Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2010, 09:40   #117
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

GRUPA „RZEŹNIA”

Pukanie do drzwi rozeszło się echem po drugiej stronie. Odpowiedziała wam cisza. Żadnych odgłosów. Skrzypienia podłogi, oddechów, kroków. Niczego.

Jednak Emma poczuła to, co zwykle towarzyszy jej, kiedy w pobliżu znajduje się jakiś Martwy. Jej zmysł śmierci zapłonął pod czaszką gwałtownym płomieniem. Odczucie to było przytłaczające i wyjątkowo silne. Ostatnim razem podobne emocje towarzyszyły jej w klubie „Krew i Pot”, lub kiedy rozmawiała z królem loup – garou. Cokolwiek znajdowało się po drugiej stronie drzwi było silne. Przytłaczająco silne.

Nagle cała broń wzięta przez Xarafa zdawała się być ... dziecinnymi zabawkami. To, co właśnie przebudziło się w mieszkaniu przytłaczało swoją istotą. Emma czułaś zimne fale emanujące na całe twoje ciało.

Xaraf i William. Wy niczego takiego nie odczuwaliście. Może poza Xarafem, który nagle stał się dziwnie niespokojny. Czuł, jak włoski jeża mu się na karku. Jak hyperadrenalina wtłacza się do żył. Czuł zagrożenie. Instynkt podpowiadał mu, że cokolwiek mieszkało za tymi drzwiami nie było człowiekiem i było śmiertelnie groźne. Kto wie? Może nawet zbyt groźne dla waszej grupki.

Po chwili usłyszeliście, że ktoś stanął za drzwiami i melodyjny, charakterystyczny głos opisany przez „Tchórzofretkę” zapytał wyraźnie:

- Kto tam?

Pozostało teraz podjąć decyzję, co dalej. Tylko kto ją podejmie?

Emma – która wyczuwała przytłaczającą obecność właściciela głosu, jako lodowate podmuchy samej śmierci. Xaraf – który wiedział, ze cokolwiek stoi za tymi drzwiami moze przerosnąć jego możliwości Egzekutora. Czy też może William zupełnie nieświadomy tego, co czują jego partnerzy.

Ta decyzja mogła zaważyć na dobrze prowadzonego śledztwa oraz – co najważniejsze – na ich życiu lub śmierci.

Kto odważy się ją podjąć?




GRUPA „RYTUAŁ”

Dym unoszący się z papierosów wykręcał się w niemożliwe smugi. Czwórka pracowników Ministerstwa Regulacji siedziała w wybranym lokalu i jedzeniem maskowała strach, który każdy odczuwał przed oczekującą ich konfrontacją.

Snucie planów ma to do siebie, że jest bezpieczne.
„Zrobimy tak i tak, a następnie ten skurwiel zrobi tak i tak”. „Jak on nas tak, to my go tak”. Jest tylko jeden problem. Większość planów ma tą zadziwiającą właściwość, że jak przychodzi co do czego to zwyczajnie biorą w łeb.

Strzygoń! Szybkie i silne bydlę, dla którego nawet wściekły loup – garou może nie stanowić wyzwania.. Dolorez i CG widziały jak gnojek się ruszał. Niezauważalnie dla ludzkiego oka. Nawet nawalony swoim Egzekutorskim „czymś tam” Gary porusza się przy Baronie niczym leniwy chomik w kółku.

W pewnym momencie jednak zabrakło argumentów. Zabrakło jedzenia na talerzach i fajek w paczkach. I zabrakło po prostu ochoty na gadanie.
Jedno jest pewne – jeśli wejdziecie we czwórkę nocą do gniazda pijawek oraz strzygi raczej żywi stamtąd nie wyjdziecie. Dobry Egzekutor poradzi sobie z jednym, nawet dwoma wampirami. Loup – garou podobnie. Siostrzyczka może przypiec tyłki sporej bandzie tych kreatur, a Egzorcysta będzie jedynie wsparciem dla ekipy – ewentualnym „języczkiem u wagi”, który przechyli szalę w jedną lub drugą stronę. Liczycie na to, że odezwie się więcej Łowców. Oby.

- Czy mogę się dosiąść? – melodyjny głos przebił się przez wasze myśli i dopiero teraz CG, Dolorez i Michael poczuliście łagodną i dość słabą aurę śmierci jaką emanowała dziewczyna, która przystanęła przy waszym stoliku.



- Jestem Vanessa Mac Tawish, lecz znajomi mówią na mnie Van.

Smutny uśmiech pojawił się na jej twarzy.

- Przysłał mnie baron Gabryjel. Jestem jego rzeczniczką. Możemy pogadać?


GRUPA „TROJACZKI”

Audrey Masters

Krąg ochronny został zamknięty. Jego moc rozlała się wokół twojego ciała dając poczucie bezpieczeństwa. Finch O’Hara uśmiecha się przez kłęby papierosowego dymu. Jest to dość paskudny uśmiech.

- No tak – mruczy do siebie. – Wejście w dziewczynę na pierwszej randce można potraktować jako zachowanie niezbyt grzeczne.

Zaciągnął się wydmuchując dym.

- I gdybym nie był zdesperowany, słodziutka, to bym odpuścił. A tak, wybacz, zle będę nalegał.

Poczułaś nacisk jego mocy na twój krąg. Bolesny, intensywny, narastający. Poczułaś się tak, jakby ktoś jednym szarpnięciem zerwał ci opatrunki z pleców. Jakby ktoś ścisnął ci głowę ogromnymi łapskami. Ciepło na plecach zaogniło się. Czaszka pulsowała tępym bólem. Nie wiesz ile to trwało. Sekundę, czy godzinę, ale oparłaś się.

Już chciałaś mu coś powiedzieć złośliwie, lecz Finch zaatakował ponownie. I znów poczułaś się tak, jakby ktoś przypiekał cię żywym ogniem. Czułaś się jak bokser na ringu, któremu ktoś dokumentnie oklepał ryja. Ale nie znokautował.

Znów się oparłaś.

A potem nastąpił kolejny atak.... Ten sukinsyn miał naprawdę niemałą moc.


* * *

Zapach dymu. Smak tytoniu w ustach. Chłodny powiew na twarzy. Zachwiałaś się. O mało nie upadłaś lecz zdążyłaś chwycić dłonią ściany. Dłoń trafiła na coś lepkiego i gumiastego. Zaschnięta plwocina lub guma do żucia. Chociaż istniały również bardziej niepokojące alternatywy.

Przetarłaś oczy. Stałaś przed drzwiami, na których ktoś kredą wymalował ochronne znaki. Ubranie, które miałaś na sobie nie należało do ciebie. Długi, śmierdzący tytoniem, wodą kolońska i krwią prochowiec. W kieszeniach wymacałaś klucze, pistolet i wymiętą paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Jakiś portfel. Stałaś na boso przed drzwiami oznaczonymi numerem 26 w jakiejś kamienicy. Bóg jeden wie gdzie.

Najwyraźniej cholerny Finch O’Hara osiągnął to, czego chciał.




Helen Butler i Timothy „Ka Mate” Mac Douglas

Wdarliście się do domu starą, dobrą metodą – „na kopa”. Wiedźma może i dobrze zabezpieczała swoje domostwo przed intruzami, którzy nie mieli ciała, lecz fizycznej napaści nie była w stanie sprostać. Jeden kopniak Egzekutora i drzwi wleciały do środka wraz z ościeżnicą.

Znaleźliście się w korytarzu pachnącym suszącymi się u powały ziołami. Na pierwszy rzut oka dom sprawiał wrażenie czystego i zadbanego. W jakiś sposób kontrastował z waszym wyobrażeniem domu wiedźmy zaklinającej upiory i być może paktującej z demonami.

Bezcielesnego, którego wyczuwał Helen nie było nigdzie widać. Ale jej „wewnętrzny radar” prowadził do pomieszczenia po lewej.

Ostrożnie otworzyliście drzwi do pokoju. Nie tego się spodziewaliście.

Dziecięce tapety w misie i słoneczka. Półki zastawione misiami, lalkami i pluszakami. I kolorowe łóżeczko w rogu pokoju. Łóżeczko, wokół którego wymalowane symbole powstrzymujące coś w środku.

Bezcielesny tam był. Wyglądał jak chorowita, góra sześcioletnia dziewczynka. Wpatrywała się w was intensywnie z kamienną miną. Zaniepokojony, możliwe że zagniewany, lecz nie agresywny.

Ujrzeliście także zdjęcia postrzelonej przez Audrey wiedźmy przytulającej tą dziewczynkę. Obie – zapewne matka i córka – szczęśliwe i pogodne.

- Nie wszystko co wydaje się złe, takie jest – usłyszeliście nagle głos za sobą, w wejściu do domu.

Helen - kolejna fala śmierci przetoczyła się po tobie. Bez trudu poznaliście właścicielkę owego głosu. "Haczykowato-nosa" i ciemnowłosa Zmiennokształtna z „Kotła Moiry”. W świetle dnia wygląda ... lepiej.



- Czego od niej chcecie? – głos nadal ma jednak paskudny.- Od niej i od Nasturcji. Żadna z nich nie zrobiła niczego złego. I gdzie jest Bane? Co z nią zrobiliście?

Po tym pytaniu „Ka Mate” czujesz, jak twój zmysł zagrożenia zaczyna budzić się z uśpienia. Jeśli nawet ten loup – garou nie miał złych zamiarów, to wasza reakcja może sporo zmienić w tym zakresie.
 
Armiel jest offline