Jiro zauważywszy iż coś tutaj nie pasuje bo już raczej nie „śpi” po za tym jest trochę za zimno, podniósł głowę z „octu” a rękami oparty o krawędź trumny zakasłał po czym wziął parę głebokich wdechów.
-Jes...- Chciał już coś powiedzieć ale powietrze były tak lodowate, że oddychanie nim wręcz piekło. Lecz to nic po chwili doszło do niego co się stało, wystarczyło się rozejrzeć.
-Jesus Christ Super Star... - Powiedział pod nosem po czym wyszedł a raczej wyskoczył z tej „trumny” na tyle fortunie, że z trzaskiem wylądował plecami na zimnym metalu na szczęście nic mu się nie stało. Więc szybko się pozbierał, jeszcze rozejrzał się wokół i z klejnotami na wierzchu i okrzykiem „O Fuck!” na ustach ruszył do ładowni po jakiekolwiek ubrania i może znajdą się i jego rzeczy.
-Dziobem w dół i cała naprzód! - Krzyknął lekko wstrząśnięty komentując to co się stało ze statkiem. Wbiegł do ładowni cały roztrzęsiony, przerażony a jednocześnie wkurzony. Spojrzał na szperającego po szafka Gregora po czym spojrzał na niego jakby uradowany i powiedział:
-Ło kur** dobrze, że ty wyglądasz na żywego oby reszta też miała tyle szczęścia...Ale zimno w mordę...-Narzekania zakończyła kaskada przekleństw, wyzwisk i co kolwiek się jeszcze dało pod adresem statku i ekspedycji. Otwarł swoją szafkę po czym powiedział cicho:
-O przynajmniej ty ocalałaś... Po czym wziął jakąś koszulkę i obtarł się nią z tej dziwnej substancji po czym zarzucił ją na wyrwę w ścianie statku, szybciej wyschnie. Wziął jakiegoś drugiego czarnego T-shirta, bokserki też się znalazły takie niebieskie z nadrukowany bananem i podpisem „Banzai”, nawet skarpety się znalazły te przyjemne uczucie gdy nie trzeba stąpać już gołą stopą po metalu, zarzucił na siebie jeszcze oliwkowy polar po czym z jego usty wyszedł krzyk oburzenia
-God damn it! Gdzie są buty?! -Okazało się, że nie mógł znaleźć butów a tu zima jak w Rosji. W rękę chwycił flaszkę Johny Walkera z niebieską nalepką po czym pośpiesznie odkręcił i już chciał wziąć pierwszego łyka tak na rozgrzewkę i w tym momencie spojrzał na postać siedzącą przy ścianie.
-Ruszaj się bo zamarzniesz a wtedy ci raczej nie będziemy mogli pomóc – Powiedział do Grega wyciągając w jego stronę butelkę z whiski.
-Zobaczmy co z resztą wesołej gromadki...i czy nie ma tu żadnego zaopatrzenia bo mi stopy odmarzną! -Tak więc ruszając się energicznie by mu cieplej było, pociągnął łyka whiski po czym postawił ją przy siedzącym na ziemi Gregu zaś sam podszedł do jakiejś metalowej skrzyni. Siłował się z nią lecz to raczej z paniki, dopiero po chwili spostrzegł, że był tam przycisk. Gdy otwarł skrzynie uśmiech od razu zagościł na jego twarzy. Już po chwili w jego rękach znajdowała się kurtka, mała rzecz a cieszy taka czarna a na ramieniu jej logo NASA widniała. Od razu narzucił ją na siebie, ku jego nieopisanej radości nawet jakieś spodnie były...tyle dobrze bo w hawajskich szortach klejnoty by mu odmarzły.
-Zbierz się do kupy i łap. -Powiedział do Grega i rzucił mu a raczej w niego jedną kurtkę po czym zbliżył się do kolejnej skrzyni i energicznym ruchem ją otworzył. Cóż to jeszcze większa niespodzianka ELEKTRONIKA! Zbawienie każdego odkrywcy. Spojrzał tak na to i przypomniał mu się przecudowny komunikat „Awaria reaktora”. I taka myśl się w jego głowie kłębi: -Powietrze jest jakieś dziwne, był kiedyś program o Czarnobylu a ludzie pracujący przy reaktorze też mieli jakby posmak metalu czy czegoś.- Nie pamiętał dokładnie jak to było ale chwycił licznik Geigera. Już chciał wracać do sarkofagów lecz przypomniał sobie, że jednak ma buty co poświadczył krzykiem:
-Eureka! -Który w tym momencie wydawał się dość nie na miejscu ale on nigdy nie był poprawny...Od razu było lepiej gdy coś grzało w zimne stopy, takie zwykłe czarne skórkowe buty za kostki niby krzyk mody to kupił będąc w Stanach
-Ha modne 200 lat temu – rzekł zrezygnowany i ruszył wreszcie do sali z sarkofagami z licznikiem w ręku. Oczywiście korzystając z okazji obleciał wzrokiem sarkofagi czy aby na pewno wszyscy wyglądają na żywych...Ci z większym przyozdobieniem na piersi na początku oczywiście.
-No żyjcie ludzi! -Krzyknął żeby poderwać resztę ferajny po czym energicznym krokiem zaczął łazić po sali z już włączonym licznikiem.
Ostatnio edytowane przez chudy : 28-10-2010 o 21:45.
|