zdenerwowaniem Tom
-Nie spoko już, zaczynajmy-odpowiedział Max
Na początek od razu zarzucił Toma gradem szybkich ciosów, jego przeciwnik bez problemu sparował niemal wszystkie i natychmiast skontrował. Teraz Max musiał się bronić a był coraz bardziej zmęczony. Dojrzał wyraz triumfu na twarzy przeciwnika, który przymierzał się do zadania ostatecznego ciosu. Mistrz Wang-nauczyciel Maxa-zawsze powtarzał że do końca walki trzeba zachowywać koncentracje i nigdy przenigdy nie lekceważyć żadnego przeciwnika no i bezwględnie pamiętać o balansie ciała. Jego przeciwnik zdaje się zapomniał o tym wszystkim, na szczęście dla Maxa. Jedno szybkie zdecydowane podcięcie i przeciwnik wyłożył się jak długi, próbował szybko wstać lecz Max przyszpilił go szybko kolanem do ziemi założył „dźwignię” i praktycznie było już po walce. Nagle usłyszał głos za sobą-Wystarczy tego! Był to jakiś facet z mundurze oficerskim z dwójka ochraniarzy którzy ich rozdzielili.
-Sierżancie Evans za 15 minut melduje się pan u mnie, a dla pana-zwrócił się w kierunku Maxa –to już koniec na dziś, proszę udać się do swej kwatery.


Był strasznie zmęczony toteż po prysznicu szybko zasnął, wcześniej nastawił sobie jednak budzik by nie dać się zaskoczyć. Na drugi dzień czekała go miła niespodzianka bo Toma zastąpiła sympatyczna i uprzejma blondynka- Megan. Zjedli nawet razem śniadanie. Potem były testy psychologiczne, już podobne przechodził ale te zaskoczyły go intensywnością. Na popołudnie miał typowe przygotowanie do lotu w kosmos czyli znoszenie przeciążeń(omal nie zwymiotował) ,testy w nieważkości ,w skafandrze itp. Trzeci dzień to była sama teoria i oddawanie się błogiemu lenistwu. Leżąc wieczorem na łóżku długo myślał o wszystkim i o niczym w końcu dał spokój ,co ma być to będzie! ,po czym zapadł w błogi sen.
 
Piter1939 jest offline  
Stary 27-10-2010, 20:56   #13
 
chudy's Avatar
 
Reputacja: 1 chudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodze
Jakiś dziadostwo wydające irytujące dźwięki niczym jakiś przedwieczny szajs...jakby nie mogli dać normalnego projektora, NASA psia mać to chyba parodia. - Pomyślał Jiro
Ten bierny udział w tym wykładzie nie był nudny był wręcz nieopisanie irytujący, nie dość, że trzeba było słuchać jakiegoś nadętego bufona to jeszcze to pstrykanie, niczym powrót do szkoły. Szczerze znienawidzona część życia wykłady! Jeszcze ta sala taka pusta, bez życia niczym sala operacyjna. Ani trochę nie ułatwiały próby wysłuchania tego naukowca... Te ględzenie o znaczeniu naszej misji, chwała dla ludzkości. Przecież wiem czemu to zrobiłem – mruknął pod nosem poirytowany. WRESZCIE! Chwała wam za to dobrzy ludzie.- powiedział uradowany gdy ty zapaliło się światło i czym prędzej wypadł z pomieszczenia bo miał już dość tego ględzenia. Dla niego było po prostu nudne.

W drodze do pokoju czy raczej czegoś na jego kształt bo według niego przypomniał raczej cele w bunkrze w dodatku to miejsce było jakieś zacofane. Miał nadzieję, że ujrzy jakieś wypasione komputery, projektory 3D a tu jak za drugiej wojny...
-To ja już się zaczynam bać czym nas wyślą w tą „podróż”. God dam it! Porażka... - narzekał w drodze do pokoju zdegustowany całym ośrodkiem.
Pokój jak pokój lecz i tak nieciekawy, zresztą jak cała reszta
-Ahh jeszcze te testy- powiedział Jiro po czym westchnął
Już tak siedząc na łóżku rozejrzał się po pokoju, wszystko miało taki surowy charakter typowy bunkier powiedzieć można. I tak mu minęło kilka ładnych... w sumie to nieciekawych godzin, bezsenność po prostu ale tego w papierach przecież nie zapisze, jeszcze to by się źle skończyło.
Tak rozmyślając o wszystkim co zostawił za sobą a raczej o tym co go czeka w tej bezkresnej przestrzeni, kłębią się pewne obawy czy aby na pewno to ustrojstwo doleci. Nawet nie znał konstrukcji, z jednej strony to może dobrze a z drugiej człowiek ciekawy świata.
-Bloodyhell na filozofie mi się zebrało – powiedział do siebie Jiro po czym sam się z tego jeszcze śmiał. W końcu udało mu się zasnąć lecz te ubłagany stan nie trwał długo. Rano bił się ze sobą czy spać dalej lub iść na to śniadanie jednak głód wygrał a raczej chęć udania się do toalety. Taki zarośnięty, zaspany ruszył na to śniadania, które tym razem wbrew wczesnym założeniom okazało się całkiem smaczne.
-Tak i nadszedł czas na te przecudowne testy – rzucił z ironią idąc korytarzem
Szedł tak chwilę po czym miał wrażenie jakby o czymś zapomniał...
-W sumie to miał tu być jakiś oficer czy ktoś a zresztą...zgubił się -Pomyślał sobie i poszedł dalej, w sumie nie przeszkadzał mu jego brak przynajmniej do czasu aż się na niego natknął.
-Tu pan jest! Mam panu pomagać w odbyciu wszystkich testów. Nazywam się An... -Powiedział jakiś oficer ale nie zdążył dokończyć gdyż Jiro przerwał mu zanim się przedstawił
-Ooo to może pan je za mnie zrobi! -Z nutką ironii powiedział Jiro
-Nie mam panu tylko pomagać dopełnić formalności i pomóc się odnaleźć w ośrodku. -Rzekł tak beznamiętnie oficer jakby był z kamienia
-Dobrze już prowadźcie... - I ruszył Jiro za wojskowym. Widać nie tylko mury są tu takie surowe ludzie widać też. - Tak sobie pomyślał, a tu nagle nadszedł czas pierwszych testów ..psychologicznych. Tu się poczuł prawie jak w liceum niestety nie było tak łaskawie obdarzonej przez naturę panny, tam w ogóle nie było kobiet. Wystarczyło siedzieć i mówić co te zbiegowisko chciało usłyszeć, może w kontaktach miedzy ludzkich to z niego mistrz nie był ale kłamać to potrafił jak mało kto więc te testy były jak wszystko na razie...nudne. I tak leciały kolejne testy, które wbrew obawą nie były takie złe. Czy to jakieś wytrzymałościowe czy strzelanie z czego to drugiej było przyjemne w porównaniu z bieganiem i podobnymi. Zdecydowanie najgorszy był test przeciążeniowy to mogła być też zasługa wcześniejszej mieszanki „śniadaniowej” Bo kto normalny miesza jajecznice z pasztetem i dżemem jagodowym. I tak nastał ostatni dzień pobytu w tej eh placówce. Tak więc już z uśmiechem na ustach widać te wszystkie testy poprawiły mu jednak humor. Noc się zbliżała, a że spać się nie chciało bo udało mu się tym razem pospać do południa tak więc ruszył się z łóżka chwycił MP4 narzucił słuchawki i razem z nutą ruszył na jadalnie.
-Fuck YEA!! -Krzyknął wychodząc z pokoju głównie tak dla żartu albo dla spokoju swojego wewnętrznego ja.
-Oby tylko jakieś kobiety były. - powiedział cicho pod nosem po czym ruszył szukać czegoś dobrego do jedzenia...
 
chudy jest offline  
Stary 28-10-2010, 17:53   #14
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację

- Witamy w dzisiejszym, specjalnym wydaniu wiadomości. Jak wiadomo, jutro o godzinie 8.00 rusza misja NASA na planetę Gliese 581 g. Do wiadomości publicznej przekazano imiona i nazwiska szczęśliwców, którym udało się zakwalifikować na ten rejs w jedną stronę. Na pokładzie znajdzie się trzech Rosjan: Julia Dolnikowa, Siergiej Wasiljew oraz Aleksander Wasili Bilicki. Na pokład również zakwalifikowało się trzech Brytyjczyków: Tara Tanger, Matthew Truston oraz Max Zbudowski. Na pokładzie nie zabraknie również naszych rodaków, bowiem na Gliese leci dwóch Amerykanów: Thomas Jackson i Ronon Dex. Potem kolejno: Polka Iga Wende, Francuz Sebastien Bona’ve, Niemiec Gregor Hagstein oraz Japończyk Jiro Kivrlenko. Obecnie astronauci przechodzą ostatnie testy i badania. Kolejne, specjalne wydanie Cable News Network jeszcze dzisiaj, o 19.00.

----------------------------------------------------------------


Wasi oficerowie prowadzący, zgarnęli was z pokojów dość wcześnie i odprowadzili na lotnisko. Czekały na was dwa UH-1 Iroquois, wersje cywilne.
Podzielono was na dwie, sześciu osobowe gruby i zaproszono do śmigłowców.
Kilka minut później już lecieliście w przestworzach, w kierunku miejsca w którym ma być odpalona rakieta z wahadłowcem. Na przylądek Canaveral.
Z okien widzicie już przygotowany dla was wahadłowiec oraz rakietę, która ma go wynieść na orbitę.
Ale nie to napawa was zdziwieniem, ale tłum ludzi stojący w niedalekiej odległości. Słyszycie tan rozkrzyczany tłum już nawet na waszej wysokości i bardzo dobrze widoczne są flagi w ich dłoniach: flagi Anglii, USA, Polski, Francji, Niemiec, Rosji oraz Japonii. Ale nie tylko. Dostrzec też można kilka innych flag np. flagę Jamajską czy też Chin. Kiedy tylko was spostrzegają, zaczyna się jeszcze większa wrzawa.

Lądujecie.



Jesteście w wielkim szoku. Nie przypuszczaliście że wasza misja wzbudzi aż takie szaleństwo. Słyszycie spory doping od ludzi w tłumie, lecz ochrona prosi was, abyście szybko poszli do sali odpraw. Znikacie rozwrzeszczanemu tłumowi z oczu.

----------------------------------------------------------------


Już w kombinezonach, jesteście w fotelach wahadłowca. Z głośników w hełmach słyszycie rozmowy astronautów którzy pilotują statek, z obsługą naziemną. Kilkanaście minut później, zaczyna się odliczanie.
A wy cały czas słyszycie rozwrzeszczany tłum. Dopingują was. Jakby mieli powody...

5
4
3
2
1
0
Start

Zaczyna się powoli, mocno trzęsie. Wyraźnie czujecie jak się wznosicie. Coraz szybciej. Czujecie jak żołądki podchodzą wam do gardeł. Tłum szaleje! Wrzawa wzrasta. Silniki rakiet ryczą jak wściekłe. Mimo to wznosicie się i po jakimś czasie w końcu mijacie ziemską atmosferę. Rakiety odpadają i wracają, ale wahadłowiec leci dalej. Do położonego niedaleko statku. Do OV-144 Hope.

Po kilku godzinach dolatujecie do waszego statku matki. Spodziewaliście się czegoś większego, ale i tak jest to kolos przy wahadłowcu. Bezpiecznie dokujecie i przenosicie się do statku. Na miejscu wita was czterech naukowców. Jak się przedstawiają niejaki Herman, Donatelli, McDowell i znany już wam Drank.

Statek okazuje się naprawdę spory od środka i wygląda bardzo jak... statek kosmiczny. Naukowcy szybko pokazują wam statek od środka, pokazując prawie wszystko. Od mostku, aż po Sarkofagi aż po reaktor i zbrojownię.
Pokoje są małe, prawie jak cele. Łóżko, szafka, stolik, dwa krzesła.
Podobnie kuchnia, tylko jest więcej szafek i więcej krzeseł. Sam stół też jest większy. Jest coś na kształt siłowni, łazienka jest naprawdę malutka.
W zbrojowni broni nie jest tak dużo jak można by było się spodziewać. Trzy M9, dwa sztucery myśliwskie, dwa MP5 i jedno M4. W szafie znajduję się pełen zapas amunicji do wszystkich broni.
Reaktor wygląda na nieduży i wyłączony. Nic bardziej mylnego, po prostu jest z niego pobierana minimalna ilość energii.

W końcu dochodzi do wejścia do Sarkofagów. O dziwo, widzicie już trzy zamknięte sarkofagi. Szybko jesteście poinformowani, że tam znajdują się pracownicy NASA którzy poprosili o wcześniejsze zamrożenie. Wasza 12 znajduje się na drugim końcu statku. Rozbieracie się, zostajecie zanurzeni w "Occie" . Sarkofagi zamykają się, a wy czujecie dziwne, usypiające mrowienie w mięśniach...

----------------------------------------------------------------


200 lat później

Słyszycie zewsząd przenikliwy alarm. Do waszych nozdrzy dobiega gryzący smród dymu.
Z głośników słyszycie jakiś przenikliwy głos:
- AWARIA REAKTORA, AWARYJNE ODCINANIE DOPŁYWU PRĄDU ZA 4 MINUTY. AWARIA POWŁOKI STATKU, AWARIA LEWEGO SILNIKA, AWARIA LEWEGO CHWYTAKA LĄDOWEGO, AWARIA LEWEGO I PRAWEGO PRZEWODU HYDRAULICZNEGO. WYKRYTO POŻAR W SEKTORZE DRUGIM STATKU... - i tak dalej.
Spostrzegacie że połowa statku została wyrwana, a przez olbrzymie dziury w powłoce statku widzicie...
Coś co najłatwiej opisać jako "ośnieżone tropiki nocą".
Nagle wszystko cichnie. Alarmy się wyłączają, wszystko staje...
Tak jakby zatrzymał się dal was czas. Widzicie że nie wszystko poszło pomyślnie. Połowa statku znikła, czy też wyparowała. Nie ma sarkofagów z trzema naukowcami, znikła połowa ładowni z waszymi rzeczami, lecz część została. Reaktor jest mocno rozbity, raczej nie uda wam się go naprawić, lecz próbować zawsze można.
Sam statek jest mocno powyginany. Niczym serpentyna. Przez dziury w tyle statku widzicie wycięty przez was tunel w drzewach.
Na dworze panuje około - 18 stopnie i wasze uśpione ciała, dopiero teraz czują chłód. Tak samo jest z płucami, wyczuwacie w płucach coś nowego, coś czego nie możecie rozpoznać. I nie jest to dym, ale coś... Naprawdę trudno wam określić, poza tym, że znajduje się to w powietrzu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 28-10-2010, 20:26   #15
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Gregor gwałtownie podniósł głowę z ''octu'' i zachłysnął się powietrzem. Przetarł rękami twarz z mazi i rozejrzał się.
- Jasna cholera... Po jakiego grzyba ja się tu pakowałem - powiedział powoli, a z ust wyleciała mu para. Nie wierzył, że ich statek, ich dom, jedyne bezpieczne miejsce na obcej planecie jest niezdatne do życia. Niska temperatura zaczęła oddziaływać na ciało Grega powodując drgawki i szczękanie zębami. Wyszedł z sarkofagu, zasłonił rękami swoje genitalia i tyłek aby nie zobaczyła ich żadna osoba płci żeńskiej i pobiegł do metalowych szafek z numerkami na drzwiach używanych często w szatniach z rzeczami osobistymi i ubraniami. Ociekając jeszcze substancją z sarkofagów, drżącymi rękoma otworzył swoją i wyciągnął szare, luźnie bokserki, ciemnoczerwoną bluzę z kapturem z futerkiem w środku, biały t-shirt, beżowe bojówki z czarnym skórzanym paskiem, czarne buty do koszykówki i zegarek kwarcowy na rękę. Od razu zrobiło mu się trochę cieplej. Pogrzebał jeszcze chwilę w szafce i wyciągnął scyzoryk, zapalniczkę zippo i latarkę. Scyzoryk i zapalniczkę wsadził do kieszeni, a latarkę schował za pasek spodni. Korzystając z okazji, że wszyscy leżą jeszcze w sarkofagach wychylił głowę przez jedną z dziur ziejących w metalowej ścianie statku. Szczęka mu opadła. Czuł się jakby był na wyspach tropikalnych ale w środku zimy. Palmy obsypane były śniegiem i ogólnie wszędzie było biało.
- Przynajmniej nie będziemy narzekać, że na Wigilię nie ma śniegu - dodawał sobie otuchy Greg.
Gdy głowa wróciła z powrotem do wnętrza statku Niemiec założył kaptur, objął się rękami jak tylko mógł najciaśniej aby było mu cieplej, oparł się o zimną ścianę i powoli zsunął się na tak samo lodowatą podłogę. Nogi podkurczył pod brodę i siedział bez ruchu. W końcu schował głowę między klatkę piersiową a kolana aby budzący się i wychodzący z kapsuł pozostali nie zauważyli, że pojedyncze łzy spływają mu po policzkach i spadają na bluzę.
- Boże, czegoś mnie tak pokarał - mówił do siebie przez łzy - Czy nie wystarczy Ci, że w dzieciństwie straciłem wszystko co najważniejsze dla człowieka? - dalej nie mógł już mówić bo wylała się na niego fala żalu, bólu i smutku całkowicie uniemożliwiając mu wypowiedzenie słowa i teraz rozpłakał się na dobre. Gdy Jiro wyszedł Greg podniósł głowę i wytarł rękawem łzy. Założył kurtkę przyniesioną przez Japończyka. Potem spojrzał na flaszkę i pomyślał:
- Łyczek czegoś mocniejszego zawsze pomoże gdy ma się doła - wziął butelkę i walnął jednego dużego. W oczach znowu pojawiły się łzy ale nie ze smutku tylko z siły trunku.
- Łuhu, od razu lepiej - powiedział i z flaszką pobiegł do Jiro. Wszedł do pomieszczenia z sarkofagami akurat wtedy kiedy Jiro przyglądał się kobiecym kształtom. Wybuchnął takim śmiechem, że rozbolał go brzuch, potem wziął jeszcze łyka whiskey i podszedł do nowo poznanego człowieka,razem z nim patrzyli się na piękne kształty ale po chwili Greg klepnął Jiro w plecy, żeby się odwrócił w jego stronę, wyciągnął do niego rękę i powiedział:
- Gregor jestem. Dla przyjaciół, których nie mam Greg - mówił już troszkę niewyraźnie, chyba alkohol zaczął działać ponieważ sytuacja w której Greg podchodzi do kogoś i przedstawia się jest niemożliwa gdy jest trzeźwy. Za nimi słychać było kroki. Greg odwrócił się i zobaczył biegnącą nago dziewczynę. Jak zorientował się o co chodzi odwrócił się z powrotem z zawstydzoną miną.
 

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 28-10-2010 o 22:27.
Ziutek jest offline  
Stary 28-10-2010, 21:08   #16
 
chudy's Avatar
 
Reputacja: 1 chudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodze
Jiro zauważywszy iż coś tutaj nie pasuje bo już raczej nie „śpi” po za tym jest trochę za zimno, podniósł głowę z „octu” a rękami oparty o krawędź trumny zakasłał po czym wziął parę głebokich wdechów.
-Jes...- Chciał już coś powiedzieć ale powietrze były tak lodowate, że oddychanie nim wręcz piekło. Lecz to nic po chwili doszło do niego co się stało, wystarczyło się rozejrzeć.
-Jesus Christ Super Star... - Powiedział pod nosem po czym wyszedł a raczej wyskoczył z tej „trumny” na tyle fortunie, że z trzaskiem wylądował plecami na zimnym metalu na szczęście nic mu się nie stało. Więc szybko się pozbierał, jeszcze rozejrzał się wokół i z klejnotami na wierzchu i okrzykiem „O Fuck!” na ustach ruszył do ładowni po jakiekolwiek ubrania i może znajdą się i jego rzeczy.
-Dziobem w dół i cała naprzód! - Krzyknął lekko wstrząśnięty komentując to co się stało ze statkiem. Wbiegł do ładowni cały roztrzęsiony, przerażony a jednocześnie wkurzony. Spojrzał na szperającego po szafka Gregora po czym spojrzał na niego jakby uradowany i powiedział:
-Ło kur** dobrze, że ty wyglądasz na żywego oby reszta też miała tyle szczęścia...Ale zimno w mordę...-Narzekania zakończyła kaskada przekleństw, wyzwisk i co kolwiek się jeszcze dało pod adresem statku i ekspedycji. Otwarł swoją szafkę po czym powiedział cicho:
-O przynajmniej ty ocalałaś... Po czym wziął jakąś koszulkę i obtarł się nią z tej dziwnej substancji po czym zarzucił ją na wyrwę w ścianie statku, szybciej wyschnie. Wziął jakiegoś drugiego czarnego T-shirta, bokserki też się znalazły takie niebieskie z nadrukowany bananem i podpisem „Banzai”, nawet skarpety się znalazły te przyjemne uczucie gdy nie trzeba stąpać już gołą stopą po metalu, zarzucił na siebie jeszcze oliwkowy polar po czym z jego usty wyszedł krzyk oburzenia
-God damn it! Gdzie są buty?! -Okazało się, że nie mógł znaleźć butów a tu zima jak w Rosji. W rękę chwycił flaszkę Johny Walkera z niebieską nalepką po czym pośpiesznie odkręcił i już chciał wziąć pierwszego łyka tak na rozgrzewkę i w tym momencie spojrzał na postać siedzącą przy ścianie.
-Ruszaj się bo zamarzniesz a wtedy ci raczej nie będziemy mogli pomóc – Powiedział do Grega wyciągając w jego stronę butelkę z whiski.
-Zobaczmy co z resztą wesołej gromadki...i czy nie ma tu żadnego zaopatrzenia bo mi stopy odmarzną! -Tak więc ruszając się energicznie by mu cieplej było, pociągnął łyka whiski po czym postawił ją przy siedzącym na ziemi Gregu zaś sam podszedł do jakiejś metalowej skrzyni. Siłował się z nią lecz to raczej z paniki, dopiero po chwili spostrzegł, że był tam przycisk. Gdy otwarł skrzynie uśmiech od razu zagościł na jego twarzy. Już po chwili w jego rękach znajdowała się kurtka, mała rzecz a cieszy taka czarna a na ramieniu jej logo NASA widniała. Od razu narzucił ją na siebie, ku jego nieopisanej radości nawet jakieś spodnie były...tyle dobrze bo w hawajskich szortach klejnoty by mu odmarzły.
-Zbierz się do kupy i łap. -Powiedział do Grega i rzucił mu a raczej w niego jedną kurtkę po czym zbliżył się do kolejnej skrzyni i energicznym ruchem ją otworzył. Cóż to jeszcze większa niespodzianka ELEKTRONIKA! Zbawienie każdego odkrywcy. Spojrzał tak na to i przypomniał mu się przecudowny komunikat „Awaria reaktora”. I taka myśl się w jego głowie kłębi: -Powietrze jest jakieś dziwne, był kiedyś program o Czarnobylu a ludzie pracujący przy reaktorze też mieli jakby posmak metalu czy czegoś.- Nie pamiętał dokładnie jak to było ale chwycił licznik Geigera. Już chciał wracać do sarkofagów lecz przypomniał sobie, że jednak ma buty co poświadczył krzykiem:
-Eureka! -Który w tym momencie wydawał się dość nie na miejscu ale on nigdy nie był poprawny...Od razu było lepiej gdy coś grzało w zimne stopy, takie zwykłe czarne skórkowe buty za kostki niby krzyk mody to kupił będąc w Stanach
-Ha modne 200 lat temu – rzekł zrezygnowany i ruszył wreszcie do sali z sarkofagami z licznikiem w ręku. Oczywiście korzystając z okazji obleciał wzrokiem sarkofagi czy aby na pewno wszyscy wyglądają na żywych...Ci z większym przyozdobieniem na piersi na początku oczywiście.
-No żyjcie ludzi! -Krzyknął żeby poderwać resztę ferajny po czym energicznym krokiem zaczął łazić po sali z już włączonym licznikiem.
 

Ostatnio edytowane przez chudy : 28-10-2010 o 21:45.
chudy jest offline  
Stary 28-10-2010, 21:53   #17
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Iga tonęła . Lodowata woda zalewała jej oczy i płuca. Szarpnęła się w rozpaczliwym geście, uderzyła ramieniem o coś twardego, podniosła się i usiadła w sarkofagu. Zimno, cholera, jak zimno. Od razu wiedziała, że coś poszło nie tak. Rozejrzała się – statek leżał w kawałkach, przez dziury w poszyciu prześwitywała Gliese. Chyba.
Wyszła z sarkofagu, poślizgnęła, ale udał się jej utrzymać równowagę. Kuląc się – z zimna, nie ze wstydu - poszła do ładowni. Zamarznie, jeśli nie znajdzie czegoś do ubrania się. Torba … szepnęła zamek raz i drugi zgrabiałymi palcami, puścił. Wyciągnęła butelkę Finlandii i pociągnęła kilka łyków. Zakrztusiła się, ale alkohol pobudził krążenie. Wytarła się koszulką. Bielizna, spodnie, buty, sweter, drugi sweter, kurtka, czapka, szalik. Napiła się jeszcze łyk i włożyła butelkę do głębokiej kieszeni w kurtce.
Odwróciła się zobaczyła dwóch facetów pod ścianą. Nie wyglądali na rannych, choć jeden był chyba w szoku. Drugi facet miał alkohol, dobrze, teraz nic innego nie pomoże. Rozejrzała się i poszła pomóc innym wydobyć się z sarkofagów.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 28-10-2010, 22:46   #18
 
Niya's Avatar
 
Reputacja: 1 Niya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodze
Partner pokazał jej kciukiem, że skończył się czas postoju dekompresyjnego i mogą wynurzać się dalej. Tara była już bardzo zmęczona. Wydawało jej się, że była pod wodą dziesięciolecia, a nie dwie godziny. Coraz dotkliwiej było jej zimno. Dziwne – pomyślała – przecież jesteśmy na dość ciepłych wodach. W miarę wynurzania się na powierzchnię docierało do nich coraz więcej promieni słonecznych. Była to przyjemna odmiana po ciemnościach morskich głębin. Nagle coś się zmieniło. Światło było coraz bliżej i bliżej. Robiło się strasznie jaskrawe. Zaczęło palić ją w oczy. Poczuła, że dostaje dreszczy….

………………
Zimno….mokro…..krztusiła się, była w jakiejś lepkiej mazi…co się dzieje? Zaczerpnęła głęboko powietrza, lecz zaczęła kaszleć. Coś było nie tak. Gaz, którym oddychała zawierał jakąś substancję, która podrażniała jej nozdrza. Powoli otwierała oczy. Nikłe światło drażniło jej oczy.
Już wiem! Wyprawa, przylądek Canaveral, lot wahadłowcem, sarkofagi….prawda dotarła do niej z siłą kopniaka z półobrotu w głowę.
Z wielkim wysiłkiem wygrzebała się z niedoszłego grobowca.
Coś musiało cholera pójść nie tak. Chyba nie tak miało wyglądać nasze przebudzenie.
Rozejrzała się po statku i zobaczyła wielką wyrwę w kadłubie, a za nią fragment ośnieżonej dżungli? Co to do cholery ma być? Miała złe przeczucia, ale dotkliwe zimno szybko wyrwało ją z zamyślenia. Nie była w pomieszczeniu sama. Po pomieszczeniu chodził jakiś Azjata z licznikiem Geigera w ręku. Zobaczyła kogoś jeszcze Iga? Tak, ta kobieta ma chyba na imię Iga.
Zebrawszy resztkę sił powlokła się w stronę kobiety.
……………….
Iga upewniwszy się ,że nic jej nie jest wskazała jej drogę do ładowni i zaczęła sprawdzać co z pozostałymi uczestnikami wyprawy. Tara zajrzała ukradkiem do pomieszczenia. Reszta towarzystwa zdążyła się już ubrać i rozgrzewała się, a jakżeby inaczej alkoholem. Ona natomiast była naga i zmarznięta. Zakryła rękami biust i powoli weszła do pomieszczenia. Podeszła do szafki ze swoim nazwiskiem i nie zwracając uwagi na innych zaczęła się ubierać. Nie odwracała głowy, ale i tak czuła czyjś wzrok na sobie. Naciągnąwszy na siebie grubą bluzę z kapturem i bojówki trzasnęła głośno szafką i podeszła do jednego z mężczyzn.

- A teraz lepiej dajcie mi się napić! – i uśmiechnęła się łobuzersko. - I chodźmy pomóc reszcie. Może ktoś jeszcze żyje.
 
__________________
I always play fair. Exactly as fair as my opponents

I'm a fighter. I've always been a fighter. The few times when I have been at leisure, I've been miserable. I want challenges, I crave them - Mara Jade

Ostatnio edytowane przez Niya : 28-10-2010 o 22:59.
Niya jest offline  
Stary 29-10-2010, 12:27   #19
 
Kolgrim's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolgrim nie jest za bardzo znanyKolgrim nie jest za bardzo znany
Matt leżał w otworzonym sarkofagu, z oczami wpatrzonymi gdzieś w pustkę. Przebudzenie nie było najprzyjemniejszym uczuciem. Nie dość, że było zimno to jeszcze te awarie. Dopiero po chwili docierało do niego, że w końcu podróż się skończyła. Poruszył się. Przynajmniej spróbował. Podniósł lekko głowę, która wynurzyła się z jakiejś dziwnej substancji.
"To pewnie ten ocet. Kiedyś prawie spróbowałem prawdziwego, ale zwymiotowałem."
Spojrzał przed siebie, na swoje stopy. Poruszył palcami. Potem nogami. Następnie dołączyły do nich dłonie i ramiona. Cała robota wydawała mu się taka powolna, wszystko było tak jakby w zwolnionym tempie. Zdecydował się na ruch całego ciała. Poruszenie wszystkich podzespołów chwilę trwało i Matt już wiedział, że może wstać. Pokonał przeogromną chęć zostania w sarkofagu i zapomnienia o wszystkim na kolejne dwieście lat i spróbował wstać.
Wyszedł z sarkofagu i świat nagle przyśpieszył do swojego normalnego tempa. Z głośników wył jakiś głos mówiący o awariach i tak dalej. Patrzył na innych ludzi, którzy biegali nago w poszukiwaniu ubrań. Patrzył z niejakim zdziwieniem, ale zaraz przestał się dziwić. Spostrzegł się, że on sam też ubrania na sobie nie posiada. Nie zdziwiło go to.
Spokojnie, bez zbędnego pośpiechu znalazł sobie kurtkę z wszechobecnym logiem NASA, a następnie jakieś spodnie. Nie szukał potem niczego. Usłyszał tylko, że ktoś chce wódki. On sam przed wyprawą nie pił (alkoholu) już prawie trzy tygodnie, z czego był bardzo dumny.
Czekał na pozostałych, jakby to oni mieli zdecydować co mają zrobić, a on się nie liczył.
 
Kolgrim jest offline  
Stary 29-10-2010, 12:32   #20
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Było lato, plaża, słońce Max wraz ze wtuloną w niego dziewczyną leżał nad brzegiem morza wsłuchując się w szum fal. Był bardzo szczęśliwy , rozluźniony .W pewnej chwili dziewczyna objęła go jeszcze mocniej i namiętnie pocałowała…tak po po prostu..Max postanowił przejąć inicjatywę gdy…usłyszał przenikliwy głos ogłaszający jakieś alarmy…Coś było nie tak! Poczuł że jakby w czymś pływa, miał trudności z oddychaniem natychmiast podniósł się i otworzył oczy. Był czymś oblepiony, to pewnie ten „ocet” ,starał się to zetrzeć z twarzy, nagle wszystko ucichło za to poczuł przenikliwy chłód. W pewnym sensie to go trochę otrzeźwiło, już sobie powoli wszystko przypominał. Co tu się u diabła tutaj dzieje?!-pomyślał po czym rozejrzał się, w ścianach były prześwity. No kur**, rozbiliśmy się?!- wykrzyknął w myślach. Natychmiast wyskoczył sarkofagu. Poczuł przeraźliwe zimno metalowej podłogi, postanowił jak najprędzej ,biegiem dostać się do ładowni, po jakieś ciuchy. Szybko ,nie zważając na ludzi już zgromadzonych już w ładowni doskoczył do swojej szafki. Trzęsąc się z zimna , wyciągnął swa walizkę wyjął z niej bokserki ,potem nałożył czarne jeansy,następnie znalazł skarpetki i swoje wojskowe buty kupione w Internecie z demobilu. Na górę nałożył koszule ,na to golf i jeszcze czarną skórzaną kurtkę. Jaka szkoda że nie zabrał rękawiczek! ,teraz marzły mu dłonie. Następnie zabrał się za swoje klamoty. Scyzoryk szwajcarski wraz z zapalniczką benzynową wylądował w kieszeni kurtki. Koc zarzucił sobie na ramię, resztę wpakował do dość sporego plecaka turystycznego, na wierzchu umieszczając apteczkę i butelkę ..tak ,tak ..200-letniej whisky, na ziemi była by sporo warta.Pociągnał z gwinta ze 3 łyki po czym z powrotem umieścił ją w plecaku. Teraz dopiero rozejrzał się po ładowni było już tam dwóch facetów ,jeden Azjata łaził z jakimś urządzeniem, drugi gość starał się rozgrzać. Znajdowały się tam również dwie kobiety. Przyjrzał się uważnie czy nikt nie jest ranny, lecz nic na to nie wskazywało. Jedna z kobiet zaproponowała ,by udali się pomóc reszcie. Max ,podając kobiecie butelkę whisky powiedział: No to co? ,szkoda czasu, ruszajmy!, trzeba koniecznie się ruszać w takim zimnie. Po drodze postanowił jeszcze odwiedzić zbrojownie, tłumaczył sobie że nigdy nic nie wiadomo,a tak po prawdzie niemal zawsze chodził z bronią przy boku, to była po prostu siła przyzwyczajenia.
 
Piter1939 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172