Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2010, 00:43   #88
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik nie śmiał dłużej dyskutować z paniczem, widział, że to nie ma sensu a malec wyrasta na niereformowalnego draba. "Nic tu po mnie" - stwierdził smutno dostrzegając złowrogie ogniki w oczach panicza...
Poprawka Lorda panicza, gdyż Malcolm wyrastał na następce swego ojca. Z jednej strony był nad wyraz zdziwiony, że ten mały żółtodziób tak szybko wczuł się w rolę pana zamku... że tak szybko "wydoroślał" mimo mleka kapiącego mu wciąż spod nosa. Z drugiej zaś strony dopiero zaczynał rozumieć obawy jego ojca, które raz czy drugi przypadkiem usłyszał. Opiekowanie sie dworem nie było prosta sprawą, ale malec miał rację, Tupik nie był niezastąpiony, ani jako majordomus ani jako kucharz ani tez jako osoba od mokrej roboty. Zastanawiał się jak długo wytrzyma na zamku i czy jest sens dokładać się do budowy siły rodu D'Arvill, jeśli mieli mieć w efekcie sadystę... " Będzie ciężko"
Tupik zmienił ton i postawę diametralnie wiedział, że paniczowi mogą przyjść do głowy różnorakie pomysła a co by nie wymyślił straż i tak się go posłucha, szczególnie jeśli w pobliżu nie było Kressa, a i w takim przypadku wątpił aby dowódca znalazł większy posłuch niż nowy lord...

- Ależ tak Panie, proszę o wybaczenie - Tupik skłonił się w przepraszającym geście, - Chciałem tylko pomóc, ale widzę, że panicz doskonale sobie poradzi.

Wiedział już, że metoda " na malca" zawiodła diametralnie... malec nie był malcem, był niewyrośniętym okrutnikiem a lekcję z płonącymi w kominku żołnierzykami...zamierzał dobrze zapamiętać.

Wychodząc myślał już tylko gorączkowo nad kilkoma rzeczami, " Primo, co ja dokładnie kurwa przysięgałem... secundo jak długo wytrwam w pobliżu okrutnika zanim skaże mnie na śmierć, terceto trzeba koniecznie porozmawiać z Kressem i albo uzyskać jakies zabezpieczenie przed furiatem, albo ... ewakuować się z tego zamku póki jeszcze można..."

"Chmm no cóż wierność wymaga przynajmniej współpracy" o ile dbanie o ziemie czy o potomstwo dla panicza, tfu lorda... dało się jeszcze jakoś załatwić, o tyle wierność sadyście i niedoszłemu mordercy, było czymś co w mniemaniu halflinga zwalniało go z przysięgi. Tym bardziej gdy pomyślał o tym jak chwile wcześniej sługa Otto, dbający o malca jak o własne życie, omal go nie stracił w odmętach morskich w pogoni za zużytymi strzałami...
Była wszakże druga strona medalu, halfling miał już znacznie gorszych przełożonych nad sobą i wątpił by gówniarz, choćby nie wiem jak sadystyczny mógł dorównać takiemu Grabarzowi, czy Harapowi... choć po prawdzie wolał się o tym nie przekonywać na własnej skórze.

"No cóż, niech wychowaniem okrutnika zajmą się więc inni" - pomyślał biorąc się do własnej roboty, goście praktycznie byli już na miejscu a stan przygotowań był daleki od przyzwoitego.

Dość szybko znalazł tez Otta z którym zamienił słówko

- Poprawka Otto , jeśli nie chcesz skończyć w odmętach morskich, albo przetestować na własnej skórze ciepła kominka... trzymaj się mnie, mówię ci. Jestem po rozmowie z paniczem... panicz chyba dopiero się rozwija w swoim okrucieństwie i ani tobie ani mnie lepiej nie kręcić się w jego pobliżu. Możemy chronić swoje plecy, albo paść obaj, bo tylko kwestią czasu jest nim nowy lord zacznie się wyżywać na otaczających go ludziach... i nieludziach.


Tupik rozpaczał nie dlatego, że malec skompromitował się swym strojem przed szlachetnymi gośćmi, ale że zepsuł starannie uszykowaną celebrację. Na nic dywany, trębacze i odświętnie ubrana straz, skoro sam pan na włościach przyjmował szlachetnych gości mniej więcej tak jak służbę. Gdyby nie perfekcyjnie przyszykowany stół na którym nawet świeczki tworzyły małe artystyczne dzieła sztuki, przyjęcie gości nie różniłoby się niczym od przeciętnego śniadania.
Po prawdzie Tupik odpuścił sobie po rozmowie, wiedział że on ma malca już nie wpłynie, a już na pewno nie sam... zresztą na ponowną próbę wychowania lorda nie miał najmniejszej ochoty, a po innych - rozejrzał się uważnie po sali, nie było co oczekiwać, że odniosą sukces tam gdzie on sam zawiódł. Ostatnia nadzieja leżała w Lady, ale ta znikła jak kamfora, a z nowo przybyłej kandydatki na żonę, nie można było oczekiwać więcej niż to , że będzie usłużna paniczowi... Już po pierwszej wymianie zdań było widać kto gra tu pierwsze skrzypce, przez co Tupik ponownie zastanawiał się czy chce grać w tym samym zespole... " Jeśli nie chcesz bać się o życie , nie przebywaj pod dachem osoby która może ci je odebrać" - pomyślał nim przystąpił do rozpoczęcia ceremonii. Wiedział, że odejście wcale nie będzie takie proste, mógł uciec, ale dokąd? Ziemie Du'pontów były dlań spalone, wycisnęliby z majordomusa wszelkie informację zanim skonałby na torturach. Pewną nadzieję dawał lord Antoine de La Rocque, a na zamku konkretnie sam Nicolas Richelieu, namiestnik Lecrou. Od momentu gdy go zobaczył i usłyszał zrozumiał, że może on stanowić bezpieczną przystań, gdzie będzie można się schronić przed szaleństwem Malcolma.
"Tylko jak Tupik , myśl..." Do głowy przychodziła mu jedynie poważna rozmowa, uświadomienie Richelieu jakim okrutnikiem jest Malcolm i że tylko kwestią czasu jest nim zadręczy lub wręcz ubije swą żonę. Nie był jednak pewny czy zrobi to wrażenie na lordzie Antoine de La Rocque , po prawdzie nie widział jednak zbyt wielu wyjść dla swojej persony. Pozostanie na zamku było niczym wysiadywanie na beczce prochu, z beczki jednak trzeba było umiejętnie zejść, aby nie wybuchła przy zeskakiwaniu.

"Dam im pokój z sekretnym przejściem, jeśli sytuacja rozwinie się po mojej myśli... Richelieu wygląda na rozsądną personę, z pewnością nie postąpi zbyt pochopnie i mnie nie wyda... a jeśli..."
Tupik uważnie słuchał wymiany zdań, przyglądał się gestom, pozom, mimice, wszystkiemu co dało się wyczytać z mowy ciała gospodarza jak i gości.

" W drodze usłyszeli plotki, też mi coś i niby przypadkowo postanowili zadbać o ożenek.. właśnie w takim czasie?" - Tupik nie kupował tej bajeczki, była zbyt grubymi nićmi szyta, o ile jednak mógł zrozumieć ostrożność przybyszy o tyle otwartość Malcolma była wprost rozbrajająca. Jeśli ktoś miał wątpliwości, to panicz uciął je wszystkie. Zastanawiał się nawet czy gdyby ranny Lord przybył do zamku, czy panicz nie nakazałby go dobić. Wiedział, że potencjalnie było to możliwe, tym bardziej że mały okrutnik zakosztował już władzy.

Rozmyślania Tupika przerwał Malcolm wzywając go do rozpoczęcia przedstawienia.
- Tupik, każ rozpocząć ucztę.

Tupik skłonił się z gracją jak gdyby rozmowa w komnacie lorda nie miała miejsca, zatrzepotał o ziemie strojnym kapeluszem z piórami po czym zaklaskał dwukrotnie.

W komnacie natychmiast pociemniało gdy służba przysłoniła świece i ogień buchający z kominka, w efekcie pierwsza patera którą niosły dwie służki rozjaśniła półmrok koncentrując uwagę wszystkich zebranych na tym co zawierała. Zawierała zaś okazałego dorsza którego dekoracje tworzyły zeń prawdziwą wyspę na paterze, świeczki oraz zapalony chwilę wcześniej alkohol sprawiały wrażenie jak gdyby wyspa na paterze żyła swoim własnym życiem a delikatnie pokrojone kawałeczki ryby aż prosiły się o konsumpcję w tak egzotycznej i pięknej oprawie, sam zaś zapach wywoływał u wielu ślinotok.

Dopiero po tym widowiskowym przedstawieniu , przyszła kolej na tradycyjne dania już bez oprawy światła, ale za to z muzycznym akompaniamentem, Tuik zadbał by flecista oraz skrzypek - nadworni muzycy grali cicho, delikatnie, aby byli tłem przyjęcia a ne jego głównym punktem. Pieczony bażant, kuropatwy, przystawki w postaci kremów i owoców morza, knedelki i ciasteczka owocowe własnej halflińskiej roboty nadchodziły kusząc zapachami i wyglądem. każde danie miało unikalną i niepowtarzalną oprawę, na która szły tony cukru, kremów, owoców i innych dodatków. Służba - w przeciwieństwie do lorda, była ubrana nienagannie, odnosiło się nawet wrażenie, że jest bardziej odświętnie ubrana od samego lorda, było jednak już za późno by to zmienić. Tupik wszakże nie wiedział czy warto było cokolwiek zmieniać, u okrutnika powodem do zemsty mogła być zbyt dobrze ubrana służba, bo przycmiewająca wygląd pana, jak i zbyt słabo ubrana - bo gorsząca gości. Dlatego Tupik podskórnie czując, że może to być jego ostatnia wspaniała uczta jaka wyprawia jako majordomus postarał się aby weszła wszystkim głęboko w pamięć " Może i nie jestem niezastąpiony... ale niech mnie ktoś przebije!"

Był to zaledwie początek atrakcji, dla tak znamienitych gości kazał w pośpiechu sprowadzić z miasta lokalna divę - elfią śpiewaczkę o niepowtarzalnym głosie, a także dodatkowych grajków , bo lokalni mogli być na prywatne imprezy a nie na przyjmowanie gości. " Ach gdybym wiedział choć z jednodniowym wyprzedzeniem o przyjeździe gości, nie byłoby tej całej improwizacji..."

W międzyczasie kazał tez przygotować pokoje dla gości , upewniając się , że do Richelieu będzie w stanie dostać się tajemnym przejściem. Nie wiedział co prawda czy skorzysta z tej możliwości, ale wolał pozostawić sobie furtkę otwartą. ( A drzwi do własnego pokoju solidnie zamknięte i zastawione, co by mieć czas na ucieczkę tajemnymi przejściami, gdyby panicz obudził się w nocy żądny krwi swego majordomusa...)

Na stole pojawiło się najlepsze wino jakie mieli w spiżarni, po rozmowie z paniczem nagle przestało mu go być żal. O ile wcześniej przewidywał długie lata na zamku o tyle obecnie wiedział już, że jego dni z okrutnikiem przy boku są już policzone... nie wiedział dokładnie ile ich ma, ale spojrzenie malca świadczyło o tym, że zapewne niewiele...

"Jeśli Richelieu nie przyjmie mnie na dwór swego pana to dupa zimna, pozostanie tułaczka i to najlepiej z dala od okolicznych ziem" - Tupik wiedział, że ucieczka z zamku nie będzie prosta. Było kwestią godzin nim od zauważenia jego zniknięcia wszczęty będzie pościg. Pościgu był pewny, sam by takowy zarządził, gdyby mu znikł majordomus. Oczywiście mógł to zrobić w nieco bardziej zaplanowany sposób, ale i tak nie łudził się, że będzie miał maksymalnie dzień przewagi, co było niewielkim czasem, zważywszy na środki pościgowe jakimi dysponował niedoszły morderca - lord na włościach... Jakaś nadzieja pozostawała w osobie Richelieu... gdyby ten zgodził się zabrać go do swego lorda, otaczając opieką i ochroną... Nawet Malcolm nie ruszałby po niewiele znaczącego niziołka, niszcząc nowe dobrosąsiedzkie stosunki...

" Chmmm właściwie to jest jeszcze jedno wyjście " pomyślał Tupik wzdrygając się nieco przed własnym okrutnym planem, " Po co uciekać przed wilkiem, jeśli można się go pozbyć i powstrzymać jakikolwiek pościg? " - co gorsza Tupik wiedział, że ma wystarczające środki i możliwości do przeprowadzenia "ostatecznego rozwiązania kwestii panicza" , po latach spędzonych w przygranicznych księstwach miał też dość skrupułów ( lub też ich nie miał) aby tego dokonać. Zastanawiał się tylko nad jednym, czy starczy mu odwagi by pozbyć się Malcolma nim ten pozbędzie się jego. Nie wiedział nawet czy żyje jeszcze tylko dlatego, że był potrzebny do przyjęcia, do odpowiedniego ugoszczenia gości... ale coś mu mówiło - chyba sam strój Malcolma. że nie o umiejętności Tupika się tu rozchodziło. Paniczowi było chyba obojętnym, czy goście byliby przywitani wykwintnie, czy byle jak, jak jego strój, to oznaczało, że halfling żyje jeszcze z jakiegoś innego powodu, nie wiedział tylko jakiego.
 
Eliasz jest offline