Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2010, 01:09   #44
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Dziwne. Wpierw widział mnóstwo kolorów chaotycznie przeplatających się miedzy sobą, migających i powoli gasnących, by nagle całkowicie zaniknąć, pozostawiając po sobie czarną pustkę. Mroczną pustkę Pana Śmierci.

Wtem nagły błysk oślepiający jego oczęta oświetlił drogę, zdawało by się między wymiarową. Widział on wiele bram złocistych, mosiężnych i tych uboższych, drewnianych czy też ociosanych z grubych bloków kamieni. Mnóstwo portali do rajów przeróżnych wierzeń. I tych wielkich i małych. Widział także tłumy kłębiące się w portierni by oddać szatniarzowi swe odzienie i udać się czystym do odpowiednich drzwi. Widział krasnoluda o rudej brodzie ściskającego się z starszym, podobnym sobie. Widział ni to drowa, ni to kota wyrywającego się z objęć pajęczyny i na oślep biegnącego jak najdalej stamtąd by po chwili jakimś cudem wrócić na padół doczesny. Widział wiele twarzy nie znanych mu o oczach pustych i smutnych. Widział kres.

I jego wędrówka dobiegła końca. Jego stopy unoszące się na chmurkach niczym ruchomych platformach wylądowały n podeście prowadzącym do wrót z najczystszego złota jakie kiedykolwiek widział. Małe cherubinki latały wokół zdobień, a stary mężczyzna z długą brodą stał na przeciw klerykowi trzymając księgę i klucze. Na głowie miał starą czapkę wędkarską.
- Witaj. - przemówił donośnym głosem, przejmującym po szpik w kościach, ale i łagodnym i uspokajającym. - Tyś jest ten co to słowo pana szerzył na ziemskich łąkach i pastwiskach? - rzekł, a postronny i anonimowy podglądacz brata Michała mógł by złożyć raport, że wiara grubaska krąży wokół owiec. Tylko czemu?
- E no tak. Nawet dwa razy dziennie. - odpowiedział skromnie zakonnik.
- Dobrze wiec. Dostąpisz zaszczytu wiecznego życia w towarzystwie Jego. - rzekł po czym otworzył księgę i znikąd wyciągnął pióro i kałamarz, unoszące się w powietrzu.
- A mają tam befsztyki? - spytała nieśmiało pulchna duszyczka.
- Taaak. Myślę, że znajdzie się coś. - odpowiedział Peter - bo tak się zwał ów odźwierny - sam w myślach przełknął ślinkę.
- To ja się piszę na to...
- Zaraz! - nagły syczący głos powodujący drżenie niewiast i więdniecie kwiatków zatrzymał magiczne pióro Petera od wpisania nowego członka partii wędkarskiej. - Sprzeciw! Liberum veto! - rzekł mężczyzna który pojawił się na scenie. Długie, czarne włosy, sięgające mu do ramion powiewały na wyimaginowanym wietrze. Kozia, równie czarna, bródka sterczała mu zawadiacko z brody. Pomarańczowe oczy łypały podejrzliwie lecz i inteligentnie to na starca to na grubaska. Mężczyzna ubrany w żółty żupan i czerwony kontusz podszedł bliżej do nich, a każdemu krokowi w powietrzu towarzyszył stukot przybranych w czarne skórzane buty nóg. U pasa zwisały mu dwie karabele czy szable szlacheckie. - Jak to tak? Toż to tylko dusza ludzka może przekroczyć progi niebieskie. Nawet elf czy krasnolud mimo głębokiej wiary nie dostąpi tego, jak wy to określacie? Zaszczytu? Napisane w tym waszym dzienniczku jest: "I ojciec, będąc swym własnym dziadkiem, stał się wpierw córkom, lecz czując powiewy między nogami przybrał postać syna by pociąć się z żalu nad losami świata i następnie krzyż postawić przed pałacem Prezydenta by odkupić grzechy ludzkie." Ludzkie powiadacie. No to wara wam od niego. On jest mójjjjj - rzekł i położył swe ręce na ramionach kleryka, który zastanawiał się czy jednak nie woli ostrego barbecue od befsztyka.
- Ależ... I dusza ludzka upaść może z własnej woli i stoczyć się do czeluści piekielnych jeśli tylko słów pana nie przestrzega. Tako i człowiek może zostać ukarany piekłem wiecznym. Idąc twoim rozumowaniem: człowiek... - odrzekł spokojnie Peter.
- Dobrze... Jednak nie zrezygnuję tak łatwo z tej tłuściutkiej duszyczki, stary pryku. Załóżmy się o nią. - zasyczał szlachcic.
- Założyć się? Na jakich zasadach?
- Ej, a może ja sobie pójdę do innego nieba? - rzekł cicho i nieśmiało. Ponoć w Walhalli mają wieczną wyżerkę.
- Niech... pokona najsilniejszą i najpodlejszą bestję na ziemi... lub schudnie z sześćdziesiąt kilo. Wtedy jest wasz... Jeśli jednak nie... Ja go przygarnę - zaproponował ten "zły".
- Dobra, umowa stoi. Ma czas do śmierci. Następnej. A ty... wracasz, i nie zawiedź mnie. Powodzeniaaaaaa........
Znów spadał drogą niebieską, aż na samą ziemię.

***

Stał w pozycji bojowej. Gdzieś tu kręcili się ateiści. Źli ateiści... Bardzo źli ateiści. I byli czarni...
Pani R. zapytała grzecznie czy Michał nie zechciał by się z nią pobić. Kleryk spojrzał na nią od góry do dołu po czym sobie przypomniał słowa, niby odległe, a jednak tak bliskie. "Niech... pokona najsilniejszą i najpodlejszą bestję na ziemi...". Raz jeszcze przeskanował czarodziejkę. Nie. To nie będzie ona. Tylko... czemu mam pokonać takową bestyję? Za dużo chyba wody się nażłopałem...
- Nie, nie Panią chciałem bić i krucyfiksować. Toż to ateiści przeklęci... zresztą, oni też mogą poczekać. Na ognisku upiec coś by się zdało, a ja chętnie pomogę to skonsumować. - rzekł idąc za nią w stronę ogniska.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline