Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2010, 22:15   #82
Trojan
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Jean Pierre

Kiedy się tak ostatni raz urżnął, nie pamiętał. Jednak był pewny zupełnie, że stało się to w tym samym, doborowym towarzystwie. Jakieś dziesięć kilo temu. Czyli w sumie dawno. Jean odbył jednak tę sentymentalną podróż w czasie wspominając chwile, gdy jako ledwie opierzony rycerzyk szukał sławy na szlaku. Sławy, przygód i rycerskiej doskonałości. Pulchny synalek ojca, którego matka nie chciała wypuścić w świat a ojciec pragnął zamknąć w klasztorze i uczynić zeń klechę. To było dawno temu. Od tego czasu zmężniał. Okrzepł na szlaku i nauczył się życia jak mało kto. Wieczna tułaczka sprzyjała szybkiej nauce. Jednak były zwyczaje, których wyplenić się zupełnie nie dało. Jednym z nich był gust w doborze towarzystwa. Frank Kress był tego najlepszym dowodem.


Świeża, morska bryza musiała go otrzeźwić. Nie otrzeźwiła. Gdyby nie Gastard Jean Pierre pogubił by swoich ludzi a i samemu mógłby kark skręcić na jakim wądole. Jednak z czasem świeże powietrze i koński grzbiet zrobiły swoje wytrząsając zeń resztki alkoholu. Tylko dzięki temu potrafił właściwie zareagować na kolaskę i otaczający ją oddział zbrojnych, który napotkał po około dwóch godzinach jazdy. Jazdy tak po prawdzie przed siebie, bo nie mógł do końca zdecydować się, czy ruszyć ku granicy ziem Du Ponte czy też raczej objechać ziemie D’Arvill szerokim łukiem mając baczenie na wszystko wkoło. Owe niezdecydowanie, rzecz u niego rzadka, sprawiło właśnie, że nie rozminął się z podążającym ku górującemu na wzgórzu zamkowi. W ten oto sposób po raz pierwszy oczy jego ujrzały Yolande. Najsłodszą z istot, jaką ziemia nosiła od czasów Przenajświętrzej Panienki!


Zrazu chciał jedynie rozpytać kto zacz i po co na zamek takim komunikiem ciągnie, lecz gdy zatrzymał kolaskę pomimo sprzeciwu zażywnego rycerza o niemłodym obliczu i wielce chytrym wejrzeniu i gdy na odgłos sprzeciwów jego gardłowych z kolaski wyjrzała piękna niczym jutrzenka Lady Yolande de La Rocque, Jean Pierre zrozumiał w jednej chwili, że oto znalazł cel swego marnego istnienia. Nie mogąc od niej oderwać oczu zeskoczył z siodła i niczym otumaniony ruszył ku kolasce by tam w Jej majestacie uklęknąć.

- Pani! Jeśliś aniołem to błagam, pozwól mi dalej cieszyć oczy swoim majestatem. Jesteś bowiem najpiękniejszą z istot stąpających po tej ziemi i klnę się na wszystko co mi święte, że nie spocznę, póki nie ogłoszę tego całemu światu! – wyrzucił z siebie jednym tchem spoglądając w jej nieziemsko piękne, młode oblicze, które rumieniło się pod dyktando jego słów. Nigdy nie był zbyt wymowny, ale tym razem bogowie się nad nim ulitowali.

- Wielki to byłby zaszczyt dla mnie panie rycerzu… - powiedziała skromnie nie spuszczając go jednak z oczu. On sam ośmielony, nie zważając na pomruki i pokpiwania własnych ludzi i części orszaku, nie wstając uderzył się w pierś rękawicą aż zadudniło.

- Jakem Jean Pierre Dubois de Crecy błagam Cię Pani, zezwól mi głosić swą urodę całemu światu i uczyń mi łaskę bycia Twym rycerzem!

- Nie znasz nawet mego imienia Panie!

- Nie godzi się Yolande kazać rycerzowi błagać na kolanach. Panie zechciej powstać. Jam Nicolas Richelieu, namiestnik La Rocque.
– rycerz o lisim wejrzeniu przechery zeskoczył z konia i podszedł do klęczącego Jean Pierra wyciągając doń prawicę. On jednak nie powstał, nie oderwał nawet wzroku od cudownego oblicza które uwielbił od pierwszego wejrzenia. A spoglądał na białogłowę tak natarczywie, że ta w końcu spłoniła się rumieńcem. W końcu spuściła oczy i wyszeptała cicho.

- Zaszczyt to dla mnie Panie. – więcej rzec nie zdołała, bowiem spłoniona rumieńcem zniknęła w głębi kolaski a w jej miejscu pojawiło się ponure oblicze dwórki, która pierwszą młodość miała już trzykrotnie za sobą. Jednak dla Jeana po stokroć ważniejsze było to, że u jego stóp wylądowała muślinowa chustka, którą Yolande rzuciła mu niknąc w kolasce. Ujął ją niczym najcenniejszy skarb i dopiero kiedy kolasa ruszyła powstał z kolan przykładając do ust ów drogocenny dar. Dar, będący dowodem złożonego przezeń ślubu…


.
 
Trojan jest offline