-Ale dziś gorąco... cholerne, południowe słońce.- Wymamrotał z wyraźnie rosyjskim akcentem strzelec skryty w wyłomie skalnym, z którego obserwował pustawy szlak handlowy. -Nawet jednego cholernego konwoju...- Klęczał zamaskowany na przemian klnąc i popijając resztki wody z manierki. Wytrzeszczał oczy, starając się coś dostrzec przez kurz i zaparowany celownik swojego SWD. -Cały dzień na marne... cały dzień prażenia się na tej patelni...- Dodał, składając broń i zwijając swoje maskowanie, gdy kontem oka dostrzegł ruch po prawej. Zauważył małego chłopca idącego w stronę osady, niósł coś na plecach. Strzelec powolnym ruchem przystawił celownik karabinu do oka, wiodąc wzrokiem za chłopcem. Zatrzymał wzrok, gdy ten stał przy samochodzie. -Ładny wózek... ciekawe, czy dobrze pil...- Głośny huk wybuchu połączony z podmuchem powietrza i pyłu powalił strzelca na ziemię, mimo dość znacznej odległości od miejsca katastrofy. -Co do jasnej cholery!?- Przeturlał się pomiędzy skałami, zabrał plecak i przeczołgał parę metrów dalej. Zajął dogodną pozycję i otrzepał skruszone skały ze starego, radzieckiego munduru. Na oślep, ruchem jednej ręki szukał swojego plecaka, do którego miał podpiętą siatkę maskującą. Z kieszeni zdezelowanej kamizelki taktycznej dobył kawałek szmaty, którym otarł spieczoną słońcem twarz. Musiał uważać, by spocona skóra zbytnio nie odbijała promieni słonecznych. Gdy już uporał się z pyłem, potem i kurzem, poprawił maskowanie swojego karabinu. Przystawił jedno oko do celownika i ponowił obserwację. Przez długą chwilę wpatrywał się w szczątki auta i wybiegających ludzi, wodził wzrokiem za pozycją ewentualnego strzelca, który mógłby spowodować ten wybuch...
__________________ "Daj mi kostki i podręcznik, a zagramy w co tylko zechcesz." |