Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2010, 05:59   #41
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Dirith biegnąc przez niezbyt gęsty las bardzo szybko dogonił po zapachu i słuchu dwójkę uciekinierów. Pozostało już tylko za nimi iść, lub też i ryknąć na nich, jeśli trwałoby to zbyt długo. Na szczęście nie było takiej potrzeby, gdyż chwilę potem do uszu likantropa dotarł harmider produkowany przez wioskę goblinów. Tuż potem było już ją nawet widać.
Dirith uśmiechnął się, jednak coś mu w duchu mówiło, że coś jest nie tak. Potwierdził to świst strzały, po którym przykucnął trochę dla bezpieczeństwa i obserwował jak pada pierwszy goblin. Zaraz potem następny, co mrocznego elfa zirytowało nie mało, gdyż te gobliny miały posłużyć do przeczesywania wybrzeża.. jeśli księga z notatkami Riktela wogóle dotarła do brzegu, zamiast na przykład dna, aby zgnić razem z okrętem którym płynął. Nie czekając zatem na dalszy rozwój wydarzeń spojrzał w kierunku, z którego padły strzały i ujrzał ludzi. A sądząc po ubraniu, grupkę dzikusów, dodatkowo jeszcze przedrzeźniających drowy zabarwieniem skóry.

Tygrys zmierzył srogim wzrokiem ludzi, którzy ośmielili się zasiekać jego przyszłych dwóch robotników. Myśląc, że zaraz pewnie zaczną do niego strzelać jak do goblinów ruszył w ich kierunku zamierzając się trochę rozerwać.. Jednakże zupełnie sie nie spodziewał, że owe dzikusy padną na kolana i zaczną sie modlić co wywołało w nim dość spore zdziwienie pomieszane z zaskoczeniem. Na ich szczęście myślał jeszcze trzeźwo i szybciej wpadł tygrysowi do głowy pomysł jak ich wykorzystać, niż do nich dotarł. Zwolnił więc i z uśmiechem na pysku zbliżył się do ludzi i ocenił jak bardzo mogą mu być przydatni.. Poczuł jednak głód.. ~ Do czegoś przydadzą się na pewno. ~ pomyślał czego efektem był tylko szerszy uśmiech.
- No! I to mi się podoba. - stwierdził dość mrukliwym głosem.
- Ej, wy. Co tu robicie?
Mężczyźni wybałuszyli gały słysząc słowa płynące z... ust...? czarnego tygrysa.
- OooooOOOOooo abudaabuda!
- Szaima uuuu szaimaaaa!
- Ooorabunama amuna szaima!

~ Świernie. ~ pomyślał drow widząc, że chyba tak się nie dogadają oraz przyglądając jak pełni zachwytu i poniekąd nagłej paniki panowie zaczęli kłaniać się jeszcze gorliwiej, jakby stał przed nimi bóg wcielony.
- Rozumiecie co do was mówie?
- Ooo szaima szaima!
- Amunara szaima!!! -
witali ukłonem, radością, uwielbieniem i trwogą każde słowo.
- Gdzie jest wasza wioska i co to w ogóle jest za kraina? -Spytał próbując czegoś się dowiedzieć o miejscu w którym wylądował jednak nadal bezskutecznie, mimo wyraźnej sympatii ze strony napotkanych tubylców. Dirith w tym momencie zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie szybciej byłoby się dogadać z goblinami ze znajdującej się w zasięgu wzroku wioski.
Spróbował do nich coś powiedzieć w drowim, jednak to jak przypuszczał przyniosło dokładnie taki sam efekt jak poprzednie próby.
Widząc tylko jedną reakcję na próby porozumienia się z zupełnie nie rozumiejącymi go ludźmi pokręcił tylko głową w niedowierzaniu. Jednakże rozbawili go na tyle, żeby chociażby spróbować użyć ich do znalezienia księgi. Póki co, postanowił ich jednak doprowadzić na plażę, może tam uda się coś wskórać, a przy okazji pomóc reszcie, gdyż i oni mogą się z czasem do czegoś przydać.
- Dobra, starczy tego przedstawienia, mamy coś do załatwienia. - powiedział bardziej do siebie niż do nich, po czym zaczął iść w kierunku plaży.
- Chodźcie za mną. - powiedział odwracając się i machając jedną łapą tak, żeby dobrze widzieli, że chce żeby za nimi podążyli, po czym ruszył i po dwóch-trzech krokach znowu się odwrócił, i zaczął machać aby dać im jak najwyraźniejszy przekaz.
- Oooo!
- szaima unu, unu!!!
- Uhu, aha!

Wzbudziło to kolejną sensację. Obcy byli w siódmym niebie, a wyrazy ich twarzy obrazowały podekscytowanie, radość, ciekawość i strach. Obserwowali cię przez chwilę, po czym jeden z nich, w dziwnych barwach - pewnie dowódca grupki - niepewnie ruszył za tygrysem. W końcu jak się zobaczy boga to nie pozwala mu się odejść od tak, lezie się za nim! Zatem "bóg" szedł spokojnie spoglądając tylko czy w końcu za nim idą.
Kiedy reszta zobaczyła, że nie przeszkadza to iż idą za Dirithem, a wręcz przeciwnie, wszyscy się ruszyli.
Ciemnoskórzy ludzie przez całą drogę szeptali coś między sobą i byli zapatrzeni w likantropa jak w obrazek. Bali się niezmiernie ale leźli. Ich ciekawość i wyrazy twarzy były rozbrajające... przez co idący na czele tego dziwnego pochody tygrys miał problemy z powstrzymaniem śmiechu.

Na szczęście po dłuższej chwili już dotarł na plażę, gdzie zobaczył resztę rozbitków. Magini polazła na znajdujące się kawałek od brzegu skały do pływającego w jakiejś beczce klechy oraz gnoma. Człowiek, który rzucił mu w nocy linę i rzucał w jego stronę toporkami siedział niczym się nie przejmując i czyścił broń, a orczyca bawiła się z jakąś rybą pływającą miedzy nią a zakonnikiem. Nie uszła też uwadze mrocznego elfa kolejna grupa ludzi ubranych bardo podobnie, do już spotkanych tubylców.
~ Świetnie, im ich więcej, tym szybciej będą przeszukiwać wybrzeże. ~ pomyślał z nie schodzącym z pyska uśmiechem.

- O, widzę, że wy już też spotkaliście tubylców. - powiedział głośno wchodząc na plażę i przyglądając się wszystkim. Po czym zwrócił się do Magini.
- Wygląda na to, że w ich wiosce możemy zostać całkiem nieźle przyjęci, jak w końcu się jakoś z nimi dogadam i nakłonie do zaprowadzenia mnie tam. Zainteresowana? - powiedział w miarę spokojnie, po czym odwrócił się do podążających za nim ludzi.
- Ej ty. - Powiedział kiwając głową na człowieka, który ruszył za nim pierwszy.
- Zaprowadź mnie do swojej wioski, rozumiesz? - powiedział podchodząc do niego, po czym wyrównał kawałek piesku, na którym mógłby narysować to o co mu chodzi.

Mroczny elf usiadł więc przed nim i wystawił prawą łapę nad przygotowany piasek. Z tej łapy szybko zaczął wyciekać srebrny płyn, który szybko uformował się w zwykły krótki patyk. Zamierzał nim rysować w taki sposób, aby nie bylo go widać, jednak nie dotykać łapą do piesku tak, aby pod ruszającą się łapą cudownie pojawiały się rysunki.
Spróbował narysować jedną linię. Po jednej jej stronie pofalowane linie oznaczające morze, co zresztą zaraz pokazał wskazując łapą na rysunek oraz na wodę.
- To jest ta przeklęta woda. - rzekł mając nadzieję, że człowiek będzie bardziej zainteresowany rysunkiem niż biciem kolejnych pokłonów. Zaraz poterm narysował przy wodzie kilku ludzików z włóczniami. - To - wskazał wyraźnie na narysowane postacie. - jesteście wy. - tym razem pokazał łapą na tubylców. Zaraz potem na rysunku pojawił się jakiś prosty czworonożny kot, z założenia mający być tygrysem po czym Dirith na niego wskazał jednocześnie mówiąc.
- To jestem ja, czyli jesteśmy tutaj. - wskazał na cały dotychczasowy rysunek, po czym w jakiejś odległości od narysowanego brzegu zaczął rysować jakieś chatki i więcej ludzików z włóczniami i łukami koło chatek. - To jest wasza wioska. - powiedział bardziej informacyjnie, jakby liczył na cud, że zaczęli go rozumieć, a następnie narysował linię, jakby drogę między wybrzeżem a wioską, a po środku idących w jej kierunku tubylców z plaży, a za nimi tygrysa. - Teraz wy - wskazał na tubylców. - zaprowadźcie mnie - tym razem wskazał na wszystkich wokół po czym na narysowaną zgraję nad symboliczną drogą - Do waszej wioski. - powiedział machając w stronę lasu, a następnie wskazując na narysowaną wioskę, mając nadzieję, że tym razem coś do nich dotrze, po czym przyglądał się reakcji.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 26-10-2010, 13:59   #42
 
Bartosh's Avatar
 
Reputacja: 1 Bartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znany
Szorstka ściereczka nasączona oleum ponownie wydobyła srebrzysty blask z głowni zdobionego nadziaka. Ursuson sprawdził, czy skórzane pokrycie rękojeści nie jest poluzowane, po czym nie zmieniając pozycji świsnął kilka razy bronią w powietrzu, rozłupując wyimaginowane łby Naghwa.

„Ciekawe co z kotołakiem. W sumie to przypominał mu samego siebie, sprzed kilku lat, gdy w karczemnych zwadach, nie patrząc czy jego ludzie są za plecami, pchał się w sam środek wrogiej hałastry, rozdzielając kułakiem ciosy na prawo i lewo. Mówili na niego „Jadnik”, czyli na tutejsze „Żmija”, bo mimo iż powalony na ziemię i solidnie obity, potrafił jeszcze boleśnie ukąsić.”

Rozejrzał się uważnie po okolicy, gdy nagle spłynęło na niego dziwne, orzeźwiające światło. Poczuł, jak w jego członki znowu wstępuje moc. Przestał dokuczać mu głód i pragnienie. Klęknął na kolano, spod wyschniętej już koszuli wyciągnął kościany medalik, i całując go trzy razy i przykładając do czoła, ust i serca, odmówił krótką modlitwę błagalno-dziękczynną, gdyż nie miał wątpliwości, że cokolwiek te światło nie miało oznaczać, nastało tutaj z woli Królowej Matki. Powstał, i podszedł do zbudowanej naprędce osłony, aby zrealizować plan, który wykwitł niedawno w jego głowie. Znalazł odpowiedni punkt, i biorąc zamach huknął w to szpikulcem swojego nadziaka. Kolec gładko wszedł w drewno. Operację powtórzył jeszcze kilkukrotnie, po czym wykorzystując młot uderzył solidnie, sprawiając, że od fragmentu pokładu oderwał się solidny kawałek. Usiadł na ciepłym piasku, i korzystając ze znalezionej wcześniej linki oraz narzędzi zabranych ze sobą w tobołku, przygotował solidne uchwyty. Umieścił je w odpowiedniej odległości, oceniając stan przygotowanej naprędce tarczy. Powinna wytrzymać kilka uderzeń. Zakopał ją w ciepłym piasku, chcąc choć trochę pozbyć się wilgoci z drewna.

Ponownie chwycił broń, i zaczął ją polerować, obserwując jak Zielonoskóra drażni się z jakąś rybą. Zamknął oczy.

„Szum morza jest niesamowity”

Chwycił kamyk i z całej siły machnął w stronę ryby. Kamyk spadł tuż przy nodze Ryi. Zielonoskóra spojrzała na niego, sycząc przez ostre zęby pewnie jakieś niewybredne przekleństwo. Ursuson uśmiechnął się zaczepnie i pokazał jej język.

„Ktoś się zbliża. Słyszę szuranie łap, i dziwne przytłumione rozmowy w nieznanym narzeczu”

Kątem oka zauważył Kotołaka prowadzącego…ciemnych jak skalny olej ludzi… Niesamowite. Pamiętał jak wuj opowiadał mu o odległych krainach, gdzie żyją ludzie których nie sposób dojrzeć w nocy… szybko jednak ciekawość Ursusona ustąpiła podejrzliwości…pamiętał, jak wuj wspominał, że niektórzy z nich gustują w humanoidalnym mięsie. Udawał zobojętnienie, lokalizując wystającą z piachu tarczę.

„Będą sprawiać problemy to Vierra znowu zaśpiewa. Nie smakowała jeszcze czarnoludów. Ciekawe czy ich krew też jest czerwona”

Czekał…
 
__________________
Bar pod Martwym Mutkiem - blog Neuroshima RPG. Link w profilu. Serdecznie zapraszam!
Bartosh jest offline  
Stary 26-10-2010, 20:38   #43
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- E, zdraswujtie, wstawać, towarzyszu - ucho braciszka wyłapało sygnały dochodzące ze strony Magini. - Bo cię zaraz jakaś gruba ryba zaciągnie na dno.
- Ryba to znak Pana... - odrzekł półprzytomnie nie wiedząc gdzie jest i co się z nim działo. Wtem nagle otworzył oczy i już chciał się przeciągnąć potężnie i przetrzeć oczy, gdy do jego mózgu pod żelaznym sklepieniem dotarła nie przyjemna informacja. On tu nie jest zbyt bezpieczny. Może i rekin nie przepadał za klasztornym proszkiem Wizje'r, ale mutacje często wymuszano szybkim dostosowaniem się do środowiska. A on nie miał ochoty kolejnego spotkania z rekinem. No chyba, że w odwrotnych rolach.
- Gdzie ja jestem - spytał się głupio i lekką trwogą w głosie.
- Chyba Pana Śmierci w tym przypadku - pani pokręciła na to głową. - Znajdujemy się:
a) na jakieś bezludnej wyspie,
b) w piekle na Ziemi,
c) tam, gdzie żyją smoki,
d) na końcu świata,
e) nie mam pojęcia.


- Myślę, że "nie mam pojęcia" było by najlepszym rozwiązaniem - rzekł mnich usadawiając się na bezpiecznym miejscu. Gdy jednak wstał i zobaczył czarnoskórych ludzi zbladł na twarzy i zagrzmiał żołądkiem - Eeech... chyba jednak piekło na ziemi, bo same diaboły tu latają - rzekł otrząsając głowę, myśląc ze to iluzja, lub inne delirium.
- Sądzę, że to raczej dzikusy tu latają, na szczęście - R. tajemniczo się uśmiechnęła. - Diabła bym raczej nie przełknęła.

Coś zaszeleściło w oddali. Wtem okazało się, co siedziało w pobliskich zaroślach. To niestety nie byli starzy znajomi R., którzy pili na umór i podpalali trawę w krzakach. To byli...

- Dzicy ludzie?! - zdziwiła się na krótki moment R.. - A ty babo nie masz nawet trunku, żeby ich czymś poczęstować... - mruczała pod nosem.

Tak, to byli dzicy ludzie. Prościej mówiąc - tubylcy.
Ciemnoskórzy panowie nadal stali nieruchomo na skraju lasu i gapili się na rozbitków podejrzanie. Szemrali coś między sobą, z racji odległości R. nie słyszała, o czym ci do siebie mówili. Szemrali, a niektóry też dyskretnie wskazywali palcami gnoma i granatowowłosą.

- Na co oni się tak gapią? - zwróciła się do Gnoma. Ujrzała raz ukradkiem, że dzikusy ją wytykają palcami. Zastanawiała się, któremu z nich zrobić terapię szokową. Wiedziała, że nie jest to humanitarna metoda, acz jednak przynosiła niekiedy większe korzyści aniżeli te 'tradycyjne'.

Gnom obserwując stojących na skraju lasu czarnoskórych przełknął głośno ślinę i odpowiedział:

- Z tego co słyszałem od wujka Mila to prawdopodobnie rdzenni mieszkańcy tropikalnych terenów. Słyną oni z dość niecodziennych upodobań kulinarnych, a mianowicie za wyjątkowy rarytas uznają ludzkie mięso. Na co więc się patrzą? Zapewne na nas, oceniając czy nas opiec czy zamarynować. Na całe szczęście wujcio Milo opowiadając mi o tym jak przeżył wśród nich tydzień a nawet został ogłoszony ich bogiem, mianowicie nie znają oni magii ani technologii więc jakaś błyskawica czy kula ognia powinna ich przekonać że jesteśmy bogami. Co prawda niektórzy uznają że drogą do oświecenia jest pożarcie boga, ale przynajmniej kupi nam to trochę czasu.

- O, nie, to ja będę boginią błyskawic i niechaj tylko któryś mój wyznawca spróbuje mnie zjeść, to zobaczy!
Pomiędzy palcami Magini spłynęły wyładowania. Jedną taką iskrę cisnęła w dzikusa, stojącego najbliżej i jednocześnie pokazującego na nią palcem.
- Ładnie to tak wytykać kogoś palcem?! - huknęła jejmość na lekko pokopanego prądem tubylca.

- AaaaaAAAAAaaaa! - zaszemrało kilku czarnoskórych na widok wyładowań elektrycznych na jej dłoniach.
Kiedy rzuciła iskierkę zaczęły się wrzaski, oburzenie i panika.
- Aja aja ajaja!!!
- Umuna serana laka!
- Waka waka!!!
- Ujajaja!
Mężczyźni unieśli przygotowaną broń [włócznie, łuki] i szybko wycofali się bardziej w las, obserwując rozbitków z przestrachem i oburzeniem. Chyba nie lubią gości...

- Ojej... To chyba ateiści, pod zły adres trafiłam... - mruknęła R., a później... roześmiała się.

Otrzepała się zanadto z piasku, który zalegał na jej szacie.
Skorzystała ponadto ze sztuczki Siewcy Chaosu, która jemu samemu się nie udała na statku, kiedy to drużyna została zaatakowana przez pantofla Neptuna. Wkrótce i płaszcz pani Magini heroicznie załopotał. W międzyczasie Dirith coś rzucił do niej, jednak ona była zajęta dużo bardziej życiowymi sprawami.

"I ty zostań bohaterem na wyspie?"
Tylko niekoniecznie programu kulinarnego "Gotuj z nami Murzynami" -
ba, tutejsi tubylcy to jacyś cywilizowani bardziej, bo mnie nie traktują jak boga.
Gnom nie miał racji - plan nie wypalił, zaś ja się nader prędko politycznie wypaliłam.
I tak się skończyła, nim się rozpoczęła, polityczna ma kariera droga.
I patrząc na krwawą rzekę rozlaną na morze
i tą kulę Lucyfera płonącą na horyzoncie,
Mierzący w nas dzidami ludy barbarzyńskie otaczały.
Mój umysł przeszyła jakaś myśl jak z jasnego nieba błyskawica.
Bladość niezdrowa, trupia przejęła me lica,
Ręce zadrżały, a wiatry wokół się rozszalały,
Wrzeszcząc mi zanadto, ciskając piach w oczy.
Los zagrał fałszywą mi nutkę, z góry jak Syzyfowi głaz stoczył,
tak i mnie zrzucił na dół z Wysokości, a zanadto w me myśli cisnął,
Potworne jakieś słowa, obce mej naturze i duchu,
A słowa te, tak proste, choć trudne, przez gardło mi się nie wydostawały...

Słowa te brzmiały: "Smutno mi, boże".


Gdy kleryk spojrzał ponownie, a wzrok mu się już bardziej zogniskował, nie dostrzegł nikogo, kto na demona by wyglądał.
- Nieee... słońce płata mi figle... Ale o jakich ateistach mówisz? Ateistach praktykujących czy nie? - Rzekł spokojnym głosem w stronę R. myśląc, ze zasnął podczas jakiejś ciekawej teologicznej rozmowy, i co by na buca nie wyjść kontynuował dialog. Wtem nagle zająknął się, poczerwieniał na twarzy i krzyknął oburzony. - Krzyżtof! Co ty do Jasnej Anielki tak głośno krzyczysz! Nie wstyd Ci ciszę zakłócać?! - rzekł i zerknął na swoją torbę, gdzie księgi święte trzymał.

- O ateistach zamierzających pewnie najpierw skonsumować osiołka, a potem nas.
Krótka chwila zamyślenia, przerywana jedynie burczeniem w brzuchu, była tą właśnie chwilą kiedy braciszek uświadamiał sobie, że coś mu tu nie pasuje. Wpierw diaboły, potem dzikusy i ateiści chcący skonsumować jego osiołka. Jasny gwint! Zawsze wiedział, że ci ateiści to istne dzikusy wierzące diabły i chcące za wszelką cenę zeżreć jego Krzyżtofa.
- A to ustawa na taki wypadek przewiduje jedno... Krucyf... - sięgnął po krzyż, który...

- O nie... - syknęła do siebie cicho R., odsuwając się od kleryka.
Traumatyczne doświadczenia związane z tymi krzyżami to jedno, ale śp. Barbak obiecał zrobić proktologię pierwszemu osobnikowi, który zamachnie się na nią krucysem (czy jak to tam nazwał). Teraz jednak orka tutaj nie było, a klerycy byli pod tym względem nieobliczalni. Magini nie lubiła palić kleru. Za to lubiła zajadać się eKLERkami, najlepiej takimi, z których ściekał strumień czekolady deserowej. Karmel też mógł być, por favor.
Przeklęła soczyście w obcym języku, którego Michał nie znał, ale pewnie ktoś z jego pokroju skojarzyłby to z diabelską mową.
Jakkolwiek, takowa hipoteza powiązania pani R. z samym szatanem niewiele mijałaby się z prawdą.
Chcesz się ze mną bić? - spytała się wzrokiem zakonnika. - To niechwalebne. Kobiet się nie bije, nawet krzyżami.

Ale kiedy to okoliczności pozwalają na pewną dozę swobody, to należy to wykorzystać. Dzikusy się oddaliły na bezpieczną (zarówno dla nich, jak i granatowowłosej) odległość, więc nic teoretycznie nie stanęło na przeszkodzie realizowania innych zadań.
Niestety, tym razem nie picia sake - bo oto okazało się, że nagle trunek się skończył.
Tym razem należało zrobić dobry uczynek. Odeszła w kierunku Ursusona, który prosił ją chwilę temu, by zapaliła ognisko. Najpierw musiała pokonać parę przeszkód w postaci skał i piasku. Klerykiem i gnomem nie musiała się martwić - żyli, cali byli i się ruszali. Nie musi się bynajmniej bawić w nianię do przerośniętych dzieci (bo ponoć mężczyźni to po prostu takie duże dzieci).
Podeszła do wojownika, by mu ognisko rozpalić. Kiedy ona znalazła się na miejscu, wzięła głębszy oddech i wyciągnęła powoli rękę przed siebie.
W dłoni Magini pojawiła się mała kula ognia.

- Dobrze, Ursusonie - Magini ogłosiła stan gotowości do oddania ognia. - Zapalić ognisko można, tylko... gdzie podziałeś polana?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 26-10-2010 o 21:03.
Ryo jest offline  
Stary 27-10-2010, 01:09   #44
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Dziwne. Wpierw widział mnóstwo kolorów chaotycznie przeplatających się miedzy sobą, migających i powoli gasnących, by nagle całkowicie zaniknąć, pozostawiając po sobie czarną pustkę. Mroczną pustkę Pana Śmierci.

Wtem nagły błysk oślepiający jego oczęta oświetlił drogę, zdawało by się między wymiarową. Widział on wiele bram złocistych, mosiężnych i tych uboższych, drewnianych czy też ociosanych z grubych bloków kamieni. Mnóstwo portali do rajów przeróżnych wierzeń. I tych wielkich i małych. Widział także tłumy kłębiące się w portierni by oddać szatniarzowi swe odzienie i udać się czystym do odpowiednich drzwi. Widział krasnoluda o rudej brodzie ściskającego się z starszym, podobnym sobie. Widział ni to drowa, ni to kota wyrywającego się z objęć pajęczyny i na oślep biegnącego jak najdalej stamtąd by po chwili jakimś cudem wrócić na padół doczesny. Widział wiele twarzy nie znanych mu o oczach pustych i smutnych. Widział kres.

I jego wędrówka dobiegła końca. Jego stopy unoszące się na chmurkach niczym ruchomych platformach wylądowały n podeście prowadzącym do wrót z najczystszego złota jakie kiedykolwiek widział. Małe cherubinki latały wokół zdobień, a stary mężczyzna z długą brodą stał na przeciw klerykowi trzymając księgę i klucze. Na głowie miał starą czapkę wędkarską.
- Witaj. - przemówił donośnym głosem, przejmującym po szpik w kościach, ale i łagodnym i uspokajającym. - Tyś jest ten co to słowo pana szerzył na ziemskich łąkach i pastwiskach? - rzekł, a postronny i anonimowy podglądacz brata Michała mógł by złożyć raport, że wiara grubaska krąży wokół owiec. Tylko czemu?
- E no tak. Nawet dwa razy dziennie. - odpowiedział skromnie zakonnik.
- Dobrze wiec. Dostąpisz zaszczytu wiecznego życia w towarzystwie Jego. - rzekł po czym otworzył księgę i znikąd wyciągnął pióro i kałamarz, unoszące się w powietrzu.
- A mają tam befsztyki? - spytała nieśmiało pulchna duszyczka.
- Taaak. Myślę, że znajdzie się coś. - odpowiedział Peter - bo tak się zwał ów odźwierny - sam w myślach przełknął ślinkę.
- To ja się piszę na to...
- Zaraz! - nagły syczący głos powodujący drżenie niewiast i więdniecie kwiatków zatrzymał magiczne pióro Petera od wpisania nowego członka partii wędkarskiej. - Sprzeciw! Liberum veto! - rzekł mężczyzna który pojawił się na scenie. Długie, czarne włosy, sięgające mu do ramion powiewały na wyimaginowanym wietrze. Kozia, równie czarna, bródka sterczała mu zawadiacko z brody. Pomarańczowe oczy łypały podejrzliwie lecz i inteligentnie to na starca to na grubaska. Mężczyzna ubrany w żółty żupan i czerwony kontusz podszedł bliżej do nich, a każdemu krokowi w powietrzu towarzyszył stukot przybranych w czarne skórzane buty nóg. U pasa zwisały mu dwie karabele czy szable szlacheckie. - Jak to tak? Toż to tylko dusza ludzka może przekroczyć progi niebieskie. Nawet elf czy krasnolud mimo głębokiej wiary nie dostąpi tego, jak wy to określacie? Zaszczytu? Napisane w tym waszym dzienniczku jest: "I ojciec, będąc swym własnym dziadkiem, stał się wpierw córkom, lecz czując powiewy między nogami przybrał postać syna by pociąć się z żalu nad losami świata i następnie krzyż postawić przed pałacem Prezydenta by odkupić grzechy ludzkie." Ludzkie powiadacie. No to wara wam od niego. On jest mójjjjj - rzekł i położył swe ręce na ramionach kleryka, który zastanawiał się czy jednak nie woli ostrego barbecue od befsztyka.
- Ależ... I dusza ludzka upaść może z własnej woli i stoczyć się do czeluści piekielnych jeśli tylko słów pana nie przestrzega. Tako i człowiek może zostać ukarany piekłem wiecznym. Idąc twoim rozumowaniem: człowiek... - odrzekł spokojnie Peter.
- Dobrze... Jednak nie zrezygnuję tak łatwo z tej tłuściutkiej duszyczki, stary pryku. Załóżmy się o nią. - zasyczał szlachcic.
- Założyć się? Na jakich zasadach?
- Ej, a może ja sobie pójdę do innego nieba? - rzekł cicho i nieśmiało. Ponoć w Walhalli mają wieczną wyżerkę.
- Niech... pokona najsilniejszą i najpodlejszą bestję na ziemi... lub schudnie z sześćdziesiąt kilo. Wtedy jest wasz... Jeśli jednak nie... Ja go przygarnę - zaproponował ten "zły".
- Dobra, umowa stoi. Ma czas do śmierci. Następnej. A ty... wracasz, i nie zawiedź mnie. Powodzeniaaaaaa........
Znów spadał drogą niebieską, aż na samą ziemię.

***

Stał w pozycji bojowej. Gdzieś tu kręcili się ateiści. Źli ateiści... Bardzo źli ateiści. I byli czarni...
Pani R. zapytała grzecznie czy Michał nie zechciał by się z nią pobić. Kleryk spojrzał na nią od góry do dołu po czym sobie przypomniał słowa, niby odległe, a jednak tak bliskie. "Niech... pokona najsilniejszą i najpodlejszą bestję na ziemi...". Raz jeszcze przeskanował czarodziejkę. Nie. To nie będzie ona. Tylko... czemu mam pokonać takową bestyję? Za dużo chyba wody się nażłopałem...
- Nie, nie Panią chciałem bić i krucyfiksować. Toż to ateiści przeklęci... zresztą, oni też mogą poczekać. Na ognisku upiec coś by się zdało, a ja chętnie pomogę to skonsumować. - rzekł idąc za nią w stronę ogniska.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 27-10-2010, 18:12   #45
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Wszyscy; Ciemnoskórzy zaczepiani [podrywani?] przez Maginię demonstrowali właśnie swoje niezadowolenie, wykrzykując coś w dziwnym języku i wymachując swoimi patykami. Co jak co, ale choć te włócznie i łuki wyglądają prymitywnie, to jednak to plemię jakoś sobie przy ich pomocy radzi z przetrwaniem i dość prawdopodobne, iż potrafią zwykłym patykiem zrobić niezłe kuku. Magini tymczasem próbowała zapalić ognisko. Niestety, gdy tylko płomienie zajaśniały w jej dłoni, inkantacja została przerwana gdyż Magini rozproszyła się, a rozproszenie to było wywołane świstem strzały tuż obok jej głowy. Niezadowoleni czarnoskórzy, przed momentem potraktowani niemile podobną iskierką, postanowili dmuchać na zimne i właśnie chwycili za broń. Nie przestraszyła ich bojowa, antyateistyczna postawa Braciszka Michała [ani też, o dziwo, jego gabaryty]. Co więcej, Braciszek mógłby przysiąc, że w oczach tubylców zobaczył pływający napis „mięsko!”.

Na horyzoncie pojawili się kolejny ciemnoskórzy. Robiło się niebezzzzzaraz czy to Dirith ich prowadzi?!
Grupka Niezadowolonych powitała Podążających pobratymców zdumionymi spojrzeniami. Podążający zaczęli coś przemawia w uniesieniu, a co trzecim słowem było „szaimaaaa!”. Niezadowoleni tuż po dostrzeżeniu czarno-białego tygrysa stracili nagle cały zapal do mordowania Magini i nabrali zapału do kłaniania się Dirithowi!

Dirith zaprowadził ich do miejsca, gdzie mógł rysować na piasku. Sztuczka z pisaniem niewidzialnym narzędziem i wyczarowywaniem liter na poczekaniu wzbudziła kolejną falę zachwytu i radości u tubylców. Dirith rysował, tubylcy zerkali, robiąc mądre miny.
- Oooooo!
- Aranana kunkun oma!
- Jajajaja uno kamp for kinder fri łiks!
- ...*

* -Oooooo!
- Szkoda, że nie być tu szaman!
- Ja chodzić do szkoła 3 tygodnie, ja czytać! ...Szaima mówić...: my iść się kąpać do morza!
- Nyeee, my się kąpać trzy pełnia temu!
- Uuuu! To być ja!
- Nie, ty za gruba! To być moja!
- Ooo, włócznia!
- Jajaja, włócznia!
- Yhym!
- Szaima mówić: my iść wyrżnąć i zgwałcić drugie plemię! My ich zaskoczyć od strony morza!
- Szaima wielki, mądry plan!
- Jajaja!
- Do waszej wioski - powiedział Szaima, machając w stronę lasu, a następnie wskazując na narysowaną wioskę, mając nadzieję, że tym razem coś do nich dotrze, po czym przyglądał się reakcji.
- Szaima mówić; wyciąć ten las, nie lubię elfów!
- Jajaja, elfy złe!
- Złe, yhym!
- A moja nadal się wydawać, że Szaima chcieć odwiedzić nasza wioska!...*

Mężczyźni naradzali się [kłócili?] jakąś chwilę, aż wreszcie doszli zdaje się do porozumienia. Pan, z którym „rozmawiałeś” z poważną miną poklepał się w pierś i wskazał w las, po czym ruszył na przód. Pozostali ruszyli za nim gęsiego, a kiedy uszli kawałek obejrzeli się, czy za nimi idziesz. No cóż, poszedłeś...



Po chwili zauważyliście stojące w lesie chaty.



Wyglądały całkiem nieźle. Przy chatach pałętały się kozy i indyki. Kiedy docieracie do wioski i mieszkańcy zauważają was, z podekscytowanymi okrzykami zbierają się w centrum wioski. Docieracie na plac główny i Dirith zaczyna rozumieć, dlaczego ciemnoskórzy tak go polubili...



Przy placu głównym wioski stoją ogromne szczęki tygrysa wyrzeźbione w kamieniu! W ich centrum znajduje się hmmm tron...?


To chyba tutejszy szefo.

Zauważacie w wiosce więcej kamiennych motywów tygrysa, czy wielkiego kota.
http://www.chinatravelca.com/uploads...or_Grebnev.jpg

Stone by ~Midet on deviantART

Prowadzący was pochód zaczyna przemawiać w sobie tylko znanym języku do wodza na tronie. Wódz wybałusza gały, gapiąc się na Diritha z opadniętą szczęką. Gapi się na was zresztą całe plemię, otaczające was bojaźliwie ale ciekawsko.



Pojawia się szaman. Jak to klasyczny szaman, przybiegł w dziwnych, magicznych podskokach, wykrzykując [wyśpiewując?] coś magicznego.


- OoooOOoo! U nanana! – stwierdził patrząc na Diritha.
Podbiegł do wodza, skonsultował sytuację. Rozsypał na ziemi jakieś kamyczki, oglądał, wąchał, trącał je palcem, kiwał głową. Znowu skonsultował sytuację z wodzem. Następnie wystąpił przed milczącym tłumem plemienia.
- Szaima!!! – zakrzyknął, wskazując Diritha.
Reakcja tłumu była wybuchem emocji; radości, płaczu, uwielbienia, paniki, zachwytu. Kłaniali się, łkali [ze szczęścia?], przemawiali coś.
I zaczęła się impreza!
YouTube - Zulu Dance
Pełen szacunek dla umiejętności tych ludzi! Momentami nie byliście pewni, czy oni śpiewają „radujmy się” czy „zjedzmy ich na kolację!”
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 30-10-2010, 05:03   #46
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Tygrys widząc jak czarnoskórzy się naradzają miał nieodparte wrażenie, że kłócą się o wszystko co możliwe, oprócz pomysłu zaprowadzenia go do ich wioski. Nie mniej jednak, czekał cierpliwie. Wszak w ich wiosce może znajdować się ktoś bardziej rozumny, a przynajmniej na tyle rozumny, żeby zrozumieć co mówi. Dodatkowo w wiosce będzie pewnie więcej robotników.. znaczy się ludzi, który bardzo chętnie mu pomogą szukać księgi. A jeśli nie będą chętni? No cóż, wtedy trzeba będzie zastosować inne metody, aby uświadomić im jak bardzo są chętni do pomocy. Poza tym będzie ich tam pewnie więcej, czyli szybciej się uwiną z robotą.
Kiedy w końcu doszli do jakiegoś wniosku, co można było stwierdzić po znacznym uciszeniu się tutejszej ludności wreszcie jeden z nich podjął jakieś konkretne działania. Dodatkowo były to w pełni oczekiwane działania w postaci wyruszenia do.. miejmy nadzieję ich wioski. Lub według Diritha - lepiej niech zaprowadzą do swojej wioski bo drugi raz tłumaczyć nie zamierza.

Na szczęście po paru chwilach dało się zauważyć jakieś chaty lub lepianki, czy też inne zabudowania świadczące o tym, że ludzie dobrze zrozumieli przekaz rozrysowany na piasku.
Idąc spokojnie za przewodnikami likantrop oglądał uważnie wszystkie mijane budynki zastanawiając się ilu tu może mieszkać ludzi i jak szybko uda im się odnaleźć to czego szuka... Tutaj dobyło się z brzucha tygrysa ciche burczenie.. albo zorganizować coś do jedzenia. Wszak po walce z krakenem nic nie jadł, w dodatku prawie od razu po ocknięciu się ponownie przemienił się w jedną ze swoich form co tylko sprawiało, że stawał się coraz bardziej głodny.
Jednak mimo to mroczny elf nie przeoczył kocich, czy też tygrysich motywów znajdujących się w wiosce.
- No, i to też mi się podoba. - mruknął cicho pod nosem idąc z dumnie wyprostowanym łbem i uśmiechem na pysku.
Kiedy zaczęło się zamieszanie zaczął rozglądać się jeszcze uważniej i dostrzegł jednego gościa ubranego trochę inaczej niż inni, mogącego być tutejszym wodzem. Sytuację tę szybko potwierdził inny typem idący w dziwnych podskokach, których nie powstydziłby się żaden szanujący się szaman. Obydwoje wyżej wymienieni szybko zaczęli coś konsultować ze sobą, czyli na pewno to oni stali na czele tej wioski i jak to w takich przypadkach bywa, to oni pewnie byli tutaj najmądrzejsi i mogli trochę więcej zrozumieć z mowy Diritha niż wcześniej napotkana grupa ludzi.
Jednak zanim drow miał okazję przemówić, szaman okrzyknął go mianem jakimś szaimą i zaczęły się jakieś plemienne tańce. Nie żeby to mu przeszkadzało, ot jeśli dzięki temu żwawiej będą wykonywać polecenia, to niech go tak nazywają.
Zdziwiła go jednak nieco paniczna reakcja niektórych ludzi, jednak to nie miało teraz większego znaczenia.
Dirith opatrzył przez chwilę na to co zaczęli wyprawiać lokalni mieszkańcy, po czym zdecydował się w końcu przejść do rzeczy i spróbować załatwić to co miał tu do załatwienia. Podszedł więc do człowieka wyglądającego na wodza i zaczął spokojnie mówić.
- Ty jesteś wodzem tej wioski? Całkiem nieźle urządzona szczerze mówiąc. Ale może by tak czas urządzić małą ucztę? Bo jestem dość mocno głody. - kończąc uważnie się mu przyglądał aby stwierdzić, czy w końcu trafił na kogoś potrafiącego zrozumieć co mówi.

- Ooo! - szaman chyba co nieco skumał. - Szaima mówić!!! Szaima wielki!!! - przez moment odwalał znowu swoje szamańskie tańce radości po czym skonsultował się z wodzem. - Uczta dla Szaima, tak!
Wódz skinął na kogo trzeba i paru mężczyzn pobiegło czym prędzej po jakieś żarełko, zdaje się.
- Świetnie, a wiesz gdzie znajdują się inne osady, a najlepiej jakieś miasto?
Szaman słuchał uważnie, jak natchniony. Chyba rozumiał co drugie słowo, ale zawsze coś.
- Osada tu - wskazał ręką wokół. - Drugie plemię tam - wskazał w las. - Witać w nasza osada, Szaima, my czcić!
- To dobrze. - odparła tygrys z uśmiechem prezentując zestaw kłów. - Chciałbym waszą wioskę poddać jednej próbie, jednak póki co wydaje mi się, że teraz byłby najlepszy czas na wyprawienie jakiejś uczty.
- Uczta, tak! -
zapewnił i ponaglił wodza, ten ponaglił pachołków itd itd.
Dirith pokiwał więc z zadowoleniem głową widząc, że wszystko idzie zgodnie z planem, a przynajmniej najpierw będzie wyżerka i nabierze sił do przekonywania swych wyznawców do wypełnienia jego próby, jeśli ci nie zamierzaliby zrobić tego po dobroci.
Zatem na chwilę obecną nie pozostawało nic innego jak poczekać na rzeczoną ucztę. Czarny kot podszedł więc do wykutych w skałach tygrysich kłów, obejrzał je spokojnie po czym skoczył na skałę znajdującą się obok i odbił się od niej wskakując w ten sposób na wyrzeźbiony pomnik. Stojąc wyprostowany rozejrzał się dokładnie po horyzoncie chcąc zobaczyć czy nie ma w zasięgu wzroku czegoś ciekawego. Nie był to może najwyższy punkt w okolicy, jednak zawsze coś możne się udać zauważyć.
Kiedy już było to z głowy położył się spokojnie i nie mając nic lepszego do roboty oglądał tańce tubylców w oczekiwaniu na jakieś jedzenie.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 31-10-2010, 00:34   #47
 
Bartosh's Avatar
 
Reputacja: 1 Bartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znany
Orszak zbliżał się do wioski. Czuć było w powietrzu woń ogniska. Dzieciarnia bawiła się, rzucając kamieniami i zaschniętym krowim łajnem w dwa nabite na włócznie truchła zielonoskórych goblinów. Ursuson podszedł do Magini i Ryi, wskazując brodą na kotołaka. Ten szedł wyprostowany i dumny. Uniesiony wysoko ogon powiewał jak sztandar. Na kocim pysku widać było ogromne zadowolenie. Ursuson parsknął śmiechem. Pomyślał przez chwilę, aby wzorem dzieciaków podnieść zaschniętą grudę z ziemi i cisnąć w kierunku Drowa, lecz dewocyjne uwielbiający go Czarnoludzie mogliby wziąć to za obrazę i obrócić się przeciwko pozostałym członkom grupy.

Miejscowi cieszyli się, wyrażając to przez nieskładne krzyki i dziki taniec, pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Do wojownika doskoczył staruszek, i nie przerywając tańca krzyczał coś w swoim narzeczu, zupełnie niezrozumiałym dla Ursusona. Groteskowo szczerzył pozbawione zębów dziąsła.

- Miałem być teraz na zamku i dobierać się do dziewek służebnych, a nie siedzieć tu z wami, małpie ryje. Mam nadzieję że wichura zwieje wam te szałasy…

Ursuson mówiąc to, wyszczerzył zęby w uśmiechu i lekko podskakiwał, naśladując pozbawiony rytmu pląs starca. Staruszek, nie rozumiejąc go, sugerował się uśmiechem.

Zgrzał się nieco. Poczuł jak kiszki zwijają mu się w kolejny supeł a przeciągłe burczenie przebijało się nawet przez odgłosy plemiennych bębnów.

„Kiedy ja ostatnio jadłem?"

Odszedł na bok, rozglądając się po rachitycznych drzewach. Znalazł w końcu takie, które obrodziło brunatnymi owocami uwięzionymi w twardej lecz cienkiej skorupce. Zerwał jeden i szybko skruszył. Już miał wkładać do ust podejrzany owoc, gdy na jego ręce zawisł jeden z dzieciaków. Wojownik spojrzał na ramię, szukając przyczyny niestandardowego balastu. Chłopak, uniesiony w górę odskoczył, po czym pokazał na owoc, i teatralnie udając że je, wywraca nagle oczami, wystawia język i trzymając się za gardło pada na ziemię.

„Cholerstwo jest zatrute. Dzięki, młody”

Ursuson odrzucił owoc i wytarł dłoń w trawę. Młody pobiegł gdzieś. Wrócił po kilku minutach niosąc na dużym liściu kilka pieczonych pędraków. Chwycił jednego i szybko zjadł, jakby prezentując. Ursuson był tak głodny, że niewiele myśląc chwycił garść robactwa i wpakował sobie do ust. Smakowały jak drób.

Wojownik uśmiechnął się, myśląc gorączkowo jak mógłby się odwdzięczyć. Nagle za linią krzaków zauważył spadek. Piaszczyste zbocze łagodnie opadało w koryto starej rzeki, po której zostało teraz niewielkie pasemko błota. Popatrzył na trzymaną w ręce prymitywną tarczę i wpadł na pomysł.

- Teraz pokaże wam, jaką to zabawę wymyślił kiedyś pewien głupek, Tony Jaszczomb.

Położył tarczę na skraju piaszczystego stoku, po czym stanął na niej, stopy wkładając w uchwyty na rękę. Balansując ciałem przechylił się. Deska sunęła po czerwonawym piachu. Zsunął się kilka metrów, starając się zachować równowagę, W końcu wyhamował.
Dzieciarnia wiwatowała. Wojownik chwycił tarczę i z trudem wracając pod górę, wiwatował razem z dzieciarnią. Tarcza powędrowała w ręce chłopaczka, który odwiódł go od zjedzenia trującego owocu. Ten od razu zabrał się do dzieła, zręcznie powtarzając wszystkie czynności. Zsunął się kilka metrów, po czym stracił równowagę i runął na ziemię. Wstał, podniósł tarczę i zarechotał – odpowiedziały mu pozostałe dziecięce głosy. Ursuson spokojnie oddalił się, nie chcąc przeszkadzać w zabawie.

„Zobaczymy co u Koteczka...czyżbym słyszał coś o żarciu?”
 
__________________
Bar pod Martwym Mutkiem - blog Neuroshima RPG. Link w profilu. Serdecznie zapraszam!
Bartosh jest offline  
Stary 31-10-2010, 18:25   #48
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Hakuna matata. Boombachaka.
Ciekawe, czy tak odparliby Timon i Pumba, gdyby trafili w sam środek afrykańskiej imprezy na cześć Diritha, który został ogłoszony Szaimą. Biedny guździec zostałby z pewnością wybrany na króla obiadu, a surykatka główną przekąską tego happeningu i taka właśnie hipoteza przyświecała Magini. I przybyszom przyswiecalo widmo skonczenia jako popularny przysmak w tutejszych okolicach.
A jak się wchodzi miedzy czarnych, to trzeba być tak czarnym jak oni. Niestety, R. nie miała się czym uczernić. Może i tam drobnymi grzeszkami, co rzekomo zmieniają kolor serca na czarny, jednak skóry to nie przefarbowywało.

- Ci to mają rytm, trzeba przyznać - szepnęła do Ryi. - Spróbuj coś do nich zagadać.

Później zobaczyła, jak Ursuson przygotowuje się do obalenia Bear'a Grylls'a. Prowadził obecnie program "Szkoła Przetrwania" w wersji on live i granatowowłosa przyznała, że radzi sobie całkiem dobrze, choć skrzywiła się, kiedy zjadał robaki. W tym momencie skojarzył się jej z ogrami. Nie zjadłaby w życiu czegoś takiego, brzydziła się takim ustrojstwem. Robactwem zajadała się biedota, a nie takie gryzipiórki, jak pani Magini.

Stała w oddali od tych... brudasów. Słońce chyba nie tylko dało się im w skórę, ale także na rozum. Kto to bowiem widział czcić koty? Jeśli w grę wchodziła kwestia kotów, to znakomicie sprawdzały się jako pieczeń, a pani R. lubiła z sosem własnym i papryczką chili do tego. Wszak granatowowłosa słyszała o dalekim kraju, gdzie ludzie właśnie czcili koty, a gdy ktoś takiemu czworonogowi zrobił krzywdę, to wtrącano delikwenta do więzienia.
Dirith nie mógł w tym przypadku zostać zjedzony, a żółtooką dopadł Mały Głód w wersji XXL, a tutaj Danio nie pomogłoby, bo ono chowało się za sałatą, a sałaty tutaj nie rosły.
Izolowała się od tutejszej gawiedzi razem z braciszkiem, który także nie lubił tych ateistów wedle stereotypu konsumujących osiołki i przybyszów zza wyspy.
- Welcome to the hell, brother, jak to powiadają postronni - skomentowała zajście Magini. Nie dołączyła do tańca dzikusów. - Przeszłabym się po okolicy i sprawdziła tutejszą roślinność. Może znajdzie się gdzieś tu jaka ciekawa krzewina.

- Za dużo ateistów. Za dużo. - rzekł kręcąc głową, po czym dodał po cichutku - to ja już wolę tą walhalię... Jeśli nie przeszkadza Ci to będę ci towarzyszył. Wolę ni przebywać zbyt blisko tych ludzi. Nie wiadomo czym można się zarazić...

- Nie przeszkadza mi to ani trochę.
Dodała po chwili, poprawiając bezpalczaste, czarne, skórzane rękawiczki.
- Nawet gdyby jeden tutaj przybył i to agresywny, to za swoje zachowanie dostanie odpowiednią nagrodę.
Coś się natychmiast jednak Magini przypomniało. Poprawiła fryzurę; zarówno srebrne klamry, jak i włosy ułożyły się znacznie lepiej. Jednak podczas układania włosów braciszkowi zdawało się, że jego oczy wyłapały róg wyrastający z lewej skroni kobiety.
- Mam pytanie, braciszku - odezwała się po małej poprawce Magini. Róg już nie był widoczny. - Co można robić na tym "wiecznym zbawieniu"? Wspomniałeś, że w Piekle ponoć grillują. Czy to jest zatem coś w rodzaju detoksu [po libacji]?

- Chmm - zamyślił się chwilkę po czym przypomniał sobie ostatnie chwile nie życia - w sumie to przychodzi taki wysoki brunet z kozią bródką i ubrany jakby szlachcicem był. No i zaciąga on do takiej nieprzyjemnej krainy, gdzie małe, czarne impy gotują dusze ludzkie na ogniu. No i czasami zdarza się, że ci najbardziej źli spośród złych muszą na wieczność w kolejce do Złego Urzędu Społecznego stać i druk 22.2 wypełnić. Chmm detoks? raczej wieczny głód, a co? - zaciekawił się czemuż to go o to wypytuje.

A pani Magini wiele miałą na to powodów, lecz wielu z nich nie mogła zdradzić temu lubieżnemu, acz sympatycznemu grubaskowi.
- A co to za ten jeden z bródką? - zaciekawiło to wyraźnie panią czarnoksiężnik. - Po co te dusze ludzkie gotują, jak one nie mają większej wartości energetycznej? Ja rozumiem, że kryzys i ten tego, no ale... trochę to nieopłacalne jest ich gotowanie...

- A skoro na tym zbawieniu tylko głód jest i w ogóle, nie ma grilla ani trunku, to ja tam iść nie chcę. Brzmi jak nuda.

-Nie! Źle mnie zrozumiałaś - krzyknął kleryk w duchu przeklinając swe niskie oceny z Ewangelizacji. Zawsze spał na wykładach, a na ćwiczeniach ściągał. Oj żałował teraz, żałował - Nuda i głód to w piekle panuje, a ten z bródką... nie przedstawił się w sumie - rzekł zamyślony. - Chmm my go Luckiem nazywamy, ale to wszetecznik nie słychany to i kłamać mógł gdy Mój'o'rzesz KrzakMi'sie'hajczy spotkał go na wysypisku odpadów. Zaś zbawienie... mają tam befsztyk i piwo miodowe. A i ponoć kaktusówkę, cytrynówkę i kokosówkę pewna grupa młodych duszyczek, co podczas nauki umarła, w jednym dziale produkuje za osiemnaście złociszy od litra. No dosłownie niebo.

Fizys Magini obrał się w zamyślenie, a zarazem i przygnębienie. Pokręciło jej się w głowie.
- Jak może być nuda i głód, jak tam grillują na okrągło, nawet w dobie kryzysu diaboły wykorzystuja ludzkie dusze do ogrzewania, gotowania i dreczenia? Już mnie w błąd nie wprowadzaj, braciszku - pogroziła mu palcem i rzekła lekko buńczucznie. - Coś mi się jednak zdaje, że moje sake wam zaszkodziło. Opowiedzcie jednak mi więcej o tym Lucyferze, jak go ludy postrzegają?

- Oj, jaki błąd? Toż to mówie, tylko coś nie po kolei zacząłem. Znaczy sie od dupy strony. - mnich trochę się załamał i usilnie starał się sobie przypomnieć co też koledzy mu mówili przed egzaminem końcowym. Wtem sobie przypomniał jak czytał streszczenie streszczenia Nauk dla topornych - To jest tak. W niebie masz befsztyki i alkohol. Jak się dobrze zakręcić to i karczek jaki się znajdzie czy piwo i wino. Jak sie ma znajomości to nawet i ptasie mleczko się skołuje. W piekle jest źle. Znaczy tam głód i nuda, a dusze się piecze co by ogrzewanie w niebie było i na czym tego befsztyka upiec się dało. Czyli piekło jest bee - zakończył dumny z siebie.

Pani machnęła na to ręką. Kleryk najwyraźniej gubił się we własnych wyznaniach, przez co Magini straciła orientację co do tematu, który to nieudolnie braciszek starał się rozwinąć i doprowadzić go przy tym do końca.
- Jakkolwiek. Wygląda na to, że sama kiedyś będę musiała wyprobować [to na własnej skórze]. Jeśli mi tam nie spasi, to najwyżej stamtąd ucieknę.

- Obyś nie za szybko w bramy niebieskie zapukała - dodał z miną mędrca. Poklepał się po brzuchu, po czym dodał - głodny coś się zrobiłem. Przydało by się cosik na ząb wrzucić. Co ty na to?

- Jak na lato - usmiechnela sie zadziornie. - Co powiesz na Boombachakę? - skinela glowa na stojącego nieopodal szamana.
- A to sie je? Jeśli tak to bardzo chętnie. - wtedy zobaczył na co skinęła - yyyy chyba nie chcesz JEGO zjeść?
Zobaczył, że jejmość wskazuje na szamana wioski.
- A co? To też mięso, tyle że czarne. Może o smaku czekolady?
- Chmm, w sumie to czemu nie... Masz może sól?
- Woda była słona, to z niej można byłoby uzyskać sól.
- To co, ty go zagadaj, a ja go od tyłu w łeb.
- Dobra.
Magini spojrzała na rosnące nieopodal rośliny. Nuż taka diablica wewnętrzna sama zaczęła ją kusić do pewnego czynu.
- Hmm... chyba mam nawet plan - zaśmiała się w duchu diabolicznie.

'Boombachaka' znalazł się w zasięgu duetu złożonego z pani Magini i braciszka Michałka.
- Howgh, wodzu - zawołała do szamana. - Możecie mi powiedzieć - wskazała na krzewinkę. - co to za roślina?
I wskazała palcem na pierwszą lepszą bylinę, jaka padła w zasięgu mrocznej mocy wskazującego palca.

A wodzu na to odparł:
- To można jeść - wskazał owoce. - Dobre na siku. I się malować.

Przeszli następnie kawałek dalej, oddalając się od Ryi.
R. miała na celu kolejny 'krzaczek'.

- A ta, wodzu? - pani wskazała na to coś palcem. Jednocześnie czekała na dogodny moment, kiedy braciszek przystąpiłby do działania.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 31-10-2010, 19:17   #49
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kiti obserwowała ludzi na plaży. Gromadka była ciekawa i nie sprawiała wrażenie zespołu marynarzy. Musieli ot być pasażerowie statku podążający do zamku na wyspie. Spodziewano się tam statku z dostawą różnych produktów, a statek po prostu nie dotarł. Jegomość z symbolami wiary gramolił się zwody. Czyżby także kleryk? Zapewne, choć teraz zajęty był bardziej wdrapywaniem się na skały nim leczeniem kogokolwiek. Tym bardziej że o dziwo większość rozbitków była w niezłej formie. Kiedy zjawili się ciemnoskórzy kobieta zademonstrowała co potrafi, tym samym przyznając się do swojej profesji. Zajmowała się magią. Jej pokaz magicznych sztuczek i iskier nie przypadł do gustu tubylcom i zaczęli wymachiwać bronią. Kiti była sceptycznie nastawiona co do zaczepiania tutejszej ludności. Plemię było pokojowo nastawione i nie należało tego zmieniać. Przez chwilę zastanawiała się czy nie uleczyć kogoś by wywołać znów snop światła z nieba. Taki pokaz mógł tubylców uspokoić i zachwycić jak i przestraszyć i rozgniewać jeszcze bardziej. Chciała odwrócić uwagę tubylców od rozbitków ale kobieta drażniąca ich zdawała się prosić o kopniaki. Kiti nie chciała przy tym żeby cała plemię pognała za nią, nosili skory zwierząt i kto wie czy któryś nie zechciałby futerka z białego wilka. Sytuacja stałą się bardziej dramatyczna kiedy na plażę wrócił Dirith. Szło za nim więcej ciemnoskórych i Kiti pomyślała, że albo drow sprowadził ich tu aby wraz z nimi sobie poucztować, albo ciemnoskórzy pojmali go i wrócili po resztę. Jak zawsze, w sprawach drowich, Kiti grubo się myliła. Dirith wcale nie był jeńcem, wręcz przeciwnie, on ich tu przyprowadził niemal jako dowódca! Szli za nim hołdując mu na każdym kroku. Tu znowu widziała dwie możliwości, albo drow pokazał co potrafi i ci ludzie bali się o swoje życie i wioskę, albo spodobało się im jego nietypowe futro i ogromne jak na tygrysa rozmiary. W każdym razie przybycie Diritha uspokoiło sytuację i zażegnało spór z magiczną kobietą. Kiti znów nie dowierzała temu co widzi, drow zaprowadza pokój! Dirith coraz bardziej ją fascynował, ta chimera zdolna była chyba do wszystkiego! I to było na swój sposób naprawdę przerażające.

Ruszyła w ślad za grupą, kiedy podążali za ciemnoskórymi przez las. Szła w bezpiecznej odległości poprzez chaszcze, cichutko i ostrożnie, pozostając niezauważoną. Dotarli do wioski i od razu rzuciły się jej w oczy wyrzeźbione w kamieniu szczęki tygrysa. Tygrysie posągi również świadczyły o tym jak tutejsze plemię lubi duże koty i dlaczego polubili Diritha. Tańczyli i świętowali jakby ich bóg zstąpił na ziemię. Dirithowi bardzo podobała się cała sytuacja i Kiti odetchnęła chwilowo. Póki mu się podoba raczej nikomu flaków nie wypróbuje ani tubylcy nie będą znów do nikogo strzelać. Lepiej w ten sposób naciągać tych ludzi nim przynosić im drowi gniew. Zresztą Szaima-Dirith zażądał póki co jedynie jedzenia, co było nieszkodliwym gestem w porównaniu do tego co mógł tak naprawdę wykombinować. Kiti obserwowała tańce i swawole, skupiając się na tym co robi Dirith. Musi wyjaśnić co ten drow tu robi i jakim cudem przeżył! Musi dowiedzieć się, co on kombinuje! A poza tym... to była jedyna cząstka jej Watahy i niewidzialna siła ciągnęła ją niczym za smycz, w ślad za Dirithem...
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 01-11-2010, 17:29   #50
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Michał na gościnność czarnych skazany...

Ich towarzysz zamieniony w postać tygrysa - swoją drogą te piekielne sztuczki mroku zapewne były dziełem Szatniasty i trzeba by było powiadomić święto Ofukcjum co by pogawędkę z nim przeprowadziło - przyprowadził jeszcze więcej ateistów, skaczących i podskakujących z ekstazy jakby doświadczyło zstąpienia ducha śpiącego.

Michał zarzucił swój krzyż na ramię...

... i ruszyli za bandą dzikusów z dzidami wierzących w innego dzikusa z zębiskami i kłąmi. Normalka. Wpakowywać się w rozwarte szczęki czarnego plemienia wierzących w koty i inne zabobony to było to co każdy szanujący się misjonarz potrafi. Uciec z godnością i co więcej życiem umieli tylko ci doświadczeni.

Michałowi zaburczało w brzuchu po raz pierwszy

Jak się okazało, zachowanie mudzynków nie było agresywne. Nie widział nigdzie powieszonych zakonników czy białych ludzi. Zapewne słowo boga tu jeszcze nie dotarło. Albo byli zjadani.
Co prawda ciała zielonych skubańców świadczyły o potędze militarnej jaką stanowiło plemię na tych ziemiach, ale te małe piekliszcza na pewno nie miały równie dobrych zamiarów co brygada rozbitków.
Braciszek trzymał się trochę z tyłu. Był w samym sercu wrogiej bazy wojskowej, gdzie źli pierwotni innowiercy szkolili małe murzynki by te negowały wiarę w jednego boga. Czuł się przytłaczany.

Michał spotyka R. towarzyszkę swoją

Jedyną osobą jaką znał z całego ich towarzystwa był czarodziejka. Magini jakoż również nie przychylnym wzrokiem patrzała na to zgromadzenie dzieci słońca. Postanowili wyruszyć razem byle dalej od tych z przegrzaną główką.
Wycieczka ziołoznawcza była idealnym pretekstem by opuścić niechciane towarzystwo.

Lucek z ZUSu pomaga nieść krzyż Michałowi

- Wydaje mi się, że uda mu się dokonać tego wyczynu. Prawdopodobnie przegrasz zakład. - starzec w czapce wędkarza rzekł spokojnym tonem po czym włożył do ust kolejną garść popcornu.
- Nie wątpię w to. - odpowiedział mu szlachcic.
- To czemuż się zakładałeś? - zdziwił się Peter
- Lata w Złym Urzędzie Społecznym nauczyły mnie tego i owego - odrzekł, a wargi mu lekko drgały niczym powstrzymywane od szlochu.
- To musiało być okropne, wyżal się stary. Mnie możesz wszystko powiedzieć.
- Chlip... zaczęło się już na studiach gdy musiałem iść do dziekanatu...
Po czym zapadła grobowa cisza...

Pani R. ukazuje twarz Michałowi

Rozmowa o aspektach wiary lekko zmęczyła Michała. Nie to, żeby go ów temat nużył, ale usilne staranie się przypomnieć co też wykładowcy w seminarium biadolili sprawiło wystąpienie kilku kropelek potu na jego czole. Do tego czynniki rozpraszające uwagę...
Podczas rozmowy magini przeczesała włosy ręką ukazując swą diabelska lub kozią naturę. Niestety - albo na szczęście - uszło to uwadze zakonnikowi, gdyż mimo wszystko czarodziejka była kobietą o nie przeciętnych walorach oddechowych, a wciąż mokra koszulka...
Każdy mógł by nie dostrzec niewielkich różków przebijających się przez włosy kobiety, w takich warunkach. No... każdy mężczyzna.

Michałowi zaburczało w brzuchu po raz drugi

Wtem wpadł na genialny pomysł. Jego ulubioną dziedziną zawsze była kuchnia. I tak na przykład kuchnia klasztorna nigdy nie miała przed nim żadnych tajemnic, a zasady wiary w jedzenie przyswoił niczym sucha gąbka kroplę wody. Sam nawet zamierzał napisać książkę "Jedz jak Jeszua, czyli jak przeżyć trzydzieści trzy lata". Dlatego począł porównywać piekło i niebo do jedzenia i picia. Tak. W tym zawsze był dobry. Niestety, kusząc R. niebiańskimi smakołykami stał się nagle taki głodny...

Michał pociesza kiszki marsza grające

Ssanie. Niczym czarna dziura przepływająca przez wszystkie cztery komory i trawiące niedobitki z nieżywych już posiłków. Niczym otchłań próbująca wchłonąć samą siebie doprowadzając do autozagłady. Był głodny. Głooodnyyy...

Michałowi zaburczało w brzuchu po raz trzeci

Tego już było za wiele. Dobrze, że czarodziejka nie drążyła już więcej tematu życia po śmierci i zeszli na bardziej przyziemne sprawy. Jedzenie. Tak. Tego jednak za wiele nie było w pobliżu. Jedno tylko mięsko biegało sobie opodal. I to on stał się celem ataku zgłodniałego duetu Brygady Michał-R.

Michał z cnót obnażony

Zgodził się. A co miał zrobić? Wszystkie żołądki wojnę partyzancką mu zaczęły domagając się swych praw i czegoś na ząb. A co on krowa jakaś co by trawę zeżreć? Nie, mięso musiało być. A że czarne? To może i krócej piec się będzie.

Michał krzyżem przybijający

Niczym słoń w baletkach baletnicy skradający się w bezkresnej przestrzeni z wytłumionymi dźwiękami Michał zachodził go od tyłu. Udając co to niby ogląda co ciekawsze okazy roślin, ustawił się tak, by uderzać ino roz. Gdy był już za ofiarą wyprostował się, a jego postura pochłonęła wręcz ciało chudego murzyna. Uśmiech niczym demona rozjaśnił usta mnicha, a cień padający na człowieka mógł przyprawić o dreszcze. Zamachnął się. Krucyfiks zawsze niósł śmierć.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172