Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2010, 16:28   #120
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zdarzenia płynęły bezlitośnie niby rzygowiny po przełyku. Nie w tym kierunku, w którym powinny.
Nie pojawiały się żadne odpowiedzi. Śledztwo grzęzło w brudzie i syfie. Pośród fekaliów demonów, pijawek i niejakiego Mythosa, który był tylko pustym, obco brzmiącym imieniem. Paskudne rzadkie gówno lało im się na głowy jak deszcz po oberwaniu chmury. A oni nie mieli przy sobie parasola.
Trzy martwe dziewczyny, rytuał, trzech wampirzych amantów. Udo, który sypnął barona. Baron, który wezwał demona i zafundował im przygodę z abishaiem. Brzmiało niby logicznie ale Lawrence miała przeczucie, że nadal widzą zbyt mało. Mają rzut na skrawek ogromnej całości i tracą globalną perspektywę. Z drugiej strony... Jebać to. Jeśli Baron jest winny powinni go przyskrzynić, umyć ręce, zamknąć teczkę sprawy i iść dalej nie oglądając się za siebie. Tyle, że Lawrence nie uznawała fuszerki. Chciała mieć pewność. To, że Udo zwalił winę na barona, po terapii tlenkiem srebra, nie znaczyło jeszcze, że to czarnooka pijawa była sprawcą zamieszania. Potrzebowali czegoś więcej niż tylko przypuszczeń i bladych teorii. Potrzebowali faktów. Albo przyznania się do winy. Ale w tym celu musieli zgarnąć Gabryjela a to mogło być problematyczne nawet z pieprzonym Dead Squadem w kominiarkach przy boku.

Od tych przemyśleń aż ją zemdliło. A może to od naleśników z podwójną porcją czekolady? Nie mogła sobie przypomnieć kiedy jadła ostatnio solidny posiłek. Zupełnie jakby choroba wyssała z niej wszystkie normalne ludzie odruchy. Nie czuła łaknienia, prawie nie sypiała... To może jeszcze rzuci fajki?
Zaśmiała się z własnego pomysłu. Odsunęła stanowczo talerz i wetknęła do ust papierosa.

Wtedy dosiadł się do nich emo-nastolatek. Może chłopiec zgubił się w drodze na koncert jebanego Tokio Hotel? Już miała rzucić jakimś komentarzem w stylu „makijaż ci się rozmazał dziecko” ale wyrostek ów przemówił głosem dojrzałej kobiety. To ci heca... Niczego w tych czasach nie można być pewnym. Nawet czy idziesz do łózka z facetem czy kobietą wychodzi dopiero wtedy jak ktoś ściągnie gacie.

- Przysłał mnie baron Gabryjel. Jestem jego rzeczniczką. Możemy pogadać? - dziewczyna spojrzała na nich pytająco.
- Mów - zaczęła lakonicznie Lawrence i zaciągnęła się tak mocno, że dym dotarł chyba do palców stóp.
- Baron przysyła mnie bym porozmawiała o sprawie, która prowadzicie – kontynuowała rzeczniczka. - Bardzo możliwe, że zdobył troszkę informacji na temat istot w nią zamieszanych. Jednak interesuje go, jakie korzyści zaoferują mu łapacze za cenne, bądź co bądź, informacje. Sądzi, że jego trzej poddani, a może i więcej, są zamieszani w spisek przeciwko łapaczom, znaczy Ministerstwu Regulacji. Moze to załatwić sam, lecz sądzi, że będziecie zainteresowani samodzielnym wymierzeniem kary. Ale pyta, co otrzyma w zamian.

Zawiesiła wzrok na CG, która odezwała się pierwsza.
- Może na dobry początek wyjaśni nam dlaczego wprowadził nas w błąd twierdząc, że dwaj znajomi Uda spłonęli?

- Nic mi na ten temat nie wiadomo – odparła pani Vanessa dyplomatycznie.
- Wobec tego proszę przekazać pracodawcy, że chętnie porozmawiamy – przytaknęła Lawrence. - Wracając natomiast do pytania “co baron otrzyma w zamian” zasugeruję jedynie, że w interesie pana Gabryela powinno być złapanie winnych. Ostatnie wydarzenia z klubu, przyzwanie demona w środku Rewiru, który znalazł się tam z powodu Udo, tuż po tym jak wywlekliśmy go z Ggrzesznych Rozkoszy”... To wszystko nie stawia barona w najjaśniejszym świetle czego zapewne jest doskonale świadom skoro przesyła do nas swojego rzecznika. Proszę przekazać baronowi, że się pojawimy - spojrzała jeszcze na współpracowników upewniając się, że żaden z nich nie chce zaprotestować. W zasadzie to niedawno właśnie ustalili. Że trzeba złożyć baronowi wizytę. Nawet lepiej, że pojawią się tam z zaproszenia zainteresowanego.

Rozmowa biegła leniwie, jakby obu stronom niespecjalnie chciało się gadać. Jeszcze niedawno rozważali zbrojny wjazd do wampirzego gniazda a teraz plany uległy drastycznej zmianie i miały przerodzić w rozmowy przy okrągłym stole.

Do spotkania z baronem zostało jeszcze sporo czasu a Lawrence nie mogła się zmusić aby bezczynnie siedzieć na dupie.
- Spotkamy się na miejscu, pójdę coś załatwić – powiedziała, rzucając na stolik kilka banknotów, które powinny pokryć z nawiązką jej część rachunku.

Pozostała jeszcze jedna opcja. Tradycyjne zaciągnięcie języka. Do diabła, abishai pojawił się w środku Rewiru, ktoś musiał mieć na ten temat mniejsze lub większe pojęcie!
Mr. Boyd był ulubionym informatorem CG. Prowadził na Rewirze burdel z gatunku tych najpodlejszych, gdzie ludzie przychodzili spełnić swoje najskrytsze i najbardziej wyuzdane fantazje. Raj dla nekrofilów, którzy mogli przygruchać sobie na wpół rozłożonego zombie, masochistów i wszelkiej maści perwersów. Pan Boyd prowadził swój biznes nieszczególnie legalnie. Lawrence nie miała jednak nic przeciwko jego lukratywnej działalności. Dopóki klienci i pracownicy przychodzili tam dobrowolnie i nie mieszano w to dzieci to mogli się chlastać biczami, zakładać kagańce i wieszać głową w dół. Niech im idzie na zdrowie.

Ogromny wykidajło, o genach ewidentnie wzbogaconych zwierzęcym akcentem, wpuścił ją do środka po tym jak skonsultował się z szefostwem.
Mr. Boyd siedział na swoim skórzanym obrotowym fotelu. Armia odświeżaczy powietrza leżała porozstawiana dookoła ale nawet ona nie mogła zabić słodkawego fetoru rozkładu. Aj, tak. Nie wspomniałam, że Mr. Boyd to zombie? Wyjątkowo elegancki, zadbany i kasiasty facet. Ale nawet on nie potrafi walczyć z prawami biologii. Omijać je dyskretnie, owszem. Ale nie zniwelować całkowicie ich wpływu.

- Witaj Lawrence. Co cię do mnie sprowadza? - spojrzał na nią splatając dłonie niby cholerny ojciec chrzestny. - Posłuchałaś wreszcie mojej rady i skusisz się na figle z nieumarłym?
- Raczej nie, Boyd.
- Dam ci rabat – uśmiechnął się zachęcająco ale CG to zignorowała.
Usiadła na krześle naprzeciwko biurka z zamiarem odpalenia papierosa ale zombie powstrzymał ją stanowczym ruchem ręki.
- Przecież wiesz. To mi szkodzi na cerę.
Schowała grzecznie papierosy i zapalniczkę i przeszła do rzeczy.
- Wczoraj ktoś wezwał abishaia w środku pieprzonego Rewiru, wiesz coś o tym?
- Nic poza tym, że to miało miejsce.
- A Mythos? Mówi ci coś to imię.
- A powinno?
- Sama nie wiem... - rozparła się na krześle przecierając zmęczone oczy. - Coś dziwnego dzieje się w tym mieście.
- Doszły mnie słuchy, że kroi się jakaś wojna pomiędzy demonami. Że w okolicy pojawił się ktoś wyjątkowo paskudny i cała rzesza umarlaków chce mu wejść w dupę bez mydła.
Lawrence spojrzała na niego z ciekawością.
- Ten ktoś nie nazywa się może Mythos?
- Nie wiem – wzruszył ramionami ale zaraz dodał. - Ale dla ciebie mogę się dowiedzieć.
- Coś jeszcze wartego uwagi obiło ci się o uszy?
- Nic. - Lawrence już miała się zbierać kiedy Mr. Boyd dodał – Chociaż... Loup Garou od Bernarda zrobiły się mocno poddenerwowane. Lepiej omijaj „Duch i Mrok” szerokim łukiem.
- A ci co knują? - zapytała już przy drzwiach. Boyd tylko wzruszył ramionami.
- Wyniuchaj coś dla mnie Boyd, dobrze? Wpadnę jutro. Albo zadzwonię.

Boyd nie rozwiał żadnych wątpliwości. Nadal tkwiła w tym samym dołku niewiedzy. Pozostawało mieć nadzieję, że rozmowa z baronem rzuci jakieś nowe światło na sprawę.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-10-2010 o 16:34.
liliel jest offline