Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2010, 22:30   #161
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Pan Onufry herbu Jęczydło okazał się, mimo podeszłego wieku, rannym ptaszkiem. Mysz jeszcze dobrze nie zdążyła wytrzeźwieć kiedy Pan Królewski Sekretarz ruszył do ataku. Oratorskiego rzecz jasna, ale dla bardki było to aż za wiele. No i poniosła sromotną klęskę. A w zasadzie ogłosiła kapitulację. Ułożyła wygodnie głowę na ramieniu i przytakiwała wszystkiemu. Gdyby zapytał czy chce zostać jego szacowną małżonką pewnie też by bezmyślnie i rozpędu przytaknęła.
To była tortura, jego monotonny usypiający głos. Bardka starała się choć zachować przytomność ale powieki same leciały w dół.
Kiedy wreszcie dziadziuś skończył perorować (bogowie, czy to jeszcze dziś czy już jutro?) Mysz uśmiechnęła się do niego uprzejmie i zagadnęła:
- Szałowy beret. Niemożebnie pana odmładza. Gdzież mogłabym taki nabyć?
Pan Królewski Sekretarz bardzo poważnie podszedł do pytania i wyjaśnił Myszy dokładnie spod ręki którego krawca wyszło owo dzieło.

Jak już sobie Pan Jęczydło poszedł Mysz zebrała się w sobie i powędrowała do stajni. Wyczyściła Lizusa i go osiodłała bo w ten ziąb należał mu się spacer co by się rozgrzać i mięśnie rozruszać. Zrobili rundkę po mieście w iście defiladowym stylu aby w końcu zahaczyć o znajomego jubilera. Dla odmiany aby kupować a nie sprzedawać. Wróciła po godzince w niezgorszym humorze.

Kąpiel w ciepłej wodzie wyrwała ją z marazmu zwanego kacem-gigantem. Wstąpiły w nią nowe siły, a także podekscytowana była mocno szykowaną ceremonią. Skupiła się na sprawie absolutnie najważniejszej w owych okolicznościach – czyli własnym wyglądzie. Ufryzowała włosy, pomalowała usta, spryskała się elfickimi perfumami. Na koniec włożyła suknię, którą dnia poprzedniego zakupiła u krawca. Przeglądała się w lustrze i mało w samozachwyt nie popadła. Powinna się częściej tak stroić. Ale z niej ostra ślicznotka!

Oglądnęła jeszcze sobie swoją sylwetkę z tyłu wypinając kształtną pupę. Biust miała mało imponujący ale nadrabiała pośladkami. Jeśli cała jej charyzma i uroda miały swoje epicentrum, miejsce gdzie kumulowała swój magiczny urok, to z pewnością był to Myszowy tyłek. Mniam mniam. Powinni go wpisać w jakiś rejestr cudów Damary i przydzielić zbrojną ochronę.

Poszła szukać łotrzyka. Obcasy trzewików chrzęściły w śniegu kiedy biegła do stajni. Czemu się tam u diabła ukrywał? I to w taki ziąb?
Stanęła do niego plecami, niby przypadkiem, i zaczęła rozmowę. Jej jędrne cztery litery od razu (ha!) przykuły jego uwagę.


* * *

Król jak król. Był nawet przystojny. I miał koronę. Na głowie. Nic co by mogło zaskoczyć. Z wyjątkiem życzeń. Po jednym na łebka. Szkoda, że tak mało. Z chęcią by spełniła tuzin swoich zachcianek.

Mysz nie należała do osób przesadnie bezinteresownych. Dlatego nawet ją ucieszyły życzenia Wulfa, Brana i Alta. Zadbali o Elandone. Poprosili o wszystko co na szybko mogło wpaść do głowy. Wobec tego reszta mogła utonąć w słodyczy egoizmu.
Mysz zastanawiała się przez chwilę czy wypadałoby poprosić o worek złota. Z drugiej strony chciała wypaść elegancko a chciwość raczej popsułaby jej wymuskany wizerunek niewinnej białogłowej. Poprosiła więc o konia. Ale nie byle jakiego. O najprzedniejszego ogiera w całej Damarze. Na tle pozostałych była to prośba raczej błaha ale Mysz jej spełnienie bardzo uradowało. Lizus będzie miał amanta i już niedługo małe źrebaczki będą hasać po łąkach okalających Elandone. Chyba, że Lizus już zaciążył z ogierem Wulfa. Ale to też była miła perspektywa. Tak czy siak końska rodzinka się rozrośnie.
Rozmarzyła się. Własne stadko... Dokupić z czasem kilka pełnokrwistych rumaków, krzyżówki porobić... Każdy powinien mieć jakieś zamiłowanie. Konie nie należały może do najtańszego hobby na świecie ale z czasem mogły się nawet okazać intratnym biznesem. Się zobaczy.
Kiedy miłościwie im panujący wyłuskał aluzję o płodności Parsifala i puścił do niej oko nie omieszkała się uroczo zarumienić.

Po części oficjalnej zasiedli do stołów i zaczęto serwować wykwintne dania. Mysz jadła niewiele, kajając maleńkie kęsy aby wyglądać przez cały czas wdzięcznie i delikatnie. Rozmawiała zdawkowo z Lucją, choć kiedy się już nieco rozluźniła zachichotały parokrotnie, po dziewczęcemu. Grunt to wyglądać wdzięcznie i niewinnie. Arystokratka pełną gębą. Jedną gafę już ostatnio popełniła, teraz przezornie się pilnowała jak mnich w burdelu. Wokoło tyle pokus żeby wyskoczyć z czymś szalonym ale na królu dobre wrażenie trzeba wywrzeć. Nie ma zmiłuj.

Po posiłku Mysz podniosła puchar i wzniosła toast za Miłościwie Im Panującego. Kiedy zaś wszyscy umoczyli już usta sięgnęła po przygotowany wcześniej podarek i zbliżyła się do władcy obchodząc łukiem biesiadników.

- Tymczasem, skoroś ty nas najjaśniejszy panie tak szczodrze obdarzył, pozwól, że i ja wręczę ci drobiazg od siebie. A w zasadzie dwa. Jednym jest to zwierciadło.


Mysz, podeszła bliżej dostojnym krokiem do wtóru szelestu sukni, ukłoniła się wytwornie i wręczyła mu złote zwierciadło o wąskiej nóżce w kształcie nimfy. To, które z rozmysłem zakupiła u zaznajomionego jubilera.



- Z racji zaś panie, że jestem bardem, drugim podarkiem będzie ma opowieść. Czy mogę umilić ci czas po posiłku?

Poczekała aż władca skinie dając swe przyzwolenie. Ujęła wtedy lutnię, usiadła zakładając długie nóżki, jedna na drugą, i przy akompaniamencie delikatnej melodii poczęła snuć opowieść.

- To historia o Narcyzie, owym urodziwym młodzieńcu, który chodził codziennie podziwiać własne odbicie w tafli jeziora. Był on tak pochłonięty swoim obrazem, że pewnego dnia wpadł do jeziora i utonął. W miejscu, gdzie wpadł do wody, wyrósł kwiat, który nazwano jegoż imieniem.
Po śmierci Narcyza leśne boginie, Oready, przybyły na brzeg tego słodkiego ongiś jeziora i zastały je przemienione w czarę gorzkich łez.
- Dlaczego płaczesz?- spytały Oready.
- Płaczę za Narcyzem- odrzekło jezioro.
- Wcale nas to nie dziwi- powiedziały wówczas. - Całymi dniami i nocami uganiałyśmy się za nim po lasach, ale jedynie ty mogłeś z bliska rozkoszować się jego urodą.
- Narcyz był zatem piękny? - zdziwiło się jezioro.
- Któż lepiej od ciebie mógłby to wiedzieć? -wykrzyknęły zaskoczone Oready. - To przecież nad twoim brzegiem pochylał się każdego dnia.
Jezioro zamilkło na chwilę, po czym rzekło:
- Opłakuję Narcyza, bo za każdym razem, kiedy pochylał się nade mną, mogłem dojrzeć na dnie jego oczu odbicie mojej własnej urody.*


Kiedy skończyła odłożyła lutnię i raz jeszcze ukłoniła się przed władcą.

- Zwierciadło to użyteczny przedmiot, najłaskawszy panie. A piękno jest po to aby je podziwiać. Historia o Narcyzie kojarzy mi się z Elandone. Nasz dom leży nad brzegiem jeziora w scenerii tak pięknej, że dech zapiera i odbiera mowę. A zamek nasz przegląda się co dzień w srebrnej tafli jeziora, jak i jezioro ogląda swą toń odbijającą się w zamkowych szybach. I nie można im za złe mieć swojej próżności bo piękne są tak dalece, że nikt nie może z lekkim sercem oka od nich odwrócić. Ilekroć panie spojrzysz na to zwierciadło wspomnij proszę me słowa. A dnia któregoś może ciekawość w tobie zwycięży i zapragniesz dwa te cudowne zjawiska, zamek i jezioro, osobiście obejrzeć. I zaszczycisz nas wówczas swą zacną wizytą co, zapewniam, uraduje ogromnie serce moje, i moich przyjaciół.

- To ciekawa historia - król uśmiechnął się po wysłuchaniu opowieści bardki - I jak dla mnie dość niezwykła, bo większość tych których zazwyczaj słucham przepełniona jest szczękiem oręża i odgłosami bitwy. Dziękuję za nią i prezent... przyznam także dość oryginalny i zaskakujący. Obiecuje też, że jeśli sprawy królestwa na to pozwolą zjawię się w waszym zamku by zobaczyć na własne oczy cudowne Elandone.

Marie uśmiechnęła się delikatnie i spuściła skromnie oczy. Jak tak dalej pójdzie to lista ważnych osobistości, które zaprosiła w ich skromne progi przewyższy liczbę mieszkańców Elandone. Ale z królem lepiej żyć w dobrych stosunkach. I koniecznie zostawić po sobie dobre wrażenie. Na wypadek gdyby musieli go w najbliższym czasie prosić o jakieś przysługi.

* * *

Kolejnego dnia pognała do stajni. Parsifal zapierał dech w piersi. Był niewiarygodnie wysoki w kłębie, mięśnie grały pod lśniącą czarną sierścią. Oczy błyszczały inteligentnie ale i jakoś... przekornie. Ogier istotnie okazał się temperamentny, już zdążył szkód narobić. Ale Mysz się nie zrażała.

- To co, gentelmanie? Polubimy się czy jak? - zagadnęła podchodząc do boksu ale rumak parsknął jakby chciał wyśmiać jej propozycję.

Przez głowę przeszedł jej podstępny pomysł. Skoro muzyką tak łatwo da się mężów bałamucić to może i ogier się nabierze? W końcu z tymi pierwszymi całkiem sporo go łączy.

Chwyciła lutnię, przysiadła nieopodal i długi czas poświęciła aby go udobruchać. Wpierw melodia miała wyciszyć emocje, a później tak manipulowała dźwiękami przemawiając do niego łagodnie aby uległ jej urokowi. W zachwyt wpadła jedynie banda chłopców stajennych, którzy otoczyli ją wianuszkiem i porzuciwszy robotę gapili się nań maślanymi oczami. A ogier parskał tylko z politowaniem.

Chyba jej zabiegi na niego nie podziałały. Ale i tak postanowiła spróbować. Najpierw dała mu jabłko. Zeżarł łapczywie i pozwolił w tym czasie pogładzić się go po karku. Mysz, rozochocona tą daleką integracją, chwyciła dzielnie zgrzebło i ruszyła z zamiarem zaserwowania mu czyszczenia. Cudem uskoczyła unikając kopnięcia. Diabeł wcielony! Pokazała mu język a ten zarżał niby w rozbawieniu.

- Jeszcze z tobą nie skończyłam! - pogroziła mu palcem i pobiegła do Roberta. Może on zaradzi jak podejść bestię. Obłaskawić ofiarą? Jabłko nie pomogło. Dziewica też.

* * *

Pewna część przygody się kończyła. Inna miała się dopiero rozpocząć.
Z jednego miejsca trzeba było wyjeżdżać. Do innego wracać. Jednych opuszczać, do innych dołączyć.

Pożegnała się z Lucją ściskając serdecznie. Dziewczyna zaprosiła ją do Heliogabaru, a i Mysz odwdzięczyła się tym samym zapewniając, że będzie wypatrywać jej odwiedzin. Zasugerowała, że mogłaby się zabrać z kolejną grupą zbrojnych wysłanych do Elandone przez króla.

Tyle zmian... Była teraz lady Kintal. Miała w posiadaniu dwie skarpety wypchane kosztownościami. A także piękny, magiczny niemal, dom. I przyjaciół. I jeszcze coś... Coś niepowtarzalnego. Bezcennego.
Coś, w zamian za co oddałaby bez mrugnięcia okiem wszystko pozostałe.

-------------------------------------
* - fragment "Alchemika"
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-10-2010 o 22:44.
liliel jest offline