Githzerai wziął jej obliczanie najkrótszej drogi za wahanie. Pierwszy błąd. Nie miała zamiaru wyprowadzać go jednak z tej pomyłki; na swój sposób lubiła tą rasę mimo, że byli tak boleśnie przewidywalni. A może w sumie właśnie dlatego? Gdyby jeszcze nie wlepiali się w człowieka tymi swoimi dziwnymi ślipiami…
Udając, że poprawia miecze Ra’aza odwróciła głowę; byle dalej od wzroku nieznajomego, który wypowiedział jej imię. Drugi błąd. Wiedziała już, że nie pobiegnie dachami i balkonami budynków, bo on nie opuści jej towarzystwa. Zmieliła tylko w ustach przekleństwo.
-Chodź
Brzmiało to jak rozkaz, chociaż w rozumieniu dziewczyny nim nie było. Ruszyła szparkim krokiem nie oglądając się za siebie. Dość miała tych oczu. |