Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2010, 21:08   #16
chudy
 
Reputacja: 1 chudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodzechudy jest na bardzo dobrej drodze
Jiro zauważywszy iż coś tutaj nie pasuje bo już raczej nie „śpi” po za tym jest trochę za zimno, podniósł głowę z „octu” a rękami oparty o krawędź trumny zakasłał po czym wziął parę głebokich wdechów.
-Jes...- Chciał już coś powiedzieć ale powietrze były tak lodowate, że oddychanie nim wręcz piekło. Lecz to nic po chwili doszło do niego co się stało, wystarczyło się rozejrzeć.
-Jesus Christ Super Star... - Powiedział pod nosem po czym wyszedł a raczej wyskoczył z tej „trumny” na tyle fortunie, że z trzaskiem wylądował plecami na zimnym metalu na szczęście nic mu się nie stało. Więc szybko się pozbierał, jeszcze rozejrzał się wokół i z klejnotami na wierzchu i okrzykiem „O Fuck!” na ustach ruszył do ładowni po jakiekolwiek ubrania i może znajdą się i jego rzeczy.
-Dziobem w dół i cała naprzód! - Krzyknął lekko wstrząśnięty komentując to co się stało ze statkiem. Wbiegł do ładowni cały roztrzęsiony, przerażony a jednocześnie wkurzony. Spojrzał na szperającego po szafka Gregora po czym spojrzał na niego jakby uradowany i powiedział:
-Ło kur** dobrze, że ty wyglądasz na żywego oby reszta też miała tyle szczęścia...Ale zimno w mordę...-Narzekania zakończyła kaskada przekleństw, wyzwisk i co kolwiek się jeszcze dało pod adresem statku i ekspedycji. Otwarł swoją szafkę po czym powiedział cicho:
-O przynajmniej ty ocalałaś... Po czym wziął jakąś koszulkę i obtarł się nią z tej dziwnej substancji po czym zarzucił ją na wyrwę w ścianie statku, szybciej wyschnie. Wziął jakiegoś drugiego czarnego T-shirta, bokserki też się znalazły takie niebieskie z nadrukowany bananem i podpisem „Banzai”, nawet skarpety się znalazły te przyjemne uczucie gdy nie trzeba stąpać już gołą stopą po metalu, zarzucił na siebie jeszcze oliwkowy polar po czym z jego usty wyszedł krzyk oburzenia
-God damn it! Gdzie są buty?! -Okazało się, że nie mógł znaleźć butów a tu zima jak w Rosji. W rękę chwycił flaszkę Johny Walkera z niebieską nalepką po czym pośpiesznie odkręcił i już chciał wziąć pierwszego łyka tak na rozgrzewkę i w tym momencie spojrzał na postać siedzącą przy ścianie.
-Ruszaj się bo zamarzniesz a wtedy ci raczej nie będziemy mogli pomóc – Powiedział do Grega wyciągając w jego stronę butelkę z whiski.
-Zobaczmy co z resztą wesołej gromadki...i czy nie ma tu żadnego zaopatrzenia bo mi stopy odmarzną! -Tak więc ruszając się energicznie by mu cieplej było, pociągnął łyka whiski po czym postawił ją przy siedzącym na ziemi Gregu zaś sam podszedł do jakiejś metalowej skrzyni. Siłował się z nią lecz to raczej z paniki, dopiero po chwili spostrzegł, że był tam przycisk. Gdy otwarł skrzynie uśmiech od razu zagościł na jego twarzy. Już po chwili w jego rękach znajdowała się kurtka, mała rzecz a cieszy taka czarna a na ramieniu jej logo NASA widniała. Od razu narzucił ją na siebie, ku jego nieopisanej radości nawet jakieś spodnie były...tyle dobrze bo w hawajskich szortach klejnoty by mu odmarzły.
-Zbierz się do kupy i łap. -Powiedział do Grega i rzucił mu a raczej w niego jedną kurtkę po czym zbliżył się do kolejnej skrzyni i energicznym ruchem ją otworzył. Cóż to jeszcze większa niespodzianka ELEKTRONIKA! Zbawienie każdego odkrywcy. Spojrzał tak na to i przypomniał mu się przecudowny komunikat „Awaria reaktora”. I taka myśl się w jego głowie kłębi: -Powietrze jest jakieś dziwne, był kiedyś program o Czarnobylu a ludzie pracujący przy reaktorze też mieli jakby posmak metalu czy czegoś.- Nie pamiętał dokładnie jak to było ale chwycił licznik Geigera. Już chciał wracać do sarkofagów lecz przypomniał sobie, że jednak ma buty co poświadczył krzykiem:
-Eureka! -Który w tym momencie wydawał się dość nie na miejscu ale on nigdy nie był poprawny...Od razu było lepiej gdy coś grzało w zimne stopy, takie zwykłe czarne skórkowe buty za kostki niby krzyk mody to kupił będąc w Stanach
-Ha modne 200 lat temu – rzekł zrezygnowany i ruszył wreszcie do sali z sarkofagami z licznikiem w ręku. Oczywiście korzystając z okazji obleciał wzrokiem sarkofagi czy aby na pewno wszyscy wyglądają na żywych...Ci z większym przyozdobieniem na piersi na początku oczywiście.
-No żyjcie ludzi! -Krzyknął żeby poderwać resztę ferajny po czym energicznym krokiem zaczął łazić po sali z już włączonym licznikiem.
 

Ostatnio edytowane przez chudy : 28-10-2010 o 21:45.
chudy jest offline