Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2010, 21:55   #11
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Opustoszałe ulice... Ich samochód. Zbliżało się gorące południe. Zbliżało się leniwie i powoli tworząc kontrast z co razu przemykającym śpiesznie samochodem. Osobowym, cię Żarówką, tirem... Prawie nigdy nie pojawiały się więcej niż trzy naraz w ich otoczeniu. Pozostawało duszno, parno i śmierdząc spalinami. Jedediasz zwrócił siędo Syna Eteru.

-Już niedługo, jakieś dziesięć minet i będziemy na miejscu – stwierdził poważnie. -Problemy... Pieniądze, czy to nie powód wszystkich problemów?

Minęła ich ciężarówka. Bezpiecznie było. Było... Było! Trzask w bagażniku, tam gdzie znajdował się akumulator. Tył samochodu podskoczył wysoko, obijając twarze Amerykanina i araba o to, co mieli akurat przed sobą. Krew trysnęła ze złamanego nosa JOnatana. Tył nie zażył jeszcze opaść, samochód obrócił się bokiem, zachaczył o jadący z naprzeciwka samochód tóz po ciężarowce. Trach! Ciach! Tylko tak Syn Eteru mógl opisać gniecenbie metalu, kolejne wybuchy a tyle podbijające auto jak piłeczka. W przeciągu paru chwil stracił orientacje przestrzenną. Podejrzewał, że nagłe wstrząsy które skutkowały nowymi siniakami to zderzenia z gruntem. Naliczył ich trzy. Pomiędzy nimi pewnie lecieli przez drogę jak monstrualna piłeczka pingpongowa... Cztery, pięć... Rytm kołyszący w bólach, uderzenie w głowę, wkręcenie dłoni pod fotel... Dziesięć, arab wymiotuje, smród benzyny. Spalenizna za nimi. Jedenaście...
Za dwunastym razem obudził się na zimnym pyle pokrywającym bruk odosobnionej alejki. Tej samej w której rozmawiał z Jeremiaszem. Samochód stał otwarty, nikogo nie było. Szarpnięcie wiatru zaprószyło Profesorowi Turbo oczy. W bagażniku przytomny chyba arab dobijał się ze środka. Słońce górowało na szczycie nieba. Było później niż ostatnio. Dużo później. Dźwięk nieprzeradzającego gruchota. Pyr, pry... Nie jechał a pyrał, kocił – smród spalin uderzył maga w nozdrza piekąc w nos. Musiał zatrzymać sięza rogiem. Wyświetlacz na zegarku pokazał dwa krwistoczerwone punkty zmierzające ku niemy.
Za kroki robiło zamieszanie w bagażniku. Ten sam zaułek. Déj- vu miało stać się perfekcyjnym zmysłem? Zza rogu wyszedł ten sam mężczyzna który poprzednio... W śnie... Zastrzelił go? Uśmiechnięty, jak turysta który się właśnie zagubił. Zawołał łamaną angielszczyzną, machając przy tym ręką.

-Przepraszam! Mówi pan po angielsku? Mam pewien problem z drogą...

Jonatan Auster miał wszystkie włosy na karku postawione na sztorc. Drugi czerwony punkt został za zakrętem uliczki, niewidoczny. Miał przed sobą odbicie w kurzu swojej zwinniej postaci po śnie, Bolały go plecy. Jeśli strach to ból, to bolał go również mózg, psychika cierpiała spoglądając na tego barczystego jegomościa. Piekła niczym drzazga w dłoni, której nie można wyjąć, nie wie se o nie dopóki nie uczyni krzywdy, spazmem bólu nie przypomni o sobie.
Krew, rozdarte powłoki kośćca, krew, ból, śmierć, rozbryzganie krwi... To widział miast jegomościa. Widział swe urojone nemezis. Łup! W bagażniku arab raz jeszcze się Ruszył. Zbir znieruchomiał. Na chwilę uśmiech zeszedł mu z twarzy lecz po chwili znowu wrócił, tak samo durnowatymi fałszywy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline