Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2010, 12:15   #164
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Zgodnie z wcześniejszą obietnicą Bran, choć był już nieco wstawiony po toastach ku czci jego i towarzyszy odprowadził Elenę do jej pokoju kurtuazyjnie użyczając jej swego ramienia. Gdy znaleźli się przy drzwiach rycerz rzekł:
- Eleno będę spokojniejszy jeśli sprawdzę, czy Twój pokój został odpowiednio zabezpieczony. Pozwolisz zatem, że wejdę.
Nie czekając na odpowiedź wszedł z dziewczyną do pokoju i zamknął za sobą drzwi, po czym zamknął okiennice i okna. Obszedł pokój sprawdzając go pobieżnie po czym podszedł do Eleny.
- Wszystko wydaje się być w porządku, lecz ... czy czujesz się całkiem bezpieczna ? - spytał ujmując jej dłoń w swoje ręce i patrząc w oczy.
Dziewczyna weszła za rycerzem do pokoju i z pewnym zaskoczeniem przyglądała się jego zabiegom, a kiedy ujął jej dłoń i zwrócił się do niej bezpośrednio popatrzyła mu po raz pierwszy tego wieczoru prosto w oczy:
- Podobno wszyscy kultuści zostali pokonani. Naprawdę sądzisz panie że grozi mi jakieś niebezpieczeństwo?
- Młody baron deLaney zbiegł. Podobnie jak i ten stwór, którego chcieli przywołać. Twoje bezpieczeństwo wisi na włosku. -
stwierdził zbliżając usta do jej ucha.
- Powinienem tu z Tobą zostać, byś była całkowicie bezpieczna. - szepnął jednocześnie obejmując dziewczynę w pasie.
Elena położyła mu dłoń na torsie, a potem niezbyt mocno, ale stanowczo odepchnęła od siebie:
- Dziękuję za chęć pomocy, ale jestem porządną dziewczyną, a obcy mężczyzna w nocy w mojej sypialni zbyt mocno mógłby zachwiać moją reputacją.
- Nigdy nie miałem co do tego wątpliwości. Twoja reputacja pozostanie nieskazitelna. Wszak jestem tu po to by Cię chronić. Nikt nie widział jak tu wchodziliśmy, więc nie musisz się niczego obawiać. Nawet jeśli tu zostanę, by dotrzymać Ci towarzystwa nikt się o tym nie dowie.-
szepnął ponownie ją obejmując i zbliżając usta do jej ust.
- Wszak jestem Twoim wybawcą. - szepnął nim ich wargi się połączyły.
- Chcę swoje dziewictwo zachować dla przyszłego męża - wyszeptała zanim jego wargi dotknęły jej ust.
Długi pocałunek rozgrzał Brana na tyle, że prawie zignorował słowa dziewczyny.
- Przecież nie robimy nic złego. - zamruczał - Tylko się do siebie tulimy, jak przyjaciele.
Stwierdził rozsznurowując jej suknię.
- Nic Ci przy mnie nie grozi. Będę uważał. jesteś taka piękna Shan ... Eleno.
Dziewczyna wywinęła się zręcznie wysuwając z jego uścisku:
- Myśli Pan sobie, że jestem głupią wieśniaczką to nie wiem jak się dziewczyny uwodzi! No to proszę sobie zakonotować, że ojciec wydał majątek na moje wykształcenie, a o życiu wiem całkiem sporo! Już nigdy nie będę zabawką w niczyich rękach.
Bran zatrzymał się cokolwiek zdezorientowany. Wszystko tak ładnie szło. Już był w ogródku, już witał sie z gąską, a tu proszę. Gąska okazała się być gęsią i to doświadczoną przez życie. Co jej domniemane dziewictwo stawało pod mocnym znakiem zapytania.
- Zabawa. Jak to ujęłaś miała być obustronna i tylko na taką liczyłem. Ktokolwiek Cię skrzywdził nie zrobiłem tego ja. I nie zamierzam Cię krzywdzić Eleno. - rycerz skłonił się lekko - Wybacz jeśli byłem zbyt nachalny. Odurzyła mnie Twoja uroda i tylko tym mogę usprawiedliwić swoje postępowanie. Proszę nie żyw do mnie urazy.
Dziewczyna skinęła głową i odwróciła się szybko. Mimo to Bran mógł jeszcze zobaczyć błyszczące w jej oczach łzy.
Rycerz stał w bezruchu w końcu położył dłoń na ramieniu dziewczyny.
- Wiele przeżyłaś ostatnio. Dla mnie śmierć to nic nowego, ale Ty ... dopiero co chciano Cię zabić w okrutny sposób. Jedna uczta choćby najbardziej wesoła nie pozwoli o tym zapomnieć. Zachowałem się bezdusznie.
Delikatnie obrócił ją do siebie i przytulił. Tak po prostu.
- Bardzo go kochałaś ? - spytał cicho.
Skinęła głową bez słowa i położyła głowę na jego torsie. Bran poczuł jak jego ubranie powoli robi się mokre od jej łez.
Rycerz pogładził jasne włosy dziewczyny.
- Nie płacz. Na pewno ułożysz sobie życie, jesteś młoda, mądra, ładna, masz kochającego ojca. Wszystko będzie dobrze. - stwierdził z przekonaniem całując ją w czoło.
Ponownie pokiwała głowa i odsunęła się nieznacznie:
- Dziękuję - powiedziała uśmiechając się przez łzy - Może lepiej będzie jeśli już pójdziesz.
Pokiwał głową.
- Tak. Już jest późno. Gdybyś czegoś potrzebowała mój pokój jest za ścianą. Dobranoc. - skłonił się lekko i poszedł w stronę drzwi.
Niezatrzymywany wyszedł na korytarz. Kobieta idzie do łóżka z mężczyzną w zasadzie z trzech powodów. Bo chce, bo kocha, bo jej się to opłaca. Na nieszczęście dla Brana żaden z tych warunków nie został spełniony.

Rycerz smętnie spojrzał na salę biesiadną.
Uczta dobiegała końca, a właściwie dogorywała. Część gości rozeszła się już wcześnie. Niektórzy właśnie opuszczali niedawną salę uciech, inni zaś legli gdzie bądź otuleni czułymi objęciami pijackiej drzemki.
Rycerz pomny obietnicy Shannon o przyjrzeniu się księdze znalezionej u Esmeraldy zapukał do drzwi pokoju Alto.
Damarski był mu niemal kompletnie nieznany, a pismo mogło zawierać cenne wskazówki. Szczególnie interesowały go te dotyczące siostry Uny, o ile oczywiście takie się tam znajdowały.
Bezszelestnie wyłoniła się przenikając przez drzwi. W świetle świec jej postać drgała, gdy z wyraźnym trudem usiłowała utrzymać widoczną dla niego formę. Omiotła go zmęczonym, zrezygnowanym spojrzeniem i odezwała się cicho:
- Dopiero zaczęłam, Alto cierpliwie przerzuca mi strony. Ciężko się to czyta. Ciężko i nieprzyjemnie. – Skrzywiła się z obrzydzeniem, chcąc pokazać mu co ma na myśli – Ta kobieta z całą pewnością zasłużyła na śmierć. – Pokręciła głową – Cierpliwości, rycerzu.
- Nie ma potrzeby więcej trudzić Alto. Chętnie Ci pomogę Shannon. Czy to jest coś w rodzaju jej pamiętnika? -
widząc jej zmęczone spojrzenie zreflektował się szybko - Wybacz. Nie musisz dłużej utrzymywać widzialnej postaci, jeśli to Cię męczy. Wystarczy, że mi powiesz co jakiś czas "przerzuć kartkę". - powiedział Bran uśmiechając się.
- Nie podskoczę jak Tim. Obiecuję.
Skinęła głową zgadzając się. Może czas był najwyższy choć na chwilę oderwać się od łotrzyka.
- W taki razie zabierz księgę i poproś o kamień - powiedziała jeszcze znikając.
- Poproszę o kamień. - rzekł rycerz chowając księgę i wyciągając rękę.
Alto wstał od stołu i podszedł do drzwi otwierając je, gdy usłyszał Brana i Shannon. Na słowa rycerza, przyglądnął się jeszcze znikającej Białej Damie i podał mu księgę wraz z kamieniem wyciągniętym z sakiewki.
Rycerz poszedł do swego pokoju. Wchodząc zauważył w świetle świecy, że Tim już śpi. Nie budząc chłopca przysunął do stołu dwa krzesła. Nie miał pojęcia, czy Shannon jest potrzebne siedzenie, ale a nuż. Położył księgę na stole, usiadł i spytał cicho, by nie obudzić Tima.
- Od której strony zaczynamy? - miał jakieś niejasne przeczucie, że dowiedzą się ciekawych rzeczy.
Shannon podała mu właściwą stronę i w milczeniu wróciła do czytania. Żałowała pochopnej decyzji i przerażało ją to bardziej niż sam odczuwany żal. Rycerz ujmował ją swoją uprzejmością i obejściem i ostatecznie to właśnie zaważyło na jej decyzji. To i pocałunek, którego była wcześniej świadkiem. Wciąż czuła się wytrącona z równowagi wieczornymi wydarzeniami. Skupiła się na czytanych zdaniach, ale wyczekująca mina rycerza mimowolnie przyciągała jej uwagę.
- Nie spodziewaj się niczego dobrego, Branie. Nie miałbyś takiej miny, gdybyś sam to czytał. – pojawiła się postukując palcem w stronice – Każde słowo tutaj pisała osoba nad wyraz samolubna, egoistyczna, okrutna, występna i zła. Po wszystkim mam nadzieję, więcej tej księgi nie oglądać.
Rycerz spojrzał poważnie w oczy Shannon.
- Dziękuję, że zechciałaś poświęcić mi swój czas. Wiem, że nie jest to łatwe. Nie spodziewam się pomyślnych wieści. Po prawdzie wydaje mi się wielce prawdopodobne, że ze stron tej księgi dowiemy się, iż Reina zginęła. To byłaby tragiczna wiadomość dla Uny, ale przynajmniej znałaby prawdę. Teraz żyje w niepewności co do losu siostry, a to jest moim zdaniem gorsze, niż najokrutniejsza wiadomość. Po za tym ...
Bran przerwał na chwilę nad czymś się zastanawiając.
- Może tam być opisany rytuał przejścia ducha w ciało. Coś czego Esmeralda chciała dokonać na królu.
Rycerz na chwilę przerwał. Po chwili zaczął niepewnie.
- Może ... może mogłabyś odzyskać fizyczną postać? - pogładził się po brodzie w zamyśleniu. I spojrzał pytająco na Shannon.
- Esmeralda była zła, ale jej wiedza może posłużyć dobrym celom.
- Sugerujesz, że tym razem ja mogłabym złożyć w ofierze pięć dziewic?
Nie wydaje mi się, żebym w ten sposób chciała wracać do normalnego życia.
- Może nie będzie, aż tak źle. - uśmiechnął się Bran - Ofiary z kobiet służyły raczej przywołaniu demona.
- Gdy wrócimy do Elandone, to miejsce bardzo się zmieni. Spędziłaś tam lata w samotności, jedynie za towarzyszy mając kilkoro znanych sobie ludzi. To życie nie wróci. Jesteś gotowa na zmiany Shannon? Przybranie cielesnego kształtu, to także będzie zmiana. Może wcale tego nie chcesz. Może to zbyt dużo dla Ciebie? -
Bran uważnie przyglądał się Shannon. Jednak trudno było cokolwiek wyczytać z jego wzroku, prócz zaciekawienia.
- Jeśli nadejdzie dzień, w którym to będzie możliwe... wtedy będę się nad tym zastanawiać, nie wcześniej. Jestem aż nadto świadoma czego czas, mój drogi rycerzu, nie zwróci mi już nigdy. Wiem też, że mój dom zmieni się teraz...Elandone nie należy już tylko do mnie i mogę mieć tylko nadzieję, że będziecie o niego dbać, tak jak ja zawsze tego pragnęłam.
Bran spuścił wzrok,a cień smutku przebiegł przez jego twarz.
- Elandone jest piękne, podobnie jak piękne było Lon Hern. Dopóki nie zostało zburzone przez wrogów. Mój ojciec i bracia zginęli walcząc tam do końca.
Mówiąc to było widać, jak rycerz mimowolnie zaciska pięści w tłumionej złości. Bran ponownie spojrzał na Shannon.
- Nigdy więcej nie pozwolę, by zniszczono mój dom. Choćbym miał zginąć Shannon. - w jego oczach zabłysły łzy.
Ponownie odwrócił wzrok wstydząc się chwili słabości.
- Masz rację. Za wcześnie mówić o przemianach i rytuałach. Najpierw przeczytajmy, co tam w ogóle jest napisane.
Wróciła do czytania znikając mu z oczu, ciszę przerywało tylko krótkie „już” od czasu do czasu i szelest przewracanych kartek. Zobaczył ją znowu dopiero, gdy dobrnęli do końca. Siedziała wyprostowana, z dłońmi równo złożonymi na podołku. Spojrzała na niego i smutno pokręciła głową.
- Ona przeprowadziła jakiś czas temu próbę rytuału. Nieudaną próbę. Nie ma tu żadnej wzmianki, która pozwoliłaby określić kim były tamte dziewczyny. Nic, poza tym że wszystkie zginęły w mniejszych lub większych męczarniach. Przykro mi, to nie będą dobre wieści dla tej małej dziewczynki.
- Mimo wszystko dziękuję. – westchnął ciężko – Muszę się zastanowić jak jej to powiedzieć.

Nie położył się już spać. Na szczęście był w wieku, w którym zarwanie jednej nocy nie stanowi problemu. Mógł tedy spokojnie przygotować się na ceremonie. Założył odświętną tunikę z wyhaftowanym herbem Lon Hern i obcisłe rajtuzy. Spojrzał na swoje łydki. Jeśli cała jego charyzma i uroda miały swoje epicentrum, miejsce gdzie kumulowały swój magiczny urok, to z pewnością były to branowe łydki. Mniam mniam.

Bran gdy tylko spotkał Alto zwrócił mu kamień, który otrzymał aby móc z Shannon przestudiować księgę.

Z niemałym wzruszeniem rycerz ujrzał w zamkowym holu chorągiew ze swoim herbem. Etykieta Damary i Cormyru nie różniły się wiele od siebie. Ledwie kilkoma szczegółami, które z łatwością zapamiętał. Gdy przyszłą jego kolej otrzymał od króla tytuł Lorda Kintal w zamian składając przysięgę wierności.
Tekst przysięgi był nieco inny, niż w Cormyrze, no i podczas jej składania nie trzymało się złożonych dłoni w królewskich rękach, ale po za tym wszystko było w zasadzie tak samo.

Sekretarz królewski Onufry Korhonen nie powiedział wszystkiego. Nie poruszył bowiem bardzo istotnej kwestii, a w zasadzie dwóch. Król mógł je pominąć nie wdając się w szczegóły, bo wszak od tego miał sekretarza. Zatem nic dziwnego, że Bran podczas uczty spytał sekretarza:
- Panie Onufry. Tytuł lorda, czy też lady jest tytułem zwyczajowym, jednak nie ma czegoś takiego jak lordostwo. Jakiż zatem tytuł kryje się za pojęciem lord? Baron, hrabia, markiz, a może książe? A co za tym idzie, czy z woli królewskiej Kintal jest baronią, hrabstwem, markizatem, czy księstwem? Druga kwestia to sprawa herbu. Nie wiem jak kształtuje sie heraldyka z Damarze. Czy wszystkim nam przysługuje taki sam herb Elendone, czy też powinniśmy go indywidualnie odmieniać. Różne są zwyczaje w tej kwestii. W niektórych krajach tym samym herbem pieczętują się całe rodziny niespokrewnione ze sobą, w innych tylko jeden ród, a w jeszcze innych ten sam herb nie może być używany przez więcej niż jedną osobę i dlatego dodaje się do niego indywidualny wyznacznik.
- Lordzie Kintal. – zaczął z uśmiechem Onufry widząc, iż ma do czynienia z obytym w temacie rozmówcą. – Przysługuje Ci Panie, podobnie jak i pozostałym władcom w zależności, rzecz oczywista od płci tytuł „baron” lub „baronowa”, gdyż Kintal jest baronią. Co do drugiego pytania, to w Damarze herbów nie odmieniamy indywidualnie i wszystkim z danej ziemi, czy rodziny przysługuje ten sam. Oczywiście, Ty Panie posiadasz swój własny herb i masz pełne prawo do niego, jak i do herbu Elandone. Jeśli mogę coś zasugerować to proponuję dwu lub też czwór dzielność tarczy herbowej.
- Dziękuję Ci Panie za rozwianie moich wątpliwości. Chyba zdecyduję się na czwór dzielność. Zwłaszcza, że wtedy łatwiej będzie uzupełnić tarczę, o nowe symbole. – odparł z uśmiechem Bran popijając królewskie wino.
Onufry Korhonen spojrzał na niego z mieszaniną zdziwienia i niepokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 29-10-2010 o 13:43. Powód: Zwrot kamienia.
Tom Atos jest offline