Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2010, 21:23   #9
Ghoster
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.filefactory.com/file/b403g7g/n/20101016-1019-_www.2conv.com_.mp3[/MEDIA]

Wczesny Przeciwszczyt, pobliża Wielkiego Gimnazjonu...
- Już się dawno obnajmiłeś bystrzaku, czy jeszcześ tępak? - Wyszydził Chubrá, nie odstępując jednak kroku spod konia. Schował ręce do głębokich kieszeni szaty w poszukiwaniu ciepła w na tej zimnej ulicy.
Araksjel skrzywił się nieco. Nie przepadał za sytuacjami, gdy ludzie używali wobec niego tego obskurnie brzmiącego, miejscowego języka, tym bardziej jeśli było to powiedziane w ten sposób. Ale cóż miał zrobić? Lorelei nie byłaby zadowolona wiedząc jak miał ochotę się zachować. Cóż... trzeba się uczyć. Zastanowił się chwilę nad idiomami panującymi tutaj. Nie znał ich jeszcze za dobrze więc zajęło mu to chwilkę. Nagle strzelił palcami jakby wpadł na pomysł.
- Tak, jeszczem tępak. Od bardzo niedawna tu jestem, słabo się orientuję co i jak. Rozumiem, że ty to od dawna bystrzak, co?
Chubrá pokręcił głową, wyginając ją w jakichś masakrycznych pozach, co od biedy możnaby wziąć za obelgę dla świata, w którym żył.
- Skoroś skory do Ula... Co taki pół-człowiek jak ty robi w Sigil?
Twarz Araksjela stężała, jakby nie chciał o tym rozmawiać.
- Powiedzmy, że się pomyliłem... Szukałem czegoś, ale nie bardzo wyszło, przynajmniej na razie.
- Czyli jednak kolejny, który się nadział na portal i przybył tu przypadkiem... - Wyszeptał sam do siebie, uśmiechając się. - Tylko jakim cudem wlazłeś w portal z koniem i smokiem? - Tak. Patrzył się na smoka, wyraźnie interesowała go ta istota, wszakże rzadko kiedy można było ujrzeć coś takiego na świecie, niektórym całe życie to nie wychodziło.
Lorelei wyczuwszy jego spojrzenie schowała się jeszcze bardziej za półsmokiem, wystawiła tylko łepek i syknęła groźnie.
- No spokojnie... - Jeździec pogładził smoczątko po głowie, odwracając się od rozmówcy. Był to przemyślany manewr. Udawał, że się odsłonił. Jeśli Chubrá chce go zaatakować zrobi to teraz... A on już był gotowy do błyskawicznego bloku i kontrataku.
- Cożeś taki niespokojny? - Podniósł ton. - Jeszcze tym kogoś rozgniewasz. - Rzekłwszy to, nakreślił półkrąg nad sercem i spojrzał w górę, obejmując wzrokiem czubek Iglicy.
- Wybacz. Dopiero co ktoś próbował mi ukraść mojego wierzchowca. Jeszcze się nie uspokoiłem. I nie, nie wszedłem w portal przypadkiem. Przybyłem tu z pełną premedytacją, ale jednak moje plany musiały zostać odłożone na trochę później. Z bardzo prozaicznej przyczyny, skończyło mi się złoto...
- To nie wróży nigdy dobrze. - Odpowiedział, jakby będąc myślami gdzie indziej. W końcu wrócił do Araksjela, patrząc się na jego konia i kontynuując. - Rozumiem, że nie zmierzasz do Kostnicy, tylko gdzieś w inne ogródki północnego Ula? Nie masz zwłok.
- Zostałem poinstruowany przez kogoś, konkretniej właściciela karczmy, że znajdę w Ulu pewnego Barbazu. Ma mieć jakąś dobrze płatną robotę. Uznałem, że nie zaszkodzi sprawdzić...
Spojrzał zaskoczony na Araksjela, jeszcze bardziej chowając się pod szatę.
- Szybko się spowiadasz. - Rzekłwszy to, odstąpił od niego nieco, kierując się w lewe rozgałęzienie drogi, podczas gdy ty wszedłeś w prawe. - Tutaj nasze drogi się rozstają. Może się jeszcze spotkamy pierwszaku, kto wie?... - I odszedł, znikając w cieniu zaułka...
Tymczasem na Wielkim Bazarze...
Od jakiegoś czasu szedł za tobą ten Gith, a ty nie znałaś nawet jego imienia. Co prawda prawie nic nie mówił przez ostatnie piętnaście minut, ale i tak zdawał ci się aż nazbyt gadatliwy. Ra'aza nie patrzyła na niego, lecz czuła na sobie ten przenikający, zimny wzrok, który niemal rozbierał ją w duszy. Słyszała jak stąpa, musiał nosić ciężkie, obłożone metalowymi płytkami buty, ponieważ obijały się o siebie nawzajem przy każdym kroku, stukając przy tym o bruk.
Byli teraz na Wielkim Bazarze. Było tu o wiele głośniej niż przy Migocie. Po pierwsze, wielu kupców miało jeszcze rozłożone stragany. Bronie, pancerze, wywary i talerze, niektórzy już się zbierali, jednak inni tkwili jeszcze na swoich miejscach znudzeni i zmęczeni, niemal zasypiając przy robocie. Było tu więcej sprzedających niż kupujących, mało kto o tej porze przechadzał się w poszukiwaniu towarów, chociaż dało się wśród pustych wystaw dojrzeć jakieś elfy i drowy obarczające się wzajemnie chłodnymi spojrzeniami, diabelstwa szukające sprzedawcy przypraw czy grupkę twardogłowych gaworzących między sobą, śmiejąc się niskimi głosami.
Była to siedziba Autonomów. Tak, Ra'aza do nich należała, chociaż trudno było to nazwać członkostwem. Była raczej nazwową, ta frakcja najmniej łączyła przynależących, każdy szedł własną drogą, jedynie szanując innych frakcjonistów nie szlachtując ich w biały dzień na ulicy. Zresztą, mało kto tak robił.
- Kogóż ja widzę? - Nagle zza jej ramienia wychyliło się diabelstwo.
Dość wysoki, raczej atletycznej budowy jegomość, cały w skórzanym ubiorze z dwoma wielkimi naręczakami, chyba ze stali. Jego czarne kłaki wiły się i zakręcały, ale o dziwo brodę miał całkiem starannie wygoloną. Rozpoznał w nim Jareda dopiero po chwili. - Ra'aza idzie z Githem w kierunku... Dzielnicy Niższej? Może Ula? Ale co by cię tam zagnało?
Chyba nawet nie chciałaś odpowiadać. To był niezbyt dobry pomysł, gdy zapoznawałaś się z Wolną Ligą, Jared wywrócił tamtą misję do góry nogami, kolekcja pierścieni, co to mieliście je ukraść, poszła do kanału, skąd ich już nie wyłowiliście, a Harmonium ścigało was przez dobre dwie godziny po zaułkach Placu Szmaciarzy.
- Keḿ zgea'thirë hazh... - Wyszeptał Githzerai. Nie wiedziałaś czy powiedział to do ciebie czy do Jareda, ale z pewnością była to jakaś klątwa w Githmarze. Nie brzmiała za dobrze.
 
Ghoster jest offline