Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2010, 10:15   #281
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.Środkowa bryła twierdzy

"Jak tak dalej pójdzie to wkrótce cała twierdza będzie na mnie polować..." - pomyślał ponuro Krab po raz kolejny narażając się strażnikom - o ile tak można było nazwać samurajów pilnujących twierdzy. Akito starał się nie denerwować, co nie było łatwe zważywszy, że jego towarzysze sami pewnie napotykali na podobne sytuacje. Wolał nawet się nie zastanawiać co robią i co widzą jego towarzysze, gdy tylko bowiem o tym pomyślał rumienił się ze wstydu. "Wiedziałem, że będzie źle... ale to wygląda znacznie gorzej" - pomyślał gdy zostawił za sobą wymuszaczy haraczu. Gdyby zapłacił... zhańbiłby nie tylko siebie, własnego ojca czy Klan - choć tu zdawało się nikomu to przeszkadzać, zhańbiłby nawet funkcję kuriera wykonywaną w służbie Klanu. Nad dalszą obietnicą ponownego spotkania przeszedł dość obojętnie, wiedząc , że jego przesyłki tu się nie kończą i o ile słowo samuraja wypowiedziane przy świadkach, miało tu jeszcze jakiekolwiek znaczenie to była szansa na wykorzystanie owych słów.

W końcu dotarł do kapitana po drodze spełniając swój obowiązek poddania się jadeitowej próbie. Sam nosił przy sobie mały kawałek, jeszcze z czasów walk na Murze, jednak strażnicy sami musieli sprawdzić skażenie samuraja.
- Hai - nie sprzeciwiał się strażnikom, co więcej był dość zadowolony z kolejnej sprawnej i prawidłowej reakcji strażników. Gdyby i tu zapomniano o swych obowiązkach Akito byłby niemal zdruzgotany, choć śpiew dochodzący z komnat dowódcy wcale nie poprawiał jego nastroju. " Twierdza się wali a ten tam wypoczywa..." - pomyślał gorzko, chwile później jednak sam starał się wyszukać wytłumaczenie dla dowódcy, nie potrafiąc przyjąć do wiadomości, że robi to bez powodu. " Do twierdzy zsyła się najgorszych szubrawców... może po prostu nad nimi nie da się inaczej panować? Może trzeba byłoby większość wyrżnąć lub pozbawić monu? A tak to zawsze wojownicy którzy w razie zagrożenia będą walczyć. A może nie było aż tak źle dopóki nie przybył Amoro?" Akito wiedział , że jeśli wejdzie do komnat dowódcy z wyrzutami wobec niego może tylko pogorszyć sprawę niż ją polepszyć... zastanawiał się jednak czy będzie w stanie przemilczeć sprawę, w końcu nie był zwykłym kurierem Klanu...


Środkowa bryła twierdzy, kwatery chui


Akito osłupiał na widok wnętrza kwater dowódcy. Ich wystrój przywodził na myśl mieszkanie Żurawi o których tyle opowiadała mu jego matka a i przecież sama nie mało włożyła pomysłów i własnej inicjatywy w udekorowanie domu rodzinnego Akito. Oczywiście nie mogła sobie pozwolić na pełnie własnych pomysłów, źle by to wyglądało gdyby dowódca Czerwonych Wachlarzy mieszkał w domu niczym nie różniącym się od domostw Żurawi. Dlatego też nie brakowało wewnątrz ani uzbrojenia ani innych typowych dla Krabów elementów uposażenia domu. Nie było więc niepotrzebnych zdobień, każda rzecz miała swoją przydatność a elementy nieprzydatne były tolerowane tylko z uwagi na matkę Akito. Obrazy wnętrza kwater dowódcy mimowolnie nasunęły Krabowi wspomnienia z dzieciństwa.

To co pamiętał to fakt iż dzieciństwo miał szczęśliwe. Dziwnie to brzmi, w ustach Kraba, ale właśnie tak było. Rodzice – pomimo ewidentnie politycznego podtekstu ich małżeństwa, kochali się. Kochali także Akito i młodszego o rok brata Nichiego, oraz San, jedyną córkę, oczko w głowie ojca z racji jej podobieństwa do matki.

San odziedziczyła nawet matczyny kolor oczu: miała szare oczy, ale mało kto nazywał je bezbarwnymi.

Z racji tego, kim był ojciec Akito, rezydowali w Kyuden Hida, i nigdy nie musieli uciekać z komnat w popłochu. Od dziecka też przyzwyczajany był do wojskowego drylu... a także to asysty. Piastunkami nieletnich Krabów byli bowiem bushi i to nie byle jacy. Akito chował się za ojców mając żołnierzy z czerwonymi hachimaki na czołach, bo jego ojciec... rzadko bywał w domu.

Akito miał pięć lat, gdy dowiedział się dlaczego jest im tak dobrze. Pierwszym powodem był oczywiście status jego ojca. Dowódca elitarnej formacji, obdarowany prawem noszenia własnego monu i posiadania dwudziestoosobowej straży przybocznej, w stopniu taisa, pan Ogitamaru był dumą swego rodzica, pana Mizutsuro. Miał status, który – w przeciwieństwie do słabych klanów – wywalczył, a nie tylko odziedziczył.

Ale to nie był jedyny powód. Rok przed śmiercią Cesarza, szóstego dnia miesiąca Wołu, miesiąca, w którym tylu bushi Kraba obchodzi smutne ceremonie, Akito wraz z rodziną odwiedził niewielki ołtarzyk, nieopodal Shiro Kuni. Tam ściągnął na siebie uwagę wszystkich, bowiem po odprawieniu ceremonii, bawił się długo przy ołtarzyku.

Do dziś pamiętał pytanie matki, zadane wieczorem o to w co się bawił , a także własną odpowiedź "-Temaru i Gozaru pokazywali mi jak łapać pasikoniki."

Matka rozbiła wówczas imbryk, odwracając się nagle ku Akito, a cały pokój zamarł. Słabnący okrzyk matki: anata!! wywołał ojca z przedsionka, zaś sam Akito wystraszył się nie na żarty, bo nie wiedział o co chodzi.

Krzyżowy ogień pytań. To właśnie się stało. Przepytali go, skąd słyszał o Temaru i Gozaru, spytali o to, kto mu o nich opowiadał, ale Akito zaprzeczał stanowczo. Nikt mu nie opowiadał. Przecież oni tam byli. Bawili się we trójkę, jeśli ktoś miał mu o nich opowiadać to chyba tylko oni sami.

Potem w domu pojawił się młody shugenja, który pierwszy porozmawiał z Akito normalnie. Zapytał się o wygląd tamtej dwójki, poopowiadał jakieś ciekawe historie, pomylił imiona tamtych, więc Akito go poprawił, potem pomylił które z nich było dziewczynką, które chłopcem, nalegał, że jedno było starsze, na co młody Krab skontrował, że o ile łatwo pomylić wygląd czy płeć, o tyle w przypadku bliźniąt jak można mówić starsze-młodsze?

Wiele lat później Akito zorientował się, że to był test, czy jest shugenja, czy bushi. Wtedy, po rozmowie z matką, dowiedział się też, że Temaru i Gozaru to były dzieci jego ojca z poprzedniego małżeństwa, z panią Kuni Taeruko. Małżeństwa, które przestało istnieć, gdy całą rodzinę jego ojca zabito, a dzieci porwano dla mrocznych celów. W tej rozmowie zrozumiał, czemu żyli w Kyuden Hida, jednej z dwu najbezpieczniejszych fortec na ziemiach Klanu Kraba. Ale wtedy... wtedy była to po prostu rozmowa o dwójce towarzyszy zabaw, szybko zresztą zapomniana...


Akito otrząsnął się ze wspomnień. " Jeszcze czego ty się tu rozmarzasz a dowódca czeka"


- Szlag! - dobiegło ściszonym głosem zza parawanu. - Co za pechowa piosenka. Zawsze przerywają. Niech wejdzie!

" Poprawka , nie czeka, najchętniej to w ogóle by cię nie przyjmował Akito, uważaj co mówisz..." Akito wziął głęboki uspokajający wdech po czym wszedł do komnaty dowódcy. W ukłonie czekał na przyzwolenie do odezwania się, dopiero gdy je dostał rzekł

- Witaj szacowny chui Hida Oubo Tozenmaru- sama przybywam tu przede wszystkim z prośbą o jadeit dla taisa Hiruma Hideyori -sama. Mam list od szacownego Hida Hisui Moeru-sama, który również uznał za niezbędne wysłać zapasy jadeitu z Strażnicy Wschodu do Twierdzy Ostrza Blasku.

Szacowny taisa Hiruma Hideyori-sama wrócił z wyprawy w Ziemiach Cienia a po śmierci chui Hida Sago przejął dowodzenie w Twierdzy Ostrza Blasku. Taisa Hiruma Makasu-sama był na wyprawie przez prawie miesiąc, zapasy w twierdzy są na wyczerpaniu a wygląda na to, że siły z Krain Cienia szykują grupują się i szykują do ataku.
Akito zwięźle opowiedział całą sytuację na froncie, włącznie ze śmiercią szacownej Hida Sago-sama jak i ostatnimi potyczkami.

- Potrzeba mu jadeitu, ryżu a także ludzi i o ile mam odpowiednie listy do dostawców na ziemiach Żurawia to jednak stan zagrożenia nakłada na mnie obowiązek zwrócenia się także do Ciebie szacowny chui Hida Oubo Tozenmaru-sama z prośbą o wspomożenie Twierdzy. Do ziem Żurawia wszakże daleka droga i można założyć, że pierwsze posiłki przybędą dość późno... może nawet zbyt późno - dodał dla podkreślenia powagi sytuacji.

Akito jasno dał do zrozumienia, że jest to jego osobista prośba, choć nie czerpie z niej bezpośrednich korzyści. Gdyby miał list od Hirumy musiałby je okazać a dodatkowa prośba pewnie nie byłaby potrzebna. Moeru co prawda dał odpowiedni list Akito, ale dotyczył on wyłącznie jadeitu i to w nieokreślonej ilości. Od odpowiedniego przedstawienia sprawy zależało więc jaką pomoc otrzyma Twierdza... i czy w ogóle ją otrzyma....oraz kiedy.
Prosząc o ludzi zastanawiał się jednak czy dobrze zrobił. Ogarnęła go bowiem chwila zwątpienia czy w ogóle powinien o nich prosić. Nie wyobrażał sobie tych szubrawców na Murze... choć z drugiej strony była to okazja do ugięcia ich karków wobec dyscypliny, lub pozbycia się głów z tychże karków... Dopiero po chwili Akito zrozumiał jak cennym może być polecenie wysłania ludzi, szczególnie dla pozbycia się niewygodnych. Gdyby tylko kapitan przyzwolił Akito na samowolny wybór ludzi... miałby już kilku na odsyłkę. Z drugiej strony sam kapitan mógłby chcieć to wykorzystać do pozbycia się niewygodnych... a jeśli sam nie miał takiej inicjatywy, być może oddałby ją Akito... Nić szansy dawało rozpływanie się w przyjemnościach, samuraj który się w nich pławi zapomina o obowiązkach... choć z drugiej strony Akito podejrzewał, że jest to chwilowy sposób na zapomnienie o zmartwieniach i problemach Strażnicy.

Gdy Akito skończył przedstawiać prośby - przynajmniej te oficjalne i raportować sytuację, dodał od siebie po chwili:

- Gdyby przyszło ci Panie zajechać kiedyś do Kyuden Hida z pewnością mój ojciec szlachetny pan Hida Ogitamaru-sama byłby rad gdyby tak znakomita persona zaszczyciła go rywalizacją w turnieju shogi. Żaden z tego co mi wiadomo obecnie się nie odbywa, ale samo pojawienie się tak wybitnego stratega byłoby dobrą do tego okazją.

Krab nie był zły w pochlebstwach i umiejętnym wykorzystywaniu nabytej wiedzy... miał to po matce. Mógł zachować tą propozycję na później, niejako w ramach nagrody za udzieloną pomoc i przychylność, ale nie miałby wówczas pewności czy byłoby za co dziękować dowódcy. A tak wprowadzał go w ślepą uliczkę w której albo przyjmował zaproszenie , które powinno mu być miłe, nawet jeśli mało realne do spełnienia, albo też odmawiałby Akito pomocy mając też problem co uczynić z zaproszeniem. W skrajnym przypadku mógł wzgardzić zarówno prośbą jak i zaproszeniem... ale czy wówczas byłby dowódcą Strażnicy Wschodu? Odkąd Akito przekroczył mury tej twierdzy niemal każdy jego ruch był stawianiem wszystkiego na jedną kartę. Jeśli był nią honor i spełnienie obowiązków to i tak właściwie nie miał wyboru...

Akito miał nadzieję, że zdoła jeszcze uprosić o zwiadowcę przez Shiromen Morei , w końcu kto lepiej niż dowódca mógł się orientować w takiej sprawie? Odrębną kwestią pozostawała obecność Amoro - której Akito był coraz bardziej ciekaw. Zastanawiał się czy na mocy prośby byłby w stanie odesłać samego Amoro na Mur ... była to kusząca możliwość. Wiedział, że to na ile będzie sobie mógł pozwolić z pytaniami czy prośbami w dużej mierze zależy od tego jak zostanie przyjęta jego obecność i dotychczasowe słowa. Wachlarz reakcji mógł być tak obfity, że nie było sensu rozważać każdej możliwości, czasami zwyczajnie należało czekać.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 24-10-2010 o 12:36.
Eliasz jest offline  
Stary 24-10-2010, 12:20   #282
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.
Najniższa bryła twierdzy, Stajnia



Drzwiczki od wozowni otworzyły się i - sądząc po głosach - zadowolona z siebie hałastra wyszła, przerzucając się komentarzami. Grupa minęła zagrodę z końmi, w której siedział Skorpion. Odziani byli w wełny, nie w jedwabie. Przepasani byli sznurkami, nie zaś obi. Żaden nie miał zbroi czy daisho. Nie mieli żadnej broni. Minęli go szybko, nie zauważając. Nawet nowe konie w stajni nie zwróciły ich uwagi, zajętej omawianiem dokonanego 'podboju'.
Skorpion ze spokojem i pewnym wyrzutem przyglądał się hałastrze chamów, ich stan nie wpływał na chęć ich wymordowania, ani nie zmieniało się prawo. Gdyby wymordował chłopów byłby takim samym mordercą jak by pozabijał bushi. Dodatkowo poczuł gdzieś głęboko w duszy, że narasta wstyd spowodowany wcześniejszymi oskarżeniami bushi klanu Kraba.
„Zbyt pochopnie oceniłem bushi Kraba, za łatwo podważyłem ich honor, muszę zacząć dokładniej obserwować i nie ulegaś sugestiom.”
Przerwał pracę przy koniach by dokładniej przyjżeć się złoczyńcom, każdego obrzucił wnikliwym spojżeniem zapamiętując ich rysy twarzy, budowę ciała, wzrost, sposób poruszania się. Miał zamiar ich odszukać i sprowadzić na ‘ziemię’.
„To, że jeszcze żyjecie nie zmienia faktu, że zostaniecie osądzeni i ukarani.”



Najniższa bryła twierdzy, jadłodajnia


- Pytasz o interesy panie - do stolika Skorpiona dosiadł się człowiek w szaro-złotym, dobrego kroju kimonie, nawet jeśli brudnym czy bez monów. Mężczyzna miał daisho za pasem, ale siadając nie złożył go nijak. - Może ja będę lepszym kompanem od tego tu - machnął ręką jakby chciał uderzyć karczmarza, na co tamten na klęczkach począł się wycofywać, z wyraźną ulgą.

Tamten spojrzał w oczy Skorpiona. Przez moment mężczyźni mierzyli się spojrzeniami. Przybysz miał ponad dwadzieścia lat. Był zadbanym, nawet przystojnym mężczyzną, o włosach związanych w krótki kuc z tyłu głowy. Miał ciemne, niemal czarne oczy i był opalony. Zdecydowanie mógł podobać się kobietom. Jego usta były tak ułożone, że można było domyślać się, iż ich właściciel często uśmiechał się cynicznie bądź szyderczo. Nawet teraz, kiedy ten zagajał sympatycznie, proponując swe towarzystwo, była w jego powitalnym uśmiechu, obca, mniej zachęcająca nuta.

Część umysłu pana Bayushi zanotowała jedną, ważną rzecz. Tamten spoglądał mu w oczy bez cienia strachu. Czy był aż tak obyty ze Skorpionami?

- Chciałem zaproponować Ci panie pewną grę. Za każdą wygraną rundę płacę w wybranej przez Ciebie walucie. Zakładam, że będą nią pytania. - mężczyzna uśmiechnął się, takim swobodnym, powolnym uśmiechem. Byłby to naprawdę ujmujący uśmiech, gdyby nie fakt, że niedaleko mu było w opinii Manjiego do czegoś prawdziwie szyderczego. Gdyby nie to, że Manji nie był nawykły, by ktoś czuł się przy nim tak swobodnie by się tak uśmiechać. - Z drugiej strony, jeśli przegrasz panie Bayushi... Ty będziesz płacił nam. Uczciwie, prawda?

Skorpion uważnie przyglądał się przybyszowi. Został wyszkolony tak aby nie okazywać emocji, więc wśród osób, którym ufał nosił niezmienny, obojętny wyraz twarzy. W Chacie Pustelnika wyszkolono Manji aby okazywał takie emocje, którymi mógł coś ugrać, które wzmacniały efekt jego ‘szczerych’ słów. Dlatego poprawił postawę, sugerując, że rad jest swemu gościowi, w rzeczywistości z tej postawy potrafił dobyć broni i zaatakować z taką samą szybkością jak gdyby stał. Nieobecna, dolna część maski odsłoniła serdeczny uśmiech, mimo że nie żywił ani na jotę sympatii do przybyłego. W końcu się odezwał, a głos miał, najbardziej jak to możliwe, życzliwy i przyjazny. Jego wzrok swobodnie ‘leżał’ na rozmówcy, choć nie koncentrując wzroku na konkretnym punkcie widział dobrze całe otoczenie.

- Zaiste, jest to bardzo dobra propozycja, jednak nie mam pytań o które mógłbym pytać, a o które wartoby było zagrać. Jeśli pojawią się pytania, na które nikt nie będzie potrafił odpowiedzieć chętnie bym skożystał z Twej Panie propozycji. Oczywiście jeśli będziesz tak uprzejmy i zechcesz ze mną zagrać innym razem. – Skorpion zrobił pauzę, sugerującą, że się zastanawia, jednak chciał zobaczyć reakcję rozmówcy. – Aby ułatwić mi odnalezienie ciebie, czy zechciałbyś się przedstawić?
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 24-10-2010 o 12:22.
Manji jest offline  
Stary 24-10-2010, 13:40   #283
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.


Najniższa bryła twierdzy, jadłodajnia


- Zaiste, jest to bardzo dobra propozycja, jednak nie mam pytań o które mógłbym pytać, a o które wartoby było zagrać. Jeśli pojawią się pytania, na które nikt nie będzie potrafił odpowiedzieć chętnie bym skorzystał z Twej Panie propozycji. Oczywiście jeśli będziesz tak uprzejmy i zechcesz ze mną zagrać innym razem. – Skorpion zrobił pauzę, sugerującą, że się zastanawia, jednak chciał zobaczyć reakcję rozmówcy. – Aby ułatwić mi odnalezienie ciebie, czy zechciałbyś się przedstawić?

- Szkoda, panie Bayushi. Może jednak dasz się namówić? Uczyniłbyś mi tym miłą odmianę - nudno tu cokolwiek, jak pewnie się domyślasz i każdy przyjezdny winien pomóc gospodarzom dzieląc się wieściami. Czyż nie jest to jedna z najuczciwszych wymian pod słońcem? Wieści, o które pragniesz zapytać, za wieści, o które tutaj tak diabelnie ciężko?

Mężczyzna zdawał się być prawdziwie zatroskany perspektywą nie uzyskania wieści, co Manji mógł zrozumieć - Strażnica była na odludziu i wieści z frontu tu ciężko byłoby uzyskać, zwłaszcza będąc jedynie szeregowym żołnierzem, nie zaś otrzymującym raporty dowódcą. Ale coś mu nie grało w tej pozornie zwyczajnej rozmowie.

- Hida Sasori-desu - rzekł znienacka jego rozmówca, kiedy Manji stracił już nadzieję na uzyskanie jego imienia.

Sasori... znaczyło skorpion.


Środkowa bryła twierdzy, kwatery chui


- Hida Akito, syn Hidy Ogitamaru. Wieści, przesyłki, jadeit, szkoła, ludzie dla Księżycowego Psa, wreszcie shogi w Kyuden Hida. Na Bishamona, toż to prawdziwa uczta po dniach nudy!

Podnosząc głos, chui dodał kordialnie:

- Moja droga, jeśli sobie życzysz, dołącz do nas, sprawisz mi tym olbrzymią przyjemność a tę obiecuję odwzajemnić później. Zresztą, rozmowa z tym kurierem na pewno będzie niesamowicie interesująca. Hida-san, zjesz ze mną posiłek, jesteś na pewno zmarznięty i cokolwiek zmęczony po podróży. Spocznij. I powiedz proszę, czemu nosisz maskę na twarzy? Kojarzy mi się to albo z zabawą albo ze Skorpionim "nie należy mi ufać".

Za parawanem rozległy się szelesty, a potem uniosła się smukła, kobieca sylwetka. Jeśli wierzyć cieniowi i jego grze na parawanie - naga.

Chui spojrzał z lubością, niejako przy tym zachęcając podwładnego do również podążenia tam wzrokiem.

Dopiero chwilę później podjął rozmowę:

- Od razu dodam, Akito-san - familiarność wyszła mu naturalnie - że sprawy dotyczące jadeitu załatwimy dopiero jutro rano. Bądź przed moimi kwaterami po porannym apelu, na którym zresztą Cię oczekuję. Rozdział przesyłek zostawiam w Twojej gestii. Zaproszenie bardzo miłe, przyjmuję. A dla rozruszania zardzewiałych umiejętności, zmierzę się z pierworodnym znamienitego taktyka. Bądź co bądź, na pewno posiada on zdolności swego ojca.

Chociaż Akito przerastał dowódcę znacząco, tamten zdawał się tym kompletnie nie przejmować. Swobodnie prowadził rozmowę, podczas gdy jego niedawna towarzyszka ubierała się, z różnych miejsc dobywając najwyraźniej porozrzucane części garderoby.

- Ciekawą jest Twa prośba o ludzi, kapralu. Masz względnie niską szarżę, lecz wobec tego kim jesteś, to się oczywiście nie liczy. Mógłbym podesłać pewnie nieco ludzi taisie... hmmm... zaraz, mówiłeś, że który taisa był na wyprawie? Hideyori, czy Makasu? Zaraz, czy Makasu jest juz taisa? Trochę mnie tu pogubiłeś, żołnierzu.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 24-10-2010, 15:51   #284
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.

Najniższa bryła twierdzy, jadłodajnia


- Miło mi Cię poznać, panie Hida Sasori-desu, jam jest Bayushi Manji-san. – Skorpion wciąż pozostawał przyjaźnie uśmiechniętym i nastawionym do swego rozmówcy, nie miał powodów aby zachowywać się inaczej.
- Zapewne jestem w posiadaniu wielu wieści, które mogłyby Cię zainteresować.
– Manji ciekawy był czy jego rozmówca zdradzi choć odrobinę zainteresowania, dlatego się mu przyglądał, acz nie nachalnie. – Mnie interesuje ciepła kąpiel, miejsce gdzie mógłbym złożyć ofiarę dziękczynnom Fortunom lub kapłani, którzy mają wiedzę na temat okolicznych świątyń, gdzie mógłbym znaleść dobrego rzemieślnika, chciałbym dokupić opatrunków i ziół leczniczych, interesuje mnie także rozmówienie się z kowalem. Są to jednak pytania, którymi nie chciałbym Ciebie zanudzać. Jednak gdybyś stwierdził, że nuda Ci strasznie doskwiera bardzo chętnie bym wysłuchał co masz do powiedzenia na interesujące mnie tematy, a w zamian postaram się najlepeij jak potrafię odpowiedzieć na Twoje pytania, które jak mniemam dotyczą wiadomości ze świata.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 25-10-2010, 22:34   #285
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.

Wiał zimny wiatr...Ale nic tak nie mroziło, jak powitanie w twierdzy. Po części Smok się go spodziewał. W końcu to była niesławna Strażnica Wschodu, pełna zhańbionych Krabów.
A jakież tu Kraby mogły trafić?
Kim były wyrzutki klanu, który wyrzutków z całego Rokuganu przyjmował z radością.
Nie miało wszak znaczenia czymś się zhańbiłeś. Na murze wszystkie błędy, były zapominane. Na murze dla każdego była druga szansa, lub honorowa śmierć w walce z pomiotem Fu Lenga.
Więc jakie muszą być Kraby, które nie dostąpiły zaszczytu obrony na Murze?
Jak mogliby się zhańbić, by nie móc walczyć z Fu Lengiem?

Otóż te Kraby musiałyby być większym zagrożeniem dla współtowarzyszy, niż dla oddziałów Fu Lenga. Gorące głowy, bezmyślnie rzucający się do walki bushi, niezdyscyplinowani... osoby które swoim zachowaniem, doprowadziły do klęsk w bitwach. Osoby które najpierw zadają cios, a potem zastanawiają się, po co to zrobiły. Osoby, które nie potrafią przewidzieć konsekwencji swoich działań. I przez takich zostali prawie zaatakowani. Fukurou zszokowało jednak to, że przez wszystkich na raz... Te Kraby działały jak bandyci, atakując sforą. Atakując z powodu wymiany słów. Refleksje te doszły do Smoka, już po fakcie. Podczas zagrożenie samurai nie powinien skupiać się na tym, co się dzieje. Tylko reagować. Instynktownie, szybko...Szybciej niż przeciwnik, jeśli zamierza dożyć jutra.
Refleksje więc były po fakcie, a wnioski jakie wysnuł z tej sytuacji nie napawały Smoka entuzjazmem. Jeśli jakiś Krab go zaatakuje, albo obrazi... Fukurou będzie musiał dobyć katany. Nakaz ojca był jednoznaczny. ”...pokaż im, że jesteśmy straszni.”
Nic dziwnego że Fukurou traktował tą wyprawę, jak misję wojenną. Należało być czujnym, wyrobić sobie ten nawyk przed Shinomen. Dlatego zdołał zareagować, choć nie tak sprawnie jak powinien, zziębnięte i zmęczone ciało z trudem słuchało zdeterminowanego umysłu.

Mirumoto wsunął ręce w rękawy kimona, zmrużył oczy i westchnął. Panowała bowiem to zimna wczesna wiosna, taka jak w górach. Na rozgrzanie ciała dobry jest ruch. A znajomość osady dookoła strażnicy, przyda się zapewne bardziej, niż samej strażnicy. Fukurou przypuszczał, że w miasteczku przyjdzie mu spędzić więcej czasu, niż w twierdzy.
Im mniej okazji do rozlewu krwi, tym lepiej.
Ruszył więc, szybkim energicznym krokiem, by rozgrzać ciało.
I wtedy drogę Smoka przecięła biegnące dziecko, a za nim cała horda dzieciaków wyjących jak ...wilki.

Dziwne zachowanie, zwłaszcza jak na dzieci. Smok rozejrzał się po okolicy, by zauważyć reakcję okolicznych bushi. Była warta przy twierdzy, dwu Krabów szło do Strażnicy Wschodu. Żaden nie zwrócił uwagi. Może i nie było powodu.
Fukurou skręcił w dróżkę, w którą wbiegli i ścigający i ścigany. Z każdym krokiem przyspieszał. Bo choć tutejszych Krabów zapewne mało obchodził, to jednak Mirumoto Fukurou, synowi Mirumoto Yomei głupio było publicznie zachowywać się jak dzieciak przed gempukku.
Gdy tylko domki wieśniaków skryły go przed oczami Krabów, Fukurou przyspieszył w pogoni za dzieciarnią.

To co zastał nie było zwykłą zabawą... było samosądem, znęcaniem się kilku szesnastolatków na słabszym od siebie. Uciekającego nie było już widać. Kilkunastu goniących zakrywało go, kopiąc, skacząc krzycząc i wznosząc triumfalne okrzyki. Był to pokaz bezmyślnego okrucieństwa. Było to coś, wokół czego Fukurou nie mógł przejść obojętnie.
Ruch dłonią, szarpnięcie i pierwszy z napastników wylądował plecami na twardej zimnej ziemi.
Smok nie krzyczał, nie mówił nic. Po prostu metodycznie powalał dzieciaków wykorzystując najłatwiejsze i wymagające najmniej wysiłku techniki Kaze-do. Wystarczyło jednak trzech pierwszych leżących, na ziemi by pozostali w pośpiechu rzucili się do ucieczki.
Został tylko dotkliwie pobity dzieciak. Fukurou spojrzał z pewnym zdziwieniem na niego.
Czy wszyscy tu już zdziczeli? Najpierw bushi Kraba, atakujący jak bandyci, a teraz dzieciarnia próbująca zatłuc na śmierć najsłabszych ze swego grona. Zupełnie jakby to miejsce, obdzierało z człowieczeństwa, zarówno dorosłych jak i dzieci. Bushi jak i heiminów.
Przecież to Rokugan, a nie ziemie barbarzyńców!
-Co tu się właściwie stało?- spytał Smok, ale nie otrzymał odpowiedzi. Dzieciak rzucił się do ucieczki, zupełnie jakby Fukurou był jego kolejnym wrogiem. Nie szło mu to zbyt dobrze...wyraźnie kulał. Ale umiał wykorzystać przewagę, jaką stanowił jego niski wzrost.
Umknął w wąskie przejście między domami. Mirumoto pokiwał ze zrezygnowaniem głową.

Nie dość, że zachowywał się niestosownie do swego wieku jak i pozycji. To jeszcze sytuacja zmuszała go do gonienia za heimińskim dzieckiem. Ruszył sprintem dookoła domów wiedząc, że chłopaczek nie ma dość sił by mu uciec.
Fukurou miał rację. Smok bez problemu zabiegł mu drogę i rzekł.- To nieuprzejme nie podziękować temu, kto uratował ci skórę.
Splecie ramiona i spyta.- Czemu te dzieciaki ci dokuczają?
Dzieciak zarumienił się ze wstydu. Smok wyraźnie dostrzegł, że mały jest o krok od płaczu. Wypłosz miał może siedem lat? Był chudy, a teraz jeszcze mocno poobijany. Popękane od ciosu wargi były całe we krwi. Malec musiał ją przełykać, by w ogóle móc mówić. Jedno oko już puchło, ale malec i tak trzymał je zamknięte - rozbity łuk brwiowy wcześniej zalał je krwią, która teraz zaskorupiała z lekka na obrzeżach. Twarz chłopca (i resztki ubrania) uwalane były kurzem i śniegiem, dzieciak drżał z zimna i chyba bólu, albo zdenerwowania.

Kiedy chłopiec próbował coś rzec, zakrztusił się, przechylił i zwymiotował. Krwią, zębem w kawałkach... Fukurou dyskretnie odwrócił wzrok.
- Nic... mi nie jest panie - wycharczał chłopak po przykrej chwili, przerywanej charkotliwymi odgłosami torsji. Szczękał już zębami, był coraz bardziej rozdygotany - Dziękuję
Ani razu nie spojrzał Mirumoto w oczy.

A gdy Fukurou na niego spoglądał, przypominał mu się inny dzieciak. On sam. Ile wtedy Fukurou miał lat? Pewnie niewiele mniej.
I dopiero zaczynał naukę...

Nauka u dziadka nie była tym, o czym marzył mały Smok. Dziadek Musashi mieszkał poza rodową siedzibą, nie miał służby, ani żadnych wygód. Nie było tu siostry Fukurou, Ai-chan która zawsze się nim opiekowała. Dziadek miał uczyć Fukurou drogi miecza, ale mały Smok nie miał jeszcze ochoty się uczyć. A już na pewno nie podług metod dziadka.
Bo Ojiisan zrobił z małego Smoka, sługę. Fukurou sprzątał w domu, mył naczynia w zimnej wodzie potoku i wykonywał inne domowe prace. A że nigdy tego nie robił i był nadal dzieckiem, szło mu to wyjątkowo kiepsko.
Do tego jeszcze musiał przynosić wodę ze strumienia oddalonego od chatki Musashiego.
Wiadro było w połowie tak duże jak mały Smok i bardzo ciężkie, gdy było napełnione wodą.
Gęsty lasek wydawał się małemu Fukurou straszny, zwłaszcza że nie było z nim Ai-chan, która zawsze go broniła.
Była późna wiosna...woda w strumyku zimna. A mały Smok smutny. Nie podobało mu się u dziadka. Chciał wrócić do domu, do Hameko, do Ai-chan.
Szelest przyciągnął uwagę małego Smoka, odciągając jednocześnie od rozmyślań. Rozejrzał się wokoło.
Kolejny szelest...Serce Smoka zabiło szybciej. Drżał ze strachu. Był sam w górach. Dziadek medytował. A Ai-chan często mu opowiadała opowieści o górskich potworach.

I nagle taki potwór wyskoczył z krzaków tuż przed Fukurou. Olbrzymi samuraj w ciężkiej zbroi, o mempo wykonanym na kształt górskiego ogra.
Był to Mirumoto Isuke Katai, zwany często żartobliwie „Potężnym Smokiem” z racji wzrostu i postury. Bez barw klanowych Katai często był brany za Kraba. Rodzina Isuke, wiernie służyła gałęzi rodu Smoka, na której czele było obecnie Yomei. Tak więc prośbę Musashiego potraktował jako wielki zaszczyt i starał się spełnić jak najlepiej.
Nawet jeśli była dziwna. „-Będziesz czatował na mego wnuka. Będziesz go straszył.”- rzekł bowiem do niego Mirumoto Musachi.
Tak więc Katai wyskoczył na ściężkę, wydał z siebie ryk i dla dodatkowego efektu sięgnął po katanę. Jej ostrze błysnęło w blasku słońca.

A mały Smok, nie zdając sobie sprawy że padł ofiarą ukartowanego blefu, czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Widząc przed sobą wielkiego wściekłego samuraja, widział własną śmierć. Z oczu popłynęły mu łzy, nogi drżały...strach sparaliżował go. A straszliwy pan z wielkim mieczem podchodził coraz bliżej wrzeszcząc. Wreszcie gdzieś w jego głowie odezwał się cichy głosik. „Uciekaj”. Puścił wiadro i rycząc oraz krzycząc wniebogłosy.- Ojiisan! Zły pan z mieczem mnie ściga!
I był krok w krok za nim. Mały Smok biegł tak szybko jak potrafił, jednak nogi miał krótkie, kondycję słabą. Ale strach dodawał sił. Fukurou był coraz bliżej domu dziadka, zapłakany przestraszony, brudny...Bo podczas ucieczki przed strasznym panem upadł kilka razy.
Instynktownie kierował się do miejsca w którym taki malec jak on się mógł schować...wczołgał się pod dom.
I zamilkł ze strachu, dusząc w sobie płacz...widział jak samuraj z mieczem podchodzi pod dom, rozgląda się i odchodzi. Ale nie uwierzył... Mały Smok był pewien, że zły pan z mieczem, zaczaił się w pobliżu.

I nawet, gdy wrócił Musachi, Fukurou odmówił opuszczenia kryjówki. Nie pomogły zapewnienia dziadka że złego pana z kataną już nie ma. Nie pomogły przypomnienia, że Mirumoto nie są tchórzami i nie kryją się po norach jak króliki, zwłaszcza gdy nie ma zagrożenia. Nie pomogły nawet kpiny, że Fukurou na gempuku dostanie imię Usagi. Ojiisan żartował bowiem mówiąc.- I nie wstyd ci się będzie przedstawiać? Usagi Yojimbo*?
Nie pomógł nawet zapach pieczonej ryby. Fukurou wylazł spod domu dziadka dopiero rankiem następnego dnia.
A przez kilkanaście kolejnych miesięcy przemierzał czujnie las. I nie bez powodu. Straszny pan z mieczem, przecinał od czasu do czasu drogę Małego Smoka. Ale im starszy był Fukurou tym, rzadziej dawał się zaskoczyć. Czujność stawała się częścią jego natury.

Smok otrząsnął się ze wspomnień i rzekł do dzieciaka.- Prowadź do medyka lub zielarza.
Nie pytał już dzieciaka czemu go pobito. Nie chciał z niego wyduszać odpowiedzi na siłę.
Zielarz i medyk zarazem, był mizernej postury, przypominał powyginaną górską sosnę i był równie stary jak takie drzewko. Czarne oczka świdrowały na wylot sylwetkę Fukurou, ale słuchał uważnie co miał mu bushi Smoka do powiedzenia. Mirumoto zlecił mu zbadanie chłopca i zajęcie się jego ranami. Zostawił na ten cel medykowi zapłatę, którą żądał, ale dopiero wtedy jak był pewien, że zielarz nie próbuje go oszukać.
Potem ruszył do pierwotnego celu...herbaciarni. I tak zmarnował już dość czasu i funduszy, nie dowiadując się niczego nowego.

Herbaciarnia okazała lokalem dla heiminów. Nie było w niej stojaków na miecze. Była naprawdę nędzna. Budynek który na ziemiach Żurawia dawno by zburzono, by nie szpecił okolicy, tu stał sobie swobodnie. I nikt się nie przejmował, dziurami w ścianach. Jednak widok Fukurou wchodzącego do tego miejsca nie dziwił nikogo. A byli sami półludzie.
Którzy zerknęli raz czy dwa, gdy ściągnął płaszcz i zamówił herbatę. Jego barwy były rzadko widywane w tym miejscu.
Fukurou zachował miecze przy sobie, na co jednak nikt nie ośmielił się protestować.
W środku herbaciarni było zimnawo, co z racji dziur w ścianach nie dziwiło.
Herbata którą zamówił miała jedną zaletę. Była bardzo gorąca. I tyle. Nawet te herbaty które Manji z wielkim trudem przygotowywał w ciężkich polowych warunkach, były lepsze.
Jednak Fukurou udawał, że tego nie zauważa. Wypił herbatę powoli i spokojnie.
Następnie wstał podszedł do gospodarza i uprzejmie pochwalił jego herbatę. Nie silił się na wyszukane komplementy, ale i tak ... wszyscy wyglądali na zaskoczonych. Dosłownie ich zamurowało. I gospodarza i gości i posługaczkę. Fukurou zdziwiło takie zachowanie. W końcu nic wielkiego nie uczynił. Niemniej uprzejmie spytał o kogoś, kto mógłby naprawić uszkodzony namiot. Odpowiedzią była cisza. Więc ponownie powtórzył pytanie uprzejmym tonem. I został skierowany do Lutenga, mieszkającego na obrzeżu miasteczka.
Nie pozostało więc mu nic innego, jak się tam udać.


*Usagi- królik. Usagi Yojimbo też Mirumoto sądząc po stylu walki XD
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-10-2010 o 23:46.
abishai jest offline  
Stary 26-10-2010, 17:32   #286
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór. Kwatery chui

Akito nie był zdziwiony przebiegiem rozmowy... nie po tym co zobaczył do tej pory w Strażnicy. Nuda? Jak można było mówić o nudzie podczas, gdy tyle było do zrobienia w Strażnicy Wschodu? Akito już po pierwszych słowach odpowiedzi zrozumiał, że dowódca nie tyle nie może nic uczynić w Strażnicy , co zwyczajnie nie chce. Obecnie żałował nieco pośpiesznego zaproszenia na turniej shogi choć po prawdzie nie tak do końca. Jeżeli miało mu to ułatwić zadania w Strażnicy i dopomóc w dalszej podróży, to należało skorzystać z każdego ułatwienia. Wiedział, że jeśli zawiedzie w misji nic już nie dobije go bardziej, a jeśli uda mu się odnieść sukces... nikt nie wypomni mu co należało lub czego nie należało czynić po drodze. Bo i nikt nie mógł przewidzieć jak wówczas wpłynęłoby to na misję Kraba. Akito był po gempuku, co oznaczało że był dorosły, postanowił więc w pełni odpowiadać jak dorosły, nawet jeśli dyplomacja nie była jego najmocniejsza stroną...

- Taisa Hiruma Hideyori-sama wrócił z wyprawy, zaś chui Hiruma Makasu-sama jest moim nowym panem jako zwierzchnik kurierów. Wybacz szacowny Hida Oubo Tozenmaru- sama moje przejęzyczenie, po raz pierwszy wyruszyłem w misji kurierskiej, chcąc przekazać wszystko jak najdokładniej najwyraźniej zaplątałem się. -Akito skłonił się w przepraszającym geście, choć miał wrażenie, że i to nie jest już potrzebne... Sam opanował się przed użyciem podobnego spoufalenia... nie wiedział jeszcze czy mógł a nie chciał psuć humoru dowódcy czy zmuszać go do pokazania Akito jego miejsca. " Nie wywyższaj się abyś nie był poniżony, jeśli Pan Tozenmaru zechce Cię wywyższyć uczyni to" Akito szybko przemyślał sprawę po czym nawet podążył wzrokiem zgodnie z sugestią dowódcy i objął nim cień odbijający się na parawanie. Cień który podziałał na wyobraźnie Kraba. W głębi duszy nieco bił się sam ze sobą przystając do ogólnej degrengolady, jednak w przeciwieństwie do momentu w którym wchodził do kwater dowódcy, obecnie wiedział już co ma zrobić i starał się uszykować odpowiedni grunt pod swe plany. Pewne spoufalenie z dowódcą było mu w tym niezmiernie potrzebne...

- Cała reszta faktów jakie przekazałem jest jednak dokładnie taka jak przekazałem. - dodał nieco speszony własna głupotą Krab. Dla zamazania złego wrażenia szybko jednak dodał: - Nie opowiedziałem jednak jeszcze wszystkiego, mniemam , że zainteresuje Cie Panie opowieść o walce z Oninem zwanym Zaberu jaką stoczyłem wraz z towarzyszami. Walkę którą niektórzy przypłacili życiem a ja przypłaciłem szpetną szramą na twarzy , na tyle nieprzyjemną w widoku, że mogłaby zepsuć chęć do jedzenia... Nie chcę co krok narażać innych na mało przyjemne widoki... ani też siebie na komentarze - dodał po chwili zgodnie z prawdą.

Oczywiście poczęstunek nie mógł się odbyć bez zdjęcia maski i jedyne co pozostawało Krabowi to nić nadziei, że w Tozenmaru pozostało coś... cokolwiek z Hidy. Zresztą kłamstwo tyczące się jedzenia wyszłoby zbyt szybko. Krab w drodze czuł jak burczy mu w brzuchu a ciepła Strażnica jeszcze potęgowała uczucie głodu. Jeśli miał pozostać w kwaterach na dłuższa chwilę - racząc gospodarza opowieścią o walce czy grą w shogi, musiał coś zjeść. Nie dlatego, że nie wytrzymałby jeszcze nawet i wielu dni bez posiłku, lecz dlatego, że nie wypadało mu nie przyjąć zaproszenia na poczęstunek gdy był naprawdę głodny. Mimo to opierał się z natychmiastowym zdjęciem maski, po części dlatego, aby dać szansę dowódcy na reakcję. Gdyby jego gusta nie znosiły brzydoty - a gusta miał niezwykłe jak na Krabiego dowódcę - mógł korzystając ze swej pozycji powstrzymać Akito przed zdjęciem maski i zniesmaczeniem posiłku. Jeśli byłby się na to nie zdecydował... "Sam będzie sobie winien" - przemknęło Akito przez głowę.

- Niezwykle też pochlebiasz Panie moim umiejętnościom taktycznym. Mój szacowny ojciec szkolił swe umiejętności w prawdziwych potyczkach, dowodzi wojskiem, mi zaś dotąd nie przypadł taki zaszczyt. Umiejętności me są więc czysto teoretyczne a i na Murze niewiele było czasu na jakże wspaniałą grę w shogi. " Nie muszę być świetnym graczem, ważne bym był entuzjastą... to może być nawet bardziej korzystne niż ewentualne zwycięstwo nad Tonzenmaru, po którym mógłby się jeszcze obrazić..." Akito domyślał się, że nie ma większych szans w walce z pasjonatem shogi, ale sama gra z pewnością mogła dostarczyć przyjemności, tym bardziej , że graczy z Strażnicy pewnie już wszystkich znał i ogrywał, nie było w tym więc przyjemności. Oczywiście zamierzał dać z siebie wszystko - w końcu jako pierworodny pośrednio wystawiał też opinię swemu ojcu. Zmierzenie się z nowym przeciwnikiem, choćby słabym, było jednak zawsze jakąś atrakcją - a tych dowódca najwyraźniej potrzebował jak wody...
 
Eliasz jest offline  
Stary 26-10-2010, 20:28   #287
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
część pierwsza

Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.


Kwatery chui

- Teraz jasne. Z maską uczyń, jak zechcesz, mnie nie przeszkodzisz ani siedząc w niej, ani ją zdejmując, jest nawet ładna. Choć zachęcam do zdjęcia do obiadu - roześmiał się - ale to dlatego, że nie wyobrażam sobie jak jesz z zasłoniętą twarzą. Zanim jednak zasiądziemy do posiłku, porozmawiajmy o Twej prośbie o ludzi, Akito-san. Zdajesz sobie oczywiście sprawę, co to za miejsce, ta moja nieszczęsna placówka. Wysłanie stąd ludzi do boju to nagroda, a lista takich, którzy są jej warci nie jest szczególnie długa. Do tego Hideyori jest wybredny - nie weźmie każdego, kogo mu podeślę. Do oddziału Psa dostają się TYLKO Hiruma, wiedziałeś o tym? I to nie wszystko, jeśli dobrze pamiętam.

Mężczyzna zastanowił się chwilę, a Akito miał okazję pooglądać, jak kobieta za parawanem kończy się ubierać i cicho wychodzi, tylnymi drzwiami.

- Cóż, jest tu kilku Hiruma, których z chęcią bym nagrodził. Jako zwiadowcy marnują się tutaj i jeśli mogę ich odesłać, nawet jeśli tylko i wyłącznie na prośbę kuriera, to jeśli ma on Twoje korzenie, Akito-san, śmiało skorzystam z tej okazji.

Dowódca powstał i podszedł za jedną ze ścian, za biurkiem, znikając za parawanem. Dał się słyszeć jego głos:
- Po obiedzie, poproście do mnie Xiu Wang. Niech przygotuje listę ludzi, godnych wysłania do Twierdzy Ostrza Blasku, lub nawet na Mur. Ze szczególnym uwzględnieniem Hiruma.

Nie czekając odpowiedzi, chui powrócił do kuriera.
- Powiedz mi, Akito-san, kogo byś wysłał? I nie zasłaniaj się brakiem okazji do dowodzenia. Po pierwsze, wiem, że już dowodziłeś. Po drugie, wiem, że będziesz dowodził raz jeszcze. Twój awans na nikutai leży na moim biurku. Przyleciał parę dni temu, stąd Twoja osoba nie jest dla mnie zaskoczeniem. Ale z chęcią usłyszę o Twojej walce z Zaberu. Ta suka przysparzała nieco kłopotów szczurkom kilka lat temu. Ucieszą się z jej klęski.


Najniższa bryła twierdzy, jadłodajnia


- Zapewne jestem w posiadaniu wielu wieści, które mogłyby Cię zainteresować. – Manji ciekawy był czy jego rozmówca zdradzi choć odrobinę zainteresowania, dlatego się mu przyglądał, acz nie nachalnie. – Mnie interesuje ciepła kąpiel, miejsce gdzie mógłbym złożyć ofiarę dziękczynną Fortunom lub kapłani, którzy mają wiedzę na temat okolicznych świątyń, gdzie mógłbym znaleźć dobrego rzemieślnika, chciałbym dokupić opatrunków i ziół leczniczych, interesuje mnie także rozmówienie się z kowalem. Są to jednak pytania, którymi nie chciałbym Ciebie zanudzać. Jednak gdybyś stwierdził, że nuda Ci strasznie doskwiera bardzo chętnie bym wysłuchał co masz do powiedzenia na interesujące mnie tematy, a w zamian postaram się najlepiej jak potrafię odpowiedzieć na Twoje pytania, które jak mniemam dotyczą wiadomości ze świata.

Uprzejmość Skorpiona była bez zarzutu i Hida Skorpion wyraźnie się nią rozczarował. Manji mógł to dostrzec w wydęciu ust tamtego, czy w przygasających wskutek rozczarowania oczach.

- Kowala znajdziesz panie, przy stajniach. Rzemieślników szukałbym albo w mieścinie, albo - jeśli szukasz kogoś naprawdę wartościowego - wśród Kaiu, na wyższych piętrach wieży, choć to oczywiście będzie kosztować. To dwa pytania, zatem zadośćuczyniłem gościnności, a teraz... Niech to Jigoku, człowieku, spójrz w lewo!

Odruchowo, Manji przekręcił lekko głowę, wciąż zachowując Hidę Sasori w polu widzenia.

Tylko, że w odległości kilku centymetrów (najwyżej!) przed jego maską teraz kołysał się niewielki, czarny skorpion.


Miasto wokół strażnicy


Twierdza zdecydowanie nie wywierała pozytywnego wrażenia. Powitanie, prawie przepychanka ze strażnikami, śmierdząca stajnia, zimne kwatery, nieokrzesani samuraje będący jednymi z lepszych tutaj... wreszcie samosąd nad dzieckiem, które przez ćwierć godziny prowadziło samuraja do medyka, tak ciężko było pobite. Malec kilkanaście razy upadał po drodze, chwiał się niczym pijany, nie widział wyraźnie, bo parę razy miast wyminąć rzecz z dala widzianą, wpadał na nią zaskoczony...

Kiedy doszli do medyka, Smok naprawdę odetchnął z ulgą. Z każdym krokiem i potknięciem dzieciaka rosły w nim wątpliwości, czy nie powinien posłać godności samuraja w diabły i po prostu chłopca ponieść. Ten chłystek został pobity bardzo brutalnie i Fukurou nie rozumiał objawów. Czy obrzęknięte oko mogło być powodem tak złego wzroku? Skąd dreszcze? Kilkanaście razy Mirumoto pożałował, że jego znający się na leczeniu towarzysz nie znajduje się gdzieś w zasięgu wzroku.

Do tego medyk bynajmniej nie wyglądał na godnego zaufania. Fukurou wręcz miał ochotę mu zagrozić, że wróci, tak kalkulującym spojrzeniem ten oleisty łachmyta go obrzucił, na zmianę z zemdlonym heiminem. Malec padł w śnieg nieprzytomny, zanim samuraj zdołał wytłumaczyć medykowi co się właściwie stało i czego od niego oczekuje. Na szczęście okazało się to niepotrzebne. Stary niczym wiekowa sosna półczłowiek w końcu skinął głową i oddał samurajowi pieniądze.

- Moim zdaniem, wielki panie, fatygowałeś się na próżno. Zrobię co umiem, ale ten chłopiec był słaby. Najpewniej nie wyżyje do ranka. A ja nie jestem shugenja. Więc weź swoje monety, bo nie mam za co przyjąć zapłaty.

* * *

Cała sprawa zdecydowanie napawała Fukurou obrzydzeniem. Malec miał lat siedem, niechby nawet miał dziewięć. Jeden szesnastolatek to przy nim dorosły. A goniło go przynajmniej trzech takich, nie licząc reszty bandy.

Mirumoto Isuke Katai był przerażający. Potężny. Mocarny i silny, był jednym z tych bushi Mirumoto, którzy potrafili ruszyć do walki dzierżąc nie daisho, ale dwie katany. I nijak nie tracąc przy tym na zręczności. Czysta fizyczna siła tego człowieka była znacznie potężniejsza, niż tych tutaj... i temperowana jego honorem. Szlachetnością. Bo choć Fukurou pamiętał, że padał... to nie pamiętał, by kiedykolwiek Katai go złapał. Lub uderzył.

* * *

Dom Lutenga leżał tuż przy palisadzie, okalającej wioskę. Sam Luteng był krzepkim heiminem w kwiecie wieku, przerastającym Fukurou o dobrą głowę. Usłyszawszy z czym przyszedł szlachetny samuraj, mężczyzna skinął głową i krzyknął w głąb domostwa:

- Bywaj tu, Kazuo! - i dodał do młodego bushi - Panie, poślę z Tobą mego nicponia syna, przyniesie mi ten namiot. Jeno skłamałbym, mówiąc, że będzie rychło gotowy. Obłożonym robotą, bo wiosna idzie i każdy ma rzeczy do naprawy po zimie. A - bez urazy, młody panie - jesteś nietutejszy, zaś rozkazy mego pana mówią, że potrzeby Kraba stoją wyżej. Dopiero za cztery dni od jutra będę mógł dostarczyć Ci namiot.

- Czego tam, ociec znowu chcesz? - rzekł nosowym głosem zrzędząc wychodzący z chaty wyrostek... i stanął jak skamieniały, patrząc na Mirumoto. Ten zaś z miejsca rozpoznał jednego z niedawnej bandy.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 26-10-2010, 20:38   #288
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
część druga

Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113


W drodze z dojo Kosaten Shiro do rezydencji Doji Yasuhiko; 14 dzień miesiąca Togashi, początek godziny Onnotangu


Dojo Kosaten Shiro odprowadzało obu samurajów Feniksa licznymi spojrzeniami, zabarwionymi respektem. Wieści miały się wkrótce rozejść, odpowiednio jeszcze ubarwione. Tymczasem jednak dopiero wymieniano się podekscytowanymi uwagami, dotyczącymi przebiegu pojedynków. Na pozór nie zwracając uwagi na bushi Shiba, by z oddali, spoglądać za nimi, zapamiętując obu, choć w szczególności starszego.

* * *

- Naritoki-aniki. Pokonałem Inouzuka-san, lecz nie znam reputacji tego szermierza. Wydawał się być osobą znaną w Kosaten-shiro. Czy wiesz może co mówią o nim w twierdzy? Ku mojemu wstydowi, nie znam również konsekwencji, przywilejów i obowiązków statusu gościa w Kosaten Shiro.
- Wiesz tyle, co i ja na temat Kakita Inouzuka-san. Co do bycia gościem - dziś rano przybył do rezydencji posłaniec, mając nadzieję odczytać Ci odpowiednie pismo. Obiecałem, że Cię odnajdę i że wrócimy na śniadanie, zatem za chwilę obaj się dowiemy. Różni się to w zależności od życzeń gospodarza, czyli zarządcy miasta. Ach, jedna rzecz. Bądź na porannym treningu, Hiroshi. Z pierwszymi promieniami słońca, nasz gospodarz zgodził się hojnie użyczyć nam domowego dojo.

Hiroshi lekko uśmiechnął się przytakując. Najwyraźniej okazja na poznanie przebiegu pojedynku brata zjawi się szybciej niż zakładał.


Rezydencja Doji Yasuhiko, południowe skrzydło, piętro; 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Onnotangu


Niestety, po dotarciu do rezydencji okazało się, że posłaniec już wyruszył szukać Hiroshiego gdzie indziej. Niewiele też było czasu, ponieważ przed posiłkiem należało się obmyć oraz odłożyć broń do pokoi i przebrać - a wszystko to musiało zająć czas, większy niż został do ustalonej godziny porannego posiłku. Na szczęście Doji Ameiko-san stanęła na wysokości zadania, uprzejmie przesuwając posiłek akurat o tyle, by obaj Shiba mogli się nań nie spóźnić, oficjalnie zaś dlatego, by można go było zjeść w pokoju z widokiem na ogród, ciesząc się ładną jak na tę porę roku - pogodą. Dla komfortu jedzących, zadbano o to, by do pomieszczenia wstawić kosze z rozżarzonym węglem, zaś potrawy podawano parujące a napoje dolewano, donosząc je gorące z kuchni. Oficjalny powód był bez zastrzeżeń, ponieważ wszystkie te przygotowania w oczywisty sposób wymagały czasu i przesunięcie śniadania o ćwierć godziny było całkowicie uzasadnione.

Przemyślenia Hiroshi na temat śniadania okazały się prorocze. Yasuhiko trzy razy próbował dyskretnie poruszyć temat 'tej sprawy, o której wspominałem Ci, Shiba-san, niedawno', lecz Naritoki spoglądał uważnie na gospodarza i zaczynał go słuchać, całym sobą, co zmuszało Yasuhiko-dono do precyzowania pytania. Oczywiście na sprecyzowane pytanie zawsze można było udzielić wymijającej odpowiedzi, choć - jak zdołał się już nauczyć młodszy z Shiba - Naritoki nie udzielał odpowiedzi wymijających. On udzielał prawdziwych, choć mało kto potrafił to dostrzec z racji jego introwertycznej natury. Jeśli więc padało pytanie:

- Zatem, czy sądzisz, że takie słowa padną jeszcze?

Oczywistą była odpowiedź:

- Nie sposób rzec na pewno, Doji-san, lecz nie spodziewałbym się ich w najbliższej przyszłości.

Pytanie o to, czy sprawa została załatwiona pomyślnie, dawało jedynie lakoniczną odpowiedź w rodzaju "jak najbardziej", zaś drążenie dalej, na przykład przez

- A dlaczego tak uważasz, Shiba-san?

Wywoływało jedynie odpowiedź ogólną, jak:

- Uważać inaczej, oznaczałoby wątpić w honor samuraja.

Gdyby nie śmiertelna powaga na twarzy Naritokiego, taka rozmowa oznaczałaby kpinę, lecz - oczywiście - Shiba nie kpił. Nie miał natomiast absolutnie żadnej intencji dyskutowania o szczegółach sprawy już załatwionej i zamkniętej.

Co nasunęło Hiroshiemu myśl, że może podejść podobnie do omawiania swojego pojedynku jutro. Ale póki co, młodzieniec cieszył się tak pięknie rozpoczętym dniem i frustracją niemłodego już Doji, który nie raz już dał się poznać jako człek lubiący drobne złośliwości.

Rzeczony Doji jednak w pewnym momencie przyłapał młodego Feniksa na promiennym uśmiechu po kolejnej wymianie zdań z jego starszym bratem i rzekł znienacka, mocno poirytowany:

- Hiroshi-san! Twój brat cieszy się jedzeniem, Tobie widzę, humor i apetyt również dopisuje, czy możesz zatem wspomóc tu obecnego niedołężnego starca i podzielić się z nim radością? Czy również masz zamiar enigmatycznością godną TOGASHI odmawiać mi drobnej satysfakcji zaspokojenia ciekawości? Nawet - dodał Yasuhiko, rzucając kose i wyzywające spojrzenie starszemu Shiba - jeśli pustej?


Rezydencja Doji Yasuhiko, dom mieszkalny, parter; 14 dzień miesiąca Togashi, ostatnia kwarta godziny Akodo


Kiedy do kolacji zostały może dwie godziny, zaczynającego się spieszyć Hiroshiego odnalazł posłaniec.

- Panie! Panie Feniksie! Panienka kazała oddać! - krzyknął dostrzegłszy kimono nie w kolorach Żurawia na drugim niemal końcu korytarza. Natychmiast też dodał - Gomen! - uświadomiwszy sobie, że krzyk musiał ponieść się po sąsiednich pokojach.

Posłaniec był - sądząc z ubioru i sylwetki, zwłaszcza zaś po potężnych barach - tragarzem lub drwalem.

Rozłożywszy kartę, Hiroshi ujrzał list, spisany pospiesznie, z jeszcze miejscami lśniącym lekką wilgocią świeżego atramentu papierem. Bez pieczęci, gdzieniegdzie na karcie widać było jeszcze ziarenka piasku, użytymi do przesypania pisma i osuszenia go.

Shiba Hiroshi-sama,

Wielkie było moje zdziwienie, kiedy dziś zawitał do nas nieoczekiwany gość. Młoda samurai-ko z rodziny Kakita nieśmiało przekroczyła nasze progi, by zwrócić się do mnie z nader uprzejmą i - śmiem dodać - uroczą prośbą o audiencję u 'wielmożnego Asahina Si-Xin-sama'. Oczywiście, nie śmiałam odmówić, choć lęk przepełniał me serce czy przypadkiem wielmożny Asahina-sama nie jest zbytnio roztargniony by przyjąć nawet tak uprzejmą i pokorną petentkę. Szczęśliwym trafem, ów potężny duchem i umysłem shugenja jest tak wspaniałomyślny, jak deszcz dla spalonej suszą ziemi, zatem Kakita-san dostąpiła zaszczytu audiencji. Ta miała nieoczekiwany przebieg, na bowiem uprzejme zaproszenie mego otou-sama, by wyjawiła przyczyny swego przybycia, Kakita-san ukłoniła się do ziemi, w błagalnych słowach upraszając przebaczenia. Oto bowiem emocje sprawiły, że wyrzekła pogląd, który - jak ukazał jej to czyjś światły przykład - był dla mego wspaniałego ojca dalece krzywdzący. Nie jestem w stanie oddać potęgi i majestatu, jakim wykazał się mój ojciec, ani kwiecistości słów i szczerości wrażenia, jakie na nas obojgu wywarła panna Kakita. Dość rzec, że po tym zdarzeniu, nie jestem w stanie pisać ani mówić o mym wspaniałym ojcu inaczej, niż w samych superlatywach. Jakiekolwiek odstępstwo od tego niechybnie sprawi, że Kakita-san uzna mnie za prawdziwie wyrodną córkę, niegodną przebywania pod tym samym dachem z tak znamienitą osobą jak wielmożny Asahina-sama.

Jako osoba prawdziwie słaba, dziecko jeszcze, nie oparłam się pustej ciekawości i odprowadzając Satomi-san zagadnęłam, cóż to za światły przykład jej dano. Cóż, mogę rzec, że ktokolwiek był przyczyną, jest trzymany w tak wysokiej estymie, że możliwe, iż moja estyma względem mego mądrego i szlachetnego ojca blednie w porównaniu. Jeśli samuraj, o którym wspominała Kakita-san, nie jest bohaterem romansu, rzekłabym, że tak jest już postrzegany. Wystarczy teraz dobrego barda aby rzecz odpowiednio uwiecznił. Gdyby nie moje marne umiejętności, sama chwyciłabym za pióro, temat kusi niezwykle - móc opiewać tak prawdziwy afekt!

kreśląc się z oddaniem,
niegodna córka i utrapienie wielmożnego Asahina Si-Xin-sama,
niech ułamki jego mądrości oświecą nas wszystkich

Wiesz, panie, że nawet w najodleglejszych krańcach ogrodu mego czcigodnego ojca, najmarniejsze wróble ćwierkają, że kolacja u pana Kakita Kakeru będzie Wydarzeniem?

Dodam jeszcze, Shiba-sama, że wedle moich wieści Kakita Inouzuka opuści Kosaten Shiro, jednak nie wcześniej, niż rozmówi się z Tobą.

Żałuję też, że przeprosiny jego pani nie były choć w części równie szczere i ujmujące, jak te, które za o wiele mniejsze słowa złożyła Kakita Satomi-san. Głupi dopisek głupiej dziewczyny, Shiba-sama - BŁAGAM, BŁAGAM, zignoruj te słowa. Napisawszy je, pomyślałam i niemal przekreśliłam list cały, bojąc się, że możesz źle je odczytać. To jedynie refleksja, jaką ma pustogłowe dziecko przed gempukku, porównując czyny dwu kobiet już, w podobnym przecie wieku, a o tak różnym sercu. Nad panią Asahina, przedłożę panią Kakita, dowolnego dnia, o dowolnej porze i do dowolnej sprawy, jeśli tylko kryterium ma być inne niźli 'pozycja'. Jak jednak wiesz, przed gempukku patrzy się na ten świat inaczej, niż będąc człowiekiem dojrzałym.
Skoro jednak tak się rozpisuję ryzykownie, dodam jeszcze jedno, najprawdziwsze zdanie całego listu mego - i tak naprawdę jedyne, które winno się tu znaleźć jeśli wierzyć zasadom (ale od kiedy dzieci ich przestrzegają). Jesteś, panie, uosobieniem wszystkich tych cudownych opowieści o yojimbo Shiba, na jakie liczyłam. Tobie i Twojemu potężnemu bratu jestem wdzięczna tak, jak chyba nikomu innemu, poza jedną osobą, której zawdzięczam wszystko. Ród Kuotai to potężni ludzie. Ale oni zapomną o sprawie prędzej, niż ja. Ja nie zapomnę nigdy. Arigato.

Kaori
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 01-08-2012 o 22:28. Powód: wycięto fragment jaki poszedł do sesji w Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 27-10-2010, 10:30   #289
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114; Godzina Bayushi



Opanował się.
Jej słowa przegrały z jego wolą.
Nie będzie z niej muzyka.
Niechętne uznanie.
Wstyd.

To nie jej słowa przegrały, lecz ona sama.
Zawiodła.
Niegotowa. Niegodna. Druga. Gorsza.
Nieudana.
Gniew.

Upór.
Przegrała?
Jeszcze nie.


* * *


Zanim Matsu skończył wypowiadać dwa ostatnie zdania, mocny, nieznoszący sprzeciwu głos Keiko zmieszał się z jego głosem.

- To nie Raishin-sama.

Tylko trzy słowa.

Żadnego wahania, żadnych pytań, czy jest pewny tego, co mówi. Żadnego kalkulowania czasu, żadnych spekulacji, czy aby na pewno nie istnieje cień szansy, że Lew ma rację.
Tylko pewność dźwięcząca jak najtwardsza stal.

Świat Keiko opierał się na kilku niewzruszonych filarach.
Jej sensei był jednym z nich.
Jak ojciec. Jak Mała Osa. Jak Hakusho.

- To nie Raishin-sama – powtórzyła gwałtownie, ostro, jakby chciała wyryć mu je w pamięci. - Lojalność mojego sensei względem Tsuruchi-sama i klanu Osy jest bezwarunkowa. Tak samo jak jego honor. Tak samo jak honor Akodo Ichizo-sama. Tak samo jak honor mojego daimyo.

Każe słowo jest twarde jak kamień. Nie podważa się istnienia kamienia, nie wątpi w jego prawdziwość, nie dyskutuje zasadności. Kamień po prostu jest doskonały w swoim skończonym istnieniu.

- Widzę honor także w tobie, więc powtórzę to raz jeszcze. Okłamano cię, panie. Jakiś pies okłamał cię szargając imię mojego klanu – już nie gniew, ale zimna, gryząca wściekłość granicząca z nienawiścią. - Chcąc przeszkodzić w negocjacjach, chcąc zniszczyć posła klanu Osy. Nie mów mi więc, że mam być ponad to wszystko. Nie mogę! Nie mów mi, że powinnam milczeć, gdy obrażasz mój klan i tych, których przysięgałam bronić za wszelką cenę! Nie mówi mi, że powinnam być tchórzem, który nie powie prawdy w strachu przed zbrojnym ramieniem wielkiego klanu!

Krzyczy, choć nie unosi głosu. Ale krzyczą emocje drgające w słowach, odbijające się na wyrazistej twarzy, krzyczą napięte mięśnie, palce zaciśnięte do białości na wodzach. I nawet jej spokojny, flegmatyczny koń drobi nerwowo, jakby wyczuwając nastrój dziewczyny.

- Nie mów mi, że okazuję brak wdzięczności za gościnę, gdy mój ojciec leży umierający, bo to zbrojne ramię nie było w stanie ochronić go na swoich własnych ziemiach! Nie mów mi, że mój ojciec to morderca bezbronnych! Nie mów mi, że mój sensei jest zdrajcą, który nawet nie potrafił użyć wakizashi, by odejść z honorem, lecz rozpowiada o hańbie tego, któremu przysięgał. To nieprawda! Nie mów mi o haniebnych czynach popełnionych podczas dwóch bitw w Zamku Osy! Byłam tam! Widziałam! Walczyłam! Nie mówi mi więc, że kłamię! Nie mów mi, że odmawiam honoru własnym przodkom, gdy imię jednego z nich właśnie szargasz!

Zagryzła usta, powstrzymując dalsze słowa.
Wdech. Powolny wydech.

- Albo pozostań głuchy na prawdę i powiedz to wszystko... – powiedziała już ciszej. Patrzyła mu prosto w oczy. - Jestem Akodo. - Duma. Determinacja. - Powiedz to wszystko, a będę błagała mojego daimyo, by pozwolił mi choć na chwilę ująć moją katanę, bym mogła udowodnić ci jak bardzo się mylisz. Nie mogę udowodnić ci tego teraz... - Gniew. Bezsilność zaciskająca dłonie w pięści, krzywiąca wargi. - Powiedz więc to wszystko i przyjedź do Zamku Osy na turniej... Ale najpierw powiedz mi gdzie znajdę tego, kto podaje się za mojego mistrza.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 27-10-2010 o 10:46.
obce jest offline  
Stary 27-10-2010, 18:21   #290
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114; Godzina Bayushi



Jej słowa zaskoczyły ich obu. Już zdecydowanego, ukierunkowanego Matsu, który właśnie miał wbić pięty w boki konika, by odjechać. Jak również jego wyraźnie przejętego kompana, którego rozpoznawała z widzenia jako jednego z Akodo z patrolu brązowookiego gunso.

- Eit... - zaczął Akodo, lecz Matsu uniósł dłoń, powstrzymując go.
- Pani - rzekł, po raz pierwszy z czymś więcej niż obojętny szacunek dla szmaragdowego monu - wieści o stanie zdrowia Twego ojca poślę na przełęcz Beiden, jeśli będzie trzeba nawet błagając mego dowódcę o pozwolenie na wysłanie tam jego sokoła.

Matsu uśmiechnął się, zgoła sympatycznie, dodając, rozluźnionym tonem głosu:
- Nie byłbym sobą, przechodząc wobec TAKICH słów TAK powiedzianych obojętnie. Jeśli Twój ojciec jest ranny, poczekam. Jeśli przyjdziesz kiedyś mnie wyzwać... dobrze. Weź to - podał jej dobytą z rękawa niewielką tkaninę. Dał jej swój mon. - Jak będziesz kiedyś chciała mnie wyzwać, przybądź do Shiro Matsu, w dzielnicy samurajskiej zapytaj o dom Matsu Chinoko i tam poleć słudze, by dostarczył to panu Eitaro. Zawsze możemy walczyć dwa razy. - Błysnął zębami w drapieżnym, rozradowanym uśmiechu - Raz na miecze i raz na łuki. - Dodał, wyjaśniająco. - Albo zacząć walkę w odległości pięćdziesięciu kroków. Zobaczymy czy dobiegnę. - Wzruszył ramionami. Wyraźnie nie przerażała go ani jedna, ani druga perspektywa. - Ronin, którego szukasz - przeszedł płynnie na kolejny temat - przyjechał w chwilę po Twoim odjeździe, Akodo-san. Szukał Szmaragdowego Namiestnika. Ale kiedy dowiedział się, że jesteś z Klanu Osy, zdecydowanie nie chciał jechać za Tobą. To mnie zaciekawiło, zacząłem więc z nim rozmawiać. Wiedział, kim jesteś, mówił, że Cię uczył. Że jest w Tobie wiele z ojca, który wychowuje Cię na swoje podobieństwo. Jechał w głąb ziem mego Klanu.

Obrócił się do niej raz jeszcze i zapytał:
- Twierdzisz więc, że widziałaś jak Twój ojciec zabił moją babkę? Opowiedz mi to dokładnie. Bez haiku, tym razem. I powiedz mi, dlaczego widzisz honor w człowieku, który bierze NIECZYSTYCH i czyni z nich samurajów. Jakim sposobem siadasz z takimi do stołu? Nie mierzi Cię to, Akodo-san?
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172