Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2010, 13:18   #103
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Zabawa, urządzona aby uczcić zwycięstwo zakończyła się późną nocą, a raczej bardzo wczesnym rankiem. Ostatni, ledwo trzymający się na nogach biesiadnicy, rozeszli się do domów, gdy niebo na wschodzie zaczynało się już różowić blaskiem budzącego się słońca. Pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Ociężałe głowy, wciąż spowite oparami wypitego alkoholu, rozmazany wzrok i kłujące gałki oczne światło , trzęsące się ręce i przeczulony słuch, gdy nawet szept zdaje się rozrywać uszy. Jednym słowem kac. A tu trzeba ruszać w drogę.

Przed wyruszeniem trzeba jeszcze było załatwić sprawę pojmanego gobliniego szamana. Nadal siedział w swojej komórce, cały umazany krwią. Był tak wyczerpany, że przestał się rzucać i toczyć pianę z pyska. Leżał nieruchomo, zwinięty w kłębek i nie dawał oznak życia. Żył jednak, bo gdy chłopi wywlekali go z chlewika, zaczął jęczeć i drżeć.

Na miejsce egzekucji wybrano starą jabłonkę, rosnącą na miedzy pomiędzy polami Zviglów i Urgena Brocka. Drzewo, pokręcone i powyginane, na szubienicę nadawało się doskonale. Zebrała się cała wioska. Wszyscy mieszkańcy wyszli niczym procesja, z pojmanym goblinem na czele i skierowali się na pola. Przez rosnący poziomo konar przerzucono gruby powróz, do którego za nogi przywiązano jęczącego zielonoskórego. Potem wciągnięto go do góry tak, że końce jego palców znajdowały się zaledwie kilka cali nad ziemią.

- Niechaj wisi tutaj i zdechnie, na przestrogę innym, jemu podobnym kreaturom - sołtys stanął obok wiszącego goblina i kilka razy grzmotnął go, trzymanym w ręce kijem. - Niechaj nikt nie odważy się ulitować nam nim, gdyż taki czyn poczytany będzie za występek przeciw prawu i bogom.

Potem na goblina posypała się litania wyzwisk i gróźb oraz mnóstwo odpadków z nocnej biesiady. Całe przedstawienie zakończyło się w miarę szybko, wieśniacy byli zmęczeni i skacowani. Wszyscy wrócili do domów, aby raczyć się kiszoną kapustą i mlekiem, które to ponoć zbawczo wpływały na skutki całonocnych zabaw. Gdy się rozeszli na jabłonce przysiadły, głośno kracząc trzy czarne ptaszyska.

I znów na wozie, wśród skrzypienia nienaoliwionych osi i turkotu, podskakujących na nierównościach kół. Tym razem jechali wąskim, leśnym traktem, na którym ich wehikuł z trudnością się mieścił. Nie była to żadna uczęszczana droga, ani trakt łączący ważne osady, tylko wąska leśna ścieżka, którą wieśniacy od czasu do czasu wykorzystywali, aby dostać się do Hazelhofu. Miejscami było tak wąsko, że wóz ocierał się o pnie, rosnących przy dróżce drzew. Woźnica Burgolf, mimo iż potężnie skacowany, wykazywał się niezwykłym kunsztem, dzięki któremu tylko kilka razy, musieli schodzić z pojazdu i torować drogę.

Na ścieżce dostrzegali ślady samotnego wędrowca. To z pewnością musiały być odciski butów Ulliego, który szedł tędy poprzedniej nocy. W okolicy jednego z rozstajów, dostrzegli także inne ślady. Jedne z pewnością zostały odciśnięte przez wojskowe buciory, drugie natomiast nie przypominały śladów butów, ani tropów żadnego zwierzęcia. Te z pewnością musiały być pozostawione przez jakiegoś mutanta. Na szczęście tropy owej pary po chwili niknęły w zaroślach. Na szlaku pozostawał jedynie ślad ich towarzysza.

Późnym popołudniem, gdy słońce znikało za wierzchołkami drzew, a z lasu zaczynał podnosić się wilgotny, mlecznobiały opar, wyjechali na trakt wiodący z Hazelhofu. Samej osady nie było widać. Prawdopodobnie znajdowała się po drugiej stronie zasłaniających widok, pokaźnych wzniesień. Zresztą mieścina nie była obecnie ich celem podróży. Udali się w drugą stronę, traktem wiodącym na północny wschód. Dotarcie do zaznaczonego na mapie kręgu, zajęło im kolejne dwie godziny. Gdy tam dojechali panowały ciemności, rozjaśniane tylko przez migające na niebie, gwiazdy.

Stojący w pobliżu zagajnika krąg był ogromny. Tworzące go kamienie miały wysokość co najmniej rosłego mężczyzny i stały gęsto, w odstępie niecałego metra od siebie. Z pomiędzy drzew słychać było ujadanie psa, najwidoczniej tam znajdowała się siedziba kapłana opiekującego się kręgiem.


Dalsza podróż minęła bez przeszkód. Ulli dotarł do gościńca wiodącego z Hazelhofu na północ i skierował się w stronę kręgu. Dostrzegł go po kilku godzinach marszu. Wielki krąg skryty był w cieniu rosnącego tuż przy nim zagajnika. Wysokie kamienie ustawione były tak gęsto, że tworzyły niemal ścianę, przez którą trudno było dostrzec co znajduje się wewnątrz. Ulli podszedł do kamieni, pokrytych runicznymi napisami i mchem i zaglądnął do środka kręgu. Tak jak się spodziewał, w samym centrum okręgu znajdował się jeszcze jeden, znacznie mniejszy od pozostałych, kamień. Z tej odległości nie mógł dostrzec, czy znajduje się na nim pieczęć. Czuł wokół siebie moc, emanującą z kamieni i przyjmującą formę bursztynowych aureoli, otaczających kamienie. Nad środkowym kamieniem wiatry magii tworzyły gęstą zasłonę, przypominającą utworzoną z kolczastych gałęzi siatkę. Nikogo nie było w pobliżu, więc czarodziej wszedł do kręgu, aby zbadać centralny kamień.

Przypuszczenia Ulliego były słuszne. Na kamieniu widniał wyryty znak, identyczny jak ten, który widział pod ciałem zabitego Anzelma. Okrąg z wpisanym weń trójkątem i trzy czytelne słowa. Altaresh, Nikodemos, Virga...


Gdy tak się przypatrywał napisowi, wodząc ostrożnie po nim ręką, usłyszał kroki. Odskoczył wystraszony i odwrócił się aby stanąć oko w oko z... podstarzałym mężczyzną, którego pomarszczoną, ogorzałą od słońca twarz, okalała krótka siwa broda. Ubrany był w białe, nieco znoszone szaty, przewiązane rzemieniem. W ręku trzymał długi kij, na którym się opierał. Jego ciemne oczy badawczo omiotły czarodzieja, po czym uśmiechnął się, odsłaniając nad wyraz zdrowe zęby.



- Witaj nieznajomy - powiedział. - Jestem Niklas, strażnik owego świętego miejsca. Co za interes masz w badaniu starożytnych pieczęci?

Gdy czarodziej wyjaśnił cel swojej wizyty, Niklas zaprosił go do swojej chaty, która znajdowała się pomiędzy drzewami. Rozmowa przeciągnęła się do późnej nocy.

- Pieczęć została złamana! - zakrzyknął. Na jego starej twarzy pojawił się wyraz przerażenia, przez co zmarszczki stały sieęjeszcze głębsze. - Anzelm zabity! Zaprawdę straszne wieści przynosisz, czarodzieju. Niechybnie zostałeś wplątany w te wydarzenia, nie mając pojęcia o co chodzi. Czyżby sam Taal naznaczył Cię abyś nam pomógł?

Ulli patrzył na druida ze zdziwieniem, nie do końca pojmował o czym starzec mówi.
- Z pewnością nie znasz legendy - Niklas zorientował się w niewiedzy Forstera. Zaczął wyjaśniać. - Więc słuchaj:

Cytat:
- Onego czasu, przed wieloma wiekami, kiedy po ziemi chodzili nie ludzie, krasnoludy, ni elfy nawet, a bogowie i inne, nienazwane stworzenia, dochodziło między nimi do wielu bitew. O co się bili, tego nie wiadomo. Być może chodziło o dominację nad światem, może o jakieś tajemnicze źródła mocy zapewniające tym istotom siłę, a może tak po prostu, walka była wpisana w życie tych potężnych stworzeń. Tego pewnie nigdy się nie dowiemy. Tu gdzie teraz są Wzgórza Kolsa doszło do bitwy między Taalem a istotą znaną jako Kissur Heth. O Taalu nie trzeba nic mówić, to wielki i i wspaniały bóg, czczony przez ludzi do dzisiaj. O Kissur Hethcie wiadomo niewiele. A to co wiadomo jest częstokroć ze sobą sprzeczne. Jedne źródła twierdzą, że to istota spłodzona z Chaosu, która przybyła z dalekiej, mroźnej północy. Jako taka, musiałaby być uznana za demona, jednak której z Mrocznych Potęg służyła, tego nie wiadomo. Z drugiej strony możliwym jest iż Kissur Heth przybył na ziemie obecnego Talabeklandu z południa. Z dalekich ziem pokrytych pyłem i piaskiem. W tej wersji jest on nie demonem, a potężną nieumarłą istotą, podobną wampirom spłodzonym przez Nagasha ale znacznie potężniejszą.

Na Wzgórzach toczyła się więc bitwa pomiędzy Kissur Hethem i jego trzema sługami, a bogiem Taalem. Ziemia drżała w posadach, całe połacie lasu płonęły, a rzeki zmieniały swój bieg pod mocarnymi ciosami. W koncu Taal zwyciężył. Pokonał przeciwnika i jego ciało cisnął w otchłań ziemi, głęboko pod powierzchnię i nakrył grubą warstwą skały. To samo uczynił z trzema jego sługami: Altareshem, Virgą i Nikodemosem. Nad wszystkimi grobowcami wzniósł święte kręgi, w których w późniejszych czasach ludzie oddawali mu cześć.

Mocarny bóg wiedział jednak, że nie zabił swych przeciwników, jedynie uśpił na długie lata. Obmyślił więc plan, aby przeraliwy Kissur Heth nigdy więcej nie stąpał po ziemi, gdyż bóg wiedział, że nadejdą ludzie, jego wyznawcy, a będą to istoty słabe, które nie przeciwstawią się potędze Kissur Hetha. Bóg orzekł, iż Kissur Hetha wskrzesić mogą jedynie jego trzej słudzy, którzy również spoczywali pogrzebani pod ziemią. Tych trzech może do życia przywrócić ofiara z krwi. Jednak złożona nie jemu, w dziękczynieniu ale w złej wierze. Tak więc czterech wrogów spoczywa w ciemnych otchłaniach ziemi, czekając na złą krew. I niechaj tak czekają, przeklęci aż do końca świata..
- I ta zła krew została przelana - zakończył Niklas. - W kręgu Anzelma coś przelało krew. Złożyło ofiarę w złej wierze, a Altaresh został uwolniony. Teraz z pewnością poszukuje sposobu aby uwolnić swe rodzeństwo, Nikodemosa, który spoczywa pod naszymi stopami i Virgę, Panią Umarłych, której grobowiec znajduje się na północy, nieopodal Kappelburga. Trzeba działać.
 
xeper jest offline