Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2010, 01:04   #609
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Pon., 22 X 2007, Cateye cafe, godz. 21:30

Dalsza część wieczoru zapowiadała się raczej nudno. Co prawda Vi siedziała w towarzystwie przystojniaka imieniem Georg, jednak nie był to typ mężczyzny, z którym chciałoby się nawiązać dłuższą znajomość. Co najwyżej taką na jedną noc i to też przy sprzyjającej zawartości alkoholu we krwi.

Po pewnym czasie do ich stolika wprosiły się dwie dziewczyny. Vi nie była zbyt zadowolona z tego faktu, ale przemilczała to. Jej niezadowolenie wzrosło jednak do granic wytrzymałości, gdy jedna z dziewczyn w bardzo prostacki sposób usiłowała zaatakować jej świadomość. Oczywiście nie miała zbyt wielkich szans na powodzenie, nie mniej jednak Vivianne uważała, że takie zachowanie jest pogwałceniem – co prawda nie pisanych – ale jednak zasad dobrego smaku.

Początkowo zaskoczona kobieta nie wiedziała, jak powinna zareagować na podobne praktyki, po chwili zdecydowała jednak, że najlepsza na bezczelny atak będzie… równie bezczelna odpowiedź. Bez większego problemu wniknęła do umysłu Grace i zagnieździła tam niemiłą myśl:

Wcale nie jestem taka atrakcyjna i inteligentna jak mi się wydaje. I na pewno nie podobam się tej blondynie. W sumie trudno jej się dziwić. Najlepiej będzie, jak już sobie pójdę"

Atak na umysł brunetki nie powiódł się, co więcej wywołał u Vi migrenę. Grace tymczasem siedziała najwyraźniej bardzo zdziwiona tym, co się stało. Nie wyczuła penetracji, która zachwiała jej pewnością siebie. Podświadomie próbowała zwalczyć atak [b]Vivianne[/b i… do pewnego stopnia jej się udało. Nie poszła sobie, niemniej jej mentalne sugestie wyciszyły się wraz z zachwianiem pewności siebie.

Vivianne skrzywiła się lekko, nie spodziewała się, że jej atak może być nieskuteczny. Ból głowy był bardzo niemiłym zaskoczeniem. Momentalnie odebrało jej ochotę na rozmowę z pilotem i jego dwiema nowymi koleżankami. Nie mówiąc nic wstała od stołu, by odejść. George jak i Grace próbowali ją zatrzymać, natomiast Pearl – wbrew temu, co starała się okazać – cieszyła się ze zniknięcia konkurentki.


Ku zaskoczeniu Vi, barman zawołał ją po imieniu do baru. Gdy podeszła, postawił przed nią wodę i białą tabletkę.
- Na ból głowy – powiedział przy tym uśmiechając się delikatnie.
- Dzięki – odparła również się uśmiechając, po czym mrugnęła do niego zawadiacko. – Kurcze, wiele bym dała, żeby mieć tak "domyślnego" faceta - dodała akcentując przedostatnie słowo.
- Praktyka zawodowa - uśmiechnął się barmani i spytał – Przeceniła pani swoje siły? Widziałem jak tutejsi czytają w myślach. Jak sięgali za głęboko lub za długo to mdleli. - Spojrzał na stolik, przy którym wcześniej siedziała. – Uciekła pani przed Grace?
- Tak, można tak powiedzieć - rzuciła, po czym łyknęła tabletkę i popiła ją wodą. – Jakoś nie odpowiada mi ten typ "adorowania". Ale, jak widzę, raczej nie jesteś tym zdziwiony.
- Grace jest niegroźna. Ulegają jej tylko dziewczyny o słabej woli i nieśmiałe - odparł barman, wycierając szklankę za szklanką. – Ona ma po prostu bardzo silną i dominującą osobowość.

Spojrzał na Grace i dodał. – Poza tym...zgasiłaś ją.
- Ta... zauważyłam - rzuciła z ironią. – Zgasiłam... no cóż, należało jej się, przynajmniej trochę.
- No nie wiem - rzekł żartobliwie mężczyzna, robiąc Vi drinka. Dżin z tonikiem. – Chociaż zapewne nie gustuje pani w kobietach?
- Zdecydowanie nie – powiedziała podkreślając to przeczącym ruchem głowy.
- Czyli mam szansę - zażartował mężczyzna z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- Pewnie! Jak mało który - odparła pół żartem pół serio. - Po chwili dorzuciła – A ja? Miałabym szansę?
- Z pewnością. I pewnie nie tylko u mnie, prawda?
- Pewnie tak - rzuciła przeczesując palcami włosy – Ale o to chyba raczej powinieneś zapytać jakiegoś faceta, a nie mnie.

Upiła dość spory łyk drinka i znów się uśmiechnęła.

- Nie muszę... - nachylił się i szepnął jej do ucha – Wystarczy się rozejrzeć , wyłapać męskie spojrzenia skierowane na panią. I już można ocenić pani popularność, na bardzo wysoką.

- No tak, to też jest jakiś sposób - przyznała. – Ale skończmy już z tym panowaniem. Zaczynam się czuć staro, kiedy atrakcyjny mężczyzna zwraca się do mnie per "pani". Mów mi Vivianne - dorzuciła eksponując równe, białe zęby w uśmiechu.
- Dobrze Vivianne. Jestem Mark.- odparł barman i również się uśmiechnął. Następnie spytał – Nie rozpijam cię za bardzo? Nie pytałem cię czy masz ochotę na drinka. Wiesz...tylko wyczułem. A to nie zawsze to samo.
- Spokojna głowa, Mark. Jestem dużą dziewczynką, kiedy stwierdzę, że mam odpowiednio wysokie stężenie krwi w alkoholu, to powiem - rzuciła, po czym znów do niego mrugnęła.
- Jak sobie... - tu przerwał, zapewne chciał dodać „pani”, ale w końcu rzekł – Jak sobie życzysz, Vivianne. To że jesteś dużą i piękną dziewczynką do widać.

Spojrzał na bawiącą się wspólnie trójkę...w zasadzie dwójkę, bo Grace się jakoś nie bawiła. Wskazał ich palcem.- Jego sobie już odpuściłaś?
- Raczej tak. Jak to mówią... tego kwiata jest pół świata. A on jak widać woli mieć dwie piękne kobiety zamiast jednej.

Przez chwilę milczała, zaraz jednak znów się odezwała – A ty? Jakoś nie widać wokół wianuszka wielbicielek, chociaż jesteś całkiem niczego sobie? Czyżby szefostwo zabroniło barowych flirtów?

- [i]Będzie miał jedną. Grace nie jest zainteresowana mężczyznami. A szkoda. Znajdzie się tu paru pantoflarzy, którzy o niej marzą[i] - rzekł barman zerkając wpierw na Grace, potem znacząco kiwając głową w stronę siedzącego dwa krzesła dalej, lekko pijanego mężczyzny w czarnym garniturze i czarnych włosach przypominających skrzydła kruka.

Zaś na pytanie Vi odparł. – Ja? Ja tu sam sobie jestem szefem. A wianuszek dziewczyn... Z czasem się wykruszył. W końcu nie mogę opuszczać stanowiska przy barze, by flirtować, prawda?
s
- To twoja knajpa? - zdziwiła się. Jakoś nie przyszło jej do głowy, by szef mógł chcieć pracować za barem. – Nie pomyślałeś o zmienniku? Niejedna dziewczyna krycie marzy o flircie z barmanem, zwłaszcza tak przystojnym i utalentowanym jak ty - dodała po chwili akcentem dając znać, że ma na myśli nie byle jakie talenta.
- Lubię tu pracować – odparł Mark prostodusznie. – To miejsce ma miłą atmosferę. Zmiennik. Nie pasowałby tu, tak jak ja. - Po chwili zastanowienia, po czym spytał. – Ty też zaliczasz się do tych dziewczyn?
- Może... może... - zawiesiła głos. – A nawet jeśli, to co? - dodała z nutką zaciekawienia

Rozmowa z Markiem coraz bardziej ją intrygowała. Po perypetiach z agresywną teleemiterką Vivianne nie spodziewała się, że dalsza część wieczoru może się zapowiadać tak przyjemnie. Barman był niezwykle wdzięcznym kompanem do pogawędki, co więcej, wydawał się zainteresowany jej osobą, co było bardzo miłym doznaniem.

- To mnie zaskoczyłaś - zaśmiał się by ukryć zmieszanie jej bezpośredniością. Przez chwilę się zastanawiał. – Zostaniesz, po zamknięciu?

Czarujący uśmiech blondyna sprawił, że Vi miała wielką ochotę bez zbędnych ceregieli się zgodzić. Coś jednak podpowiadało jej, że nie powinna się tak zachowywać. Zresztą… flirt z przystojnym barmanem nie był powodem, dla którego tu przyszła. Miała wszak ważne zadanie do wykonania.

- Hm... – zamyśliła się na chwilę – Zależy, czy zjawi się główny powód mojej wizyty tutaj... - ponownie zawiesiła głos, jakby się nad czymś zastanawiając. Nic jednak nie dodała.
- Po zamknięciu mógłbym poczęstować...jakimś droższym trunkiem, będąc gospodarzem, nie barmanem – odparł Mark, po czym...zamyślił sie patrząc w oczy Vi. Wzruszył ramionami dodając. – Że też wcześniej nie wpadłem na to, że tak piękna kobieta nie może być samotna. Pani chłopak źle robi, że się spóźnia.

Jego odpowiedź naprawdę zbiła ją z tropu. Przemknęło jej przez myśl, że barman znów odczytał jej intencje, ale przecież wtedy wiedziałby, że to nie facet był głównym powodem jej przyjścia tutaj. Mówiła przecież o Patty bowiem to właśnie ta dziewczyna zawiodła ją tutaj. A barman powinien o tym doskonale wiedzieć, bo przecież właśnie od pytań o Patty Hill zaczęła się ich znajomość. Skąd zatem przyszło mu na myśl, że Vivianne może tam być z powodu mężczyzny?

Zdziwiona takim obrotem sprawy postanowiła rozwiać swoje wątpliwości. Przez chwilę uważnie patrzyła w oczy mężczyzny, tak jakby zastanawiała się nad czymś. W rzeczywistości próbowała wniknąć do jego umysłu i odczytać powierzchowne myśli.

"A tak ciekawie się zapowiadało.” – usłyszała w jego głowie pełną żalu myśl. – ”No cóż... Powinienem to przewidzieć. Takie dziewczyny jak ona, nie są nigdy same. Dobrze, że jej chłopak jeszcze nie przyszedł. Mogłaby być niezła chryja. Spokojnie Mark, be cool. W końcu to tylko przekomarzanie."

Zasłyszana myśl potwierdziła tylko jej opinię, że mężczyźni to bardzo dziwne istoty. Po co zaczynają podrywać dziewczynę, skoro zaraz mają dojść do wniosku, że jest tak cudowna, że na pewno zajęta. Po co marnować czas i energię?

Uspokojona, ale jednocześnie rozbawiona kobieta wróciła do rzeczywistości. Barman wciąż patrzył na nią z cieniem żalu w oczach.

- I znów mnie od pań wyzywasz - zaśmiała się. – A przecież tak grzecznie prosiłam. A mój chłopak prędko się tu nie zjawi - rzuciła uśmiechając się do niego zadziornie. – Pewnie dlatego, że go nie mam - dodała na koniec, po czym puściła mu oczko.
- [i]Co?- zdziwił się. Autentycznie się zdziwił. Vi nie potrzebowała nawet zaglądać do jego myśli. Mężczyzna zaraz zmienił ton na żartobliwy. – Panna Vivianne, brzmi jednak nieco za łagodnie. Wyglądasz bardziej na drapieżną kotkę, niż na łanię Vivianne.

Zrobił drinka, jednak nie podał go jej. Zamiast tego sam wypił, mówiąc – Teraz ja potrzebuję się napić.

Jakaś kobieta przyszła złożyć zamówienie. Dopiero po jego realizacji, [b]Mark[b/] wrócił do Vi, mówiąc. – Jesteś singielką? Wiesz...trudno mi w to uwierzyć. Nie jesteś taka jak Grace czy Pearl.
- Taka jak Grace czy Pearl, to znaczy jaka? - zapytała rozbawiona jego reakcją.
- Wiesz...kobiety, które...- barman wyraźnie się zmieszał jej pytaniem – ...jest coś desperackiego w ich działaniach. Niby flirtują dla zabawy, ale... sam nie wiem. Zdobywają mężczyzn kolejnych mężczyzn... lub kobiety, by nie czuć się samotne? Takie odnoszę wrażenie.
- No tak, to masz rację, nie jestem taka jak one. Ale dziwi mnie, że widzisz tylko dwie skrajności: albo ktoś jest w związku, albo zdesperowaną singielką. Niektórym dobrze jest samemu, inni nie znaleźli jeszcze odpowiedniej osoby, by chcieć z nią spędzić resztę życia. Albo znaleźli, ale ta osoba wolała piersiartą tlenioną blondynę imieniem Samantha - uśmiechnęła się szeroko. – A ty? Też nie wyglądasz na zdesperowanego singla.
- Hej...nie o to chodzi - odparł szybko barman próbując się bronić. – Po prostu jesteś za ładna by być samotną. Przyciągasz uwagę. - Po chwili rzekł – Co do mnie... Ostatnio nie mam czasu na związki. Działalność gospodarcza...prowadzenie baru, zajmuje mi sporo czasu.
- Za ładna by być samotną? - rzuciła lekko oburzona jego słowami. – A co ja jakiś miś pluszowy jestem, żeby mnie miało mieć każde dziecko, któremu się spodobam? - prychnęła i wypiła do dna swojego drinka. – Wiesz... zdradzę ci pewien sekret. Związek jest jak tango, a do tanga trzeba dwojga.
- Wybacz...-zaśmiał się barman, popatrzył w dół z nieco skruszoną miną. – Jakoś niezręcznie to zabrzmiało. - Przygotowując kolejnego drinka rzekł – Masz rację. Nie wziąłem pod uwagę, że nie spotkałaś wystarczająco interesującego mężczyzny.

Podał drinka Vi pytając – Więc jaki typ faceta, podchodzi pod twoje gust?
- Mój typ... - zamyśliła się. – Nie wiem, czy powinnam ci mówić takie rzeczy. Może zechcesz je wykorzystać przeciwko mnie - dorzuciła z rozbawieniem.
- Barman jest jak ksiądz, tylko zamiast rozgrzeszenia daje piwo - powiedział żartobliwym tonem, po czym dodał – Oczywiście nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz.
- Wiem, że nie muszę - odparła poważnie, zaraz jednak dodała z uśmiechem – I nie powiem, bo nie mam jednego określonego typu. W moim życiu było wielu mężczyzn i każdy był na swój sposób niezwykły.
- Cóż...to akurat mnie nie dziwi. Co do mnie...Mark zamyślił się na chwilę. Spojrzał na Vi, po czym kontynuował – Co do mnie, pewnie idealna kandydatka na żoną byłaby taka, która lubiłaby być kelnerką.

Vivianne roześmiała się głośno i serdecznie, szczerze rozbawiona jego odpowiedzią.

- Mam swój mały biznes, dom, owszem fajnie poromansować od czasu do czasu. Ale jak już się brać za stały związek to...Mark zaczerwienił się jak burak – ...z kimś, kto podzielałby moją miłość...jaką jest ten klub, nie sądzisz?
- Ale żona kelnerka grozi tym, że będziesz musiał patrzeć jak jacyś obcy pijani faceci szczypią ją w tyłek. No ewentualnie za każdym razem będziesz spuszczać łomot szczypiącemu, ale wtedy grozi to upadkiem interesu, bo co to za przyjemność dla klienta siedzieć w knajpie, w której łatwo oberwać od barmana za coś tak niewinnego jak uszczypnięcie kelnerki w tyłek?
- To nie ten typ klubu – odparł z przekonaniem. – Sama zresztą wiesz, prawda? Tutaj przychodzą ludzie wrażliwi na emocje innych. Może kiedyś zatrudnię kelnerkę, ale ...będzie musiała pasować do tego klubu.
- No może... - rzuciła beznamiętnie i zajęła się opróżnianiem szklanki pełnej kolorowego drinka.
- A jaka według ciebie dziewczyna pasowałaby na żonę dla właściciela baru? - spytał Mark, po czym zaśmiał się. – Nie...to głupie pytanie.

Spojrzał jej głęboko w oczy i spytał – Tooo może zapytam. Jak cię przekonać do zostania po zamknięciu?
- Nie wiem... kombinuj mistrzu - odparła żartobliwie. – Póki co nigdzie się nie wybieram. Liczę, że również tego wieczora Patty postanowi odwiedzić twoją knajpkę. A gdy się zjawi... będziesz musiał polegać na sobie. Użyj wrodzonego męskiego uroku.
- Pokombinuję...ale chyba się już nie zjawi. O tak późnej porze się nie pojawia.

Odszedł na moment, by obsłużyć jednego z klientów, po czym wrócił mówiąc – W takim razie, mam szczęście nieprawdaż? Bo nie opuścisz tego baru, dopóki ona nie przyjdzie lub ja nie zamknę, prawda?
- No... na to wygląda - odparła z uśmiechem. – Ale nie czuj się zbyt pewnie, bo może znudzi mi się samotne siedzenie i wyjdę wcześniej... - zawiesiła głos, jakby rozważała w myślach taką ewentualność. W rzeczywistości nie brała pod uwagę takiej możliwości. Flirt z barmanem był bardzo miłym urozmaiceniem i nie zamierzała go przedwcześnie kończyć.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 28-10-2010 o 01:06.
echidna jest offline