Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2010, 18:53   #61
Roni
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Stało się. Wielki robak skoczył i zaatakował swymi ogromnymi ostrzami palladyna. Szybkość przeciwnika zaskoczyła Rodericka. Uskoczył w prawo, jednocześnie próbując ustawić się w pozycji do ataku. Zwinna bestia opadła i obróciła się, znów nacierając na Rodericka. Unik palladyna rozjuszył ją i zaatakowała z furią, tnąc powietrze swymi ostrymi pazurami. Abrams rozłożył skrzydła i wzleciał w powietrze. Zawisnął nad bestią wypatrując słabych punktów. Wyciągnął rękę wskazując na łeb potwora. Wiązka światła wystrzeliła z jego dłoni. Światło trafiło w tył potwora, lecz te miejsce było chronione przez gruby, chitynowy pancerz, i zaklęcie nie przyniosło efektu. Wściekła bestia odwróciła się i uniosła swój łeb, podążając za lecącycm Roderickiem wszystkimi parami oczu. Robal wydał z siebie warknięcie i kłapnął paszczą. Z jego otworu gębowego wystrzelił strumień zielonej mazi. Substancja trafiła Palladyna w pierś zrzucając go na ziemię. Kwas zaczął wyżerać dziurę w jego pancerzu, młot wyleciał mu z dłoni. Roderick w panice znów użył zaklęcia, tym razem celując w ślepia stwora. Z dłoni palladyna promieniowało szkarłatne światło i stwór, który już nacierał, aby zadać śmiertelny cios, zapiszczał, kuląc się z bólu. To była jedyna szansa dla Rodericka. Podniósł się z ziemi, wziął młot i ruszył na potwora. Wzleciał w powietrze i uderzył z góry wkładając w to całą siłę. Pod wpływem uderzenia potężnym młotem, pancerz owada wydał z siebie niemiłe dla ucha chrupnięcie, a z licznych szczelin zaczęła wyciekać zielona posoka stwora. Potwór zatoczył się, a Roderick zapikował. Wyprowadził ostateczne uderzenie miażdżąc łeb ogromnego owada. Stwór uderzył ciężko o ziemię. Palladyn wylądował na ziemi, niemalże łamiąc sobie nogi. Kwas przeżerał zbroję, przepalał ubranie, ranił skórę. Roderick upuścił młot na ziemię i zajął się ściąganiem pancerza.
-Na Święty Ogień! - Krzyknął przyciskając dłoń do rany. Wyciągnął z sakwy bandaże i owinął nimi klatkę piersiową oraz bok przebity wcześniej sztyletem. Nie uśmierzyło to bólu, lecz powstrzymało krwawienie. Roderickowi zakręciło się w głowie, przez co upadł na ziemię. Resztkami sił podniósł się z ziemi. Znalazł też swój młot. Wyciągnął z sakwy buteleczkę z eliksirem. Odkorkował ją i wypił zawartość. Wsparł się na broni i rozejrzał się. Znajdował się na jakieś polanie... Wszędzie wokół gigantyczna trawa. W oddali widać było drzewa z ogromnymi liśćmi, ptaki latały nad głową palladyna.
"Niedługo słońce zajdzie. Muszę rozpalić ognisko."
Pozbierawszy swe rzeczy, zostawiając jedynie zniszczony napierśnik, ruszył w stronę drzew.

Zbierał suche gałęzie, gdy usłyszał cichy pisk dochodzący zza jednego z krzewów. Na ugiętych nogach, kontrolując swój oddech, podszedł do źródła dziwnego dźwięku. Pisk wydawało małe zwierzątko siedzące w ukrytym między trawami gnieździe.
"Jeśli to jest dziecko, to gdzieś musi być i matka."
Przeczucia palladyna okazały się słuszne. Po krótkiej chwili na niebie ukazał się ogromny cień, który zbliżał się do ziemi. Z każdą sekundą był coraz bliżej. Gdy masywny ptak wylądował w gnieździe i zaczął karmić pisklę, Roderick wyskoczył zza krzaka i uderzył młotem. Wystarczyło jedno, miażdżące uderzenie, by zabić ptaka. Palladyn zabrał truchło i suche gałęzie, po czym udał się z powrotem na polanę. Wyciągnął z sakwy hubkę, oraz krzesiwo i rozpalił ognisko.
"Jutro pomyślę, co robić dalej."
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 30-10-2010 o 20:48.
Roni jest offline