Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2010, 22:30   #12
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
PAMIĘTNIK MORGAINNE

Dzień po uroczystościach

Vialle nie żyje... umarła przy porodzie, kiedy ja udawałam, że bawię się doskonale na balu, choć powinnam być przy niej, powinnam... Może udałoby się wtedy zapobiec tej tragedii...
Niestety to nie koniec złych wiadomości... Jakby śmierci królowej było mało, to później zaatakowały nas harpie, raniąc dotkliwie wielu gości, w tym najbardziej posłów Dworców Chaosu, a na końcu porwały królewicza. Biedne dzieciątko, nie dość, że nigdy nie zazna ciepła swej matki, to jeszcze nie wiadomo czy przeżyje tą upiorną eskapadę jaką zorganizowały mu upiory.
Kto jest na tyle okrutny by zrobić coś takiego? Kto porywa ledwie narodzone dziecko?
Nie znajduję odpowiedzi na te pytania, zbyt słabo znam rodzinę, by kogoś podejrzewać, choć niedawno uzyskane informacje rzucają pewne podejrzenia. Jednakże po kolei.
W obliczu tragedii jaka dotknęła Randoma, król ponoć oszalał. Piszę ponoć, gdyż osobiście go nie widziałam od czasu uroczystości, nikt nie poprosił mnie bym się nim zajęła, nie mogę więc sama stwierdzić czy rzeczywiście jego stan jest aż tak zły...
Benedykt ogłosił się regentem na czas wyjaśnienia całej sprawy, a większa część rodziny wyraziła chęć pomocy Amberowi w tej trudnej sytuacji. Zadziwiająca wręcz zgodność wśród mych krewnych....
Corwin, postanowił wyruszyć w ślad za porywaczami. Dołączyli do niego Aleksander, syn Benedykta, Connley syn Fiony i księżna Lilavati Chanicut będąca wysłanniczką Dworców Chaosu.
Choć Connleyowi bardzo zależało (zastanawiające czemu aż tak bardzo...), bym dołączyła do wyprawy, zdecydowałam się pozostać, aby uzyskać antidotum na jad harpii, który zagrażał naszym gościom, w tym Mandorowi - przyrodniemu bratu władcy Dworców.
Po całonocnych badaniach udało mi się uzyskać lekarstwo, które natychmiast podałam lordowi Sawallowi. Zadziałało, jestem tego pewna. Inaczej nie kładłabym się spać. Radość z udanego antidotum jednak szybko przemieniła się w obawę, gdyż zostałam obudzona przez chaosytę czuwającego nad Mandorem, że jego stan się pogorszył. Rzeczywiście wszystko wyglądało tak jakby odtrutka nie zadziałała, a jad poczynił jeszcze większe spustoszenia. Jakby tego było mało Mandor przeniósł nas mimowolnie w jakiś nieznany Cień. Nie sądziłam, że istnieje w ogóle taka możliwość z zamku, ale jak widać jeszcze wiele muszę nauczyć. Akolitka we mgle...
Udało się nam bezpiecznie wrócić i co się okazało? Nasz ranny został nakarmiony zupką przez służącą, którą ponoć ja sama wysłałam. Komuś muszę przeszkadzać... Tym bardziej, iż to nie pierwsza próba zrzucenia na mnie odpowiedzialności. W czasie balu ktoś powyciągał wszystkie specyfiki z mojego kuferka. Corwin uważa, że chciano mnie obciążyć śmiercią Vialle, a biorąc pod uwagę fakt, iż domagałam się pozwolenia by pomóc przy porodzie, nie będzie to trudne...
Tylko ciekawe co zostałoby podane jako motyw? Chęć zemsty, bo mi nie pozwolili pomóc? Kochana rodzinna paranoja...
Teraz czekam na wynik poszukiwania owej służącej i szczerze powiedziawszy jestem jak najgorszych myśli...
Jakby tego było mało wyprawa poszukiwawcza dotarła do zamku, w Cieniu w którym rezydują nasze harpie. Pan zamku z opisu pasuje do Bleysa, ale każe składać sobie ofiary i zabija wszystkich, którzy mu się przecistawiają. Zachowanie bardziej pasuje mi do Branda... a jeśli on przeżył to może... Nie! Nie powinnam znowu dawać się ponieść nadziei...
Tak więc mamy pierwsze podejrzenia, podejrzenia które postanowił sprawdzić osobiście Corwin i został sam w tym Cieniu każąc reszcie jechać za śladem królewicza. Jeśli nie wróci...

Dopisek szybkim, nerwowym pismem.

Przeczucie mnie nie myliło, służącą wychodziła z mojego pokoju! Cudownie.... Benedykt odsunął mnie od Mandora... Kolejna osoba, której nie mogę pomóc... Mam nadzieję, że jego życie nie zakończy się równie tragicznie jak życie Vialle. Wyruszam odszukać królewicza, obawiam się, że dłuższe przebywanie na zamku będzie drażnieniem prawdziwego winowajcy, a dopóki nie mam pojęcia kto to, wolę się usunąć. Tam przynajmniej zrobię coś pożytecznego, chyba że Benedykt zabroni mi dotykać syna Randoma...
 
Blaithinn jest offline