Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2010, 12:39   #168
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
➷ ➷ ➷

Kolejnego ranka Mysz wpadła jak huragan do pokoju tropiciela. Ciągnęła za sobą Alta, którego mocno ściskała za rękę i nie puściła nawet jak już dotarli na miejsce.
- Robercie, pomocy! - jęknęła przykładając dramatycznie dłoń do czoła. - Pesifal chciał mnie kopnąć! I ugryźć! Jabłka co prawda zeżarł ale wcale nie złagodniał. Pomożesz? Ty się na zwierzętach znasz. Przemówże tej kobyle do rozsądku bo mnie nerwy szarpią! I Alta tak samo, choć po nim mniej widać. Bo widzisz, ogier też jest jego. Nasz wspólny po prostu, a koń, wiadomo, po to jest by na nim jeździć ale Persifal na tą chwilę się średnio do tego garnie! I... - wszystko to powiedziała na jednym oddechu i teraz zrobiła dramatyczną pauzę żeby zaczerpnąć tchu. - Pójdziesz z nami? Proszę? - zamrugała trzepocząc rzęsami i patrząc weń błagalnie

Robert uśmiechnął się pod nosem i ruszył za parą narwańców. Po prawdzie Marie prosić go zbytnio nie musiała, bo i sam Robert był ciekaw nowego nabytku ku chwale lizusowych źrebaków, a Persifal okazał się wspaniałym koniem: wysoki w kłębie, z silnymi pęcinami i smukłą szyją. Błyszcząca sierść i mocne zęby świadczyły o tym, że król nie oszczędzał na swoim ulubionym rumaku. Świadczyły o tym również liczne uszkodzenia boksu i pachołków... Tropiciel przyjrzał się uważnie wierzchowcowi, po czym pewnie wszedł do przegrody. Persival łypnął okiem, kłapnął paszczą, po czym spróbował nadepnąć mężczyźnie na stopę. Standardowy zestaw, przed którym Robert z łatwością się obronił. Następne w kolejce było kopnięcie przednią nogą, ale drwal był na to gotowy - szybko złapał uniesione kopyto, przygiął je do końskiego brzucha, po czym całym ciężarem oparł się o bok wierzchowca. Persival wygiął łeb, ale nie dosięgnąwszy prześladowcy skupił się na utrzymaniu równowagi.
- Tak możecie rozprawiać się z nim, gdy będziecie we dwoje - zaczął. - Marie, ty tego nie próbuj, dla takiego konia to jakby mucha na nim siadła. Nigdy nie zachodźcie konia od tyłu, a z boku tylko jeśli musicie. Praktycznie wszystkie konie prócz bojowych łatwo się płoszą jeśli widzą coś jedynie kątem oka. I kopniak murowany. No, teraz mu spróbuj dać marchew.

Alto przyglądał się Robertowi i starał się przekonać samego siebie, że wielki ogier wcale go nie niepokoi. Podszedł w końcu do rumaka z kawałkiem marchwi i dał mu w wyciągniętej ręce. Pogładził go po chrapach, przesunął ręką po szyi. Mięśnie grały pod skórą, koń rzucił łbem, a Alto instynktownie odsunął się i stanął za tropicielem
- Piękny… Widać, że to rzeczywiście najlepszy z królewskiej stajni. Psiakrew, dużo czasu zdaje się upłynie zanim się do siebie przyzwyczaimy. – popatrzył zaraz na starszego mężczyznę – Będę cię gnębił w tej kwestii, bo chciałbym się obyć z końmi na tyle by móc umieć zająć się nim i kiedyś dosiąść bez ryzyka skręcenia karku w pierwszym galopie
Mysz wspięła się na czubki palców i niespodziewanie pocałowała łotrzyka w brodę.
- Parę tygodni i będziesz śmigać na nim w siodle - zaśmiała się i objęła go w pasie.
Alto przyciągnął do siebie bardkę i odgarnął niesforny kosmyk ciemnych włosów z jej czoła. Pocałował ją delikatnie i uśmiechnął się zaraz.
- Z moim wałachem nawet mi dobrze idzie, dawno już nie szorowałem tyłkiem po ziemi. Ale ta bestia to inna historia. Marie obiecaj mi, że choć parę pierwszych dni wytrzymasz i nie będziesz bez opieki Roberta na niego wsiadać, co? Lizus przy nim to wręcz oaza spokoju

Robert uśmiechnął się na słowa Alta, po czym karnie klepnął Persifala w zad, gdy ten - korzystając z nieuwagi mężczyzny - spróbował zaciąć go ogonem w oko.
- Nauka jazdy konnej to inna sprawa i twój stary koń do tego lepszy - dopóki nawet w cwale tyłkiem w siodle siedzieć nie będziesz nie pozwolę ci przesiąść się na tego tutaj. Z ogierami zawsze jest problem, dlatego większość koni pod wierzch się kastruje. A Persifal musi się z wami oswoić tak jak wy z nimi. Koń jak pies - może być najlepszym przyjacielem albo największym utrapieniem. To mądre bestie... za mądre czasami, rozumne prawie jak człowiek. Jeść dawajcie mu tylko w nagrodę, jak będzie grzeczny, a nie jako przekupstwo - inaczej jeszcze chętniej będzie kopał. Dmuchnijcie mu w chrapy, żeby przyzwyczaił się do Waszego zapachu... ale nie jeśli śmierdzicie wódą; zwierzęta tego nie lubią.
Nigdy nie próbujcie się z nim siłować
- kontynuował po chwili - nawet Wulf nie dałby rady. Bydle trzeba wziąć podstępem i nie okazywać, że się boicie. Każde zwierze wyczuje niepewność, a koń jest jak pies - jak mu się nie pokaże kto jest panem, to samo będzie rządzić jeźdźcem. Pewnie, spokojnie, ale ostrożnie, bo tymi zębiszczami to może rękę odgryźć. Królewscy stajenni najwyraźniej bali się krewkiego rumaka, bo rozpuścili go jak dziadowski bicz. Żeby nawet podejść do siebie nie dał... - zadumał się, po czym pogłaskał Persifala po karku i podrapał za uszami, a ten nadstawił łeb do pieszczony. Robert puścił kopyto i przyłożył czoło do końskiego łba. Chwilę stali nieruchomo, po czym drwal parsknął śmiechem.
- Hasania po zielonej trawce ci się zachciewa? A skąd ja ci niby w zimie trawę znajdę, co? Nasz książę pożąda przebieżki - zwrócił się do młodych. - Chcecie go wziąć na zewnątrz? Nie pod siodło oczywiście, ale wylonżować nie zaszkodzi.
- Taaaaak!
- pisnęła Mysz i pobiegła w podskokach po lonżę. - A będziemy mogli go choć na chwilę dosiąść? Proszę Robercie, pod twoim czujnym okiem.
- Moje czujne oko nie pomoże, gdy ten zechce rzucić zadem
- Robert sceptycznie spojrzał w cwane persifalowe oczy. - Mogę go magicznie uspokoić, ale to rozwiązanie czasowe...
- Niech będzie choć na chwilę - bardka przybiegła z liną i oddała ją tropicielowi. Dyszała chwilę ale zaraz wślizgnęła się w ramiona łotrzyka. - Nie mogę się doczekać, aż wrócimy do Elandone... W domu wszystko wróci do normalności, będzie czas na wszystko - końcówkę wyszeptała patrząc Altowi głęboko w oczy i posyłając mu uśmiech pełen obietnic.

Robert pokręcił głową, zapiął zwierzęciu kantar i sięgnął po lonżę. Persifal cierpliwie znosił te zabiegi co oznaczało najpewniej, że coś knuje. I rzeczywiście - gdy tylko drwal odwrócił się po derkę koń wyciągnął szyję by capnąć bardkę za tyłek. Robert szarpnął lonżę, po czym znacząco spojrzał na Marie oczekując, że bardka okaże wierzchowcowi swoją dezaprobatę.
- Zły Persifal! - Mysz pogroziła ogierowi palcem i zerknęła na Roberta dumna ze swej stanowczości. Drwal parsknął śmiechem i zarzucił derkę na grzbiet Persifala.

Spokojnie, pewnie, nie okazywać strachu. Jasne, wszystko to wygląda niezwykle prosto, szczególnie jak się patrzy na obytego Roberta. Jakoś to będzie… Łotrzyk patrzył w roześmiane oczka Marie i nie mógł się już doczekać powrotu do Elandone. Tymczasem konik najwyraźniej podzielał jego gust i zwrócił swoją uwagę na krągłości bardki opięte ciasno spodniami. Kłapnął zębami, ale Robert powstrzymał jego zapędy, łotrzyk parsknął śmiechem na reprymendę Myszy

- Następnym razem możecie go pacnąć w chrapy
- pouczył ich jeszcze Robert - nie zaboli go bardzo, ale będzie wystarczająco nieprzyjemne jako kara. Tylko uważać, żeby nie użarł. Nie będziemy go siodłać, jak masz spaść to i tak spadniesz. Derka starczy - rzucił, po czym zaprowadził wierzchowca na wskazane przez stajennych miejsce i pozwolił mu się wyszaleć. Galopujący ogier stanowił przepiękny widok... Koń kilka razy stanął dęba i szarpnął lonżą sprawdzając, czy nie uda się wyrwać, ale w końcu dał spokój.





Dopiero gdy Persifal porządnie się zmęczył Robert pozwolił młodym kolejno wsiąść na jego grzbiet i zrobił kilka kółek prowadząc konia za kantar. Na szczęście ogier odpuścił już brykanie, toteż po powrocie do stajni dostał od całej trójki po przysmaku.
- Ja wiem, że nic w jeden dzień nie przyjdzie. Ale jestem gotowa na ciężką pracę Robercie! Melduje się na twoje rozkazy i przyjmuje na swe barki funkcję Pierwszego Chłopca Stajennego Elandone - oznajmiła na koniec zachwycona Marie.
- Chyba żeby bałamucić stajennych - parsknął Robert i puścił do Alta oko.

Wybrali się jeszcze na zakupy by nabyć potrzebne akcesoria do pielęgnacji wszystkich trzech wierzchowców, po czym tropiciel mógł nareszcie zająć się własnym koniem. Zazdrosna bestia na powitanie użarła go w zadek...

➷ ➷ ➷

Pozostały jeszcze sprawy formalne. Zakup wozu na dobytek Larishy i jej pięciu pomocników, żywności na drogę oraz koców i ciepłych ubrań dla Uny. Robert ucieszył się z kolejnego dziecka w zamku, choć mocno zdziwiła go decyzja Brana. Ech, rycerze...

Załatwienia z imć Onufrym przewozu Poli poszło nadzwyczaj gładko. Sekretarz zapewnił Roberta, że wybranych rycerzy król darzy pełnym zaufaniem i o zdradzie mowy nie będzie; a wojownicy słowni są i bitni. Mimo to Robert kazał przedstawić sobie wszystkich "ochroniarzy", a dowódcy przekazał "tajne hasło" dla ojca. Zabezpieczenie śmieszne w swej naiwności, ale lepsze niż żadne. Drwal uprzedził królewskiego sługę, że wraz z Polą w podróż mogą wybrać się i chętni robotnicy, ale mężczyzna tylko temu przyklasnął. Obaj mieli nadzieję, że do wrót Elandone przybędzie całkiem spora karawana.

Gorzej było ze sformułowaniem listu. Robert spodziewał się, że wysłane ze stolicy pismo wyprzedzi królewskich posłańców i przygotuje ojca na kolejne wieści; ale i tak cieszył się niezmiernie z pomocy rycerzy. Przynajmniej krajanie nie uznają, że ze szczętem mu odbiło. Monarsze pieczęcie zawsze robiły wrażenie.

"Szacowny ojcze..." - naskrobał i zamyślił się. Co u diabła powinien napisać? Odrzucam swoje ziemie, wszystko co z dziada pradziada osiągnęła nasza rodzina dla kupy kamieni w obcym kraju i dziedzictwa, które po prawdzie jest jedynie na papierze, nie we krwi? Z drugiej strony ojciec szanował szlachtę i monarchię jeszcze bardziej niż Robert. Tradycjonalista. Powinien być z niego dumny. A zresztą, co mnie to obchodzi? Co ja, otrok jestem żeby się burczeniem ojca przejmować?, sarknął na głos, po czym skreślił krótki i treściwy list. Powiadomił o nadaniach i szlachectwie (choć pominął szczegóły), Polę kazał rycerzom oddać wraz ze wszystkimi jej rzeczami i niańką - starą lub nową - jeśli jakaś kobieta zdecydowałaby się na przeprowadzkę. Ojca również zapraszał do przeprowadzki do zamku gdyby miał chęć - w takim wypadku nakazał oddać ziemie, tartak i warsztaty w dziesięcioletnią dzierżawę zaufanym ludziom; najlepiej któremuś z pracujących tam mistrzów, lub sąsiadom. Dołączył również ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników i rodzin chętnych do osiedlenia się w Damarze, wraz z obietnicą królewskiej wolnizny. Na koniec skreślił pozdrowienia dla znajomych, zalakował i zapieczętował pierścieniem Kintalów.

Ten ostatni, mały gest napełnił go nieoczekiwaną dumą. Wyjrzał na dziedziniec, gdzie służba szykowała ich konie i wóz, pakowała bagaże, prezenty i żywność. Yocelyn unosiła się nad dachami, niecierpliwie czekając na wyjazd. Gdzieś w drzwiach mignęli mu objęci Wulf i Meg, a zza ściany dobiegał chichot łaskotanej przez Alta Marie. Czas ruszył z miejsca dla wszystkich, nawet dla lady Shannon. Robert przeniósł wzrok z powrotem na pergamin, po czym włożył go to tuby i ruszył do wyjścia. Niewielki ciężar dzierżonego w dłoni przedmiotu dawał mu dziwną pewność, że wszystko niedługo się ułoży.
 
Sayane jest offline