Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2010, 21:49   #129
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Spotkanie z resztą grupy miało kilka nieprzyjemnych akcentów, do których należało niewątpliwie podejście półelfa. Helfdan wręcz robił wszystko, by paladyn miał o nim jak najgorsze zdanie. Bowiem dotąd Raydgast nie uważał rozpustnego tropiciela, za dusigrosza i hienę cmentarną pozbawioną wszelkich oporów. Bowiem jakoś rabowanie świeżych zwłok ludzi, których Raydgast za życia niechętnie by dotknął, jakoś... było dla paladyna czymś wstrętnym.
Czymś co by zrobił w akcie desperacji.
I tym właśnie byli jego podwładni, męty wynajęte z najgorszych dzielnic. Bardziej podobne psom i sępom. I tak jak psy i sępy, oni ograbili swoich towarzyszy. Raydgast jedynie zezwolił na to, co bandyci sami by zrobili. Jeśli Helfdan chciał równać do nich poziomem... jego sprawa.
Ale cóż, Raydgast wzruszył ramionami tylko i mruknął .- Ja też się cieszę, że widzę cię wśród żywych.
Paladyn wypytał Iulusa o ty, czy najemnicy zachowywali się w miarę przyzwoicie.
I się ucieszył się na wieść, że poważniejszych problemów z nimi nie było.
Nie była to bowiem wyprawa mająca na celu resocjalizować najemników. Paladyn miał i bez tego zbyt wiele na głowie. Może z tych co przeżyją, uda się zrobić wartościowych ludzi.
Ale na razie wystarczy jak będą posłuszni i karni.
Drużyna co prawda znów się skurczyła... Paru łapserdaków zdezerterowało. Mniej niż sądził Silvercrossbow, a to wróżyło dobrze wyprawie.

Paladyn cieszył się gdy w końcu ujrzał zamkowe mury helmickiego bastionu. Raydgast zdecydowanie lepiej czuł się walcząc działając wraz współbraćmi zakonnymi, niż z awanturnikami. Ale cóż... może innym razem. Niemniej w przeciwieństwie do reszty drużyny ulokował się u helmitów i podobną propozycję złożył Iulusowi. Elfa i półelfa, pominął acz nie z powodu jakiejś niechęci wobec nich. Raydgast wyszedł z założenia, że zakonny rygor, który po części dotyczył także i gości helmitów, nie będzie im odpowiadał.
Dnie w Twierdzy Złamanego Topora spędzał na przygotowaniach do kolejnego etapu podróży i uzupełnianiu zapasów ich małej karawany.
I niecierpliwił się... Stracili bowiem zbyt wiele czasu, a w dodatku nadchodziła zima.
Co poniekąd komplikowało sprawę bardziej, niż mogłoby się wydawać. Pyły były niebezpiecznym miejscem i to bardzo. W lecie było tam ryzykownie wyruszyć, w zimie była to wyprawa na skraju szaleństwa. I gdyby nie obecna sytuacja Raydgast nie ruszyłby tam.
Niemniej pośpiech zmuszał ich do dalszej drogi.
Tuż przed wyjazdem opowiedział Iulusowi, Laure i Helfdanowi ( i tylko mi!) o zagrożeniach z Pyłów. O miejscach dzikiej i martwej magii, o błąkających się szalonych duchach i upiorach, o szkieletach, które uparcie powstają z martwych... mimo pokonania. O nieumarłych, których wiele łaziło po Pyłach. Wreszcie o samej naturze miejsca, splugawieniu jałowiącym ziemię i trującym wodę. Powiedział, że nie da się tam przebywać dłużej niż kilka dni; kilka godzin w przypadku bardziej podatnych osób.
Powinni wiedzieć w co się pakują, przynajmniej oni. Raydgast założył, że rzezimieszki które z nim jechały, wiedzą czym są Pyły. Zresztą , głęboko w duchu bał się im powiedzieć, przypuszczając, że wtedy by uciekli, przy pierwszej okazji.
Raydgast z radością przywitał dzień wyjazdu kierując wierzchowca swego w kierunku drogi do Pyłów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline