Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2010, 20:38   #43
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- E, zdraswujtie, wstawać, towarzyszu - ucho braciszka wyłapało sygnały dochodzące ze strony Magini. - Bo cię zaraz jakaś gruba ryba zaciągnie na dno.
- Ryba to znak Pana... - odrzekł półprzytomnie nie wiedząc gdzie jest i co się z nim działo. Wtem nagle otworzył oczy i już chciał się przeciągnąć potężnie i przetrzeć oczy, gdy do jego mózgu pod żelaznym sklepieniem dotarła nie przyjemna informacja. On tu nie jest zbyt bezpieczny. Może i rekin nie przepadał za klasztornym proszkiem Wizje'r, ale mutacje często wymuszano szybkim dostosowaniem się do środowiska. A on nie miał ochoty kolejnego spotkania z rekinem. No chyba, że w odwrotnych rolach.
- Gdzie ja jestem - spytał się głupio i lekką trwogą w głosie.
- Chyba Pana Śmierci w tym przypadku - pani pokręciła na to głową. - Znajdujemy się:
a) na jakieś bezludnej wyspie,
b) w piekle na Ziemi,
c) tam, gdzie żyją smoki,
d) na końcu świata,
e) nie mam pojęcia.


- Myślę, że "nie mam pojęcia" było by najlepszym rozwiązaniem - rzekł mnich usadawiając się na bezpiecznym miejscu. Gdy jednak wstał i zobaczył czarnoskórych ludzi zbladł na twarzy i zagrzmiał żołądkiem - Eeech... chyba jednak piekło na ziemi, bo same diaboły tu latają - rzekł otrząsając głowę, myśląc ze to iluzja, lub inne delirium.
- Sądzę, że to raczej dzikusy tu latają, na szczęście - R. tajemniczo się uśmiechnęła. - Diabła bym raczej nie przełknęła.

Coś zaszeleściło w oddali. Wtem okazało się, co siedziało w pobliskich zaroślach. To niestety nie byli starzy znajomi R., którzy pili na umór i podpalali trawę w krzakach. To byli...

- Dzicy ludzie?! - zdziwiła się na krótki moment R.. - A ty babo nie masz nawet trunku, żeby ich czymś poczęstować... - mruczała pod nosem.

Tak, to byli dzicy ludzie. Prościej mówiąc - tubylcy.
Ciemnoskórzy panowie nadal stali nieruchomo na skraju lasu i gapili się na rozbitków podejrzanie. Szemrali coś między sobą, z racji odległości R. nie słyszała, o czym ci do siebie mówili. Szemrali, a niektóry też dyskretnie wskazywali palcami gnoma i granatowowłosą.

- Na co oni się tak gapią? - zwróciła się do Gnoma. Ujrzała raz ukradkiem, że dzikusy ją wytykają palcami. Zastanawiała się, któremu z nich zrobić terapię szokową. Wiedziała, że nie jest to humanitarna metoda, acz jednak przynosiła niekiedy większe korzyści aniżeli te 'tradycyjne'.

Gnom obserwując stojących na skraju lasu czarnoskórych przełknął głośno ślinę i odpowiedział:

- Z tego co słyszałem od wujka Mila to prawdopodobnie rdzenni mieszkańcy tropikalnych terenów. Słyną oni z dość niecodziennych upodobań kulinarnych, a mianowicie za wyjątkowy rarytas uznają ludzkie mięso. Na co więc się patrzą? Zapewne na nas, oceniając czy nas opiec czy zamarynować. Na całe szczęście wujcio Milo opowiadając mi o tym jak przeżył wśród nich tydzień a nawet został ogłoszony ich bogiem, mianowicie nie znają oni magii ani technologii więc jakaś błyskawica czy kula ognia powinna ich przekonać że jesteśmy bogami. Co prawda niektórzy uznają że drogą do oświecenia jest pożarcie boga, ale przynajmniej kupi nam to trochę czasu.

- O, nie, to ja będę boginią błyskawic i niechaj tylko któryś mój wyznawca spróbuje mnie zjeść, to zobaczy!
Pomiędzy palcami Magini spłynęły wyładowania. Jedną taką iskrę cisnęła w dzikusa, stojącego najbliżej i jednocześnie pokazującego na nią palcem.
- Ładnie to tak wytykać kogoś palcem?! - huknęła jejmość na lekko pokopanego prądem tubylca.

- AaaaaAAAAAaaaa! - zaszemrało kilku czarnoskórych na widok wyładowań elektrycznych na jej dłoniach.
Kiedy rzuciła iskierkę zaczęły się wrzaski, oburzenie i panika.
- Aja aja ajaja!!!
- Umuna serana laka!
- Waka waka!!!
- Ujajaja!
Mężczyźni unieśli przygotowaną broń [włócznie, łuki] i szybko wycofali się bardziej w las, obserwując rozbitków z przestrachem i oburzeniem. Chyba nie lubią gości...

- Ojej... To chyba ateiści, pod zły adres trafiłam... - mruknęła R., a później... roześmiała się.

Otrzepała się zanadto z piasku, który zalegał na jej szacie.
Skorzystała ponadto ze sztuczki Siewcy Chaosu, która jemu samemu się nie udała na statku, kiedy to drużyna została zaatakowana przez pantofla Neptuna. Wkrótce i płaszcz pani Magini heroicznie załopotał. W międzyczasie Dirith coś rzucił do niej, jednak ona była zajęta dużo bardziej życiowymi sprawami.

"I ty zostań bohaterem na wyspie?"
Tylko niekoniecznie programu kulinarnego "Gotuj z nami Murzynami" -
ba, tutejsi tubylcy to jacyś cywilizowani bardziej, bo mnie nie traktują jak boga.
Gnom nie miał racji - plan nie wypalił, zaś ja się nader prędko politycznie wypaliłam.
I tak się skończyła, nim się rozpoczęła, polityczna ma kariera droga.
I patrząc na krwawą rzekę rozlaną na morze
i tą kulę Lucyfera płonącą na horyzoncie,
Mierzący w nas dzidami ludy barbarzyńskie otaczały.
Mój umysł przeszyła jakaś myśl jak z jasnego nieba błyskawica.
Bladość niezdrowa, trupia przejęła me lica,
Ręce zadrżały, a wiatry wokół się rozszalały,
Wrzeszcząc mi zanadto, ciskając piach w oczy.
Los zagrał fałszywą mi nutkę, z góry jak Syzyfowi głaz stoczył,
tak i mnie zrzucił na dół z Wysokości, a zanadto w me myśli cisnął,
Potworne jakieś słowa, obce mej naturze i duchu,
A słowa te, tak proste, choć trudne, przez gardło mi się nie wydostawały...

Słowa te brzmiały: "Smutno mi, boże".


Gdy kleryk spojrzał ponownie, a wzrok mu się już bardziej zogniskował, nie dostrzegł nikogo, kto na demona by wyglądał.
- Nieee... słońce płata mi figle... Ale o jakich ateistach mówisz? Ateistach praktykujących czy nie? - Rzekł spokojnym głosem w stronę R. myśląc, ze zasnął podczas jakiejś ciekawej teologicznej rozmowy, i co by na buca nie wyjść kontynuował dialog. Wtem nagle zająknął się, poczerwieniał na twarzy i krzyknął oburzony. - Krzyżtof! Co ty do Jasnej Anielki tak głośno krzyczysz! Nie wstyd Ci ciszę zakłócać?! - rzekł i zerknął na swoją torbę, gdzie księgi święte trzymał.

- O ateistach zamierzających pewnie najpierw skonsumować osiołka, a potem nas.
Krótka chwila zamyślenia, przerywana jedynie burczeniem w brzuchu, była tą właśnie chwilą kiedy braciszek uświadamiał sobie, że coś mu tu nie pasuje. Wpierw diaboły, potem dzikusy i ateiści chcący skonsumować jego osiołka. Jasny gwint! Zawsze wiedział, że ci ateiści to istne dzikusy wierzące diabły i chcące za wszelką cenę zeżreć jego Krzyżtofa.
- A to ustawa na taki wypadek przewiduje jedno... Krucyf... - sięgnął po krzyż, który...

- O nie... - syknęła do siebie cicho R., odsuwając się od kleryka.
Traumatyczne doświadczenia związane z tymi krzyżami to jedno, ale śp. Barbak obiecał zrobić proktologię pierwszemu osobnikowi, który zamachnie się na nią krucysem (czy jak to tam nazwał). Teraz jednak orka tutaj nie było, a klerycy byli pod tym względem nieobliczalni. Magini nie lubiła palić kleru. Za to lubiła zajadać się eKLERkami, najlepiej takimi, z których ściekał strumień czekolady deserowej. Karmel też mógł być, por favor.
Przeklęła soczyście w obcym języku, którego Michał nie znał, ale pewnie ktoś z jego pokroju skojarzyłby to z diabelską mową.
Jakkolwiek, takowa hipoteza powiązania pani R. z samym szatanem niewiele mijałaby się z prawdą.
Chcesz się ze mną bić? - spytała się wzrokiem zakonnika. - To niechwalebne. Kobiet się nie bije, nawet krzyżami.

Ale kiedy to okoliczności pozwalają na pewną dozę swobody, to należy to wykorzystać. Dzikusy się oddaliły na bezpieczną (zarówno dla nich, jak i granatowowłosej) odległość, więc nic teoretycznie nie stanęło na przeszkodzie realizowania innych zadań.
Niestety, tym razem nie picia sake - bo oto okazało się, że nagle trunek się skończył.
Tym razem należało zrobić dobry uczynek. Odeszła w kierunku Ursusona, który prosił ją chwilę temu, by zapaliła ognisko. Najpierw musiała pokonać parę przeszkód w postaci skał i piasku. Klerykiem i gnomem nie musiała się martwić - żyli, cali byli i się ruszali. Nie musi się bynajmniej bawić w nianię do przerośniętych dzieci (bo ponoć mężczyźni to po prostu takie duże dzieci).
Podeszła do wojownika, by mu ognisko rozpalić. Kiedy ona znalazła się na miejscu, wzięła głębszy oddech i wyciągnęła powoli rękę przed siebie.
W dłoni Magini pojawiła się mała kula ognia.

- Dobrze, Ursusonie - Magini ogłosiła stan gotowości do oddania ognia. - Zapalić ognisko można, tylko... gdzie podziałeś polana?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 26-10-2010 o 21:03.
Ryo jest offline