Conner i Lil
Mężczyzna, słysząc słowa kaznodzieji, przymknął oczy i zaczął coś szeptać- chyba jakąś modlitwę, ale nie dało się za bardzo niczego zrozumieć- w końcu trudno mówić wyraźnie, gdy krew napływa do ust. Nagle, gdy Conner skończył, Bill otowrzył oczy i znów zaczął mówić- już naprawdę niewyraźnie, widać było, iż każde słowo było dla niego wysiłkiem... - Żałuje... Żałuje chwili, kiedy tam poszedłem... Czy taki los czeka każdego z nas?- zapytał się "nawrócony grzesznik", poczym splunął bardzo obficie krwią. Chyba nikt nawet nie wierzył, że ocali mu życie- Uciekajcie stąd ojcze... Będą tu zaraz, apokalipsa się zbliża. Mój samochód stoi przed ruinami..- mówił już z naprawdę wyraźnym cierpieniem przy każdym słowie jeden z "czarnych". I gdy Conner zerknął tam, gdzie chłopak wskazywał wzrokiem rzekome położenie auta, ten- chyba resztką sił- chwycił go za rękę i wyharczał: - Ojcze... Zabij mnie nim oni tu przyjdą...- urwał, poczym położył głowę na ziemi. Był już gotowy, chciał umrzeć. A może nie chciał, lecz bał się tego, co może "nadejść"? Lecz- na Boga- co to mogło być? Rudolf, Cris i Eye
- Spore zasypane ruinki na wschód.- usłyszeli nagle Cris z Rudolfem przez radio- Eye coś wypatrzył. Nie minęło kilka sekund, a i oni zobaczyli resztki ogromnego kompleksu- jakaś fabryka czy elektrownia. Wielki, zapewne już dawno nieczynny komin, setki mniejszych budynków, kawałki murów z drutem kolczastym... Jakaś wojskowa fabryka? "Wojskowa fabryka" to dla wręcz synonim "kopalnii gambli", a wszyscy byli skrajnie wykończeni- słońce dopiero zachodziło, a oni ubili już kilkudziesięciu ludzi. I chociaż każdy po czymś takim boi się snu, oni naprawdę musieli zrobić sobie przerwę...
Po około dziesięciu minutach skręcili na- o dziwo- całkiem nieźle utrzymaną dróżkę, która prowadziła wprost do- wywalonej jakiś czas temu- bramy do zakładu. W środku pełno było całkiem nieźle utrzymanych budynków, bunkrów, pełno żelastwa i kamieni... Całkiem niezłe miejsce na przerwę- szczególnie dla wielu osób.
Wszyscy wyszli z wozów- w końcu trzeba odetchnąć świeżym powietrzem. Chociaż to tutaj bardziej przypominało mieszanine powietrza, piasku, węglu, piasku, jakiś dziwnych chemikaliów no i piasku. Wiele mniejszych budynków było pełnych piachu, studnie zasypane piachem, wszędzie było go pełno- burza, którą widzieliście, napewno tędy przeszła...
Ale Eye, Cris i Rudolf mieli inne sprawy na głowie, niż rozmyślanie nad składem tutejszego powietrza- byli głodni, spragnieni i zmęczeni jak rzadko kiedy. Najpierw ci czarni, potem ludzike Alvara- naprawdę za dużo mordowania jak na jeden dzień. A mieliście akurat okazje na drzemkę... Wszyscy zaczęli wędrować po okolicy, myśląc co robić- czy naprawdę bezpiecznie byłoby się tu zatrzymać?
[user=1407 ]-Uszkurwa...- mruknął nagle Rudolf, przechodząc obok jednej ze ścian- ciemne otwory po kulach... Dotknął- całkiem ciepłe, jakieś 4 godziny temu ktoś tu mógł się nieźle zabawiać... Kilka kroków dalej- też, tym razem niżej... Kajdaniarz odgarnął piasek na dole ściany- krew... Ktoś tu musiał ładnie się bawić...[/user]
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |