Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2010, 01:07   #610
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
- No co ty? W ilu barach taka piękność jak ty pije za darmo? - rzekł żartobliwym tonem Mark i uśmiechnął się lekko.
- O widzisz! - roześmiała się. – Zaczynasz dobrze kombinować. I masz szczęście, że mam słabą głowę, bo mogłabym cię z torbami puścić.

Wypiła do końca drinka, ale nie odstawiła na bok pustej już szklanki. Przez chwilę bawiła się rurką, wreszcie wyłowiła z dna nierozpuszczoną jeszcze kostkę lodu i włożyła ją sobie do ust. Delikatnie przygryzła kostkę i uśmiechnęła się łobuzersko.


Mark przełknął głośno ślinę, a Vi uśmiechnęła się w duchu. Kilka razy obróciła językiem zmrożoną kosteczkę w ustach czując, jak z każdy ruchem rozpływa się ona pod wpływem ciepła jej własnych ust. Kropelka wody pociekła jej kącikiem ust. Vivianne starła ją dłonią i znów się uśmiechnęła.

- Cóż... – odezwał się mężczyzna dziwnie piskliwie. Odchrząknął, po czym odezwał się pewniej, nawet nieco żartobliwie– Ty masz słabą głowę, a ja jestem zbyt dobrze wychowany by to wykorzystać. Każdy ma jakieś słabości.
- Racja – przyznała, po czym puściła mu oczko. – Ale właśnie dlatego życie jest ciekawe. Bo nudno by było, gdyby wszyscy byli idealni. A oprócz dobrego wychowania jakie masz jeszcze słabości? - zagadnęła żartobliwie.
- Och, wiele... - machnął ręką. – Aż wstyd się przyznać jakie. Ale pewnie i tak byś wygrzebała, więc...mam kolekcję resoraków w sypialni. 250 modeli w idealnym stanie.
- Duży dzieciak - zaśmiała się. – Ale to w sumie nic dziwnego. Jesteś kolejnym potwierdzeniem mojej tezy.
- Jakiej tezy? – zainteresował się.
- Że mężczyźni rozwijają się do siódmego roku życia, a potem już tylko rosną - odparła z szelmowskim uśmiechem. – A tak na serio to mam podobną słabość. Ja wprost ubóstwiam kreskówki. Ale nie te nowe durnowate, tylko stare dobre kreskówki z mojego dzieciństwa: Tom i Jerry albo Miś Jogi.
- Cóż...nie dziwię. Dzisiejsze kreskówki. Syn siostry je ogląda. Koszmar. - odparł Mark uśmiechając się do dziewczyny. Po czym rzekł – Rachel, moja siostra stwierdziła, że kobiety wychodzą za mąż dla chwili przyjemności w łóżku, i dla długiej przyjemności z opiekowania się dużym dzieckiem.
- O ile co do chwili przyjemności w łóżku jestem w stanie się zgodzić, o tyle nie widzę przyjemności w opiekowaniu się dużym dzieckiem - przyznała się Vivianne. – Ale jak to mówią... co kto lubi.
- To jeszcze dochodzi chemia małżeńskiej miłości, czy jakoś tak – odparł mężczyzna i pomachał dłonią przed jej twarzą. – Jak widzisz, zaobrączkowany nie jestem, więc tylko mogę cytować siostrę.
- No akurat to, że nie jestem zaobrączkowany to bardzo dobrze - uśmiechnęła się. – Nikt mnie nie posądzi o podrywanie żonatego.
- To ty mnie podrywasz? A ja naiwny myślałem, że jest na odwrót - odparł Mark uśmiechając się do kobiety.
- No dobrze, jest na odwrót. Ale potem pretensje są do tej biednej niczego nieświadomej dziewczyny, że uwodzi żonatego, a nie do mężczyzny, że się sam podkłada. To się niesprawiedliwość dziejowa nazywa. – rzuciła dziewczyna żartobliwie.
- To prawda. A przecież mamy wiek równouprawnienia - odparł barman i spytał – Zdarzyło ci się już coś takiego? Być uwiedzioną przez żonatego. Pewnie nie...zawsze możesz go prześwietlić.
- Oj przestań! - powiedziała z nutką niezadowolenia w głosie. – Nie mam w zwyczaju prześwietlać ludzi, z którymi mam kontakty towarzyskie - dodała trochę obrażona. – Ale owszem, zdarzyło mi się... choć uwiedzenie to zbyt duże słowo. Powiedzmy, że... miałam łóżkową przygodę z żonatym, choć o tym, że ma żonę dowiedziałam się po fakcie.
- Wybacz...wiem jaka to pokusa zaglądać komuś do głowy - zaśmiał się Mark, po czym spoglądając w oczy Vi dodał – Choć ja... odczytuję tylko intencje, nie myśli. I też wpadłem w pułapkę...aż dwa razy. Dwie mężatki. W zasadzie trzy, tylko przy tej ostatniej zerwałem znajomość, zanim jej mąż się dowiedział.
- Czemu mówisz o pułapce? - zdziwiła się. – Nie wiem jak u ciebie, u mnie to była jednorazowa przygoda, niezależnie od tego, czy facet miałby obrączkę, czy nie, nic więcej poza paroma miłymi nocami by z tego nie wyniknęło. No a że był żonaty skończyło się na razie. Tyle - dodała beznamiętnie.
- Ja się trochę za bardzo w romansowanie angażowałem wtedy. Byłem... - zamyślił się na chwilę, jak jej to wyjaśnić – ...bardziej romantykiem. Wiesz, miłość aż po grób i te sprawy.
- A teraz co? – zapytała ze zdziwieniem. – Nie jesteś już romantykiem? Stałeś się cynikiem? Nie ma miłości dozgonnej, jest tylko chwilowe zauroczenie, chemia, a potem wszystko zaczyna się od nowa, tylko z kimś innym?
- A teraz… sam nie wiem. Raczej cynikiem, z głupią nadzieją, że znajdzie się ta, co obudzi we mnie romantyzm. - odparł po dłuższej chwili zastanowienia. Potarł podbródek wspominając. – Pamiętam, że pierwszej dziewczynie, z którą spędziłem noc... hmmm... oświadczyłem się następnego ranka. Wyśmiała mnie.
- Trudno się jej dziwić - zauważy Vivianne. – To, że idziesz z kimś do łóżka i, że jest fajnie, nie oznacza, że będziecie udaną parą. Właśnie w tym tkwi cała sztuka, żeby znaleźć kogoś z kim dobrze ci nie tylko w łóżku, ale na co dzień, kiedy trzeba zrobić zakupy i wyrzucić śmieci - dodała poważnie. – Przepraszam... znowu zaczynam się bawić w psychologa - dorzuciła na koniec. – Zboczenie zawodowe.
- Miałem wtedy 22 lata i głowę pełną romantyzmu - zaśmiał się w odpowiedzi mężczyzna. – Nie opowiadałem ci tego, byś musiała ją tłumaczyć, Vivianne. Liczyłem bardziej, że cię ta historia ubawi.
- Jakoś ci się nie udało - powiedziała uśmiechem, po czym puściła do niego oczko. – Zejdźmy może z przeszłych, nieudanych związków - zaproponowała. – To drażliwy temat.
-To może wpadki na randkach? Mogą być moje wpadki, jeśli nie lubisz się zwierzać - rzekł w odpowiedzi barman i opowiedział historię randki na ganku, gwoździa i długiej spódnicy, która zaczepiła się o niego w najmniej odpowiedni momencie.[/i]

Vivianne odwdzięczyła się opowieścią o pizzy frutti di Mare jedzonej na spółkę z chłopakiem, który - jak się oboje dowiedzieli dopiero po fakcie - ma na owoce morza uczulenie. Randka zamiast pocałunkiem skończyła się wizytą na pogotowiu i już nigdy się nie powtórzyła.

Mark okazał się mieć wiele bardziej lub mniej zabawnych historyjek dotyczących nieudanych randek. Nie wspomniał co prawda, ile z nich było jego. Ale na pewno nie wszystkie. Bowiem albo miałby wielkiego pecha do kobiet, albo kilkaset romansów w przeszłości. Zapewne więc do swoich wpadek dorzucił też wpadki zasłyszane. A pomiędzy kolejnymi opowieściami, serwował Vi i innym klientom drinki.

***

Wielkimi krokami zbliżał się czas zamknięcia baru, Mark wyprosił ostatnich klientów i zaczął zamykać drzwi mówiąc, żartobliwie – Ostatnia okazja by uciec.

Vi nie miała zamiaru nigdzie uciekać. Decyzję o tym, że zostaje podjęła już jakiś czas temu i jakoś nie widziała powodu, by ją zmieniać.

- Przed czym? – zapytała kobieta przeczuwając, jaka odpowiedź może paść.
- Hmmm...przed degustacją wina i może rozbieranym pokerkiem? Albo pokerkiem - rzekł w odpowiedzi mężczyzna – Na pieniądze, albo na zapałki. A może tylko degustacja wina i rozmowy, dopóki nie padniemy ze zmęczenia?

A jednak się pomyliła, a szkoda, bo wtedy rozmowa byłaby o wiele ciekawsza.
- Za wino muszę podziękować, na dziś wystarczy mi alkoholu. Za pokerka, zwłaszcza rozbieranego, również. Żadna przyjemność grać, gdy doskonale się wie, że się przegra - odparła z uśmiechem.
Wsunął dłonie w kieszenie i spytał – Ty tu jesteś gościem Vivianne. Więc jaką rozrywkę mogę ci zaproponować?

Jego Spojrzenie wiele Vi mówiło. Mark, mimo wszystko, nie był tak dobrym podrywaczem, za jakiego wydawał się uchodzić. I nie bardzo sobie radził z wyczuciem jej intencji w chwili obecnej. Pewnie zmęczył się tak samo jak ona, w korzystaniu w swych zdolności.

- A koniecznie chcesz siedzieć w barze? - zapytała z nadzieją w głosie. – Może znasz gdzieś jakieś miejsce dobre na nocne spacery? No chyba masz jakieś życie poza tym barem? - dorzuciła na koniec żartobliwie.
- Jest tu w pobliżu niewielki skwerek – odparł po chwili zastanowienia otwierając ponownie drzwi swego przybytku. – Dobry na nocne spacery. Chociaż mam życie poza barem, to niestety...o tej porze nie ma już nic otwartego.

Było już późno. Wszak bar Marka, był nocnym przybytkiem. Gwiazdy świeciły jasno, a noc wypełniały jedynie nieliczne odgłosy miasta. Idąc powoli barman objął i przytulił Vi. Mogło to wynikać z różnych pobudek, niewątpliwie jednak było już dość chłodno, a ciepło jego ciała przyjemnie rozgrzewało.

Skwerek był mały, ale pełen drzew i krzewów. Ciemności nocy dodawały mu tylko uroku. Pożółkłe liście drżały przy najmniejszym podmuchu chłodnego wiatru. Unosząca się nad miastem łuna, w połączeniu z pomarańczowo-żółtym światłem latarni nadawała temu krajobrazowi niezwykły, niemal magiczny wymiar.


- Romantycznie - zaśmiała się Vivianne i wtuliła mocniej w jego ramię. – Pewnie zabierasz tu wszystkie barowe dziewczyny.
- To zależy od stopnia upojenia – wyznał mężczyzna. – Niektóre zanoszę od razu do łóżka, ale wtedy niewiele się dzieje potem, bo od razu zasypiają - dodał żartobliwie i cmoknął niespodziewanie Vi w policzek.
- A co z tymi, którym nie grozi zaśnięcie? - zapytała przygryzając przy tym dolną wargę, bowiem atmosfera gęstniała coraz bardziej.
- Pokażę ci- rzekł w odpowiedzi mężczyzna.

Ujął delikatnie jej podbródek i pocałował ją w usta. Najpierw delikatnie, potem mocniej i zachłanniej z wyraźnym wigorem. A świat Vi zawirował, może jego bliskości, może od alkoholu krążącego po jej ciele, może od samego nastroju. A może od wszystkiego po trochu.

Vivianne oderwała się wreszcie od jego przyjemnie ciepłych i wilgotnych warg. Odchrząknęła cicho, po czym odezwała się:
- No tak... – starała się by w jej głosie nie było słychać żadnych emocji. – I co często zdarza ci się całować tu z jakąś dziewczyną?
- Czasami...raz częściej, raz rzadziej - odparł i ponownie delikatnie dotknął jej ust w pocałunku, by po nim rzec – Jeśli uważasz, że ci się narzucam...wiem, że trochę wypiłaś i możesz uznać to wykorzystuję.
- Zależy, czy zamierzasz poprzestać na pocałunku - zauważyła i uśmiechnęła się tajemniczo.
- A jeśli ...nie zamierzam? – tchnął jej wprost do ucha, by po chwili zacząć całować jej usta, potem policzek, a wreszcie zjechać ustami na jej szyję.

Obecna sytuacja nie pozwalała na więcej. A niewątpliwie Mark chciał więcej. Vi to czuła, gdy był do niej przytulony całym ciałem.

- Powoli – szepnęła Vivianne delikatnie odpychając mężczyznę od siebie. – [/i]To dla mnie jednak trochę za szybko.[/i]

Uśmiechnął się i rzekł spoglądając jej w oczy.- To zostańmy przy całowaniu. - Nachylił się by dotknąć jej ust wargami.

Przez chwilę widać było, że Vi toczy wewnętrzną walkę między tym, czego by chciała, a co podpowiada rozsądek. Wreszcie jednak pozwoliła się pocałować

Mark objął mocno jej wątłe ciało i nachylił się, by ją pocałować. Jego dłonie masowały jej plecy, często – niby przypadkiem - zjeżdżając na pośladki. Mężczyzna smakował jej usta z każdym kolejnym pocałunku, obdarzając też całusami jej policzki. Pomiędzy jednym, a drugim pocałunkiem spytał: - Masz słodkie usta Vi, ale czy te pocałunki ci wystarczają? - Spojrzał jej w oczy. – Bo we mnie rozpalają coraz większe pożądanie.
- Tak, póki co mi to wystarcza, więc chyba będziesz musiał wylać na siebie kubeł zimnej wody - odparła, po czym uśmiechnęła się jakoś tak ciepło, dobrotliwie. – Może to i staroświeckie, ale nie zwykłam na pierwszej randce iść z kimś do łóżka. Nawet jeśli jest przystojnym barmanem oraz, jeżeli w ogóle ten nasz spacer można za randkę uznać.
- Skoro tak mówisz...-mruknął z nutką rozczarowania w głowie całując delikatnie usta potem nos dziewczyny. – To może zdradzisz miejsca na swym ciele, które lubią być całowane. Wiesz, tak na przyszłość.
- To byłoby zbyt proste - odparła unikając kolejnego pocałunku. – Jeśli kiedykolwiek ta wiedza będzie ci do czegokolwiek potrzebna, myślę, że będziesz miał przyjemność posiąść ją... empirycznie.
- Lubisz się droczyć, prawda? - spytał retorycznie mężczyzna spoglądając jej głęboko w oczy.
- No cóż... - zaśmiała się. – Niektórzy mężczyźni twierdzą, że w tym tkwi mój kobiecy urok. Coś w tym chyba jest. Idziemy dalej? - zapytała po chwili. – Czy będziemy się tak obściskiwać do końca świata?
- Obściskiwanie jest nawet kuszącym pomysłem, ale... chodźmy - rzekł w odpowiedzi Mark i wciąż obejmując Vi ruszył dalej.

Vivianne szła wtulając się w ramię mężczyzny. Z zaciekawieniem słuchała o zabawnych zdarzeniach z baru. To znaczy starała się słuchać, bo co jakiś czas ziewała, bynajmniej nie dlatego, że historie były nudne. Wręcz przeciwnie, jednak jak dla niej pora była już dość słuszna

- Jesteś zmęczona? - spytał mężczyzna jakby w odpowiedzi na kolejne ziewanie. – Zamówić ci taksówkę?
- Hm... no musze przyznać, że jestem wykończona. Najpierw męczący dzień w pracy, potem ekscytujący wieczór... to może wykończyć nawet największego twardziela, a co dopiero taką delikatną kobietę, jak ja - zaśmiała się wypowiadając końcówkę zdania. – Chyba będziemy musieli się pożegnać.

Wrócili do baru, gdzie Mark zadzwonił po taxi, a Vi piła ostatniego dziś drinka, a właściwie sam sok, bo na alkohol nie miała już chęci. Samochód zjawił się dość szybko, więc Mark i Vi zdołali jeszcze tylko nacieszyć się ostatnim pocałunkiem, tuż przed jej odjazdem do domu.

Wt., 23 X 2007, mieszkanie Vivianne, godz. 2:05

Vi wreszcie zatrzasnęła za sobą drzwi mieszkania. Nie miała siły się kąpać, jedyne na co zdołała się zdobyć to wymycie zębów. Na wpół nieprzytomna ze zmęczenia i alkoholowego upojenia, dotoczyła się do łóżka. Na oślep przebrała się w piżamę i wgramoliła się pod kołdrę owijając się nią szczelnie, jak kokonem.

Trwało raptem chwilę, zanim zasnęła, jednak ta chwila wystarczyła, by uświadomiła sobie, że czeka ją bardzo ciężki dzień. Zespół dnia następnego był murowany, do tego dochodziło niewyspanie. W jej głowie zrodził się więc szatański plan, by wziąć sobie urlop na żądanie. Przez chwilę biła się w myślami, jednak zanim zdołała podjąć ostateczną decyzję, pogrążyła się w kojących objęciach Morfeusza.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 01-11-2010 o 01:25.
echidna jest offline