Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2010, 01:53   #81
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Gdy Tupik wyszedł z loszku odetchnął głęboko, dając tym samym niemal pewny znak nowym towarzyszom,ze wszystko nie musiało potoczyć się tak pięknie. Po drodze miał dość czasu by objaśnić "aresztantom" ich nowe funkcje ... i zasady pobytu na zamku.

- Wiem, że może się wam nie podobać, że tak was wyciągam i do nowej pracy zaprzęgam, no ale jeśli chce któryś wrócić do loszku , miast czasu swego aresztu spędzić na zamku w wygodach to proszę, pókiśmy blisko.


Nie widząc żadnego entuzjazmu do powrotu do celi odetchnął po raz drugi , po prawdzie nie wiedział jak więźniowie zareagują na całą ta akcję.

- Dla krasnoludzkiego zbrojmistrza na zamku znajdzie się dość roboty a ja sam za tą przysługę wyciągnięcia z pudła chciałbym mieć tylko pewność dobrze wzmocnionej zbroi, którą to mam ściągniętą z wywerny, pokonanej zresztą własnymi rekami, choć nie samotnie. Żadnemu ludziowi nie zaufałbym w tej sprawie. Pan zaś Panie Waldemarze za wiele roboty mieć nie będzie, szczurów u nas właściwie nie ma, koty robią co trzeba a i pułapki zakupione miesiąc temu nie w pełni się jeszcze zużyły... Jest za to insza całkiem sprawa. Trza chronić panicza a kto jak kto, ale szczurołap wałęsający się po zamku za szczurami większych podejrzliwości nie ściągnie. Będziesz więc moimi oczyma i uszami tam gdzie mnie nie będzie.
W zamian macie wikt i opierunek zapewniony, wikt zresztą nie byle jaki bo o kuchni halflińskiej musieliście wszakże coś słyszeć.
Narzędzia do pracy się ściągnie, kuźnie mamy własna a kowal pójdzie pod twoją komendę mości Grimie. Jak areszt się skończy mam nadzieję, że poprawi swe umiejętności pod twoim okiem, nim odejdziesz do własnej roboty.


Oczywiście wbrew aresztowi mógłbym przyzwolić na pewna prywatę, ale liczyłbym wówczas co najmniej na dwudziestoprocentowe zyski z zamówień które wykonasz ponad zamkiem. jakoś znajdę sposób na to by do zamku docierały zamówienia z zewnątrz... moja w tym głowa
- stwierdził halfling będąc pewnym, że albo uzyska 20% od krasnoluda... albo dołoży je do ceny usługi...

Reszta drogi przebiegła sprawnie , był czas na omówienie planów i możliwości a także na pochwalenie się co tez kuchni zaserwuje na obiad. Kuropatwy i króliki smażone w brytwannie z domowej roboty sosem pier-du-lę a na deser naleśniki zapiekane z owocami. Halfling potrafił opowiadać o potrawie przez pół dnia, laicy nie mieli pojęcia jak skomplikowaną czynnością było gotowanie... No chyba że ktoś dziwkę brał za kurtyzanę, wówczas cała wykwintność i nieprzeciętność każdego dania ulatywała przed głodem i żołądkowa brutalnością.

Po drodze co prawda musieli zrobić małą szopkę , chowając się w krzakach niczym jacy przestępcy... ale Tupik dobrze wiedział, że za spisek z mundurami może mu grozić nie mało... Własciwie sam nie wiedział w co się pakuje, ale skala procentów od niewysłowionych sum działała na wyobraźnię, a fantazja była kołem napędowym wszystkich halflingów... Co prawda musiał liczyć się z tym, że młokos okantuje go co do określonych procentów, ale było tylko kwestią czasu ustalenie co komu zrabowano... i w jakiej ilości. Tupik z racji swej pozycji mógł wywrzeć niemiłe konsekwencje na swych adwersarzach, ale tych właściwie nie miał. Jedynie du'ponty były pewną nieprzyjemnością, ale po prawdzie w czasach wojny szło zarobić więcej, szczególnie bez lorda nadzorcy...

Na zamku zaprowadził krasnoluda do miejscowej kuźni,
- Hans od dziś będziesz pomagać zacnemu Grimowi, zbrojmistrzowi pierwszej klasy , właściwie to rób to co zwykle, chyba że pan Grim wymyśli ci jakieś inne zajęcie. A i ucz się pilnie, myślałem co by tu z żołdu potrącić ci za nauki, ale w swej dobrotliwości uznałem, że mniej chętnie będziesz się uczyć musząc płacić za to z przymusu. Tak więc co miesiąc zdasz relację z postępów nauki i z nowych rozwiązań kowalsko zbrojmistrzowskich... jak nie będę widział postępów wtedy dopiero zacznę przycinać wynagrodzenie. Poza tym trzeba dostarczyć nasze zapasy broni i zbroi aby je szacowny mistrzunio ulepszył i wzmocnił.
Raz jeszcze zwrócił się do krasnoluda nim na dobre zostawił go z nowym "czeladnikiem" - - Możesz rozgościć się w kuźni ja wyślę kogoś po twoje rzeczy, z pewnością lepszej jakości niż te tutaj - wskazał na zamkową kuźnię. -Pierwszym i najważniejszym zleceniem byłaby jednak moja wspaniała zbroja z wywerny... bez niej... właściwie to cała reszta mnie mało co interesuje.
Oczywiście jeśli będę zadowolony z roboty potrafię okazać swą wdzięczność, przekraczającą to co dotychczas uczyniłem.

Tak... Tupik nie zwykł marnować czasu i energii na rzeczy z których nie miał choć cienia korzyści.

Szczurołapowi okazał zaś lochy, piwnice i podzamkowe korytarze.

- Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym abyś zrobił. Kręcenie się po zamku i nadstawianie uszu to jedno, drugie, to odszukanie tajemnych przejść. Masz Pan dużo czasu i sposobności, na poszukiwaniu szczurów się znasz to i ścianę opukać potrafisz wykrywając czy za nią pusta przestrzeń czy nie. Chciałbym aby lochy i piwnice były dokładnie sprawdzone pod tym kątem. Wiedza zaś , przekazana mi.

Podobnie jak krasnoludowi i szczurołap otrzymał obietnice wynagrodzenia mu trudów. Halfling zbyt dobrze wiedział jak niemrawie pracują niewolnicy, szczególnie jeśli swoistą wypłatę już dostali...

Gdy już zajął się aresztantami przyszła kolej na panicza. Zdziwił się niepomiernie gdy zobaczył go bez Otta, szybko jednak ustalił gdzie ów przebywa z pomocą służby. gdy zobaczył co robi... rączki po raz kolejny mu opadły.

- Czy wyście się z tymi mewami na rozumy pozamieniali? - Powiedział zarówno do służki jak i do Otta. Gdy zaś usłyszał cel ich pobytu prychnął zdenerwowany.

- No i co z tego że mu kazał wyzbierać strzały idiotko! Czy nie widzisz , że to niemożliwe? Panicz młody świeżo władzy liznął a wy już działacie jak gdyby lord nigdy nad wami nie stał. Jak wróci... - zawiesił te jakże ważne słowa w powietrzu, aby i służba nie poczuła się aż nadto frywolna, - to każe wam wybatożyć skórę za to że ty - wskazał na Otta, - spuściłeś wzrok z Panicza, a ty, żeś mu w tym dopomogła.
Wracać mi pędem na zamek strzały nowe wybrać, w krwi zwierzęcej końcówki zamoczyć, pierzem obsypać, połamać kilka i zanieść paniczowi... skoro chce. Ale zapamiętać raz a dobrze. Otto, ja i kilka innych osób wolą Lorda protektorami i namiestnikami zamku zostaliśmy. Co prawda pewne obowiązki nadal mamy jakie mieliśmy, ale doszły tez nadrzędne, w tym troska o życie i zdrowie Malcolma, nawet wbrew jemu samemu.
- Ledwo skończył strofować służbę, ledwo okrzątnął się w kuchni nakazując wypiek pączków z ulubionym dżemem dla panicza a już wieść doń dotarła, że goście się zbliżają.
- Jacy kurwa goście? - nie wytrzymał napięcia
- Ponoć sama Lady Yolande de La Rocque oraz namiestnik Nicolasa Richelieu wraz z zbrojnymi
Tupik pobladł. "Jeszcze tego mi tu brakowało, zamek w rozsypce, panicz głupieje do reszty a tym akurat teraz na odwiedziny się zebrało... Akurat teraz? Chmmm"

Na zamku Tupik był jedyna osobą która potrafiła zając się gośćmi, szczególnie od momentu zaginięcia Lorda czy zniknięcia Lady.

- Na mury odtrąbić przyjazd, wywlec czerwony dywanik, uszykować wartę powitalno-honorową przed wejściem na salę. na sali co najmniej dziesięciu strażników, w pełnym odświętnym rynsztunku.

- Jazda!


Tupik wrzeszczał i dyrygował starając się przynajmniej powitaniem zatrzeć złe wrażenie jakie niechybnie gości czekało po spotkaniu z Malcolmem. " Wiedzą czy nie wiedzą szubrawcy? " - zastanawiał się w duchu zastanawiając się nad wszelkimi możliwościami przyjęcia gości. Jedno było pewne, niezależnie od stanu ich wiedzy słabości zamku należało ukryć. Była wszak jedna słabość której ukryć się nie dało... Malcolm.

Przed samym wejściem znalazł chwilkę aby wysłać posłańca do Młodziana

-" Bele nie nadają się do użytku, proszę przysłać kogoś z uwiarygodnieniem po zwrot, lub wskazać miejsce dostarczenia uszkodzonego materiału."
Majordomus Tupik

Tupik wiedział, że Młokos w mig połapie się o co chodzi, tym bardziej, że żadnych beli materiałów nie dostarczał na zamek, a przynajmniej nie w ostatnim czasie. pozostawała więc jedynie kwestia umowy z której Tupik właśnie się wywiązywał. Kusiło go przez chwile by po prostu wysłać całość do sklepu... ale obawiał się, że ten może być pod obserwacją straży a sam nie miał już czasu ani możliwości zajęcia się tą sprawą osobiście. Innym w gardłowych sprawach nie ufał, gdyby straż dowiedziała się , że mundury odsyłane są do Młokosa, nie byliby już następnym razem tacy mili dla Tupika...

Gdy tylko wyprawił posłańca do Kedgara z nakazem doręczenia mu listu do rąk własnych ruszył pędem do komnat dziedzica, mając wrażenie, że przez ostatnie kilka godzin jest w ciągłym biegu.

Halfling zapukał lecz nie czekał na przyzwolenie Malcolma do wejścia. To był w końcu dzieciak i mimo , że syn Lorda, to najwyraźniej rozkapryszony jak nastoletnia królewna. Tupik nie zamierzał stać się ofiara na wzór Otta, wiedział, że pierwsze próby sił będą decydujące na dalsze ułożenie ich stosunków.

Tupik wciąż miał świeżo w pamięci obrazek despotycznego rozkazu wyławiania strzał, na biurku leżały zresztą te które kazał spreparować, Malcolm nic sobie jednak z nich nie robił bawiąc się żołnierzykami gdy nadszedł Tupik. Wizyta gości stawała się idealną okazją do zamanifestowania swej pozycji i zależności młodzieńca od postawy majordomusa. "Może sobie pomiatać całym zamkiem,droga wolna, ale ja stąd odchodzę na na choćby jeden krzywy gest."
- Paniczu, przybyli goście Lady Yolande de La Rocque oraz namiestnik Nicolasa Richelieu. - gdy zobaczył przerażoną minę chłopca był już pewny, że chłopak nie poradzi sobie bez niego. Oczywiście tylko on mógł go zwolnić z przysięgi jako następca Lorda, jeśli jednak potrzebuje Tupika tak jak ten wiedział, że go potrzebuje, musiał się szczeniak liczyć ze słowem.

- Wiesz pewnie, że jeden fałszywy gest, jedna niedyplomatyczna uwaga i Richelieu wystąpi zbrojnie przecie D'Arvillom, a razem z Du'pontami to trochę za dużo jak na to co mogą wytrzymać nasze ziemie. Zamek jest dość bezpieczny, jednak i z zamku nici, jeśli wsie i miasta zostaną złupione i spalone. Zwyczajnie nie będzie z czego pączków przyrządzić - odwołał się do kulinarnego przysmaku młodzieńca. Wątpił by jakikolwiek inny przykład mógłby zobrazować mu tragedię jaka czeka zamek i ziemie D'Arvillów.
- Poza tym jest jeszcze śliczna lady... - jedynie napomknął temat badając zainteresowanie chłopaka, w sprawach damsko męskich mógł się czuć podwójnie zakłopotany.

- Tak więc mam pewien plan, zawiążemy ci panie szyję szalem i udamy chorobę gardła, co byś jedynie szepcząc mógł zwracać się do gości. Oczywiście nie przystoi szeptać do wysoko urodzonych ani ich zmuszać od trudu wsłuchiwania się w to co rzeczesz, tak więc będziesz panie jedynie poruszał ustami udając , że przekazujesz mi coś na ucho. W sumie nawet możesz, byle na tyle cicho, aby reszta nie usłyszała. Jeśli będzie to godne powtórzenia, zrobię to, jeśli nie, wypowiem się za ciebie paniczu, dla twojego i zamku dobra. Twój ojciec nałożył na mnie pewne obowiązki i zamierzam wykonać je co do joty, jeśli jednak uważasz inaczej droga wolna... idź przyjmuj gości, martw się sam czy dobrze wypadniesz i co im do stołu podasz. Możemy innymi słowy Paniczy Malcolmie współpracować dla dobra zamku, lub rozstać się - co nie byłoby mi miłe, zważywszy , że musiałbym pozostawić kuchnie nierobom i pozbawić Cię panie codziennej przyjemności rozkoszowania się pączkami, knedelkami, naleśnikami, lodami, goframi, eklerkami i całą masą innych pyszności które przełykasz na co dzień nie racząc mi nawet podziękować za trud włożony w ich zrobienie. W mieście ani w okolicy nie ma drugiego takiego kucharza ani majordomusa a gdy odejdę pierwszy to gwarantuję , że nie sam. Jeśli zaś usłuchasz się mnie panie w najważniejszych dla zamku kwestiach, wiedz, że będę cię bronił do końca.

Tupik pozostawił decyzję malcowi. Pierwszą niezależną i ważną decyzję, wiedząc, że jeśli ma odejść lub choćby zaszarfować odejściem, to nie znajdzie już nigdy lepszego momentu. Oczywiście sam naprowadzał go od początku rozmowy na właściwą decyzję, ale pewne konkrety musiał usłyszeć wprost od niego, po to by mieć się za co chwycić w przyszłości. "Wóz albo przewóz" po raz kolejny przebiegło mu przez myśl, było jednak zbyt wiele do zyskania by nie zaryzykować. Jeśli zaś za tego typu wystąpienie miał stracić wszystko... było tylko kwestią czasu nim do tego by doszło, a Tupik wolał nie podsycać ognia despotyzmu malca.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-10-2010 o 02:09.
Eliasz jest offline