Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2010, 20:28   #287
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
część pierwsza

Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.


Kwatery chui

- Teraz jasne. Z maską uczyń, jak zechcesz, mnie nie przeszkodzisz ani siedząc w niej, ani ją zdejmując, jest nawet ładna. Choć zachęcam do zdjęcia do obiadu - roześmiał się - ale to dlatego, że nie wyobrażam sobie jak jesz z zasłoniętą twarzą. Zanim jednak zasiądziemy do posiłku, porozmawiajmy o Twej prośbie o ludzi, Akito-san. Zdajesz sobie oczywiście sprawę, co to za miejsce, ta moja nieszczęsna placówka. Wysłanie stąd ludzi do boju to nagroda, a lista takich, którzy są jej warci nie jest szczególnie długa. Do tego Hideyori jest wybredny - nie weźmie każdego, kogo mu podeślę. Do oddziału Psa dostają się TYLKO Hiruma, wiedziałeś o tym? I to nie wszystko, jeśli dobrze pamiętam.

Mężczyzna zastanowił się chwilę, a Akito miał okazję pooglądać, jak kobieta za parawanem kończy się ubierać i cicho wychodzi, tylnymi drzwiami.

- Cóż, jest tu kilku Hiruma, których z chęcią bym nagrodził. Jako zwiadowcy marnują się tutaj i jeśli mogę ich odesłać, nawet jeśli tylko i wyłącznie na prośbę kuriera, to jeśli ma on Twoje korzenie, Akito-san, śmiało skorzystam z tej okazji.

Dowódca powstał i podszedł za jedną ze ścian, za biurkiem, znikając za parawanem. Dał się słyszeć jego głos:
- Po obiedzie, poproście do mnie Xiu Wang. Niech przygotuje listę ludzi, godnych wysłania do Twierdzy Ostrza Blasku, lub nawet na Mur. Ze szczególnym uwzględnieniem Hiruma.

Nie czekając odpowiedzi, chui powrócił do kuriera.
- Powiedz mi, Akito-san, kogo byś wysłał? I nie zasłaniaj się brakiem okazji do dowodzenia. Po pierwsze, wiem, że już dowodziłeś. Po drugie, wiem, że będziesz dowodził raz jeszcze. Twój awans na nikutai leży na moim biurku. Przyleciał parę dni temu, stąd Twoja osoba nie jest dla mnie zaskoczeniem. Ale z chęcią usłyszę o Twojej walce z Zaberu. Ta suka przysparzała nieco kłopotów szczurkom kilka lat temu. Ucieszą się z jej klęski.


Najniższa bryła twierdzy, jadłodajnia


- Zapewne jestem w posiadaniu wielu wieści, które mogłyby Cię zainteresować. – Manji ciekawy był czy jego rozmówca zdradzi choć odrobinę zainteresowania, dlatego się mu przyglądał, acz nie nachalnie. – Mnie interesuje ciepła kąpiel, miejsce gdzie mógłbym złożyć ofiarę dziękczynną Fortunom lub kapłani, którzy mają wiedzę na temat okolicznych świątyń, gdzie mógłbym znaleźć dobrego rzemieślnika, chciałbym dokupić opatrunków i ziół leczniczych, interesuje mnie także rozmówienie się z kowalem. Są to jednak pytania, którymi nie chciałbym Ciebie zanudzać. Jednak gdybyś stwierdził, że nuda Ci strasznie doskwiera bardzo chętnie bym wysłuchał co masz do powiedzenia na interesujące mnie tematy, a w zamian postaram się najlepiej jak potrafię odpowiedzieć na Twoje pytania, które jak mniemam dotyczą wiadomości ze świata.

Uprzejmość Skorpiona była bez zarzutu i Hida Skorpion wyraźnie się nią rozczarował. Manji mógł to dostrzec w wydęciu ust tamtego, czy w przygasających wskutek rozczarowania oczach.

- Kowala znajdziesz panie, przy stajniach. Rzemieślników szukałbym albo w mieścinie, albo - jeśli szukasz kogoś naprawdę wartościowego - wśród Kaiu, na wyższych piętrach wieży, choć to oczywiście będzie kosztować. To dwa pytania, zatem zadośćuczyniłem gościnności, a teraz... Niech to Jigoku, człowieku, spójrz w lewo!

Odruchowo, Manji przekręcił lekko głowę, wciąż zachowując Hidę Sasori w polu widzenia.

Tylko, że w odległości kilku centymetrów (najwyżej!) przed jego maską teraz kołysał się niewielki, czarny skorpion.


Miasto wokół strażnicy


Twierdza zdecydowanie nie wywierała pozytywnego wrażenia. Powitanie, prawie przepychanka ze strażnikami, śmierdząca stajnia, zimne kwatery, nieokrzesani samuraje będący jednymi z lepszych tutaj... wreszcie samosąd nad dzieckiem, które przez ćwierć godziny prowadziło samuraja do medyka, tak ciężko było pobite. Malec kilkanaście razy upadał po drodze, chwiał się niczym pijany, nie widział wyraźnie, bo parę razy miast wyminąć rzecz z dala widzianą, wpadał na nią zaskoczony...

Kiedy doszli do medyka, Smok naprawdę odetchnął z ulgą. Z każdym krokiem i potknięciem dzieciaka rosły w nim wątpliwości, czy nie powinien posłać godności samuraja w diabły i po prostu chłopca ponieść. Ten chłystek został pobity bardzo brutalnie i Fukurou nie rozumiał objawów. Czy obrzęknięte oko mogło być powodem tak złego wzroku? Skąd dreszcze? Kilkanaście razy Mirumoto pożałował, że jego znający się na leczeniu towarzysz nie znajduje się gdzieś w zasięgu wzroku.

Do tego medyk bynajmniej nie wyglądał na godnego zaufania. Fukurou wręcz miał ochotę mu zagrozić, że wróci, tak kalkulującym spojrzeniem ten oleisty łachmyta go obrzucił, na zmianę z zemdlonym heiminem. Malec padł w śnieg nieprzytomny, zanim samuraj zdołał wytłumaczyć medykowi co się właściwie stało i czego od niego oczekuje. Na szczęście okazało się to niepotrzebne. Stary niczym wiekowa sosna półczłowiek w końcu skinął głową i oddał samurajowi pieniądze.

- Moim zdaniem, wielki panie, fatygowałeś się na próżno. Zrobię co umiem, ale ten chłopiec był słaby. Najpewniej nie wyżyje do ranka. A ja nie jestem shugenja. Więc weź swoje monety, bo nie mam za co przyjąć zapłaty.

* * *

Cała sprawa zdecydowanie napawała Fukurou obrzydzeniem. Malec miał lat siedem, niechby nawet miał dziewięć. Jeden szesnastolatek to przy nim dorosły. A goniło go przynajmniej trzech takich, nie licząc reszty bandy.

Mirumoto Isuke Katai był przerażający. Potężny. Mocarny i silny, był jednym z tych bushi Mirumoto, którzy potrafili ruszyć do walki dzierżąc nie daisho, ale dwie katany. I nijak nie tracąc przy tym na zręczności. Czysta fizyczna siła tego człowieka była znacznie potężniejsza, niż tych tutaj... i temperowana jego honorem. Szlachetnością. Bo choć Fukurou pamiętał, że padał... to nie pamiętał, by kiedykolwiek Katai go złapał. Lub uderzył.

* * *

Dom Lutenga leżał tuż przy palisadzie, okalającej wioskę. Sam Luteng był krzepkim heiminem w kwiecie wieku, przerastającym Fukurou o dobrą głowę. Usłyszawszy z czym przyszedł szlachetny samuraj, mężczyzna skinął głową i krzyknął w głąb domostwa:

- Bywaj tu, Kazuo! - i dodał do młodego bushi - Panie, poślę z Tobą mego nicponia syna, przyniesie mi ten namiot. Jeno skłamałbym, mówiąc, że będzie rychło gotowy. Obłożonym robotą, bo wiosna idzie i każdy ma rzeczy do naprawy po zimie. A - bez urazy, młody panie - jesteś nietutejszy, zaś rozkazy mego pana mówią, że potrzeby Kraba stoją wyżej. Dopiero za cztery dni od jutra będę mógł dostarczyć Ci namiot.

- Czego tam, ociec znowu chcesz? - rzekł nosowym głosem zrzędząc wychodzący z chaty wyrostek... i stanął jak skamieniały, patrząc na Mirumoto. Ten zaś z miejsca rozpoznał jednego z niedawnej bandy.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline