Spotkanie z resztą grupy miało kilka nieprzyjemnych akcentów, do których należało niewątpliwie podejście półelfa. Helfdan wręcz robił wszystko, by paladyn miał o nim jak najgorsze zdanie. Bowiem dotąd Raydgast nie uważał rozpustnego tropiciela, za dusigrosza i hienę cmentarną pozbawioną wszelkich oporów. Bowiem jakoś rabowanie świeżych zwłok ludzi, których Raydgast za życia niechętnie by dotknął, jakoś... było dla paladyna czymś wstrętnym.
Czymś co by zrobił w akcie desperacji.
I tym właśnie byli jego podwładni, męty wynajęte z najgorszych dzielnic. Bardziej podobne psom i sępom. I tak jak psy i sępy, oni ograbili swoich towarzyszy. Raydgast jedynie zezwolił na to, co bandyci sami by zrobili. Jeśli Helfdan chciał równać do nich poziomem... jego sprawa.
Ale cóż, Raydgast wzruszył ramionami tylko i mruknął .- Ja też się cieszę, że widzę cię wśród żywych.
Paladyn wypytał Iulusa o ty, czy najemnicy zachowywali się w miarę przyzwoicie.
I się ucieszył się na wieść, że poważniejszych problemów z nimi nie było.
Nie była to bowiem wyprawa mająca na celu resocjalizować najemników. Paladyn miał i bez tego zbyt wiele na głowie. Może z tych co przeżyją, uda się zrobić wartościowych ludzi.
Ale na razie wystarczy jak będą posłuszni i karni.
Drużyna co prawda znów się skurczyła... Paru łapserdaków zdezerterowało. Mniej niż sądził Silvercrossbow, a to wróżyło dobrze wyprawie.
Paladyn cieszył się gdy w końcu ujrzał zamkowe mury helmickiego bastionu. Raydgast zdecydowanie lepiej czuł się walcząc działając wraz współbraćmi zakonnymi, niż z awanturnikami. Ale cóż... może innym razem. Niemniej w przeciwieństwie do reszty drużyny ulokował się u helmitów i podobną propozycję złożył Iulusowi. Elfa i półelfa, pominął acz nie z powodu jakiejś niechęci wobec nich. Raydgast wyszedł z założenia, że zakonny rygor, który po części dotyczył także i gości helmitów, nie będzie im odpowiadał.
Dnie w Twierdzy Złamanego Topora spędzał na przygotowaniach do kolejnego etapu podróży i uzupełnianiu zapasów ich małej karawany.
I niecierpliwił się... Stracili bowiem zbyt wiele czasu, a w dodatku nadchodziła zima.
Co poniekąd komplikowało sprawę bardziej, niż mogłoby się wydawać. Pyły były niebezpiecznym miejscem i to bardzo. W lecie było tam ryzykownie wyruszyć, w zimie była to wyprawa na skraju szaleństwa. I gdyby nie obecna sytuacja Raydgast nie ruszyłby tam.
Niemniej pośpiech zmuszał ich do dalszej drogi.
Tuż przed wyjazdem opowiedział Iulusowi, Laure i Helfdanowi ( i tylko mi!) o zagrożeniach z Pyłów. O miejscach dzikiej i martwej magii, o błąkających się szalonych duchach i upiorach, o szkieletach, które uparcie powstają z martwych... mimo pokonania. O nieumarłych, których wiele łaziło po Pyłach. Wreszcie o samej naturze miejsca, splugawieniu jałowiącym ziemię i trującym wodę. Powiedział, że nie da się tam przebywać dłużej niż kilka dni; kilka godzin w przypadku bardziej podatnych osób.
Powinni wiedzieć w co się pakują, przynajmniej oni. Raydgast założył, że rzezimieszki które z nim jechały, wiedzą czym są Pyły. Zresztą , głęboko w duchu bał się im powiedzieć, przypuszczając, że wtedy by uciekli, przy pierwszej okazji.
Raydgast z radością przywitał dzień wyjazdu kierując wierzchowca swego w kierunku drogi do Pyłów.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |