Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-10-2010, 21:55   #11
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Opustoszałe ulice... Ich samochód. Zbliżało się gorące południe. Zbliżało się leniwie i powoli tworząc kontrast z co razu przemykającym śpiesznie samochodem. Osobowym, cię Żarówką, tirem... Prawie nigdy nie pojawiały się więcej niż trzy naraz w ich otoczeniu. Pozostawało duszno, parno i śmierdząc spalinami. Jedediasz zwrócił siędo Syna Eteru.

-Już niedługo, jakieś dziesięć minet i będziemy na miejscu – stwierdził poważnie. -Problemy... Pieniądze, czy to nie powód wszystkich problemów?

Minęła ich ciężarówka. Bezpiecznie było. Było... Było! Trzask w bagażniku, tam gdzie znajdował się akumulator. Tył samochodu podskoczył wysoko, obijając twarze Amerykanina i araba o to, co mieli akurat przed sobą. Krew trysnęła ze złamanego nosa JOnatana. Tył nie zażył jeszcze opaść, samochód obrócił się bokiem, zachaczył o jadący z naprzeciwka samochód tóz po ciężarowce. Trach! Ciach! Tylko tak Syn Eteru mógl opisać gniecenbie metalu, kolejne wybuchy a tyle podbijające auto jak piłeczka. W przeciągu paru chwil stracił orientacje przestrzenną. Podejrzewał, że nagłe wstrząsy które skutkowały nowymi siniakami to zderzenia z gruntem. Naliczył ich trzy. Pomiędzy nimi pewnie lecieli przez drogę jak monstrualna piłeczka pingpongowa... Cztery, pięć... Rytm kołyszący w bólach, uderzenie w głowę, wkręcenie dłoni pod fotel... Dziesięć, arab wymiotuje, smród benzyny. Spalenizna za nimi. Jedenaście...
Za dwunastym razem obudził się na zimnym pyle pokrywającym bruk odosobnionej alejki. Tej samej w której rozmawiał z Jeremiaszem. Samochód stał otwarty, nikogo nie było. Szarpnięcie wiatru zaprószyło Profesorowi Turbo oczy. W bagażniku przytomny chyba arab dobijał się ze środka. Słońce górowało na szczycie nieba. Było później niż ostatnio. Dużo później. Dźwięk nieprzeradzającego gruchota. Pyr, pry... Nie jechał a pyrał, kocił – smród spalin uderzył maga w nozdrza piekąc w nos. Musiał zatrzymać sięza rogiem. Wyświetlacz na zegarku pokazał dwa krwistoczerwone punkty zmierzające ku niemy.
Za kroki robiło zamieszanie w bagażniku. Ten sam zaułek. Déj- vu miało stać się perfekcyjnym zmysłem? Zza rogu wyszedł ten sam mężczyzna który poprzednio... W śnie... Zastrzelił go? Uśmiechnięty, jak turysta który się właśnie zagubił. Zawołał łamaną angielszczyzną, machając przy tym ręką.

-Przepraszam! Mówi pan po angielsku? Mam pewien problem z drogą...

Jonatan Auster miał wszystkie włosy na karku postawione na sztorc. Drugi czerwony punkt został za zakrętem uliczki, niewidoczny. Miał przed sobą odbicie w kurzu swojej zwinniej postaci po śnie, Bolały go plecy. Jeśli strach to ból, to bolał go również mózg, psychika cierpiała spoglądając na tego barczystego jegomościa. Piekła niczym drzazga w dłoni, której nie można wyjąć, nie wie se o nie dopóki nie uczyni krzywdy, spazmem bólu nie przypomni o sobie.
Krew, rozdarte powłoki kośćca, krew, ból, śmierć, rozbryzganie krwi... To widział miast jegomościa. Widział swe urojone nemezis. Łup! W bagażniku arab raz jeszcze się Ruszył. Zbir znieruchomiał. Na chwilę uśmiech zeszedł mu z twarzy lecz po chwili znowu wrócił, tak samo durnowatymi fałszywy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 30-12-2010, 16:45   #12
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
„Cholera jego kurwa mać!” Tyle zdążył pomyśleć Jon widząc makabryczną wywrotkę. Przeżył nie jedną, ale ten rzęch, ten niczym nie spowodowany karambol... Nie było czasu myśleć nawet nad błędami, nadnaturalną ingerencją, nie było czasu na...

Chwila ciemności, straszny ból imadła na skroniach. Obudził się wśród kurzu i smrodu, jęków i stukania Jedediasza o klapę bagażnika. Na wspomnienie ostatnich chwil tego niby-snu zaklął pod nosem i podniósł się na równe nogi. Sytuacja była dramatyczna. Można by rzec, że stracił kontrolę nad swoim życiem. Ba! Czas stracił panowanie nad sobą. Pora dnia się nie zgadzała. Wcześniej cofnęło go idealnie, ale teraz? A może spał tu od jakiegoś czasu? A może po prostu stracił przytomność, miał wizję i teraz musi tylko uważać na to co spowodowało karambol. Doprawdy zwalająca z nóg prekognicja.


Sprawdził godzinę na zegarku idąc uwolnić biednego araba z bagażnika, bo zapewne już oswobodzony chciał się szybko wydostać na zewnątrz.

Na szczęście, a może nie szczęście, system ostrzegania się jednak sprawdził. Zegarek migał czerwonymi punktami podwyższonego ryzyka wywołując wygładzenie zmarszczek na czole Amerykanina, okupując to solidnym wkurzeniem. Tego było za wiele, jedno po drugim, nieszczęście za nieszczęściem.

Pierwszym z zagrożeń był psychopata z lotniska – tego zdecydowanie się nie spodziewał i mógł dopisać do listy nieszczęść, jednej z wielu par tego dnia. Oby ten się wreszcie zakończył!

Zbir udawał zagubionego turystę i byłoby to może nawet wiarygodne, gdyby nie brakowało temu logiki od samego początku. Po pierwsze nie pyta się o drogę w obcym miejsce drugiego obcokrajowca siedzącego w ciemnym zaułku, do tego słysząc dobijanie się kogoś z bagażnika. Powinien brać nogi za pas. Dokładając do tego dziwaczne wizje-sny (w tym strzał w głowę zakładnika, zamiast ratowania własnej skóry), kumpla za winklem zagrożenia numer dwa (równie rozjarzonego jak czerwony przycisk amerykańskiego Prezydenta) i podwyższoną szansę zagrożenia wniosek był jasny. Trzeba to szybko zakończyć. Psychol i Drugi, ma w tym nowym miejscu już dwóch wątpliwej jakości przyjaciół, a to dopiero początek. Jeden skurcz serca starczył by wykryć brak oświeconej emanacji Drugiego. Żaden z napastników nie był przebudzonym, więc Jon nie mógł dojść tego jak go tutaj znaleźli.

Patrzyli na siebie przez kilka uderzeń serca. Chwila namysłu połączona z doświadczeniami z różnych eskapad po obcych krajach dawały w tym krótkim czasie dosyć jasny plan działania. Chciał... nie - Jon pragnął go wyeliminować raz na zawsze, za swoje rozrzucone wnętrzności po lotniskowej toalecie (a mało kto dostaje taką szansę!), za to że prześladują go i jego Mistrza, i za jego chory umysł w ogóle. Jednak pojawią się nowi, go chociaż rozpozna. Bez walki się nie wywinie, a nie mając w niej szczególnych szans wolał zaryzykować manipulację błogosławionego Eteru. Drugi za rogiem też będzie zdychał w męczarniach, chyba że zwieje jak usłyszy, jak ten się drze. W końcu od tego jest Tarcie Kości.


Normalna osoba brałaby nogi za pas, nawet zostawiając nowopoznanego towarzysza. Nie wiedziałaby co prawdy o czyhającym zagrożeniu – co najwyżej podejrzewała, będąc jakimś komandosem. Profesor Turbo nie był komandosem, ale nie był też normalnym człowiekiem i nie miał zamiaru nikogo zostawiać. Tym razem to nie on miał mieć pecha.
 

Ostatnio edytowane przez Kritzo : 02-01-2011 o 12:56.
Kritzo jest offline  
Stary 31-12-2010, 18:28   #13
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Jonatan Auster mógł z całą pewnością przyznać, że wrażenia manipulacji Metafizycznym Eterem. Mrowienie w końcu palców, świetliste strugi kwintesencji odrobinę zbyt statycznej, a potem fala. Udało się bardzo dobrze. Gdyby Syn Eteru miałby teraz, pod ręką, sprzęt, zapewne wykazałby wynik podobny 150% zakłócenia biegu Vis w ciele przybysza.
Natomiast rzeczywiste oddziaływanie Tarcia Kości zaprezentowało się nader upiornie. Przed oczami Profesora Turbo jego senny oprawca w mgnieniu oka padł na ziemię jak podcięty, zwijając się w kłębek tragany bolesnymi spazmami. W przeciągu paru chwil dostał tego oto zbira skurczonego w pozycji embrionalnej, w twarzy zalanej wyciśniętymi łzami i przekreślonej bolesnym grymasem, kończynami wykręconymi naturalnie oraz ustach łapiących po cichu powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.
Przebudzony długu nie mógł się rozkoszować tym widokiem. Wnet za rogu wykroczył drugi rosły jegomość. Wyglądał trochę jak strach na wróble, opalony, wysoki, nieudolnie imitujący turystę europejczyk o bandyckiej mordzie, bo tego wyrazu oblaci Jonatan twarzą nazwać nie mógł oraz pistoletem w dłoni.

-Hoer!

Krzyk jegomościa nałożył się na dźwięk wystrzału który uderzył w samochód... Oby nie bagażnik! Stres, szybkie skupienie woli i nastał... Syn Eteru ledwo sfinalizował swą wolę, a drugi zbir padł na ziemię w takich samych spazmach, jak jego kompan. Na zegarku zgasły punkt należący do znajomego ze snu o lotnisku, natomiast drugiego łotra tylko przygasł.
Przebudzonemu w przeciągu paru chwil zrobiło się duszno, krew napływać do głowy przyniosła szumienie oraz rozpalenie policzków. Wystrzał, walka... Stres. Zwykła adrenalina.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 02-03-2011, 21:43   #14
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
- Uwaga, otwieram. To ja, Jon - bagażnik samochodu otworzył się i arab mógł wreszcie wyjść.
- Chodź szybko, musimy pozbyć się prześladowców. Jak szybko zjawi się policja po odgłosach wystrzału?

Jedediasz zapewne zaraz by wyskoczył z samochód, żyw, popełnił jego zabawne przejęzyczenie i ruszyliby dalej. Gdyby nie to, że Jedediasz leżał właśnie z okrągłym otworem po kuli dokładnie na skroni, z którego sączyła się powoli krew.

- Shit! Shit! Shit! –
walnął pięścią o karoserię. Poszedł po pistolet i podciągnął zabójcę. Najpierw wygrzebał to co mieli przy sobie. Potem pociągnął dwa razy za spust. Trudno, prędzej czy później by do tego doszło. Jedyną rzeczą jaką potrafili robić to zabijać, by rozwiązać swoje sprawy. Sami sobie winni.

Jadąc już samochodem, z ciałem towarzysza w bagażniku uświadomił sobie, że sam stał się mordercą. To jeden z tych momentów, kiedy powinno go przerzucić w czasie.
- Ale nie! Po co? Co ja mam teraz zrobić? - jedyne co mógł robić to kilka ulic dalej dokładnie wytrzeć samochód, by nie było widać cieknącej krwi i pilnować się przepisów, bo po co mu kontrola policji?

Cofnięcia w czasie pewnie nie miało miejsca, bo on żył, a okrutny los spotkał biednego Jedediasza. Nie miał ochoty sprawdzać swojej teorii.
Jaka była szansa, że na całą przestrzeń małej uliczki kula trafi w tak mały obiekt jak ludzka głowa? Znikomy, ale zbłąkane kule najwyraźniej wiedzą, gdzie trafić. Jeśli coś może pójść nie tak, na pewno tak się stanie.

Zaczynał bredzić w myślach, popadać w pesymizm. Dla odrzucenia od siebie wyrzutów sumienia i poczucia winy musiał skupić się na konkretach.

Dwaj mordercy mieli przy sobie glocki i przyzwoitą ilość amunicji, bo po zapasowym magazynku. Były psychopata miał też rewolwer przy kostce, wylądował więc w podobnym miejscu u Jona, gdy ten na parkingu przyglądał się fantom. Wnioskując po dokumentach Holendrzy, możliwe że wynajęci zabójcy. Nie znał się na tym, mógł tylko zgadywać, ale nawet jeśli to fałszywki, pewnie nie mylił się zbytnio. Działali dość profesjonalnie, by nie mieć przy sobie namiarów na zleceniodawcę, czy jakiekolwiek miejsce, z którym można by ich było powiązać. Niestety.
Postanowił znaleźć miejsce zamieszkania Jedediasza. Najwyraźniej był zameldowany tymczasowo. Może coś da się jeszcze zrobić. Chociaż tyle, że nadal miał jego dowód rejestracyjny i prawo jazdy. Szkoda go, był bardzo sympatyczny.

* * *

Po chwili poszukiwań znalazł skrytkę na dworcu. Wybrał największą jaką się dało. Zapakowany w torbę podróżną generator był jedynie ciężarem. Nie chciał sprawić swojemu nauczycielowi zawodu tracąc go. Przezornie, podpatrzył to w jednym z filmów położył na drzwiczkach od wewnątrz zapałkę, by otwierając drzwi ta spadła. Jednak, jeśli ktoś by się pokwapił mógłby i to zauważyć. Dlatego w zamku błyskawicznym umieścił wyrwany włos, ledwie wyczuwalny, gdy dotknie się go dłonią.

W samochodzie w worku na śmieci leżał Jedediasz. Opryskany kilkoma preparatami, które mag zdobył na stacji benzynowej razem z pozostałymi niezbędnymi środkami. Utrwalił go, a czasomierz na rękawicy wskazywał zadowalający czas, wystarczający by można było go pochować, nim zacznie się na prawdę rozkładać. [1] Stacja benzynowa pomogła też w rzetelnym usunięciu bytności Jonatana wewnątrz samochodu, nie że bez pomocy Nauki, a dokładniej jednej z wielu funkcji jakie pełniły elektroniczne gogle maga. W idealny sposób wskazywały resztki esencji Jonatana, każdy najdrobniejszy szczegół, który należało jedynie zmyć.[2] Od tej pory jadąc samochodem zawsze używał rękawiczek.

Przeprogramowując swój alarm w komputerze jadł być może swój ostatni posiłek – kto wie, może fortuna dała mu po prostu szansę skosztować tej lury, dumnie zwanej kawą i kanapki z szynką prosto z automatu. Rozszerzył już szperanie na częstotliwość CB-radia, jedynym problemem było uwiecznienie kilku policjantów na służbie. Problemem zawsze byli tajniacy, ale po to CB radio. Jego nadajnik połączony z ryzykiem posiadania broni zwiększał czułość alarmu pięciokrotnie. Skoro mało kto używał takiego sprzętu, a na pewno nikt normalny, swoistość przynajmniej względem służb miejskich znacząco wzrosła. Zbiry nadal były zagrożeniem, ale policja już się do niego nie zbliży nieproszona. [3]

Czas było sprawdzić czy w samochodzie dwójki morderców nie było nic ciekawego. Mógł tam pójść od razu, nie chciał jednak dać się zaskoczyć patrolowi. Miał też nadzieję sprawdzić co się z nim działo. Wstyd się przyznać doktorowi, że nie zrobił tego od razu po całym zajściu. Niestety, straciłby wtedy rachubę czasu i byłby zgubiony. Teraz mógł to zrobić na spokojnie i taki miał zamiar. Swoją drogą warto zobaczyć skąd się tam wzięli, i co w ogóle się stało wtedy w tym zaułku. Na dysku było dość miejsca by uwiecznić nie tylko to nagranie z przeszłości. Czas było znaleźć samochód Holendrów i poszukać nowych śladów.
 
Kritzo jest offline  
Stary 12-06-2011, 21:36   #15
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Jonatan Auster wyruszając do miejsca... Zbrodni? Nie, tylko morderstwa – mógł sobie powtarzać duchu. Usprawiedliwiać. To tylko obrona. Lecz z każdą chwilą kiedy był bliżej, coraz mocniej ściskał go żołądek. Niby wszystko grało, osprzęt nie pokazywał niepokojących oznak. Ludzi było tyle, ile zwykle – nie za dużo, nie za mało. Nagrzane powietrze z postni spełznęli nad miasto. Syn Eteru nie dostrzegał też potencjalnie niebezpiecznych zawirowań Kwintesencji. Było zwyczajnie. Normalnie.
Mężczyzna normalnie, jak na spacer szedł obejrzeć miejsce zbrodni. Zupełnie normalnie skręcił w uliczkę. Zakręciło się mu w głowie, świat jakby zawirował. Nogi zdrętwiały. Idąc piechotą poczuł, że od każdego kroku wzbiera mu się na wymioty. Przyrządy zapikały głośno, a następnie... Wysiadły.
Nim wychylił się zza rogu zauważył, że słonce znajduje się na innym miejscu. Spoglądając w uliczkę, krew napłynęła mu do głowy, nogi prawie się ugięły. Przy samochodzie stał nie kto inny jak zbir z lotniska wraz ze swym kamratem. Inny słowy, Jonatan widział dwóch jegomości których już raz zabił. Wyglądali całkiem świeżo, znajomy z portu lotniczego szeptał coś do drugiego w obcym języku, a ten drugi... Przeładowywał broń. Syn Eteru słyszał z daleka jakieś uderzenia o metal.
To Jedediasz uderzał za rogiem o blachę bagażnika. Czy on też tam był? Aby to sprawdzić, musiałby minąć zbirów i pójść tam. Teraz właśnie psychopata lotniskowy wyruszał stronę, skąd przybył wtedy...
Czyli mag miał być świadkiem sceny która się już wydarzyła.
Albo oszalał. Zabił człowieka i oszalał. Może już wcześniej siedział w pułapce własnego umysłu?
A może ma szansę ocalić asystenta swego mentora?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 13-08-2011, 21:30   #16
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Dwaj mordercy czekali najwyraźniej na pojawienie się Jonatana, lub jego ruch. Może nadal tam był? Zaszło coś bardzo dziwnego. Miał na sobie rękawicę, której nie powinien był mieć w tym czasie. Wtedy był całkiem bezbronny. Poprzednie przerzuty w czasie wyglądały trochę inaczej. Zaczynał tam, gdzie ostatnio kończył, taki sam. Do tej pory starał się zbierać informacje, a teraz było zupełnie inaczej…

Schował się szybko w cieniu i złapał za skronie. Neurony skwierczały atakowane wygórowanymi żądaniami maga i hamując napadł rozpaczy. Musiał jednak szybko wrócić do rzeczywistości, musiał jeszcze raz sobie poradzić.

Na myśl przyszło, że głupio zrobił, że wcześniej ich zabił. Poniosły go emocje, nawet jeśli słuszne. Z drugiej strony musi ich wyeliminować. Wrócą po niego, raz za razem. Kto wie czy też nie w Arizonie.

W co on się wpakowałem?” pomyślał. Szanowany badacz powinien zajmować się nowymi odkryciami i rozwojem, nie walką o przetrwanie, szczególnie w tak bezwzględnym wydaniu. Potrafił jednak być bezwzględnym. Ulica i podróże go tego nauczyły. Oparł się temu, jednak jego bezosobowe czasem podejście do materii ludzkiej mogło mu zapewnić pewne przywileje w tej nierównej walce. Nie miał informacji, ale w końcu był Profesorem Turbo.

Mag stanął u wyjścia z uliczki, w której się skrył. Po drugiej stronie ulicy dwóch „Holendrów” właśnie skończyło się naradzać.
- Hej! Beckman! Springer!

Dwójka odwróciła się. Widać było po nich zdziwienie, mimo niewzruszonych twarzy zawodowców. Jon nie wiedział, czy to z powodu jego nagłego pojawienia się, czy wykrycia ich tożsamości. Na pewno ich zaintrygował, a na to właśnie liczył.

Odwrócił się nonszalancko i założył ręce za głowę by wejść w uliczkę. Po chwili już do niego biegli. Nim się odważył ujawnić chwilę zastanawiał się nad swoimi możliwościami. Po co jednak szukać finezji, jeżeli sprawdzone metody są najskuteczniejsze?

Chowając się za kontenerem wreszcie usłyszał kroki na rozrzuconych śmieciach.
- I want to talk! Don’t shoot!

Kroki, ostrożne, niezbyt długie, zapewne. Jon cały się pocił. Czuł się jak bohater jakiejś gry komputerowej, lub filmu o Jamesie Bondzie. Gdyby tak było, byłby już stracony, bo nie był ani bohaterem gier ani filmów akcji, które zawsze kończą się dobrze.

Byli już bliżej. Lepiej słyszalne kroki, brak odpowiedzi. Raz, dwa, trzy.

Ciało zwaliło się na ziemię targane konwulsjami wywołanymi Tarciem Kości. Kwintesencja szalała zaburzając wzorce. To coś czego nie mieli bohaterowie kina akcji – Magyia. Jon cieszył się, że może być w tej trudnej chwili sobą

Radość jednak szybko się ulotniła, gdy zauważył, że obok kontenera leży ten nazwany przez niego Psychol - bandyta z lotniska. Jego kolega Drugi stał w osłupieniu po drugiej stronie ulicy, najwyraźniej czekając w odwodzie. Na pewno nie spodziewał się oporu, lub przynajmniej takiego oporu.
- Ale schrzaniłem…

Jon opanował swoje zdziwienie, raczej nie umiał grać na tyle dobrze, by udawać gniew. Byłoby to na rękę, ale co zrobić? Był badaczem Eteru. Udał jedynie, że chowa coś do kieszeni i uśmiechnął się sztucznie do drugiego przeciwnika. Adrenalina buzowała w żyłach, powodując lekkie dreszcze, lecz nie było to przyjemne jak rywalizacja na w wyścigach WRC. Wręcz zbierało mu się na mdłości.

Na szczęście przed przeprowadzeniem całej akcji wykorzystał swój telefon by zablokować połączenia z telefonów bandytów. Wiedział, że je mają, co prawda zablokowane, ale nie mógł być pewien czy przed pościgiem, czy właśnie teraz nie będą gdzieś dzwonić. Chciał tego uniknąć. Tak czy owak, drugi napastnik został osaczony, między potrzebą wykonania zadania i braku łączności z bazą.

Mag chwycił przeciwnika za nogi i wciągnął go za kontener nie spuszczając wzroku z drugiego przeciwnika. Szybko przeszukał krzywiącego się z bólu goryla i zabrał mu broń, dokumenty i telefon. Następnie zdarł z niego kurtkę i zawinął ją dookoła lufy broni. Po co ma mieć na sobie te wszystkie drobinki prochu?

- To za mnie Psycholu- jeden strzał z przystawienia w stopę, okaleczający, ale dający szansę pościgu o kulach -… a to za mojego kumpla. – drugi strzał, w drugą stopę. Choć mógł być ten drugi, ale nie było czasu myśleć. Stracił przeciwnika z oczu tylko na czas egzekucji.

Ten stał jeszcze bardziej zdziwiony. Ich ofiara nie tylko stawiała opór, ale stała się oprawcą. Dosyć wyrachowanym, bo właśnie rozsypywał na ziemi naboje z magazynku, który wyrzucił daleko w bok, a samą broń umieścił wysoko na klapie śmietnika. Nie było tu jego odcisków - rękawica przydawała się w rozmaity sposób.

"Ciekawe czy nie złamałem jakiegoś punktu kodeksu zabójców. Chociaż co za różnica? Jestem ofiarą, jak to mówią, niedoświadczony przeciwnik jest najgroźniejszy, nigdy nie wiadomo co zrobi."

W okolicy zrobiło się głośno. Ludzie krzyczeli, choć chyba nie tak głośno jak w Stanach. Dzielnica nie była najbogatsza, może do tego przywykli, albo nie chcieli się mieszać? Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto zadzwoni na policję.

Jon stanął u wyjścia z uliczki, w okolicy biegało trochę osób. Był roztrzęsiony i nie mógł patrzeć w oczy przeciwnika. Starcie na groźne spojrzenia przegrał, nim to się rozpoczęło.

Chwycił przebiegającego przechodnia za rękę i pokazał w zaułek, gdzie widać było wystającą z cienia nogę, pod którą rozlewała się lepka maź. Mężczyzna jęknął, ktoś inny również się spojrzał w tamtą stronę. Zaraz zrobi się zbiegowisko. Przeciwnik to z pewnością wykorzysta by się do niego zbliżyć.

Dobrze, że już wcześniej zapoznał się z okolicą. Jon pokiwał palcem na swojego przeciwnika, a następnie dał znak „za mną”. Miał nadzieję, że nie ruszy na Jeremiasza. Strzelanie do trzęsącego się bagażnika byłoby bezsensowne w zaistniałej sytuacji, w końcu nie wiedziałby kogo zabija. Nawet gdyby, póki Jon miał z nim kontakt wzrokowy mógł go jeszcze powstrzymać, choćby na samym zakręcie.

Ruszył w stronę sąsiedniego zaułka, a zdążył je pobieżnie poznać szykując się do swojego planu z niezrealizowanych najbliższych paru godzin (szukanie prawidłowych form gramatycznych powodowało u Jona subtelny nacisk na skronie i ściągnięcie brwi). Jeśli przeciwnik za nim ruszy, obezwładni go w następnej uliczce, czy ten tego chce, czy nie. Starczyło naciągnąć na oczy gogle. Jeśli będzie zbytnio się boczył, przynajmniej mu ucieknie. Najważniejsze było dostać się do Jeremiasza, nim policja zainteresuje się jego samochodem.

Zastanawiało go jeszcze jedno. Czy miniony on leżał pod ścianą w zaułku? W ogóle czym była ta cała farsa? W myślach kołatała mu się wizja SAVE GAME. Szkoda tylko, że nie potrafił nad tym panować i nie wiedział, kiedy może wczytać ostatni zapis. Grał w chorą fantazję jakiegoś szaleńca, może nawet własnego Mistrza. Cholerne „SAVE LIFE” – jak zaczął je nazywać, mogło być jednak zawodne i nie chciał wystawiać go na zbyt wiele niepotrzebnych prób. Już i tak trafił na tyle dziwnych sytuacji, które są statystyczną nieprawdopodobnością. Jeśli to pętla czasu, oczekująca konkretnych rezultatów, to przynajmniej nie musi zaczynać wszystkiego zawsze od początku. Czy to wina/zasługa tego dziwnego wisiora? Do tej pory nie dostrzegł, by coś się w nim zmieniało.
 
Kritzo jest offline  
Stary 23-08-2011, 19:02   #17
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Profesor Turbo miał dobre podstawy aby zacząć przypuszczać, że albo sam wpadł w ciszę, albo znajduje się w jakimś okropnym śnie marudera albo – co straszniejsze – sama rzeczywistość postanowiła zwariować, rozbijać się na kwanty wszechrzeczy, a wszystko zaczęło się od rozbicia czasu... Pozostawała jeszcze wersja w której [b]Notportionp/b] był genialnym wynalazcą, a podarowany i noszony poprzez Syna Eteru przyżad na szyi jes prowodorem zdarzeń. Takie coś znaczyłoby przewrócenie magycznego świata.
Zmiana historii. Ocalenie. Wygranie wojny.
Paradoks. Pycha. Niewiara – nawet u przebudzonego ona kiełkowała.

Drugi łotr, zabójca czy wariat – tak się nazywa wroga odczłowieczając go, odrzuca się jego atrybuty – rodzinę, życie prywatne, prawdziwe imię czy nazwisko. W umyśle pojawiała się szufladka – wróg – przechowująca bezosobową materię psychiczną do której przypisano równie wyobcowanego w psychice Jonatana zbira.
Tachion.
Czas w tył.
Liczba urojona.
Świat urojony.
Obrazy, koncepcje śmigały magowi w głowie. Lecz trzeba było działać.

Wystrzał świsnął nad głową Syna Eteru dokładnie w momencie, kiedy drugi zbir padł na ziemię rażony Tarciem Kości. Zbir zbliżał się do samochodu z i. Jedediasz. Upadł ciężko, pobladł skręcając się w nieludzkiej pozie. Syczał prze zęby, wzorzec migał błękitno-seledynowym światłem.
Samochód obruszył się. Ktoś szarpał się niemiłosiernie, aż nadwozie się trzęsło niczym galareta. Do trzęsącego się na ziemi zbira dołączył nikt inny jak Jedediaszem, który wypadł z bagażnika na ziemię i spoglądając nieprzytomnym workiem na rzeczywistość plunął krwią. W otartym bagażniku nie wiedzieć czemu leżał generator.
Syreny. Drugi zbir trząśnicę na ziemi, chyba błagał o pomoc. Tak, ludzie błaganie, nie ważne w jakim języku, jeśli jest szczere, a towarzyszy mu olbrzymie cierpienie – jest zawsze wyczuwalne. Syreny. Policja. Syn Eteru słyszał niemal syreny za sobą. Kilka minut na ucieczkę.

***

Magowi zakręciło się w głowi, pociemniało w głowie. Zachwiał się, syreny się zbliżały. Ostatni widok jaki był, to krew na dłoniach. Nie wiedzieć czemu, ale miał krew na dłoniach. Ostatni dźwięk – dźwięk syren.
Jonatan poczuł, że spada w dół. Potem twardy beton pod nogami. Zachwiał się. Nie z dezorientacji ciała, umysł, zmysły i ciało przebudzonego pracowały na najwyższych obrotach. Lecz gdy odzyskał wzrok pierwsze co ujrzał to panoramę Damaszku z dachu wysokiego wieżowca w centrum. Dopiero świtało. Ciepły wiatr z pustyni uderzył go w twarz. Spojrzał w dólł na dachu leżały dwa trupy zbirów. Obydwa wyręczone jak po jakiejś dziwnej chorobie. Był tam reż Jedediasz, nieprzytomny, w dłoniach ściskał kurczowo generator.


Profesor obrócił dookoła, na ziemi sprejem wymalowano wielkie litery.

AMBASADA

Zużyte wszystko
Zużyte wszystko, słów miazga nie cieknie
I nie spowija grozy dawnych diabłów
Oni się korzą przed wyplutą pestką,
Tybald się boi Kainów i Ablów.
W uściskach stonóg zaklęta pantera,
Jej centki świecą różowe i dumne.
Przez trawę pełznie cudowna hetera
Miażdżąc swym brzuchem słowa zbyt rozumne...

Na czarno, czerwono i zielono w szaleńczej pasji wielu barw. Maga bolała głowa. Wiatr szumiał. Ten sam dzień który miał zacząć inaczej.

-Szefieee... Co tu się do jasnej chouluery dzieje?

Wyszeptał z ziemi znajomy arab, próbując powstać. Był tak samo skołowany.

*Wykorzystano wiersz Witkacego.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172