Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2010, 18:58   #10
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 2.- Łowy

Są takie noce, które budzą strach nawet w tygrysie, niekwestionowanym władcy leśnych ostępów.
Są takie noce, podczas których śmiertelnicy czują zew krwi i mordu.
Są takie noce, podczas których oni tańczą obłędnie w krwawych orgiach.
Są takie noce, podczas których lepiej nie wychodzić z domu.
Są takie noce, podczas których księżyc wydaje się mieć barwę... krwi.


I tak się pechowo złożyło, że to była jedna z tych nocy. Wpatrująca się księżyc Leiko podziwiała jego barwę. Taki księżyc zdarza się raz.. dwa... może trzy razy do roku.
I ponoć zawsze zwiastuje brutalną śmierć. Ale wielu bierze to za bajanie starych bab. Starych i tchórzliwych. Co one mogą wiedzieć, ne?
Przecież tak piękny księżyc nie może być złowróżbny? Chociaż... piękno i groźba mogą w jednej istocie, ne?

Póki co narada się zakończyła.
Kohen i Sogetsu ruszyli wraz z Jinzo na cmentarzyk. Kirisu i Leiko ruszyli patrolować ulice.
Podobnie Genba Hario. A przynajmniej tak można było sądzić.
Kupiec nieco nerwowymi kroczkami przemierzał miasto, będąc przewodnikiem dla dwóch łowców oni. Prowadził on ich właśnie w kierunku cmentarza.
Czyż mógł go spotkać bardziej przerażający sposób spędzania nocy? Jinzo nie był głupcem. Wiedział że bardziej bezpieczny już być nie może. Bowiem w mieście w którym grasują oni, wędruje z dwoma mężczyznami, które na owe oni polują. Mimo to, przechodziły mu ciarki po plecach.
Było cicho. Potwory grasujące po nocach, sprawiły, że wraz z zapadnięciem zmroku miasto cichło i ulice pustoszały. Przerażenie wkradało się do serc mieszkańców w miejsce przedsiębiorczości panującej za dnia.

Powoli dochodzili na miejsce. Cmentarzyk otoczony był prowizorycznym płotkiem.
Przy samym cmentarzu, stała niewielka chatka, w której to eta przygotowywali zmarłych do uroczystości pogrzebowych. Na samym cmentarzu również panowała cisza, wręcz grobowa cisza.
-To tutaj, -rzekł kupiec starając opanować nerwowość głosu, gdy już cała trójka weszła na cmentarz. Po czym chciał dodać.- To ja teraz...- przerwał spoglądając na bramę cmentarza przez którą przeszli. Jinzo patrzył na nią i zbladł, uświadamiając sobie, że musiałby wracać sam. Westchnął smętnie po czym usiadł zrezygnowany na ziemi.- To ja poczekam z wami.
Załamany tym, że nie przewidział takiego obrotu sprawy, siedział na ziemi wyraźnie markotny.
A łowcy robili swoje... A czas mijał. Dopiero półgodziny od dotarcia na cmentarz coś się zaczęło dziać. Na dach budynku w którym trzymano zwłoki coś wpełzło...Nie... Gdy łowcy się przyjrzeli dokładniej zorientowali się, że stwór wydostał się z chatki przebijając dach.

Wyprostował się i obaj łowcy ujrzeli wychudzone zwłoki w pogrzebowych szatach, który zaczął węszyć w powietrzu, niczym pies. Robiło to tym większe wrażenie, że księżyc na którego tle stał truposz zdał się trupioblady. Zupełnie jakby bestia wyssała i z niego życie.


Potwór wyszczerzył kły i... skoczył w ich kierunku, w jednym skoku pokonując 10 metrów.
Jego celem był Kohen, który zresztą szybko rozpoznał jakim przeciwnikiem się mierzy. Jiang Shi... to tłumaczyło wysuszone zwłoki. Jiang Shi wszak pożera nie krew, a Chi ofiary.
I ten tutaj był nowo „narodzonym” Jiang Shi... szybkim i niebezpiecznym, acz niezbyt potężnym oni.
Potwór w dwóch skokach dopadł całą grupkę, jego szponiasta łapa próbowała chwycić youjutsusha za gardło. Chybił o parę centymetrów, spóźnił się o kilka sekund. Kohen odsunął się szybko. Dość szybko by uniknąć chwycenia za gardło, nie dość szybko by,...
Kohen poczuł ból gdy pazurzasta opadając w dół, rozcięła mu branie szponami ostrymi jak sztylety. Poczuł ból, gdy te pazury rozorały klatkę piersiową, niezbyt głęboko, niezbyt groźnie... tym razem.
Łowcy usłyszeli pisk przerażenia Jinzo, który był tego obserwatorem. Widok bestii i strug krwi, nie były czymś, do czego kupiec był przyzwyczajony.
Co innego Sogestu... Ledwo Jiang Shi znalazł się w zasięgu ciosu, jego dłonie płynny ruchem sięgnęły po tachi. I przy wtórze triumfującego ryku Jinbei’a „brzmiącego” w jego umyśle, zadał cios szybko i płynnie... zbyt wolno jednak. Stwór zdążył od skoczyć. Zanim tachi dosięgło jego szyi.
Stwór zdążył odskoczyć dziesięć metrów w tył. Był szybki i zwinny... i głodny. Ale nie był głupi. Przykucnął gotowy to kolejnego skoku, czekał na okazję i węszył za odpowiednią ofiarą. Za kimś wolnym, za kimś kto nie ma w dłoni oręża zdolnego dokonać dekapitacji.
Obaj łowcy zorientowali się za kim węszy Jiang Shi. Za przerażonym Jinzo.

Tymczasem Leiko i Kirisu wędrowali pogrążonym w mroku nocy uliczkami miasta.
Było cicho i... romantycznie. Ona szła osłaniając się parasolką, choć nie było ni słońca ni deszczu. Za to parasolka świetnie się nadawała do ukrywania twarzy, lub puszczania zza niej zalotnych spojrzeń do Kirisu. A ten starał się zza wszelką cenę uwieźć Leiko-chan, komplementując jej urodę, odwagę, poczucie smaku i gust, wierząc że z każdym słowem jest coraz bliżej do zdjęcia z niej odzienia i figlowania razem.
Co jakiś czas mijali patrole składające się z dwóch samurajów uzbrojonych w hankyū, każdy. Łuków mniejszych, ale za to wygodniejszych w użyciu, gdy przeciwnik atakuje z zaskoczenia.
W przeciwieństwie do Leiko, Kirisu wydawał się być całkowicie pochłonięty flirtem.
Jego oczy błyszczały, krok był sprężysty i nieco wojskowy, od czasu do czasu machał swymi trójzębami, próbując pokazać Maruiken jak to upoluje dla niej oni. I radośnie reagował na każdy objaw jej zainteresowania swą osobą. Był jak mały szczeniaczek próbujący zainteresować swą panią. Wydawał się taki pocieszny i nieporadny. Nie był jednak taki.

Oboje prawie równocześnie zauważyli, cień przeskakujący po dachach.
- Rzucę ci jego głowę u stóp Leiko-chan.- rzekł buńczucznie Kirisu, pobiegł w kierunku budynku i używając swego trójzębu niczym tyczki wskoczył na dach i zaatakował postać skrytą w cieniu, szybko i błyskawicznie. A japonka z uśmiechem przyglądała się jego walce, w której łatwo było podziwiać grę mięśni gibkiego „Płomienia”. I łatwo było przyjrzeć się jego technice walki, prostej acz efektywnej. Jeden trójząb służył do przyszpilenia wroga, drugi Kirisu wymierzał zamaszyste ciosy unieruchomionemu przeciwnikowi, próbując rozłupać głowę. Póki co, w walce był impas. Stwór nie mógł dosięgnąć Kirisu, „Płomień” nie mógł przyszpilić wroga... ale też nie pozwalał mu uciec. Tylko kwestią czasu, było zwycięstwo młodego łowcy. Jednak jego przechwałki nie były tylko przechwałkami.

Tymczasem Leiko przyglądała się tej walce, nie zdając sobie pozornie sprawę „kim wydawała się być”. A była przecież delikatną drobną kobietą, w pięknej szacie, w długiej szacie... w stroju który utrudnia poruszanie się i uciekanie. Idealną ofiarą... a tak przynajmniej zdawało się stworowi który zamierzał ją napaść. Mylił się.

Potwór skoczył wprost na kobietę z dużej odległości, ale gdy doskoczył do celu, już jej tam nie było. Leiko zauważyła także i jego obecność, i płynnym ruchem doświadczonej akrobatki uskoczyła w bok, tuż przed jego lądowaniem na ulicy.
Kobieta uskoczyła i przyczaiła się, w prawej dłoni mając złożoną parasolkę. Podczas gdy w drugiej dłoni błyszczało krwawym blaskiem ostrze tanto.

Łowca...stał się zwierzyną. Rozpoczęły się krwawe gody.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-02-2011 o 11:23.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem