Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2010, 19:54   #169
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację

Na dalekich krańcach Świata, gdzie nie zapuszcza się już żaden wędrowiec, bo drogi do niego zapomniane, zostały zanim na stałym lądzie pojawił się pierwszy człowiek, wysoko na niebie, wśród nigdy nie znikających chmur, od zarania dziejów wznosi się szara wieża.
Gdyby ktoś miał okazję przyjrzeć jej się z bliska przez dłuższą chwilę, mógłby zauważyć, że tak naprawdę składa się ona z czerni i bieli, których stosunek wzajemny do siebie zmienia się w czasie. Gdyby zaś zbliżył się jeszcze bardziej, i na obserwację poświęcił znacznie więcej czasu, dostrzegłby że biel tworzy niezwykła mieszanina wszystkich kolorów tęczy, a czerń to pustka pożywiająca się tą bielą.
Biel nie znika jednak nigdy całkowicie, rodzi się ponownie po drugiej stronie czerni, w wielkiej eksplozji barw i światła.
Tak trwają obok siebie: Biel i czerń. Zło i Dobro. Światłość i Ciemność.

***

Jasnowłosa kobieta zaczesała długie sploty i zaplotła je w warkocz wplatając w niego mieniącą się srebrem, niczym gwiezdna droga wstęgę. Uśmiechnęła się do swego odbicia w zwierciadle. Wstała i okręciła wdzięcznie, a biała, zwiewna suknia zawirowała wokół jej zgrabnego ciała i opadła w dół otulając je niczym mgiełka. Może właśnie z tego była stworzona? Z białej mgły snującej się o świcie nad pustymi polami leżącego u jej stóp świata.
Usiadła przy zastawionym owocami stole, wzniosła w górę kryształowy kielich w niemym toaście, a potem upiła z niego łyk złocistego trunku. Dziś miała co świętować. Pierwsza runda w partii jaką toczyła z Losem została wygrana.
Swoją drogą ciekawe gdzie on był... nie miała pojęcia co knuje, ale z całą pewnością coś co miało na celu pokrzyżowanie jej planów.
W tym momencie drzwi otworzyły się i jakby przyciągnięty jej myślami do pomieszczenia wszedł ubrany na czarno, ciemnowłosy mężczyzna:
- Zaczęłaś beze mnie? Spóźniłem się zaledwie dwie minuty czyżbyś nie mogła znieść mojej obecności w obliczu nieuchronnie nadciągającej porażki?
- Chyba kpisz
- prychnęła kobieta – przecież to ja wygrywam jak na razie, i to całkowicie. Wszyscy działając zgodnie pokonali wrogów i dostali należną im nagrodę.
- Chyba żartujesz
– powiedział mężczyzna siadając na fotelu naprzeciwko i upijając łyk krwistoczerwonego trunku – Widzę przynajmniej kilka zarzewi przyszłych konfliktów, w tej „idealnie zgranej, przyjacielskiej grupie”. A najciekawszy i najbardziej obiecujący bynajmniej nie ze strony mojego ulubionego „konia trojańskiego”.
Kobieta prychnęła ponownie, prychnięciem jakże typowym dla przedstawicielek jej płci. Wyrażającym całą głębię i gamę najbardziej pogardliwych uczuć:
- Marzenia i niedoczekanie! Ludzie ostatecznie wybiorą honor, przyjaźń i miłość! Taka jest natura ludzka!
- Naiwność i kobiece mrzonki
– mężczyzna uśmiechnął się błyskając ostro zakończonym uzębieniem, nadającym mu wygląd drapieżnego wilka – ludzie zawsze wybiorą siebie, własny interes, władze i bogactwo. Taka jest natura ludzka!
Nie powiedziała już więcej, ale obiecała sobie solennie że jeszcze zetrze mu z twarzy ten pełen samozadowolenia grymas. Być może nawet całkiem szybko.
Mężczyzna także się nie odezwał. Wolał nie zdradzać zbyt wiele z planów, które obmyślił. Ich realizacja w połączeniu z jej złością przyniesie mu w najbliższym czasie tyle radości...



***

Dotarł w końcu do miejsca z którego mógł zobaczyć cel swojej kilkumiesięcznej wędrówki. Mógł się przyjrzeć dokładnie bo pogoda dopisywała, a w słońcu widoczne były wszystkie szczegóły... więc to było miejsce dla którego go zostawiła? Nigdy nie sądził, że to zrobi. Tyle razy próbował się jej pozbyć, ale trzymała się go jak rzep psiego ogona. Potem się przyzwyczaił. Jak człowiek przyzwyczaj się do szczeniaczka stale plączącego mu się pod nogami. Nawet nie wiedział kiedy wrosła mu w serce tak bardzo, że rzucił dla niej wszystko, nie wykonał zlecenia i naraził się na gniew niezadowolonych pracodawców. Przewędrował pół świata i oto patrzył na idealnie piękny zamek pławiący się w tafli jeziora niczym podziwiająca swoje oblicze młódka.


Musiał przyznać że miejsce było piękne. Idealnie położone, najwyraźniej dobrze bronione i z pewnością wygodne. No i było domem, którego nigdy nie mógłby jej zapewnić... Może przyjazd tutaj był najgłupszą decyzją którą podjął w życiu? Jeszcze nie było za późno. Wystarczyło się odwrócić i odejść. Nigdy by się nie dowiedziała że tu przybył, ze jej szukał. Umiał zniknąć bez śladu, gdyby zechciał nigdy by go nie odnalazła... oczywiście zakładając tę optymistyczna wersję, że kiedykolwiek zatęskni i zechce się z nim zobaczyć. Miała przecież bogactwo, na pewno licznych adoratorów, była panią na zamku.
A on przecież był tylko starym, idiotycznie zakochanym głupcem, którego całym majątkiem była kapota na grzbiecie...
Zobaczył nagle wchodzącą na kamienny most kobiecą sylwetkę i serce zabiło mu gwałtowniej. Potem kobieta odwróciła się i spod kaptura wysunęły się długie rude loki. To przecież nie była ona... była zbyt postawna, zbyt wysoka...

***

- Ktoś się dostał do grobowca Ravena. Pieczęcie zostały naruszone! - Wbiegający do wykutej w czarnym kamieniu komnaty mężczyzna prawie potknął się o swoje nogi. Dopadł do dwóch kobiet siedzących przy długim stole i skrupulatnie zapisujących coś w wielkich księgach.
Jedna z nich uniosła głowę i odłożyła pióro:
- Jesteś pewien? Myślałam, ze wszyscy którzy mogli tego dokonać zostali już zlikwidowani... ciekawe... - popatrzyła na druga kobietę:
- Co o tym myślisz Melindo?
- Myślę, że musimy jak najszybciej dowiedzieć się kto to uczynił i zaradzić ewentualnym problemom. Wiedza Ravena jest zbyt potężna by dostała się w niepowołane ręce...


***

- Wyjechali i nie wiadomo kiedy wrócą? - Ronwyn popatrzyła rozczarowana na starszych ludzi, którzy przyjęli ją w kamiennym zamczysku.
Nie miała wiele czasu. Z tego co mówił Krąg należało się śpieszyć. Miała nadzieję, że poznani w podróży ludzie pomogą jej w tej sprawie, zwłaszcza jeden... którego chętnie znowu by zobaczyła. Nie miała jednak czasu by czekać. Może dzień, może dwa, lecz nie więcej. Drzewa umierały a ich bolesne wołanie docierało do serca Kręgu. Coś bardzo złego działo się w Ziemnym lesie i musiała to odkryć...
Tymczasem zima zaczynała przejmować panowanie nad tą krainą. Widziała już kry na jeziorze. Niedługo całkiem skuje się lodem...

***

- Jesteś pewna Deidre? - Morgan mogła nie lubić swojej bratowej, ale powoli nabierała coraz więcej szacunku dla jej wiedzy i ogromnego opanowania, które przy krewkich i skorych do kłótni i bitek Wildborowach było dość pożądaną cechą. Poza tym mina brata upewniała ją że czarodziejka nie żartuje – No dobrze... widzę że jesteś pewna, ale skoro ten stwór odradza się raz na 500 lat to chyba na razie nie musimy się niczym martwić? - Zapytała z nadzieją.
- Obawiam się, że mamy się czym martwić, z mich obliczeń wynika, że ostatnia walka odbyła się w 876r. Dokładnie w dzień święta Letniego przesilenia. Musimy być gotowi na jego przybycie. Trzeba uprzedzić naszych sąsiadów. Z tego co zdołałam odkryć tylko Kamienie Duszy połączone razem są w stanie go pokonać.
- Dobrze
– wojowniczka skinęła głową – Pojedziemy z Tiarą na małą wyprawę do naszych północnych sąsiadów. Tych z Kintal chętnie zobaczę znowu, a Kennetha chętnie poznam. Krążące o nim opowieści są zbyt łakomym kąskiem, by nie chcieć się przekonać ile naprawdę jest w nich prawdy.
- Morgan!
- Lionel zgromił ją wzrokiem – czy ty nigdy nie możesz zachować powagi?
- Nie braciszku. Jeden nudziarz w naszej rodzinie całkowicie wystarczy...


***

Ragnar szedł ostrożnie po zamarzniętej tafli jeziora w kierunku niedalekiej wyspy i majaczącego na niej, ukrytego wśród porannych mgieł zamku. Miał nadzieję, że będzie tam mógł chwile odpocząć i ochłonąć po ostatnich przeżyciach. Nie sądził, by ktokolwiek uwierzył chociaż w połowę jego opowieści. Sam nie mógł sobie uwierzyć. Zwłaszcza ostatnie spotkanie wstrząsnęło nim do głębi. Była taka niezwykła... taka piękna...

 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 30-10-2010 o 20:01.
Eleanor jest offline