Było lato, plaża, słońce Max wraz ze wtuloną w niego dziewczyną leżał nad brzegiem morza wsłuchując się w szum fal. Był bardzo szczęśliwy , rozluźniony .W pewnej chwili dziewczyna objęła go jeszcze mocniej i namiętnie pocałowała…tak po po prostu..Max postanowił przejąć inicjatywę gdy…usłyszał przenikliwy głos ogłaszający jakieś alarmy…Coś było nie tak! Poczuł że jakby w czymś pływa, miał trudności z oddychaniem natychmiast podniósł się i otworzył oczy. Był czymś oblepiony, to pewnie ten „ocet” ,starał się to zetrzeć z twarzy, nagle wszystko ucichło za to poczuł przenikliwy chłód. W pewnym sensie to go trochę otrzeźwiło, już sobie powoli wszystko przypominał. Co tu się u diabła tutaj dzieje?!-pomyślał po czym rozejrzał się, w ścianach były prześwity. No kur**, rozbiliśmy się?!- wykrzyknął w myślach. Natychmiast wyskoczył sarkofagu. Poczuł przeraźliwe zimno metalowej podłogi, postanowił jak najprędzej ,biegiem dostać się do ładowni, po jakieś ciuchy. Szybko ,nie zważając na ludzi już zgromadzonych już w ładowni doskoczył do swojej szafki. Trzęsąc się z zimna , wyciągnął swa walizkę wyjął z niej bokserki ,potem nałożył czarne jeansy,następnie znalazł skarpetki i swoje wojskowe buty kupione w Internecie z demobilu. Na górę nałożył koszule ,na to golf i jeszcze czarną skórzaną kurtkę. Jaka szkoda że nie zabrał rękawiczek! ,teraz marzły mu dłonie. Następnie zabrał się za swoje klamoty. Scyzoryk szwajcarski wraz z zapalniczką benzynową wylądował w kieszeni kurtki. Koc zarzucił sobie na ramię, resztę wpakował do dość sporego plecaka turystycznego, na wierzchu umieszczając apteczkę i butelkę ..tak ,tak ..200-letniej whisky, na ziemi była by sporo warta.Pociągnał z gwinta ze 3 łyki po czym z powrotem umieścił ją w plecaku. Teraz dopiero rozejrzał się po ładowni było już tam dwóch facetów ,jeden Azjata łaził z jakimś urządzeniem, drugi gość starał się rozgrzać. Znajdowały się tam również dwie kobiety. Przyjrzał się uważnie czy nikt nie jest ranny, lecz nic na to nie wskazywało. Jedna z kobiet zaproponowała ,by udali się pomóc reszcie. Max ,podając kobiecie butelkę whisky powiedział: No to co? ,szkoda czasu, ruszajmy!, trzeba koniecznie się ruszać w takim zimnie. Po drodze postanowił jeszcze odwiedzić zbrojownie, tłumaczył sobie że nigdy nic nie wiadomo,a tak po prawdzie niemal zawsze chodził z bronią przy boku, to była po prostu siła przyzwyczajenia. |