Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2010, 23:24   #4
Rychter
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
Śmierć zajrzała w oczy i nie pozwoliła zerwać kontaktu wzrokowego. Lubujący się w urokach doczesnego żywota, szczupły, krótko ścięty mężczyzna, o kruczoczarnych włosach i ostrych rysach twarzy nie wytrzymał. Żołądek nie wytrzymał, jego skąpa zawartość opuściła ciało więźnia lądując na deskach podestu. Już myślał, że to koniec. Jednak przewrotny los wyciągnął w stronę idących na dno skazańców brzytwę, cień szansy, promień nadziei… kolejną szansę by umrzeć. Skazańcy wpadli z deszczu pod rynnę, groteskowe bestie masakrowały tłum, ziemia uciekała spod stóp. Myvern nigdy nie marnował okazji, rzucił się do ucieczki, byle dalej od tego piekła. Skoczył do przodu i poczuł potężne szarpnięcie.

– Co jest do kurwy…?!

Nie zdążył dokończyć, zleciał z podestu i wylądował na twardym zimnym bruku, skropionym ciepłą jeszcze krwią. A na nim wylądowała przyczyna tego upadku. Długowłosy mężczyzna, przykuty do Myverna. Cóż, Solettan był przyzwyczajony do działania w grupie, jednak tak ścisłej kooperacji nie przewidział. Musiał szanować partnera, uważać na niego, ponieważ wleczenie za sobą trupa drastycznie zmniejszyłoby szansę.

– Kolego, zejdziesz sam, czy mam cię zrzucić?

Jegomość zeskoczył a Myv kontynuował:

– Chcemy, czy nie, jesteśmy na siebie skazani. Musimy się jakoś wydostać z tego gówna. Jestem Myvern. – w tym momencie obejrzał kajdany.

Rozejrzał się, wyciągnął ręce i niezgrabnie chwycił halabardę ze złamanym drzewcem.
To zimna stal, dość krucha. Łańcuch, który nas łączy jest kurewsko gruby, jednak tym czymś powinniśmy rozbić ogniwa łączące bransoletki w pary. Podróżować będziemy razem, ale wolne ręce to już coś. Jednak odłóżmy to na później, bo się usmażymy.

Otwarta klapa w podeście, tam gdzie przed chwilą dyndał Erik, była pusta.

~ Pewnie go zeżarło…~

Wyczuł poruszenie nad głową, zlokalizował ruch, wyważył jedną z klap, wieka opadły, ujrzał Kerin i resztę skazańców. Szybko wystawił głowę przez klapę by zwrócić jej uwagę.

– Hej Ker! Ker!

Po czym nie za głośno, ale tak, by go usłyszała powiedział:

- Widzimy się „Pod Dębową Beczką”! To bezpieczne miejsce!

Już miał zniknąć pod podłogą, kiedy zobaczył przyczynę zamieszania.

– Jeszcze moment kolego!

Położył się na ziemi i wyważył sąsiednią klapę. Przez otwór wpadły nogi ożywień ca. Na wszelki wypadek sprzedał mu jeszcze kopniaka w krocze i solidny cios w nogi. Przetoczył się po ziemi, podniósł się z pomocą towarzysza i powiedział.

– Spadamy stąd. Kierujmy się w stronę Komendy straży miejskiej.Tam powinni trzymać nasze fanty, wiem nawet gdzie. Jest zamieszanie, to będzie pestka. Mam nadzieję, że nie będziesz się sprzeciwiał, bo nie zostawię moich ostrzy psom. To… hmm… pamiątka rodzinna…
 
Rychter jest offline