Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2010, 00:06   #28
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
DZIENNIKI PRYWATNE CONNLEYA

Drogi pamiętniku. Mam właściwie tylko chwilę, więc nie będę kombinował. Trochę się wstydzę, że piszę ciebie, bo niby jak to. Chłop dorosły, bawi się zaś na podobieństwo nastolatki. Ale cóż robić? Mama nieraz wspominała, że mężczyźni nigdy nie dorastają do pełnoletności, tylko zatrzymują się, przynajmniej psychicznie, na wieku młodzieniaszka. Może ma rację, bo pewnie inaczej ni siedziałbym nad pamiętnikiem, tylko … no nie wiem, robił coś męskiego: wędkował dla przykładu. To proste, przynajmniej tak kiedyś twierdził kumpel z wojska, ale nie miałem jeszcze okazji wypróbować. Właściwie to nawet nie planuję, bo jakoś czułbym się głupio robiąc takie myki. Ale jednak on szedł psychologicznie. Udawał zdenerwowanego i przed kochanką i przed żoną. W rezultacie obie kobiety śledziły się wzajemnie, żona przekonana, że jest u kochanki, kochanka zaś, że jest u żony. On zaś spędzał spokojnie rozkoszne chwile z wędką w ręku wyciągając karasie.

Właściwie smaczna rybka to bardzo dobry obiadek. Na przykład taki halibut po francusku.

Składniki:
filet z halibuta: 750 g., bułka tarta, mleko: pół szklanki, ser żółty ostry 20 g., sól, tłuszcz , trochę masła

Filety opłukać, osączyć, podzielić na porcje, posolić. Porcje moczyć w mleku i obtaczać w bułce tartej, smażyć na jasnozłoty kolor. Usmażone filety ułożyć w płaskim rondlu, dodać masło, posypać tartym serem, nakryć pokrywką i wstawić do nagrzanego piekarnika na około 10 minut.

Właściwie powiedziałbym, to prosta ryba w panierce plus roztopiony ser. Ale nazwa „po francusku” nadaje jej nową jakość. Szczególnie wśród snobów. Jednak naprawdę to po prostu dobre żarełko, zaś zamiast halibuta świetnie nada się mintaj. Hm, ciekawe czy Morgainne lubi ryby. Bowiem nawet lubię, oczywiście odłowione oraz ofiletowane. Nie cierpię bowiem ości, brrr … a wracając do naszych spraw: kicha. Corwin dał nogę, pytanie czy na stałe, czy wróci oraz co właściwie planuje. Na kartach atutowych wygląda na skrzyżowanie twardziela ze spryciarzem. Tak zresztą pewnie jest. Czerń, srebro oraz róża, którą uważa za swój herb.


Próbowano także wrobić Morgainne, szczęśliwie bezproduktywnie. Inna sprawa, że przyniosło to dobry efekt pod postacią przyłączenia się do nas. Cieszy mnie to, mimo, że mój fajniutki, serduszkowaty parasol wydał się jej chyba troszeczkę dziwnym. Ale fajnie, że jest. Tu przynajmniej nikt ja nie posądzi o otrucie zupą Mandora. Osobiście zatroszczę się, żeby była bezpieczna. Wszystkie smoki, bazyliszki, tudzież mantikory, na bok. Choć, gdyby się taka zjawiła, mógłbym się fajnie popisać. Na przykład: polowanko na mantikorę, zaś po walce dumny wręczam jej skórę na mufkę. Super, chyba, że Morgainne jest za ochroną zwierząt. Wtedy pewnie by mnie pogoniła. Ech, muszę dowiedzieć się więcej.

Dodajmy do tego, że całkiem miła dziewczyna, jaką była kiedyś Lilavati, nagle połknęła dyplomatyczny kij skupiając się na odpowiadaniu monosylabami, albo dworskim bełkocie, którego pewnie sama nie rozumie. Albo rozumie, ale ja nie rozumiem. Ech, dyplomatka Chaosu. Wyższa szkoła jazdy. Ale powiedzmy sobie szczerze, współczuje jej przyszłemu facetowi. Kiedy sobie wyobrażam scenę łóżkową, jak Lilavati krzyczy z rozkoszy i wtedy właśnie … przemienia się w tą ognistą postać ... uf, to facet musiałby mieć chyba męskość z utwardzanego azbestu. Szczególnie podczas krytycznego momentu. Wtedy pewnie Lilavati bucha jeszcze płomieniami. Pewnie dałoby się odkryć nowe znaczenie pojęcia jajek gotowanych na twardo. Brr, ciepło mi się robi, jak pomyślę na temat takiego wydarzenia. Brr. … Dodajmy jeszcze do tego kwestię Aleksandra i Monique. Nowo poznana córka Flory zjawiła się ni stąd ni z ową oraz prawdopodobnie stwierdziła, że przy synu Benedykta ma największe szanse na wyjście z tego cało. Toteż uczepiła się go, jak rzep psiego ogona, chłop zaś, solidny, jak przystało na fajtera, ale na kobitę nie poradzi. Seksapil, ot co. Prawdziwego krajowego wyrobu. Dobrze, że sobie wybrała Aleksandra.

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/FSKvi5sB1Po?fs=1&hl=pl_PL[/MEDIA]

Wreszcie miejscowi także się nie spisali. Jakaś banda pajaców uparła się, żeby nam przeszkodzić przy wejściu do świątyni. Prędzej gościu mający rozwolnienie zdoła powstrzymać się przed pogonieniem do ubikacji, niżeli oni Amberytów przed wejściem. Ale nie ma co się cieszyć. Nie potrzeba siekaniny, choć zdaje się, że Aleksander miałby ochotę wywinąć młynka przed nadobną córką Flory.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 29-10-2010 o 00:11.
Kelly jest offline